niedziela, 8 marca 2009

kolejny dzień

NEIL NAPISAŁ 8 MARCA O 15:53

„Dlaczego nie napisałeś, że chodziło o Twojego tatę?” zapytał ktoś znajomy po przeczytaniu ostatniego posta.


„Ponieważ, gdy to pisałem, nie wiedziałem, czy mama poinformowała już resztę rodziny, czy wiedzieli kuzynowie i ciocie. A ponieważ mojego bloga czyta tyle osób, nie chciałem, żeby rodzina dowiedziała się stamtąd. Ale tak, chodziło o mojego tatę.


I chociaż może być nieprawdą, że w życiu nie przechorował ani jednego dnia, na pewno prawdą będzie, że nie chorował przez cały czas, kiedy go znałem: był na spotkaniu w interesach, miał (jak sądzę) zawał serca i kiedy dojechał do szpitala, już nie żył. Był genialny, charyzmatyczny, życzliwy, zabawny (zabawniejszy ode mnie) i, w sumie, był wspaniałym ojcem.


Moja agentka, Merrilee, powiedziała mi wczoraj wieczorem, że kiedy pierwszy raz go spotkała, w Nowy Jorku, na podpisywaniu książek, powiedziała mu „Neil tak świetnie sobie radzi. Na pewno zawsze pan wiedział, ze osiągnie sukces.”


„Właściwie” – opowiedział tata - „Myślałem, że pewnie będę go do końca życia utrzymywał. Cóż… chciał być pisarzem.”


Pomyślałem, że najlepsze było to, że nigdy o tym nie wiedziałem.


...


Wróciłem do domu z Nowego Jorku (piszę to w samochodzie w drodze do domu. Nie, nie prowadzę.) i jutro z rodziną do Wielkiej Brytanii na pogrzeb. Moja asystentka Lorraine zdziałała cuda, naginając linie lotnicze do swojej woli, żeby to się udało. (Mieliśmy wszyscy jechać tam pod koniec miesiąca, świętować złotą rocznicę ślubu moich rodziców.)


(1967: Mój dziadek, mój tata i ja przed azaliami.)

Brak komentarzy: