piątek, 1 marca 2013

Aktualności na temat Kalendarza Opowieści oraz Dwie Okładki

Neil napisał w niedzielę 17 lutego 2013 r. o 16:11

Wstałem dziś wcześnie rano, wszedłem do studia i nagrałem wszystkie dwanaście opowiadań z Kalendarza Opowieści, który powstaje pod patronatem BlackBerry (możecie poczytać o nim tutaj).

Oznacza to, że trudną część mam już za sobą.

Wybrałem dwanaście wiadomości z Twittera (a tak naprawdę z wyjątkiem marcowej, w której się zakochałem i która nie miała żadnej konkurencji, wybrałem po trzy wiadomości do każdego miesiąca, bo autorzy musieli wyrazić zgodę na ich wykorzystanie przeze mnie i BlackBerry, a niektórzy nigdy nie odpowiedzieli, więc dobrze było mieć coś w zapasie.)

A następnie kilka dni, które miałem poświęcić na pisanie spędziłem będąc filmowanym i udzielając wywiadów na potrzeby projektu. W moim garażu zainstalowała się ekipa filmowa. (To duży garaż, ale byłem zaskoczony jego przemianą w strategiczne centrum operacyjne.)

A potem ekipa sobie pojechała, a ja złapałem pióro, pusty, niebieski notes i zacząłem zapisywać: najpierw marzec (jak już wspomniałem – ten, w którym się zakochałem – i jest piracki), potem kwiecień (zabawny) i listopad (smutny), następnie styczeń (dość ekscytujący i różne rzeczy w nim wybuchają), październik (miejscami śmieszny), lipiec (rozdzierający serce i pełen nadziei, mój ulubiony, ale różni ludzie mają różnych faworytów), wrzesień (magiczny), czerwiec (zabawny), maj (DZIWNY), luty (osobliwy), sierpień (krótki i bardzo gorący), grudzień (smutny, ale postanowiłem zakończyć go mniej smutno, niż pierwotnie planowałem, kiedy przypomniałem sobie, że będzie ostatnim opowiadaniem w serii.)

Lotnisko Logana w Bostonie było zamknięte z powodu śnieżycy. Doleciałem do domu w przeciągu kilku godzin pomiędzy jego otwarciem, a zamknięciem lotniska Minneapolis St. Paul z powodu burzy lodowej.

Potem przepisałem opowiadania na komputerze, wysłałem je do BlackBerry i ze zdenerwowaniem czekałem, czy im się spodobają (spodobały się, co było miłe, jako że nie miałem planu awaryjnego na wypadek, gdyby stało się inaczej.) Popędziłem do studia, nagrałem je, zdarzyło mi się nawet czytać głosami postaci, których nie powinienem odgrywać.

...

Tyle wpisu blogowego udało mi się zanotować dwa dni temu, a potem życie mnie porwało i nie dało odetchnąć aż do chwili obecnej. Nawet teraz niespecjalnie mam okazję odetchnąć – raczej wstrzymuję oddech i powinienem ciężki pracować. Wisi nade mną nie jeden, nie dwa, ale cztery makabryczne i absolutnie nieprzekraczalne terminy pracy do oddania w tym tygodniu, więc cokolwiek piszę, czuję się winny, że nie zajmuję się pozostałymi.

("Zawsze coś pan sobie gryzmoli, czyż nie, panie Gaiman?" szepcze mi w głowie niewidzialny Książę Gloucester.)

Powodem, żeby skończyć ten wpis jest wiadomość, że Headline books opublikowało brytyjską okładkę Oceanu na końcu ulicy. Oto jak wygląda:


Tak samo jak wydanie amerykańskie, ukaże się 18 czerwca.

(Dla tych, którzy potrzebują przypomnienia – tak będzie wyglądać amerykańska okładka)

i owszem, na okładce brytyjskiej znajdzie się chłopiec, na amerykańskiej – dziewczyna, i w obu wersjach wszystko się zgadza.

18 czerwca. W USA można zamówić pierwsze wydanie z autografem w Porter Square Books w Cambridge lub przez Barnes and Noble. Oferta ważna "do wyczerpania zapasów" i za kilka tygodni opcja zamówienia zniknie. Dostanę wtedy mnóstwo arkuszy do podpisania, a następnie trafią one do drukarni i zostaną złożone z resztą pierwszego wydania książki. (Ups. Pomyliło mi się. Wygląda na to, że egzemplarze z autografem będzie można zamawiać aż do dnia premiery.)

(Co więcej, osoby, które otrzymały pierwsze egzemplarze piszą o książce na portalu GoodReads, Nie ma tam spoilerów, więc nie mam nic przeciwko zamieszeniu linka.)

Brak komentarzy: