sobota, 12 lipca 2014

Burze i jak się zaczynają

Neil napisał w środę, 5 marca 2014 o 21:04

To był dziwny tydzień, pełen osobliwych wydarzeń. Najdziwniejsze było to, że kupiłem dom (i nie jest on, jak sugerowałby ten opis, w Sacramento w Kalifornii: to pochodzi z dłuższego wywiadu na temat mojej skłonności do wspierania różnych projektów na Kickstarterze: https://www.kickstarter.com/blog/meet-a-backer-neil-gaiman).

Kwestia nowego domu była w robocie od kilku miesięcy. Zobaczyłem go na jesieni, zakochałem się, przekonałem Amandę, że jestem zakochany i wczoraj po południu ostatecznie podpisaliśmy umowę.

Bardzo przypomina mój poprzedni dom rodziny Addamsów w lesie, tylko że to nie jest dom rodziny Addamsów, a raczej zlepek kamiennych chatek w lesie. (Kobieta, od której go kupiłem mieszkała w nim dokładnie pięćdziesiąt lat. Człowiek, od którego rodziny kupiła go z mężem w styczniu 1964 r. rysował komiksy w codziennych gazetach za czasów Złotej Ery.)


Nowy dom jest położony o parę godzin drogi od Nowego Jorku i aby dokonać zakupu i znaleźć się w jego posiadaniu musiałem w ten weekend niespodziewanie (nie pytajcie) pojechać z Florydy do Nowego Jorku, zahaczając o Karolinę Północną (żeby odwiedzić Maddy w college’u), nieco zmartwiony, że burze śnieżne, które ograniczały moje poczynania przez ostatnie 2 miesiące spróbują po raz ostatni pokrzyżować mi plany podróżnicze. Zapowiadana śnieżyca nigdy nie nadeszła.

W czasie jazdy słuchałem Best of Nick Lowe, The Next Day Davida Bowie i czytanego przez Simona Vance’a audiobooka Titus Groan Marvyna Peake’a.

Prowadzenie samochodu sprawiło, że ominęła mnie spora burza, która rozpoczęła się na Twitterze.

W styczniu dostałem od współprzewodniczącego nadchodzącego Worldconu w Londynie (nie znam go, ale znajomy podał mu mój e-mail) prośbę o przekazanie Jonathanowi Rossowi zaproszenia do poprowadzenia ceremonii nagród Hugo.

Jonathan jest prezenterem radiowym i telewizyjnym w Wielkiej Brytanii, a obecnie również scenarzystą komiksowym. Jest również jednym z najbardziej cenionych brytyjskich gospodarzy rozmaitych ceremonii. A także moim przyjacielem, znamy się od ponad 25 lat. Tu możecie zobaczyć nas razem w filmie dokumentalnym Search for Steve Ditko [Poszukiwanie Steve’a Ditko]. (Oto kilka ostatnich minut filmu. Oglądajcie, a zobaczycie na mojej twarzy uśmiech tak szeroki, że praktycznie sięga dookoła głowy.) Jest on też osobą, która jako pierwsza namówiła mnie do korzystanie z Twittera.


Przekazałem mu zaproszenie wraz z dopiskiem, że prowadzenie ceremonii wręczenia Hugo to naprawdę przyjemne zajęcie i od przewodniczącego dostałem odpowiedź, że Jonathan się zgodził i że mogę przygotować parę słów serdecznego powitania, do opublikowania, kiedy to ogłoszą.

Jonathan się zgodził, bo jest wielkim fanem SF i komiksu. W pewnym sensie jest jednym z najbardziej fanowskich fanów, jakich znam: sam również pisze komiksy SF. Istnieje również związek rodzinny – jego żona, Jane Goldman, zdobyła nagrodę Hugo (za najlepszy scenariusz filmowy) [do filmu „Gwiezdny pył” – przyp. noita].

Ogłoszono, że Jonathan poprowadzi ceremonię Hugo. Na Twitterze rozpętała się burza. Ja ją przegapiłem, ale dostałem link, w którym znajdziecie streszczenie:

Naprawdę się cieszyłem, że a) jestem na urlopie od Twittera i b) w czasie, kiedy to wszystko się działo prowadziłem samochód.

Najdziwniejsze było to, że rozumiałem niektóre z wygłoszonych obaw. Sam miałem podobne – 25 lat temu, kiedy po raz pierwszy spotkałem Jonathana, zaprosił mnie i Dave’a McKeana do swojego programu, żeby porozmawiać o Drastycznych przypadkach. Odpowiedziałem: „Nie, naśmiewasz się z ludzi. To jest komiks. Dla mnie jest ważny. Nie chcę, żebyś go wyśmiał.”

Żeby przekonać mnie, że a) w swoim programie nikogo nie wyśmiewa i b) że nigdy, w żadnych okolicznościach, nie kpiłby z komiksów i twórców, których uwielbia, Jonathan zaprosił mnie i Dave’a na nagranie programu, w którym przeprowadzał wywiad z pisarzem i rysownikiem Charlesem Burnsem. Wywiad był pełen szacunku i niezmiernie miły.

W programie nigdy nie wystąpiliśmy, ale Jonathan przeprowadził ze mną kilka wywiadów przez te lata, przy różnych okazjach. (Kiedy ukazały się Wilki w ścianach, rozmawiał z nami na scenie przed tłumem dzieci i dorosłych. Wywiad był znakomicie dopasowany do publiczności…) Wspaniale mnie zawstydził w czasie wręczania nagród Eisnera.

Nie zdziwiło mnie, że niektórych poruszyło wybranie Jonathana na gospodarza ceremonii. Jak organizatorzy konwentu piszą w przeprosinach za zaistniałą sytuację i w przeprosinach skierowanych do Jonathana i jego rodziny na
https://www.facebook.com/londonin2014/posts/804454159569536 powinni byli lepiej omówić sprawę w swoim własnym gronie, dogadać się i upewnić, że wszyscy zgadzają się na wybór Jonathana, zanim napisali do mnie z prośbą o zaproszenie go do tej roli.

Gdyby zawczasu wiedzieli, że niektórzy będą mieli problem z nim w roli prezentera (a mam wyraźne podejrzenie, że tak było, zważywszy, że jeden z nich podobno zrezygnował), powinni byli go ostrzec i dać możliwość wycofania się, a przynajmniej powinni byli go na taką ewentualność przygotować. A tak on i jego rodzina nie spodziewali się takiego ciosu.

Burze na Twitterze nie są fajne, kiedy ludzie zmyślają różne rzeczy na twój temat albo obrażają cię z powodu czegoś, czego nie zrobiłeś, nie uważałeś i nie powiedziałeś. Kiedy wrzeszczą na ciebie rzesze ludzi należących do grupy, której czujesz się częścią, jest to niewiarygodnie przykre, nieważne kim jesteś. A te rzeczy wychodzą poza Internet i nabierają rozpędu. Ze smutkiem dowiedziałem się, że Jane Goldman, żona Jonathana, jedna z najłagodniejszych, najbardziej uprzejmych osób, jakie znam (oraz osoba, która wraz z Jonathanem zachęciła mnie do Twittera w grudniu 2009) z powodu tej sprawy usunęła swoje twitterowe konto.

Jestem poważnie zawiedziony tymi ludźmi, z których część znam i szanuje, a którzy podburzali innych do wysyłania za pośrednictwem Twittera obelg oraz wulgarnych i pełnych nienawiści komentarzy pod adresem Jonathana (a kiedy umieszczasz w swojej wiadomości @ przed nazwą użytkownika, wysyłasz ją bezpośrednio do tej osoby). Z czego większość stanowiły właśnie wypowiedzi, których możliwego pojawienia się z jego ust – jak twierdzili – najbardziej się bali. Ironii zdawali się nie dostrzegać.

Rozumiem wszystkich, którzy obawiali się, że Jonathan nie będzie odpowiednim gospodarzem wieczoru i każdego, kto zwrócił się w tej sprawie do komitetu organizacyjnego, ale nie sądzę, żeby kampania mająca szkalować Jonathana osobiście była mądra czy słuszna. A tym, którzy uważali, że jej prowadzenie to sposób, by SF i rozdanie nagród nie trafiło do tabloidów przypominam o efekcie Streisand i z rezygnacją kręcę głową.

Zdobyłem kilka nagród Hugo i jestem z nich wszystkich niezwykle dumny. Prowadziłem ceremonię ich wręczenia i byłem zaszczycony, że pozwolono mi stać się częścią tej tradycji. Wiem, że świat SF jest rodziną i jak wszystkie rodziny, ma swoje spory i kłótnie. Na Worldconie bywam od 1987 r. I wiem, że lekiem na takie rzeczy jest czas.

Ale zdjąłem przypinkę nominowanego do Hugo, którą z dumą nosiłem w klapie od czasu, kiedy we wrześniu 2012 nagrodzony został mój odcinek Doktora Who, „Żona Doktora” i póki, co ją schowałem.

Brak komentarzy: