Jestem w tej chwili w Wielkiej Brytanii, z dala od cywilizacji. Pracuję nad Małpą i na kilka dni znikam z sieci.
Przyjechałem załatwić trzy sprawy: spędzić dzień z BBC w ramach promocji napisanego przeze mnie odcinka Doctora Who, spotkać się z Hilary Bevan Jones, wspaniałą producentką filmową, z którą współpracuję od lat, aby omówić z nią kilka kwestii i odwiedzić Dianę Wynne Jones.
Cały czwartek udzielałem wywiadów na temat Doctora Who. Większość przebiegała następująco:
Oni: "Czy możesz zdradzić nam tytuł odcinka?"
Ja: "Nie."
To był miły, ale chwilami frustrujący dzień.
Przyjaźniłem się z Dianą od 1985, ale zostałem jej fanem po przeczytaniu w 1978 w wieku 17 lat Zaczarowanego życia. Nasza przyjaźń bardzo mnie cieszyła i sądzę, że ją również. Była najzabawniejszą, najmądrzejszą, najbystrzejszą i najbardziej zawziętą osobą, jaką poznałem, a przy okazji wspaniałą, magiczną i niezwykle praktyczną kobietą, która miała swoje zdanie na każdy temat. Pisała najlepsze książki o czarach i najwspanialsze, pełne wnikliwych obserwacji listy. Nienawidziła telefonów, ale kiedy dzwoniłem zawsze chętnie ze mną rozmawiała, choć z pewną obawą, jakby spodziewała się, że w każdej chwili słuchawka może wybuchnąć w jej ręku.
Przygarnęła mnie, kiedy jako 24-latek pisywałem do czasopism o wątpliwej reputacji i przez kolejne 25 lat była ze mnie dumna, gdy pisałem rzeczy, które przypadły jej do gustu (nawet jeśli mnie samemu się nie podobały. Wtedy mówiła mi, co o tym myśli, a jej zdanie i krytyka były zawsze trafne, precyzyjne i szczere; a kiedy mówiła "Taa-aak... Chyba trochę tu narozrabiałeś" to zazwyczaj miała rację. Dlatego jej uznanie znaczyło dla mnie naprawdę bardzo wiele).
Była niesamowitą pisarką. Najbardziej niesamowita była łatwość, z jaką wszystko jej przychodziło (niewykluczone, że na pisarzach robi to znacznie większe wrażenie, niż na przeciętnym odbiorcy, który po prostu zakłada, że pisarze to czarodzieje. Ale ci z nas, którzy zarabiają na życie pisaniem wiedzą, jak trudno jest zrobić to, co jej się udawało.) Porządne, często złośliwe postaci, natchnione i dość nieprawdopodobne fabuły oraz oszałamiające zakończenia.
(A tak przy okazji, jej twórczość znakomicie nadaje się do czytania na głos, co odkryłem czytając jej książki moim dzieciom. Nie tylko pięknie brzmią, ale rozwiązania, które czytane w samotności mogły dziwić, na głos okazują się jasne i elegancko skonstruowane. "Dzieci są znacznie uważniejszymi czytelnikami," mawiała. "Dzieciom nie trzeba wszystkiego powtarzać. Dorosłym musisz, bo nie uważają jak należy.")
Zadedykowała mi swoją książkę Hexwood [wiedźmi las] i dodała, że książka zainspirowana została przez coś, co kiedyś powiedziałem na temat tego, jak wielkie wewnątrz są Brytyjskie Lasy. A ja w ramach podziękowania napisałem dla niej wiersz.
(Moment, na pewno uda mi się go znaleźć. Tu jest.)
Pewien kotek, który w Kilkenny śpi zwinięty w kłębek, dostał pełną miseczkę mleczka
A w dalekim zamku wśród ciernistych chaszczy księżniczka śni swój przepiękny sen
Pewien pies na Alasce tańczy radośnie na stercie mamucich kości
Ale ja mam (zadedykowany mi) Hexwood Diany Wynne Jones
Pewna aktorka kurczowo ściska swojego Oscara (i roni kilka odpowiednich do okazji łez radości)
Pewien machiaweliczny złoczyńca uknuł doskonale demoniczny plan
Są czarodzieje w kryształowych zamkach i królowie na złoconych tronach
Ale ja mam Hexwood, który zadedykowała - mi! - Diana Wynne Jones
Pewien rybak złowił dziś doskonałą rybę,
Pewne dziecko z Luton otworzyło butelkę z dżinnem i spełniło się jego życzenie,
Ludziom żyjącym w domach ze szkła udało się wypędzić kamienie,
Ale ja mam swój Hexwood, który Diana Wynne Jones zadedykowała właśnie mi.
Pojawiam się również, w nieco zmienionej postaci, na stronach powieści Deep Secret [głęboki sekret], a kiedyś Diana powiedziała mi, że młody Chrestomanci w Dziewięciu Żywotach Christophera Chanta również był nieco wzorowany na mnie. Jestem bardzo dumny z obydwu tych rzeczy, nawet jeśli większość osób po przeczytaniu Deep Secret pyta mnie, czy naprawdę zjadłem dwa śniadania praktycznie przez sen i mówię im, że tak.
Otóż Diana, która (z radością i ogromną przyjemnością) paliła, zachorowała na raka płuc. Za każdym razem, kiedy przyjeżdżałem do Wielkiej Brytanii, wpadałem do niej i jej męża Johna na obiad. Przygotowywał go i pomagał im w domu Dave Devereux, a czasem pojawiał się tam także nasz wspólny znajomy Tom Abba. Za każdym razem starałem się upewnić, że powiedziałem Dianie wszystko, co miałem jej do powiedzenia, w razie gdybym miał już jej nie zobaczyć, bo najgorsze są te rzeczy, których nie zdążyliśmy powiedzieć.
(Dwa zdjęcia Diany z września ubiegłego roku. Właśnie postanowiła za radą lekarzy przerwać chemioterapię, bo w ogóle jej nie pomagała. Kiedy po raz pierwszy zamieściłem jedno z nich, podpisałem je Diana Wynne Jones w swojej kuchni wygląda dziś świątobliwie. Zagadkowa ulotka pochodzi z 1987.)
(Zdjęcie z naszej wspólnej wycieczki we wrześniu 2010. Wydaje mi się, że zdjęcie zrobił Robin McKinley)
Miałem zamiar odwiedzić ją wczoraj w Bristolu razem z moja córką, Holly. Ale w piątek rano zadzwonił do mnie Dave Devereux, żeby powiedzieć, że już czas i że powinienem przyjechać natychmiast. Zadzwoniłem do Hilary Bevan Jones, przeprosiłem (okazała się bardzo wyrozumiała, tak samo jak inne umówione ze mną osoby) i pojechałem do Bristolu.
Napisałem tamtego dnia list do przyjaciela i jeśli nie macie nic przeciwko, to chciałbym tutaj przytoczyć jego fragment.
Diana jest w hospicjum. Jest tam bardzo pięknie, a personel jest wspaniały - pomocny, uprzejmy i w odróżnieniu od innych miejsc, człowiek nie ma nigdy poczucia, że zawraca im głowę.
Przed wejściem spotkałem jej rodzinę. Ostrzegli mnie, że jest bardzo słaba i bardzo się zmieniła.
Podano jej morfinę i oddychała ciężko, jakby musiała walczyć o każdy oddech. Usiadłem przy niej. Przyszło mi do głowy określenie "wydać ostatni dech...", bo każdy jej oddech mógł być ostatnim. Ale nie przestawała oddychać. Powiedziałem jej, że chcesz się pożegnać. Jej włosy były jeszcze bielsze i zdawała się znacznie szczuplejsza, ale wcale tak bardzo się nie zmieniła. Miałem jednak wrażenie, że było jej jakby mniej, jakby osobę, którą znałem i ciężko oddychającą postać w łóżku dzieliła jakaś odległość. Odnosiło się również wrażenie, a właściwie była to pewność, że już nie otworzy oczu i nie przemówi. Że to sen ostateczny i że wkrótce jej oddech się zatrzyma.
Wyszedłem i usiadłem w poczekalni obok Toma Abby. Rozmawialiśmy o Dianie i obaj trochę płakaliśmy.
Potem razem z Tomem wróciliśmy do sali i jeszcze trochę przy niej posiedzieliśmy.
Myślałem o tym, że mam jeszcze napisać przedmowę do "Dogsbody" i zastanawiałem się którą gwiazdą byłaby Diana, gdyby była gwiazdą.
Pożegnałem się raz jeszcze.
Wychodząc minąłem się z jej synem, Mickeyem, który zajął miejsce przy jej łóżku. Porozmawiałem z rodziną. Po raz pierwszy spotkałem siostry Diany, choć wiele już o nich słyszałem.
Resztę dnia spędziłem z jej rodziną: z Johnem i jej siostrą Isobel oraz Mickeyem (z którym dzieliłem pokój na World Fantasy Conie w 1988), zjedliśmy chiński bristolski obiad i rozmawialiśmy o wielu sprawach.
Obiecałem Johnowi, że będę go odwiedzać za każdym razem, kiedy będę w Bristolu i zamierzam obietnicy dotrzymać.
Jest ciężko. Ale cieszę się, że to zrobiłem. Powiedzieli mi, że Diana się ucieszyła na wieść, że przyjeżdżam i może w jakiś sposób mnie słyszała i wiedziała, że tam byłem.
Tego wieczora bardzo długo się nie kładłem, bo chciałem porozmawiać z Amandą o tym, co się stało i po tej rozmowie poczułem się lepiej.
Rano obudził mnie telefon od Dave'a z wiadomością, że Diana zmarła w nocy.
Wieść szybko się rozniosła, ktoś zdążył umieścić na jej stronie w Wikipedii datę śmierci.
Na Twitterze napisałem:
Spoczywaj w pokoju, Diano Wynne Jones. Błyszczałaś niczym gwiazda. Byłaś najzabawniejszą, najmądrzejszą pisarką i najwspaniajszą przyjaciółką. Będzie mi Ciebie brakowało.
Zaczynają pojawiać się piękne wspomnienia o Dianie, to napisane przez Emmę Bull szczególnie mi się podobało. (Moja rodzina leciała do Minneapolis tym samym samolotem, co Diana i o nim właśnie pisze Emma. Diana mówiła zawsze, że ciąży nad nią jakaś podróżnicza klątwa i naprawdę uwierzyłem jej dopiero, kiedy odpadły drzwi w samolocie.)
Czułem zarówno smutek, jak i szczęście. Bo miałem szczęście, że było mi dane ją poznać i miałem szczęście, że pożegnałem się z nią w piątek zamiast czekać do soboty. Miałem szczęście, że była moją przyjaciółką.
Bardzo, bardzo mi jej brakuje. Mam kilkoro fantastycznych przyjaciół. Są w moim życiu ludzie wspaniali i barwni i absolutnie cudowni, którzy ulepszają świat tylko przez to, że tu są. Ale Diana Wynne Jones była tylko jedna i dzięki niej świat stał się lepszym miejscem.
- - -
Irr podjęła się zrymowania dziękczynnego wierszyka i uprzejmie pozwoliła na zamieszczenie swojej wersji:
Pewien kotek w Kilkenny dostał miskę mleka - zwinięty w kłębek śpi
A księżniczka w zamku, co cierniem porasta, swój przepiękny sen śni
Pewien pies na Alasce na stercie mamucich kości wpadł w radosny pląs
A ja mam (zadedykowany mi) Hexwood Diane Wynne Jones
Pewna aktorka ściska statuetkę (i pochlipuje z radości stosownej do chwili)
Pewien machiaweliczny złoczyńca doskonale podłą intrygę uknuł bez fatygi
Magowie w kryształowych pałacach, królowie na złotych tronach – quelle élégance!
Ale ja mam z dedykacją – dla mnie! – Hexwood Diane Wynne Jones
Pewien rybak dziś wśród morskich fal złapał rybę jak marzenie
Pewne dziecko w Luton uwolniło dżina, który spełnił jego życzenie
Ludzie w szklanych domach powiedzieli kamieniom precz stąd!
A ja mam, z dedykacją dla mnie, Hexwood Diane Wynne Jones
1 komentarz:
Wierszyk-podziękowanie jest zabawny niestety dopiero, kiedy się rymuje i mimo poważnego tonu całości gorąco zachęcamy Czytelników do samodzielnego rymowania (:
Prześlij komentarz