Oto jestem. Wstałem dużo za wcześnie, żeby towarzyszyć Stephinowi Merritowi w drodze na lotnisko i dzięki temu mogłem jechać tam tylko raz i przy okazji użyć moich magicznych mocy Tych, Co Za Często Latają, żeby przemycić Stephina specjalną, krótszą drogą.
A teraz zagrzebałem się w Poczekalni Północno-zachodniej, nadrabiam e-mailowe zaległości i pracuję. Wiąże się z tym zagrożenie, że mogę się całkowicie pogrążyć w zakamarku mózgu odpowiadającym za Pisanie Różnych Rzeczy i za dwie godziny i piętnaście minut całkiem nie pamiętać, że powinienem wyjść z poczekalni, znaleźć bramkę i wsiadać do samolotu. (Napisanie ostatniego zdania jest odpowiednikiem zawiązania supełka na chusteczce.)
Pomyślmy…
Chciałbym móc w przyszłym tygodniu pojechać na festiwal South by Southwest (a nie mogę, bo Maddy ma wiosenne ferie i zaplanowaliśmy przygody). Mam wrażenie, że wszyscy, z którymi ostatnio rozmawiam, tam będą. Zagra Amanda Palmer, zagra Tori Amos (ich występy dzieli tylko godzina, co jest złośliwym niewiemczym wobec fanów obu Pań i osób, które po prostu chcą zobaczyć koncerty moich znajomych) i będzie można obejrzeć film Duncana Jonesa "MOON".
Duncan był tak miły, że kiedy ostatnio byłem w Londynie dał mi ten film na DVD i jest naprawdę zachwycający. To twardy film sciece fiction, podobny do, powiedzmy, "Odległego lądu", z rodzaju filmów, które przestali kręcić, kiedy wydarzyły się "Gwiezdne Wojny" i filmy SF stały się space operą i fantastyką. „MOON” to twardy film SF, dziejący się po drugiej stronie Księżyca. Sam Rockwell gra tam astronautę, który po trzech latach marzy o powrocie do domu, ale czeka go kilka paskudnych niespodzianek. Ciężko mi zachwycać się czymkolwiek konkretnym bez zdradzania szczegółów historii (gra – gry – Sama Rockwella jest doskonała, ale uzasadnienie tego to już spoiler). Ma się złudzenie rzeczywistości – to dobry, konkretny, sprytny, twardy film SF, z rodzaju takich, których już nie robią.
Kto zrobił dla Ciebie tę wspaniałą komodę? Tę, którą widać na zdjęciu ze Stephinem Merritem przyjmującym psie czułości. Moją pierwszą myślą po zobaczeniu tego zdjęcia było „O, nigdy jeszcze nie widziałem jakiej dystorsji soczewki.” A potem zobaczyłem pozostałe linie proste i zrozumiałem, że ta komoda po prostu taka jest. Niezły bajer
Znalazłem ją w fabryce mebli w Xi'an w Chinach, kiedy byłem tam w zeszłym roku i stwierdziłem, że jej potrzebuję.
Czy wiesz, kiedy wyjdzie nowe wydanie „Księgi cmentarnej” z pieczątką Newbery? Wprawdzie mam już amerykańskie i angielskie wydanie, ale czekam na nowe.
Peter Esztelecky
Waterloo, On. Canada
Już wyszło.
Hej Neil
Czy są jakieś nowe informacje o Hill House? Dowiedziałem się dzisiaj, że „ostateczne” „Kroniki marsjańskie” (które wcześniej miały być wydane przez Hill House) będą wydane przez Subterranean Press i zastanawiałem się, czy wiesz, czy coś podobnego może spotkać "Nigdziebądź".
Dziękuję
Tom
„Ci, którzy chcę wiedzieć, co dzieje się z kolekcjonerskim wydaniem „Nigdziebądź” przez Hill House, niech, proszę, kierują pytania do Jennifer Brehl, redaktorki Neila w William Morrow. Można się z nią skontaktować przez jennifer.brehl (at) harpercollins.com.”
...
Francuska „Księga Cmentarna” nie nazywa się "Księga cmentarna".
...
Na koniec coś z bloga Jamesa Kennedy’ego – uśmiechnąłem się do tego. (Oraz nabrałem ochoty przeczytać tę książkę, The Order of Odd-Fish.) Czy ja naprawdę napisałem to wszystko, co podobno napisałem? Ależ skąd. To wszystko pszczoły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz