niedziela, 19 grudnia 2010

Książka do kawy i dlaczego niewielkie karteczki zaczynają wypierać rzeczywistość

Neil napisał w czwartek 18 listopada o 20:56 Jest tu moja przerażająca córka chrzestna Hayley Campbell, pracuje nad książką o Sztuce Neila Gaimana, czy coś w tym rodzaju i zniknęła na

...maddy gaiman jest taka fajna.....

(Przerwałem na chwilę pisanie, żeby wyprowadzić psy na spacer. Jestem pewien, że kiedy wychodziłem tego zdania tu nie było.)

(Z tej okazji zdjęcie Maddy Gaiman i Hayley Campbell z ubiegłego tygodnia. Maddy ma na głowie kapelusz Hayley.)



Tak czy inaczej, Hayley zniknęła na strychu i buszuje tam w poszukiwaniu rozmaitych rzeczy, przeszukuje teczki starych rysunków oraz faksów i żąda ode mnie wyjaśnienia, dlaczego w latach 80. rysowałem wampiro-króliczki i faksowałem je do Steve'a Bissette'a.

Ściąga także rysunki ze ścian i zamierza je zeskanować.

Tam, gdzie coś wisiało znajdują się teraz samoprzylepne karteczki z opisem tego, co powinno się w danym miejscu znajdować. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że znalazłem w powieści Philipa K. Dicka.



...
Chciałem zareklamować pewną książkę. Dostałem jej egzemplarz za darmo i byłem tym faktem zachwycony, bo to potężne i imponujące dzieło. Potem ją przeczytałem i mój zachwyt stał się jeszcze większy.

Książka jest naprawdę ciężka. Jest też bardzo dobra. Oto jej zdjęcie, które mnie bawi, bo to "książka w sam raz na stolik do kawy", która zajmuje cały stolik do kawy...


Tytuł książki to 75 lat DC Comics: sztuka tworzenia współczesnej mitologii, wydana przez Taschen tak pięknie, jak jeszcze nie publikowano wydawnictw komiksowych. Rozkładane strony, niezwykłe reprodukcje strych rysunków, rarytasy, cudeńka oraz historia DC Comics od jego powstania. Większość tekstu (choć pewnie nie cały - w książce jest wiele podpisów, wykresów itp.) napisał Paul Levitz, który zna wszystkie mroczne sprawki, ale jest prawdziwym gentlemanem, więc wszystkich nie zdradzi. Choć i tak opowiedział więcej, niż sądziłem. Książka waży 15 funtów (7 kg) wraz z pudełkiem-walizką.

Jak wspomniałem, jakość wydania jest niewiarygodna. Zdecydowanie podnieśli poprzeczkę dla wszystkich przyszłych wydawnictw na temat komiksów.

Oto strona książki na Taschen Books, gdzie można przejrzeć pierwsze 100 stron.
Jest tam też świetne zdjęcie Paula, na którym wygląda jak krasnal ogrodowy z książką normalnych rozmiarów.

Paul Levitz jest człowiekiem w standardowym rozmiarze, a nie krasnalem ogrodowym.

Na grzbiecie książki znajduje się rysunek Sandmana autorstwa Marca Hempela, obok pięciu innych ikonicznych superbohaterów (w tym Potwora z Bagien). Nie macie pojęcia, jak się z tego cieszę.


Jedyna jej wada jest taka, że zacząłem fantazjować na temat opublikowania w podobnej albumowej formie Pełnego 2000-stronicowego Jednotomowego Wydania Sandmana, jakie od dawna proponowałem DC Comics. Zawsze wtedy spoglądali na mnie dziwnie i wzdragali. (Taki Sandman mógłby mieć własną walizkę. Albo kółka. Albo nóżki do przykręcenia, żeby mógł służyć za stolik.)


Właściwie nie jest to jej jedyna wada. Inna wada posiadania tej książki to myśl, że teraz muszę kupić ją kilku osobom jako prezent na Boże Narodzenie/ Chanukę/ zimowe przesilenie/ itd. Jest bardzo droga. Ale jako prezent - idealna.

Oto link do Amazonu, sprawdźcie sami. Zniżka, jaką oferują jest całkiem przyzwoita. (Ale i tak nie jest tania. Wychodzi 50 centów za uncję.)

Tutaj link do strony indiebound, jeśli chcecie wspierać niezależne księgarnie w swojej okolicy.

Bardzo możliwe, że choć jeden egzemplarz znajdziecie w najbliższym sklepie z komiksami. (Link do wyszukiwarki księgarni komiksowych.)

...
Dobra. Jeszcze parę rzeczy: po pierwsze na swoim blogu Patrick Rothfuss prowadzi tę samą akcję, co rok temu dla Heifer International. Poczytajcie: http://blog.patrickrothfuss.com/2010/11/worldbuilders-2010/ a potem sprawdźcie, jak niezwykłe fanty można wylosować na http://blog.patrickrothfuss.com/ i wpadajcie w zachwyt. Wpłacicie coś na rzecz Heifer International. Poprawi się wam samopoczucie. I jeszcze pewnie dostaniecie wspaniałą książkę z autografem.

Jak on sam tłumaczy,
Pamiętajcie, że za każde 10 dolarów wpłaconych na rzecz Heifer International zyskujecie szansę wygrania tych i setek podobnych książek. No i jest jeszcze kwestia sprawiania, aby świat stał się lepszym miejscem. To też jest całkiem przyjemne.

Nie zapomnijcie, że Worldbuilders dołoży sumę równą połowie wpłat. Czemu nie wejść na stronę Team Heifer i dołożyć się już teraz? Proszę mi wierzyć, dzięki temu poczujecie się naprawdę wspaniale.
...

Zbiórka na produkcję animowanego filmu na podstawie mojego opowiadania "Cena" prowadzona na stronie Kickstarter zebrała 983 darczyńców i 68 000 $. Jesteśmy już prawie w połowie drogi.

Jestem przeszczęśliwy i zaskoczony, że tak dobrze to idzie i podejrzewam, że Christopher Salmon podobnie.

Oczywiście potrzebne mu będzie jeszcze dużo wsparcia. Zostało 12 dni. Jeśli macie blog, może napiszcie tam o tym, albo zamieście reklamę? Jeśli prowadzicie stronę z newsami, przeprowadźcie z Chrisem wywiad, albo wspomnijcie przy okazji, jak można się włączyć do akcji. Piszcie o tym na Twitterze. I na Facebooku. Powiedzcie innym.

Aby nieco wspomóc sprawę, zamieściłem na last.fm całe opowiadanie "Cena" z płyty Speaking In Tongues [Mówiąc językami] do odsłuchania online:

http://www.last.fm/music/Neil+Gaiman/_/The+Price.

Jeśli ktoś zapyta, o czym jest "Cena", możecie teraz podać mu link do posłuchania...
...

SF Playhouse (w San Francisco) wystawia musical KORALINA Stephina Merritta. Szczegóły, klipy wideo, zdjęcia itp. na http://www.sfplayhouse.org/season1011/coraline.php?video=1#link_video
...
A to Hayley znalazła razem ze starymi faksami. Komuś nie podobały się Rozmowy Śmierci o Życiu. Kliknijcie, żeby przeczytać dlaczego...

[w skrócie: autorka listu była oburzona i zniesmaczona artykułem, którego autorzy przedstawiają komiks, w którym młoda, atrakcyjna kobieta - Śmierć - prowadzi edukację seksualną opowiadając o prezerwatywach i ryzyku zachorowania na AIDS zamiast zalecać abstynencję seksualną. Jej oburzenie było tym większe, że nauczycielka postanowiła wykorzystać komiks na lekcji w szkole. - przyp. noita]
...
A teraz krótka wycieczka do skrzynki FAQ...

Czy jest szansa na wznowienie zbioru opowiadań GHASTLY BEYOND BELIEF? Brakuje mi go.
Najlepszego,


Obawiam się, że nic z tego. Ta książka, tak samo jak biografia Duran Duran nie będzie już drukowana. Pilnujcie swoich starych egzemplarzy.

Cześć Neil,
W 1999 widziałem Twoje wystąpienie na Uniwersytecie Waszyngtona w Saint Louis. Jak widzisz, zrobiło ono na mnie niemałe wrażenie, skoro piszę do Ciebie 11 lat później.

Byłem wtedy studentem filozofii, pragnąłem zmieniać świat za pomocą ezoterycznej gadaniny i tak dalej. Szczęśliwy traf sprawił, że znalazłem się w Graham Chapel i słuchałem, jak otwarcie i szczerze potrafisz opowiadać o swoim procesie twórczym.

Nie wiedziałem jeszcze, że sam w przyszłości zostanę artystą-malarzem. Wiele z tego, co wtedy powiedziałeś pozostało w mojej pamięci i w mym sercu. Zawsze chciałem bardzo podziękować za to, co mi ofiarowałeś. Od tamtej chwili byłeś dla mnie swego rodzaju przyjacielem i mentorem.

Napisałem właśnie teraz, po można powiedzieć, że historia zatoczyła koło. Obecnie mieszkam w Chinach - przyjechałem na zaproszenie uniwersytetu syczuańskiego - jako artysta-rezydent. Dzięki tej wspaniałej posadzie zostałem zaproszony do wygłoszenia serii wykładów (na temat mojej własnej twórczości, pracy kuratora sztuki i procesu twórczego). Pierwszy z nich wygłoszę do studentów (i artystycznej społeczności Chengdu) w przyszłym tygodniu. Będę robił coś takiego po raz pierwszy w życiu.

Kiedy patrzyłem na Twoje wystąpienie te 11 lat temu, wyobrażałem sobie, jak stoję na Twoim miejscu. Oczywiście nie osiągnąłem wtedy niczego imponującego (nie mówię, że teraz coś się zmieniło ;) ale zastanawiałem się co by było gdyby... Wyobrażałem sobie, że mam okazję opowiadać o swojej pracy (jaka by ona nie była)... i teraz jestem mocno zaskoczony, że ma to się stać naprawdę. Wydaje mi się, że nie będzie to dla mnie ostatni tego typu występ - i że takie doświadczenie wpłynie na moją twórczość i nawet nie jest w stanie przewidzieć, w jaki dokładnie sposób.

Maluję sobie teraz w studio urządzonym we wsi na uboczu, na obrzeżach wielkiego miasta. Nie różni się to bardzo od twojego domu w lesie... jest nawet podobne okno. Mam podobną, co Tym zasadę: mogę wyglądać przez okno kiedy i jak długo zechcę, a w tym czasie moje farby (jak Twoja klawiatura) przyciąga pomysły. O to właśnie chodzi w tym wszystkim.

Będę opowiadał o fenomenologii i procesie twórczym. Porównam malowidła skalna z obrazami Picassa, pokażę też nieco ze swojego skromnego dorobku i pracy kuratora sztuki. Wspomnę o Tobie i o tym, czego nauczyłem się obserwując Twoje wystpienie. Nie spodziewam się, żebyś mógł znaleźć się na widowni, ale 25 listopada mogą swędzieć Cię uszy.

Dziękuję więc raz jeszcze, bardzo serdecznie. Myślę, że mój list to tylko jeden z niezliczonych dowodów na to, że to, co robisz jest ważne i znaczące. Bardzo słusznie, zasługujesz na to. W Twej twórczej podróży życzę Ci wszystkiego najlepszego.

Moim zdaniem najbardziej niesamowite jest to, że pracujemy samotnie, nasza twórczość jest tak bardzo osobista. Tworzymy sztukę z tego, co mamy w sercach, głowach i w rękach. A mówienie o tym na głos wydaje się za pierwszym razem przerażające... ale tak wiele razy wyobrażałem sobie, jak to robię, więc ta chwila musiała w końcu nadejść. Manifest destiny w czystej postaci, prawda?

Jeszcze raz dzięki. Baw się dobrze podczas nadchodzących wystąpień w San Diego. Będę myślał o Tobie podczas swojego debiutu.

Pozdrawiam,

Will Kerr

PS - W moim studio też mieszka kot, prawdziwa chińska wiejska kotka, która mnie zaadoptowała, kiedy była jeszcze maleńkim kociakiem. Nazwałem ją Gui Mao, czyli Kot-Duch... pasuje idealnie!

Pamiętam tę pogadankę w St Louis i to, jak bardzo się denerwowałem. To był mój pierwszy Wykład na Uniwersytecie Na Który Mnie Zaproszono i Za Który Mi Zapłacono. Pamiętam też, że wydział sztuki, który mnie tam ściągnął, poinformował mnie, iż wydział anglistyki bojkotuje moje wystąpienie, bo jestem autorem komiksów. Poczułem się wtedy trochę jak oszust i zastanawiałem się, czy naprawdę mam coś wartościowego do powiedzienia. A potem wyszedłem na środek w kaplicy i po prostu zacząłem mówić.

A teraz przeczytałem tę wiadomość i niezwykle mnie ona ucieszyła. Powodzenia z wykładami, Will. Choć nie sądzę, byś tego potrzebował.

Drogi Panie Neilu, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Moje są 20 listopada i w prezencie dostałem Księgę cmentarną, właśnie skończyłem ją czytać. Na końcu się popłakałem, młody Bod pragnie od życia dokładnie tego, czego ja pragnąłem, kiedy byłem młodszy i czytałem Księgę Dżungli czy Robinsona Crusoe. Dziękuję za niezwykłe wzruszenia.

Czy wie pan, że w Boliwii nie można dostać żadnej pana książki? Komiksy tak, ale Chłopaków Anansiego kupiłem w Buenos Aires w Argentynie, a Księgę cmentarną przywieziono mi z Valparaiso w Chile.

Kiedy czytałem o przygodach, marzyłem o podobnych i dłuższą chwilę zajęło mi zrozumienie, że nie mieszkam w "zwyczajnym miejscu", takim jak Anglia. Że dżungla, poszukiwacze złota i "rdzenni mieszkańcy" są na dobrą sprawę na wyciągnięcie ręki. Na rynku rozmawiamy językiem ajmara, a na szalonych imrezach tańczymy w wybijany na bębnach rytm afro-brazylijskiej muzyki saya. Ale jako dziecko sądziłem, że egzotyka i przygody są bardzo daleko... na pewno nie w moim rodzinnym kraju, jeśli wie pan, co mam na myśli.

Dzięki Księdze cmentarnej pomyślałem, że przecież prawdziwą przygodą jest życie samo w sobie, dorastanie, wyzwania przez nie rzucane, czerpanie z nich korzyści, uczenie się na własnych błędach...
Chciałem tylko podzielić się swoimi wrażeniami. Dziękuję ogromnie za pana przepiękne książki i raz jeszcze życzę wszystkiego, wszystkiego najlepszego...
Mar


Masz rację. Przygody można przeżywać wszędzie, również te romantyczne. (Sądzę, że spodoba ci się ten wiersz Kiplingao przygodach, miłości, o tym, gdzie nie można ich znaleźć i o tym dlaczego mylisz się sądząc, że umarły...)

Neil,
Linki do prawie wszystkich zdjęć w poprzednim wpisie na blogu nie działają.
A tagim którymi oznaczasz notki są urocze, ale niekonsekwentne i niespecjalnie użyteczne. Próbowałem wyszukać wpisy na temat psa i żaden z klikniętych przeze mnie tagów nie wyrzucił tak naprawdę nic na temat.

Zdjęcia psa zostały poprawione i nauczyłem się nie wstawiać linków do zdjęć z tumblr.

Jednak w sprawie tagów nic nie mogę zrobić. Niekonsekwencja i niewielka przydatność jest właściwie ich celem. Tu znajdziesz pełną listę użytych tagów, rozmiar oznacza częstotliwość ich pojawiania się: http://www.neilgaiman.com/p/Journal/Labels zobaczysz, że (co za wstyd) jeden z najczęściej używanych tagów to CAŁKOWICIE PORZUCA POMYSŁ WYMYŚLANIA MNÓSTWA TAGÓW I ZAMIAST TEGO IDZIE DO ŁÓŻKA

Nie przekonałem cię, że "niekonsekwentne i niespecjalnie użyteczne" jest ich cechą, a nie wadą? Nie...? cóż, trudno.

...

Właśnie zakończyła się aukcja The Moth
. Zgromadzone w ten sposób pieniądze zasilą tegoroczną misję opowiadania prowadzoną przez The Moth.

Końcowy komentarz pochodzi od osoby, która zwyciężyła parę miesięcy temu w twitchange auction i podsumowuje on wszystko lepiej, niż ja bym to zrobił:

Jako zwycięzca aukcji z udziałem Neila Gaimanam czuję się w obowiązku odpowiedzieć na komentarze dotyczące kumoterstwa i zalet bycia bogatym, które ktoś napisał po Twojej opowieści o The Moth. Po pierwsze, ani ja ani moja żona nie jesteśmy szczególnie bogaci. Zalicytowaliśmy tyle, na ile było nas stać i zrobiliśmy to nie dlatego, ze fajnie jest coś wygraćm tylko dlatego, że pieniądze szły na cel dobroczynny. Możesz mi wierzyć, gdyby nie to, żona w życiu by się nie zgodziła.

Takie aukcje mają na celu zebranie możliwie największej ilości środków dla najbardziej potrzebujących. Owszem, 4400 $ to dla niektórych (w tym dla mnie) całkiem spora suma, ale te pieniądze nie trafiły do kieszeni Neila, tylko zostały przeznaczone na wsparcie dobrej sprawy. Pewnie, wszyscy chcielibyśmy mieć tyle pieniędzy, żebyśmy mogli licytować co i kiedy tylko chcemy, ale tak nie jest. Jeśli ktoś przygląda się tym aukcjom z zazrością, zamiast doceniać jak bardzo pomagają innym, znaczy to, że kompletnie nie zrozumiał o co w nich chodzi.
Kris Dalpiaz

Brak komentarzy: