Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Stephin Merritt. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Stephin Merritt. Pokaż wszystkie posty

środa, 16 listopada 2011

Jeśli dziś czwartek, to gdzie u diabła podział się ubiegły tydzień?

Neil napisał w piątek 4 listopada 2011 o 3:30

Post napisany dziś rano jednym palcem na iPadzie Amandy, kiedy ona sama spała, został pożarty przez iPad albo fale eteru.

Cholera.
Oto wpis na blogu Cat, mojej NIESAMOWITEJ asystentki w LA, która pisze o World Fantasy Conie i o tym, co działo się podczas mojego pobytu w Los Angeles.
http://kittysneverwear.blogspot.com/2011/11/world-fantasy-con-late-late-show-neil.html
Teraz jestem za kulisami Brava Theatre w San Francisco.

Zobaczmy...

Po pierwsze: stokrotne dzięki wszystkim, którzy postanowili wręczyć komuś straszną książkę z okazji All Hallow's Read lub zachęcali innych do zrobienia tego samego. Dzięki!

Świetnie bawiłem się u Craiga Fergusona w Late Late Show. Amanda miała nagrać swój fragment o 16:30, ja swój wywiad ok. 17, ale dodany na ostatnią chwilę numer taneczny na rozpoczęcie odcinka sprawił, że udało nam się wyjść stamtąd dopiero o 18:30... a reszta wieczoru musiała się trochę nagimnastykować, żeby wszystko poszło jak trzeba... 

Za przemytnika haggis na potrzeby Late Late Show posłużył mój przyjaciel Mark Evanier. Zabawnie i dość szczegółowo opisuje swoje przejścia, a także widok zza kulis na http://www.newsfromme.com/archives/2011_10_31.html#021526.

Od lewej: Moby, Amanda Palmer, Stephin Merritt. Proszę nie zwracać uwagi na osobę w tle grającą na zabawkowym pianinie.

Haggis od Macsweens przyszedł dzięki scottishfoodoverseas.com, pierwszorzędnemu importerowi haggis. Moja asystentka Lorraine wykonała całą ciężką pracę. Na pewnym jej etapie musiała zwerbować to swojego tajemniczego haggisowego klanu zarówno Marka Evaniera, jak i Wila Wheatona, a także rozsyłać e-maile o treści takiej jak:

Moi drodzy,

Po pierwsze DZIĘKUJĘ za to, że zgodziliście się wziąć nasz Haggis. I dbać o niego. I o jego bezpieczeństwo. Prawdziwi z Was przyjaciele...

Niestety, kiedy Mark odpowiedział Neilowi, że jest zaledwie kilka ulic dalej, nie przesłałam tej odpowiedzi do mnie, a Neil nagrywał
w tym czasie program dla NPR. Kiedy ją odczytałam było już za późno, sklep zamknięty i zamówienie złożone, więc Jeden Mały Haggis wyruszył ze Szkocji z zamiarem dotarcia w piątek do pana Wheatona.

Najwygodniej dla wszystkich byłoby, gdyby Mark odebrał Haggis od Wila i dostarczył go w poniedziałek. Jeżeli Wil miałby chęć przechować Haggis i dostarczyć go osobiście, również nie będziemy mieć nic przeciwko. Jak będzie Wam najwygodniej, nie chcemy żeby nasz Haggis wprowadzał zamęt w Waszym życiu i planach.

Raz jeszcze bardzo Wam dziękuję,

Lorraine

Cytuję w całości, bo uwielbiam haggisowe e-maile, które krążyły wśród znajomych. (Ostatecznie haggis dostarczył Mark Evanier.)

A oto piosenka:


.. 




Oraz wywiad...


Dobra.  Otóż halloweenowy występ w Wilshire Ebell był wspaniały, ale bardzo chaotyczny. Po Late Late Show dotarliśmy do teatru bardzo, bardzo późno. Nie było już czasu na zrobienie próby, konkurs na przebranie i pogaduszki zajęły nam więcej czasu, niż przewidywaliśmy, a musieliśmy zejść ze sceny o 22:30, inaczej cała nasza trasa zmieniłaby się w dynie, więc setlista ostatecznie przypominała osobliwie ruchome święto... i to było coś wspaniałego. Nic nie poszło tak, jak planowaliśmy, ale wszyscy  również my  czuli, że taki wieczór zdarza się najwyżej raz w życiu.

W konkursie na przebranie zwyciężyła para przerażających królików-bliźniaków w fezach, drugie miejsce zajęła Roborina, a widoczna po lewej stronie Hester Prynne nie zajęła żadnego miejsca, chociaż jej świecące "A" było często jedyną rzeczą na widowni widoczną ze sceny, więc zawsze wiedzieliśmy, gdzie jest. (Margaret Cho wprowadziła nas na scenę i pomogła przy konkursie. Jest naprawdę wspaniała.)

Po wszystkim pojechaliśmy z Amandą na północ i spędziliśmy noc w Madonna Inn (wciąż nie jestem pewny, czy jest to miejsce z Amerykańskich bogów. Ale chyba tak.), a następnego ranka ruszyliśmy w drogę do San Francisco.

(Teraz jest już jutro, bo występie w Brava. Nie było czasu na pisanie.)

Występ w Brava był o wiele bardziej uporządkowany, niż ten w LA. Czytałem inne rzeczy (planuję co wieczór wybierać coś innego). Właściwie nie mieliśmy limitu czasowego, więc bez obawy mogliśmy show nieco przedłużyć. Nastąpiła premiera singla Holes zespołu The Jane Austen Argument, do którego ja napisałem tekst, a strona graficzną zajmował się Mark Buckingham, (Możecie posłuchać go tutaj.)

Amanda wspomagana przez the Jane Austen Argument i Lance's Horne'a zagrała dla mnie Walk on the Wild Side jako wczesny prezent urodzinowy.

I póki co na koniec (ale tylko dlatego, że muszę skończyć pisać i iść spać, pomimo wielu rzeczy, którymi chciałbym się podzielić): jutro wychodzi Absolute Sandman Volume 5, zawierający Noce Nieskończone, Sennych Łowców oraz wiele więcej. Na stronie Amazonu możecie zamówić go w promocyjnej cenie. Można go też zamówić z Indiebound. (Barnes and Noble też prowadzi przedsprzedaż, ale link znajdzie się na stronie dopiero kiedy Sandman będzie mógł wrócić na półki ich księgarni.)

Można też po prostu iść do najbliższego sklepu z komiksami i tam kupić.

Ale Barnes and Noble zrobili ostatnio coś naprawdę wspaniałego. W ubiegłym roku nagrali, jak czytam fragment rozpoczynający Trzynaście zegarów Jamesa Thurbera, jedną z moich ulubionych książek. A teraz dodali do niego animację, można obejrzeć ją na blogu Barnes and Noble.

Dobrze. Teraz spać.

niedziela, 28 lutego 2010

Z wielką mocą przychodzi wielkie... cośtam

Neil napisał we wtorek 11 lutego 2010 o 16:19

Rok temu zamieściłem link do opowiadania "Snuje się wtorkowa noc" R.A. Lafferty'ego (nie ma jej już na nowej stronie kanału Syfy, który zastąpił stary kanał Sci-Fi, ale można je jeszcze znaleźć tutaj, w internetowym archiwum [tutaj opowiadanie po polsku - przyp. noita]). To opowiadanie o świecie, w którym wszystko dzieje się bardzo szybko. Powinniście je przeczytać.

Chwilami mam wrażenie, że opowiada o Twitterze.

Na przykład: wczoraj wieczorem zauważyłem to: http://hidenseek.typepad.com/come_out_come_out/2010/02/cannot-chase-paperchase.html
Wyglądało to na dość wyraźny przykład plagiatu, kiedy duża firma korzysta z dzieła artysty bez jego zgody. Zamieściłem ten link na Twitterze z dopiskiem:

Fascynujący przykład plagiatu popełnionego przez Paperchase http://bit.ly/cdrzKZ . Zły Paperchase.
I poszedłem spać.

Kiedy wstałem, trafiłem na artykuły takie, jak ten:
http://www.independent.co.uk/arts-entertainment/art/news/paperchase-forced-to-deny-it-copied-artists-work-after-twitter-backlash-1896894.htm oraz ten http://www.telegraph.co.uk/finance/newsbysector/retailandconsumer/7215124/Paperchase-forced-to-deny-it-plagiarised-British-artists-work-after-Twitter-campaign.html oraz ten (nieco bardziej wyważony) http://www.guardian.co.uk/artanddesign/2010/feb/11/paperchase-design-hidden-eloise.

Prawda jest taka, że nie rozpocząłem kampanii i nie zmobilizowałem do działania 1,5 miliona ludzi. Zamieściłem po prostu link, ludzie przeczytali artykuł, spojrzeli na rysunek, stwierdzili "nie, tak nie można" i sami zaczęli rozsyłać wiadomość dalej. W internecie istnieje społeczność artystów, którzy tworzą przedmioty ręcznie, lub prowadzą produkcję niewielkich ilości i choć pojedynczo nie mają wielkiej władzy, to gdy działają razem, trudno ich zlekceważyć. A duże grupy ludzi dość dobrze potrafią odróżnić co jest dobre, a co złe...

Ale to takie dziwne. W naszym świecie tradycyjne media nie mają juz takiej siły oddziaływania jak kiedyś, a raczej usiłują nadążyć - to nieco dziwaczne, zupełnie nowe i dość zabawne. Jest to również niezwykle wielka odpowiedzialność. Kiedy przytrafiło mi się to po raz pierwszy, prawie rok temu, postanowiłem używać mocy Twittera wyłącznie dla czynienia dobra. I mój plan się nie zmienił.

Ale nie da się zaplanować wszystkiego. I nie możesz przewidzieć, co się wydarzy. Myślę, że po prostu trzeba robić to, co wydaje ci się słuszne i mieć nadzieję, że wyjdzie na dobre.

I odnosi się do zarówno do Twittera, jak i do życia w ogóle.
...
W razie, gdybyście nie śledzili uważnie - zdobyłem dwie nagrody czytelników SFX, które wręczono w sobotę, podczas SFX Weekender. (Tu pełna lista nagrodzonych.) Oto moje podziękowania (powiedzieli mi, którą nagrodę wręczą najpierw, więc największą niespodziankę ogłosiłem po otrzymaniu drugiej nagrody):
NAJLEPSZA POWIEŚĆ
Cześć.
Żałuję, że nie mogę być tam z Wami, ale jestem teraz w Los Angeles, na rozdaniu nagród za animacje i wkrótce okaże się, czy "Koralina" zdobyła jakąś nagrodę Annie. Wciąż pracuję nad bilokacją, ale póki co - z marnym skutkiem.
Pomysł na "Księgę cmentarną" przyszedł mi do głowy w 1985 roku, na małym, wiejskim cmentarzyku w Anglii, kiedy obserwowałem, jak mój syn pedałuje na swoim trójkołowym rowerku pomiędzy nagrobkami. Książkę pisałem właściwie od 2005 do 2008 roku. Wczoraj wieczorem zapytano mnie ile trwała praca nad nią i nie mam zdania, czy były to trzy lata, czy 25. Napisałem wiele książek, ale to jedna z moich ulubionych i bardzo wiele znaczy dla mnie fakt, że jest to również jedna z Waszych ulubionych. Chcę podziękować Dave'owi McKeanowi i Chrisowi Riddellowi, którzy stworzyli do niej ilustracje oraz Sarze Odedina, mojej redaktorce z Bloomsbury, bo powinienem dziękować jej znacznie częściej. Ale najbardziej dziękuję Wam.

NAJLEPSZY KOMIKS

Uwielbiam Batmana. Kocham go od ponad 40 lat i kiedy zaproponowano mi możliwość napisania "ostatniego" komiksu o Batmanie, nie mogłem nie skorzystać. "Whatever Happened To The Caped Crusader" to właściwie list miłosny i hołd dla wszystkiego, co w Batmanie uwielbiam, a jednocześnie list od fana adresowany do wszystkich artystów, którzy przez lata tworzyli Batmana, którego tak kochałem: Bob Kane i Bill Finger, Dick Sprang i Neal Adams, Adam West i Frank Miller - lista może ciągnąć się w nieskończoność... Jest mi niezmiernie miło, że komiks przypadł czytelnikom do gustu. Jednak nie spodobałby się on nikomu, gdyby nie geniusz Andy'ego Kuberta, który potrafi rysować w stylu Briana Bollanda lub Berniego Wrightsona, gdy go o to poproszę, a potrafi równie dobrze rysować w swoim własnym stylu. Byłem zachwycony, że poproszono mnie o napisanie tego komiksu, a jeszcze bardziej - że się on Wam spodobał.

I mam coś jeszcze.
Przez lata SFX, jego czytelnicy oraz ich głosy w sondażach były dla mnie bardzo łaskawe. Pomyślałem, że mogę się im odwdzięczyć i dać im coś, co w dawnych czasach dziennikarze nazywali "cynkiem".

Jak wie każdy, kto czytuje mój blog - jestem wielkim fanem pewnego brytyjskiego serialu SF, który kręci się od bardzo dawna. Serialu, który (chowając się za strachu za kanapą) zacząłem oglądać w wieku trzech lat. I choć wiem, że skazywanie Was na oczekiwanie jest okrutne, to mogę powiedzieć, że za około 14 miesięcy, czyli NIE w najbliższej, ale dopiero w kolejnej serii może znaleźć się odcinek z moim scenariuszem. Odcinek ten miał się początkowo nazywać “The House of Nothing” [Dom Nicości], ale już się tak nie nazywa.
Odliczanie czas zacząć. Macie około 14 miesięcy.
Postanowiłem to wreszcie ogłosić, bo po 18 miesiącach unikanie tematu zrobiło się męczące. (Nie, nigdy celowo nie skłamałem na ten temat, a jedyne, co rzeczywiście zdementowałem to niestworzone historie o Lodowych Wojownikach i konkretnych odcinkach.) Odpowiednio wcześniej uprzedziłem Stevena Moffata i spółkę. A SFX dość dokładnie opisał wszystko w http://www.sfx.co.uk/page/sfx?entry=exclusive_neil_gaiman_confirms_doctor, a następnie gazety takie jak Guardian podchwyciły temat: http://www.guardian.co.uk/books/2010/feb/08/neil-gaiman-dr-who
i dopiero później i o wiele ostrożniej ogłosiło sprawę samo BBC http://news.bbc.co.uk/2/hi/entertainment/8503737.stm z nagłówkiem Neil Gaiman 'napisał scenariusz odcinka Doctora Who' (tak jakby był to dosłowny cytat, a nie jest). Artykuł kończy się zdaniem "rzecznik prasowy serialu nie potwierdził ogłoszenia Gaimana", więc zacząłem się mocno zastanawiać skąd ten cudzysłów i dziwna skłonność do zaprzeczania, czy wrażenie, że wkrótce może pojawić się kontynuacja tematu z nagłówkiem Gaiman przyznaje, że 'zmyślił całą sprawę z Doctorem Who'. Och, stare, dobre wiadomości internetowe BBC.
...

Dan Guy, nadworny webgoblin tej parafii i ja założyliśmy porządny profil na Facebooku, żeby zastąpić te kilka założonych w przeszłości stron, które udawały, że są moje, a naprawdę nie były. Nie będzie tam zbyt wiele treści i na pewno nie znajdzie się tam nic, czego nie umieściłbym tutaj. Adres to http://www.facebook.com/neilgaiman

(Ponownie dzięki magii Twittera, gdzie narzekałem, że nie wiemy jak się do tego porządnie zabrać i prawie natychmiast zgłosił się do nas Facebook.)
...
Cześć Neil,
Z pewnością usłyszałeś to już wiele, wiele razy, ale chciałam się dołączyć i powiedzieć, że przeczytanie, że "nie wiesz ile jeszcze czasu zostało temu blogowi" było niemałym szokiem. Wiem, że niemądrze jest przywiązywać się do dziennika pisarza, którego nawet nigdy nie spotkałam, ale czytanie tego, co w nim piszesz nieustannie dostarcza radości i rozrywki i byłoby mi bardzo smutno, gdyby miało się to zakończyć. Proszę, pisz nadal - tu i gdziekolwiek indziej.
Najlepszego,
-Megan


Myślę, że wszystko, co dobre musi się kiedyś skończyć. Kiedy w lutym 2001 roku zaczynałem prowadzić ten blog, miałem zamiar kontynuować go do września 2001. Mimo to, wciąż działa i nie z pewnością nie zamierzam zamykać go natychmiast. Ale kiedyś się skończy. Jak wszystko, co dobre.

Cześć, Neil. Nie wiem, czy potrafisz odpowiedzieć na moje pytanie. Jako najlepszy pisarz, jaki kiedykolwiek stąpał po tej ziemi, pewnie nie spotkałeś się nigdy z takim problemem. Jak radzisz sobie z ostrą krytyką i niepochlebnymi recenzjami? Bez podcinania sobie żył? Niektórzy z nas bardzo poważnie traktują swoje pisanie. Odpowiedz, proszę. Bardzo chcę wiedzieć.
Dzięki... i pozdrawiam.


Na początek - nigdy nie traktuj poważnie nikogo, kto mówi ci, że jesteś najlepszym pisarzem, jaki kiedykolwiek stąpał po tej ziemi, bo wtedy równie poważnie musiałbyś traktować osobę, która mówi ci, że jesteś najgorszym pisarzem w historii.

Jeśli jesteś twórcą, ludzie będą twoją sztukę oceniać. Niektóre ich opinie będą miłe, inne nie. Ale ty już to dzieło stworzyłeś i kiedy oni będą rozmawiać o twoim ostatnim dziele, powinieneś już pracować nad następną rzeczą.

Jeśli źle reagujesz na (dowolne) niepochlebne recenzje, po prostu ich nie czytaj. Nie podpisałeś żadnej umowy z czytelnikami, nie jesteś zobowiązany do wysłuchania opinii osoby, która kupiła twoja książkę.

Rób wszystko to, co sprawia, że będziesz dalej tworzyć. Znam osoby, które uwielbiają złe recenzje, bo ich zdaniem to oznacza, że coś zdziałali i że skłonili ludzi do mówienia o tym. Znam też takie osoby, które w życiu nie przeczytały żadnej recenzji. To ich wybór. Ty po prostu zajmij się swoją pracą, pisz dalej.

Hej Neil,
Chciałem Ci bardzo podziękować!! W sierpniu widziałem cię na Conie w Montrealu i twoja wzmianka o Genie Wolfie sprawiła, że sięgnąłem po jego dzieła... i nie mogę przestać czytać! Żałuję, że nie odkryłem go wcześniej. Właśnie skończyłem czytać "Pokój"... po raz kolejny! Niesamowite! Teraz pożeram jego opowiadania. Z zbiorze "The Best of Gene Wolfe" jest mnóstwo perełek. Jeszcze raz dzięki!
Jakie jest twoje ulubione dzieło Gene'a Wolfe'a?
Pi


To zależy. Czasami "Pokój", czasem "Księga Nowego Słońca", czasem po prostu książka Gene'a, którą czytałem ostatnio.

Drogi Neilu mam 8 lat i KOOOOOOOOOOOCHAM twoje książki, tak samo moje dwie młodsze siostry i mój tata. Nie mogę się doczekać, jak cię zobaczę w Naperville!

Ależ dziękuję. (Umieściłem ten list właściwie po to, żeby przypomnieć mieszkańcom okolic Chicago o http://napervillereads.org/events.html i imprezach 23. i 24. lutego

Program Naperville Reads wygląda na szalony, ale mam nadzieję, że moja wnuczka i mój siostrzeniec będę mieli okazję się z Tobą spotkać podczas Wieczoru Rodzinnego 24.02. Czy jest wtedy zaplanowane rozdawanie autografów albo spotkanie z fanami?
Wielkie dzięki!
~Chris


Wcześniej podpiszę ok. 3000 książek, ale nie będę rozdawał autografów po spotkaniach, bo każdy z dni jest już wypełniony od wczesnego poranka do późnej nocy pogadankami dla szkół i innych grup, a pięciogodzinne podpisywanie na koniec każdego długiego dnia po prostu by mnie wykończyło.
Jeśli chodzi o spotkania, zobaczymy. Jeśli się uda, będą.

Drogi Neilu,
Dwa pytania:
1) Czy przedstawiony w "Amerykańskich bogach" pomysł, że atrakcje turystyczne są zbudowane na miejscach mocy jest Twój własny, czy można przeczytać o nim więcej gdzieś indziej?

2) Czy jechałeś kiedyś Great River Road po stronie Wisconsin? Wzdłuż tej drogi jest kilka niezwykłych miejsc, a moim zdaniem najlepsze z nich to Świątynia Matki Boskiej z Gwadelupy na południe od La Crosse.
Uwielbiam Twoje prace!
Pozdrawiam,
Chris Ellison
Holandia (ale pochodzę z Cannon Falls)


1) Obawiam się, że to mój pomysł.

2) Byłem tam, kiedy po raz pierwszy jechałem na Florydę zbierać materiały do "Amerykańskich bogów". Było tak strasznie zimno...

Dobrze, dobrze, może zadaję to pytanie jakieś 20 lat za późno, ale niedawno znalazłem pudełko z komiksami o Sandmanie i razem z synem czytaliśmy raz jeszcze całą serię. Syn zapytał mnie dlaczego w pierwszym zeszycie, kiedy Morfeusz jest uwięziony, a Burgess (który go uwięził) umiera w jego obecności, to Śmierć nie zauważyła swojego brata przychodząc po Burgessa? Wiem, że to był pierwszy zeszyt i wprowadzenie innych Nieskończonych mogłoby być problematyczne, ale i tak obiecałem, że zapytam (a teraz nawet sam jestem ciekawy, bo wiem, że odpowiedź będzie interesująca). Na marginesie dodam, że bardzo mi się podoba, że te pierwsze zeszyty wytrzymały próbę czasu. Chciałbym teraz pisać równie dobrze co Ty mając lat 28 (i pół).
--Steve and Thomas

Ależ ona go widziała. Oni wszyscy dobrze wiedzieli gdzie on był i co się z nim działo. Ale to nie jest rodzina, która by cokolwiek w takim przypadku zrobiła, jeśli wiesz co mam na myśli.

Cześć,
Byłam dziś na koncercie Magnetic Fields tu, w DC. Jak można się było spodziewać, był wspaniały. Chciałam tylko przekazać wiadomość, że na razie nie sprzedają jeszcze na koncertach płyty z muzyką z musicalu "Koralina", ale za jakiś czas będą ją mieć. Niestety, nie zapamiętałam dat, które podał mi sprzedawca. Ale wspominał też, że wkrótce ta muzyka będzie dostępna w formie cyfrowej.
A skoro już zwróciłam Twoja uwagę...
Zastanawiałam się, dlaczego w "Koralinie" umieściłeś teriery szkockie, czy był po temu jakiś szczególny powód? W mojej rodzinie hodowało się psy tej rasy jeszcze zanim się urodziłam i strasznie mi się podobało, że były i w książce i w filmie o Koralinie. Zespół Hanry'ego Selicka doskonale oddał to, jak skaczą na l
udzi na powitanie.
Wybacz, jeśli już odpowiadałeś na to pytanie. Dopiero od niedawna jestem nawrócona na twoja wspaniałość (za sprawą BPAL) i wyszukiwanie pokazało mi mnóstwo stron na temat szkotów.
Dziękuję,
Shannon


Zapytam, kiedy premiera płyty. [Edycja: już jest w sprzedaży.] Tymczasem, możecie spotkać Magnetic Fields w trasie http://houseoftomorrow.com/calendar.php

Możecie też zobaczyć jak ja i Sarah Silverman i Peter Gabriel i Lemony Snickett opowiadamy o Stephinie w zapowiedzi filmu dokumentalnego STRANGE POWERS na jego stronie
http://strangepowersfilm.com/ lub na YouTube:




A teriery szkockie to zasługa Panny Webster, mojej logopedki z dzieciństwa. (Opowiadam o tym w tym wywiadzie na temat Koraliny)

piątek, 6 marca 2009

Mroczna Prawda o Pszczołach

Oto jestem. Wstałem dużo za wcześnie, żeby towarzyszyć Stephinowi Merritowi w drodze na lotnisko i dzięki temu mogłem jechać tam tylko raz i przy okazji użyć moich magicznych mocy Tych, Co Za Często Latają, żeby przemycić Stephina specjalną, krótszą drogą.

A teraz zagrzebałem się w Poczekalni Północno-zachodniej, nadrabiam e-mailowe zaległości i pracuję. Wiąże się z tym zagrożenie, że mogę się całkowicie pogrążyć w zakamarku mózgu odpowiadającym za Pisanie Różnych Rzeczy i za dwie godziny i piętnaście minut całkiem nie pamiętać, że powinienem wyjść z poczekalni, znaleźć bramkę i wsiadać do samolotu. (Napisanie ostatniego zdania jest odpowiednikiem zawiązania supełka na chusteczce.)

Pomyślmy…

Chciałbym móc w przyszłym tygodniu pojechać na festiwal South by Southwest (a nie mogę, bo Maddy ma wiosenne ferie i zaplanowaliśmy przygody). Mam wrażenie, że wszyscy, z którymi ostatnio rozmawiam, tam będą. Zagra Amanda Palmer, zagra Tori Amos (ich występy dzieli tylko godzina, co jest złośliwym niewiemczym wobec fanów obu Pań i osób, które po prostu chcą zobaczyć koncerty moich znajomych) i będzie można obejrzeć film Duncana Jonesa "MOON".

Duncan był tak miły, że kiedy ostatnio byłem w Londynie dał mi ten film na DVD i jest naprawdę zachwycający. To twardy film sciece fiction, podobny do, powiedzmy, "Odległego lądu", z rodzaju filmów, które przestali kręcić, kiedy wydarzyły się "Gwiezdne Wojny" i filmy SF stały się space operą i fantastyką. „MOON” to twardy film SF, dziejący się po drugiej stronie Księżyca. Sam Rockwell gra tam astronautę, który po trzech latach marzy o powrocie do domu, ale czeka go kilka paskudnych niespodzianek.
Ciężko mi zachwycać się czymkolwiek konkretnym bez zdradzania szczegółów historii (gra – gry – Sama Rockwella jest doskonała, ale uzasadnienie tego to już spoiler). Ma się złudzenie rzeczywistości – to dobry, konkretny, sprytny, twardy film SF, z rodzaju takich, których już nie robią.

Kto zrobił dla Ciebie tę wspaniałą komodę? Tę, którą widać na zdjęciu ze Stephinem Merritem przyjmującym psie czułości. Moją pierwszą myślą po zobaczeniu tego zdjęcia było „O, nigdy jeszcze nie widziałem jakiej dystorsji soczewki.” A potem zobaczyłem pozostałe linie proste i zrozumiałem, że ta komoda po prostu taka jest. Niezły bajer


Znalazłem ją w fabryce mebli w Xi'an w Chinach, kiedy byłem tam w zeszłym roku i stwierdziłem, że jej potrzebuję. Przesłali mi ją. Ani komoda, ani transport nie były szczególnie drogie i gdyby tylko fabryka miała stronę w sieci, powiedziałbym Ci o niej. (Sprawdzę to.)



Czy wiesz, kiedy wyjdzie nowe wydanie „Księgi cmentarnej” z pieczątką Newbery? Wprawdzie mam już amerykańskie i angielskie wydanie, ale czekam na nowe.

Peter Esztelecky
Waterloo, On.
Canada



Już wyszło.



Hej Neil

Czy są jakieś nowe informacje o Hill House? Dowiedziałem się dzisiaj, że „ostateczne” „Kroniki marsjańskie” (które wcześniej miały być wydane przez Hill House) będą wydane przez Subterranean Press i zastanawiałem się, czy wiesz, czy coś podobnego może spotkać "Nigdziebądź".

Dziękuję


Tom


Mamy taką nadzieję, chociaż załatwienie tego zajmuje dużo więcej czasu, niż myślałem. W chwili obecnej, najlepsze, na co mnie stać, to:

„Ci, którzy chcę wiedzieć, co dzieje się z kolekcjonerskim wydaniem „Nigdziebądź” przez Hill House, niech, proszę, kierują pytania do Jennifer Brehl, redaktorki Neila w William Morrow. Można się z nią skontaktować przez jennifer.brehl (at) harpercollins.com.”


...

Francuska „Księga Cmentarna” nie nazywa się "Księga cmentarna".

...

Na koniec coś z bloga Jamesa Kennedy’ego – uśmiechnąłem się do tego. (Oraz nabrałem ochoty przeczytać tę książkę, The Order of Odd-Fish.) Czy ja naprawdę napisałem to wszystko, co podobno napisałem? Ależ skąd. To wszystko pszczoły.

wtorek, 3 marca 2009

Rany głowy dla ludzi

Od godziny 19.30 Stephin Merritt ma już swój bagaż oraz buzuki i jest przeszczęśliwym człowiekiem.

(Na zdjęciu pan Merritt na krótko przed przybyciem jego bagażu. Już wtedy był całkiem szczęśliwy.)

Naprawdę nie chcę jeszcze pisać na temat tego, nad czym ze Stephinem pracujemy, to dopiero początek. Takie dziwne coś, nasz mały osobisty projekt. Kiedy będzie już gotowy, napiszę o nim. Dzisiejszy dzień spędziliśmy głównie na zapełnianiu różnokolorowych karteczek słowami typu "Dekapitacja" i zdaniami w stylu "Uduszenie jest Tanie". Od jutra Stephin zaczyna pisać piosenki...

"Księga cmentarna" została nominowana do LA Times Book Award oraz ABA Indie World Award. [nagroda niezależnych księgarni-przyp.noita] W obu przypadkach konkuruję z przyjaciółmi, więc wszystko mi jedno, czy wygram, najbardziej cieszą mnie same nominacje. Każda kolejna nominacja bo zdobyciu Newbery jest jak lukier na cudownym torcie.

Cześć Neil, zwróciłem uwagę jak wiele notek poświęcasz ostatnio darzeniu uczuciem swojego pięknego, wielkiego, białego psa. Nie ma w tym oczywiście nic złego, ale po lekturze twoich opowiadań, jak choćby "Sen tysiąca kotów" czy "Cena", sądziłem , że wolisz koty. Ja sam bardzo lubię psy, ale uważam się raczej za kociarza i czytając twoje opowiadania myślę sobie: "Tak, on wie o co chodzi! Rozumie koty!" (nie żebyśmy, jako ludzie, mogli kiedykolwiek naprawdę koty zrozumieć). A więc musze zapytać, czy uważasz się za kociarza, czy raczej za psiarza? A tak na marginesie - twój pies jest bardzo piękny i ze zdjęć wynika, że jest całkiem sympatycznym zwierzem. Dzięki, że poświęcasz czas, żeby odpowiedzieć na niemądre pytanie.
-Andy Christensen



Jestem kociarzem, którego zaadoptował pies. Opór jest daremny. To
nie ja go wybrałem. Po prostu trafiliśmy na siebie w momencie, kiedy byliśmy sobie nawzajem potrzebni. A ja nadal jestem kociarzem. Chciałbym, żeby koty i pies się lubili. Niestety dom jest teraz podzielony na strefy Kocich i Psich wpływów takimi oto drzwiami:

[zamykać drzwi pilnując, by KOTY zostały po tej stronie]

[zamykać drzwi pilnując, by PIES został po tej stronie]

Fred,
Czarny Kot, który dotąd mieszkał w garażu, opuścił go i niechętnie wyprowadza się coraz głębiej w las. Pozostałe koty nie przejęły się i żyją sobie dalej. (Prawdę mówiąc, zimą jest łatwiej, bo wtedy koty praktycznie nie wychodzą na zewnątrz. Latem Cabal raz na kilka tygodni wpędza któregoś na drzewo.)

Neil, napisałeś, że jedyne plany konwentowe w tym roku dotyczą sierpnia. Czy to znaczy, że nie pojawisz się w Chicago na imprezie ALA, żeby osobiście odebrać nagrodę Newbery? Jeżeli nie będzie cię na gali i (wystawnej!) kolacji, gdzie zaprezentowane zostaną wszystkie nagrody za książki młodzieżowe my, bibliotekarze, będziemy zdruzgotani.

Wybaczcie, nie myślałem o gali ALA [Stowarzyszenia Amerykańskich Bibliotek-przyp.noita] jako o konwencie. Oczywiście, będę tam. Wygłoszę "medalowe" przemówienie (które musze napisać do końca miesiąca, argh) i wystąpię też na rzecz CBLDF.

Cześć, Neil,
mój znajomy otworzył właśnie w San Francisco kawiarnię z komiksami: Caffeinated Comics
(www.caffcom.com) [Kafeinowe komiksy] i zastanawiałam się, czy zechciałbyś zareklamować to miejsce na blogu. 1 marca było wielkie otwarcie i wróciłam z niego z Sandmanem, którego jeszcze nie miałam oraz "Gwiezdnym pyłem" z ilustracjami Charlesa Vessa. Byłoby wspaniale, gdybyś pomógł im nabrać rozgłosu - to pierwsza zielona kawiarnia komiksowa w San Francisco!
Dzięki, Mira

Zrobione.

A tak przy okazji, ze strony http://time-shark.livejournal.com/237449.html oraz http://www.mythicdelirium.com/#anniversary możecie dowiedzieć się więcej na temat najbliższego numeru pisma "Mythic Delirium". Mike od lat prosił mnie o napisanie wiersza, i w końcu powtórzył pytanie, kiedy akurat napisałem wiersz. Ten jest o sercu pstrąga.

poniedziałek, 2 marca 2009

Czekając na Stephina

Neil napisał w poniedziałek 2 marca 2009 o 20:49

Pracuję nad czymś, o czym nie mogę mówić, czekając na przybycie Stephana Merritta, z którym będę pracował nad (innym) czymś, o czym nie mogę mówić. Czuję, że powinienem chyba postawić kołnierz i zacząć mówić szyfrem.

Neil,
Przeczytałem dzisiaj notkę dotyczącą "odcinania kuponów" przy okazji "Blueberry girl" i "Crazy Hair". Potwornie mnie wkurza, że ludzie nie są w stanie cieszyć sie sukcesami innych, kiedy są to sukcesy zasłużone. Dostrzegłem to samo zjawisko na forach internetowych popularnych zespołów. Istnieją osoby, które będą uwielbiać grupę do momentu, kiedy ta dołączy do głównego nurtu, a jej płyty zaczną się sprzedawać. Wtedy okazuje się, że zespół się "sprzedał" i jest "do bani". W każdym razie ciesze się, że nie dałeś się tym zdołować.

Szybkie pytanie: czy będziesz w tym roku brał udział w San Diego Comic-Con? To będzie mój pierwszy konwent i byłoby super cię tam spotkać!
Pokój,
Jonesy


Jesteś nazbyt uprzejmy. Myślę, że miesiąc temu przekroczyłem tę granicę i jest w porządku. Wolałem, kiedy wydawało mi się, że dla każdego, kto lubił moją twórczość byłem czymś osobistym, o czym reszta świata nie wiedziała. I nie jestem pewien, czy po Newbery i sukcesie filmu o Koralinie będzie to jeszcze mozliwe, a jeżeli nawet tak - to może chwile potrwać.
Zawsze miło wynaleźć sobie kogoś i poczuć, że ponieważ nie jest popularny to w jakiś sposób ma się go na wyłączność, a przynajmniej mały jego kawałek.

Nie planuję pojawić się na Comic-Conie w tym roku. Jedyne plany konwentowe dotyczą udziału jako Gość Honorowy na WorldConie w Montrealu, w sierpniu. To angielska strona: http://www.anticipationsf.ca/English/Home. WorldCony są fantastyczne, a ze swojego pierwszego, 21 lat temu, mam jak najlepsze wspomnienia: po raz pierwszy spotkałem Juliego Schwartza, z Williamem Gibsonem wyszliśmy z baru jako ostatni o 5 rano, zagadnąłem George'a R. R. Martina na temat pomysłu na pasującą do książkowej serii Wild Cards postać, która tak jakby żyła w snach...


Hej, Neil!

Mój mąż i ja pracujemy w branży reklamowej tu, w Portland, w Oregonie (on tworzy animacje do filmów, ja zajmuję się produkcją) więc wyobraź sobie moją radość, gdy przeczytałam w dziesiejszej gazecie, że pewien film pt. "Koralina" uratuje gospodarkę stanu Oregon! Wiedziałam, że Twoje książki - metaforycznie - odmieniły moje życie, ale kto by pomyślał, że jedna z nich odmieni je dosłownie ?

http://blog.oregonlive.com/portlandarts/2009/03/in_the_coraline_economy_we_tru.html

Środowisko twórców z Oregonu dziękuję Ci z głębi serca!
Mikki


To naprawdę cudownie. Dziękuję, Mikki.


Jak tysiące innych, jestem Twoim fanem już od dawna. Wszystko zaczęło się w księgarni B&N w 2003 roku, wraz z "Amerykańskimi Bogami" ruszyła lawina. W każdym razie byłem ciekaw, czy zamierzasz kiedykolwiek wrócić do pisania literatury dla dorosłych? Jestem fanem Twoich książek dla młodzieży, ale dorosłe powieści są o wiele bardziej fantasyczne.

Znajdź też dla siebie miejsce w świecie komiksów i zatrzymaj się tam, proszę, brakuje mi tego.

Najlepszego,
Jacob Kohl


Dopóki żyję i piszę, będę się imał najróżniejszych zajęć i tworzył wszystko od literatury dziecięcej do powieści dla dorosłych i od książek z obrazkami poprzez wielkie dzieła z dziedziny literatury faktu, telewizję, radio, opowiadania, aż po filmy. Czasami będę chwytał się rzeczy, które wpadna mi po drodze. Czyli owszem, będzie więcej dorosłych powieści. I więcej komisków. Ale nigdzie się nie zatrzymam na zawsze.

...i właśnie pojawił się Stephin Merritt. Nie pojawił się za to jego bagaż. Ani buzuki, które przechodzi właśnie odprawę. Moge mu zapewnić piżamę i szczoteczkę do zębów, ale nie posiadam zapasowego buzuki.

czwartek, 2 października 2008

Dlaczego Stephin Merritt chce zniszczyć świat...

To lekko przerażające. Filmik z poprzedniej nocy jest już zamieszczony, zanim zdążyłem napisać cokolwiek na temat wydarzenia, w czasie którego został nagrany (tego ranka spałem w samolocie), więc możecie zobaczyć jak czytam Rozdział Drugi na:


http://mousecircus.com/videotour.aspx?VideoID=2




Widziałam Cię wczoraj w Nowym Jorku, gdy czytałeś pierwszy rozdział swojej nowej książki. Nie, nie jestem dziewczyną, którą przytuliłeś. Oglądałam Cię z góry i to było świetne. Nie czytałam jeszcze wszystkich twoich opowiadań, ale mam nadzieje, że dalej będziesz pisał, bo jest to dla nas wszystkich inspiracją. Wróć kiedyś do Nowego Jorku, ale nie idź do Beauty Bar. Myślę, że jesteś zbyt spoko, żeby chodzić do takich pretensjonalnych miejsc, cosmo i pedicure? Lol… dobrej zabawy na trasie!


Więc taki jest Beauty Bar? Sądziłem, że to fajne miejsce, bo Stephin Merritt pracuje tam jako DJ i miałem z nim okazje pogadać o jego musicalu na podstawie Koraliny i innych rzeczach. Każda okazja, by pogadać ze Stephinem jest spoko, a każde miejsce, gdzie można z nim pogadać, jest z definicji też spoko.


Magnetic Fields jest najprościej mówiąc moim ulubionym zespołem, dowcipnym, inteligentnym i mądrym. Gothic Archies też są wspaniali, tak samo zresztą jak Future Bible Heroes i Sixths (wszystkie te muzyczne byty były prowadzone przez Stephina Merritta). Zauważyłem wspaniały wywiad ze Stephinem (o nowym albumie Magnetic Fields i musicalu „Koralina” oraz o tym, czy Francuzi powinni mu wysłać jedną spośród par butów, które nazwano na jego cześć) na http://blogs.villagevoice.com/music/archives/2008/10/interview_magne.php

i pozwólcie że zacytuje fragment z końcówki:


Czy widziałeś linie obuwia przypuszczalnie zainspirowaną tobą?
Widziałem ją w sieci. Nie posiadam osobiście żadnej pary. Stało się tak bo, ech ci Francuzi, nic mi nie wysłali. Gdybym nazwał album tak jak jedna z ich linii obuwia, wysłałbym im go.


Nie wysłali Ci ani jednej pary?

Nawet jednej sznurówki.


To godne pogardy!

Ta, wiesz, pewnie powinienem być zaszczycony, że nazwali buty, całą ich linie, moim imieniem, ale nie wysłali mi nic? Zrzućmy bombę atomową na Europę!


Tak, myślę, że to dobry moment, żeby zakończyć ten wywiad. Dziękuje za rozmowę ze mną…

Nie ma sprawy.


… Chyba że chcesz wyjaśnić swoją ostatnią wypowiedź?

Zmiażdżyć Unię Europejską!


Świetnie. Dziękuje Stephin.

Chcę moje buty. Zniszczyć cały świat. Do widzenia.


(Jeżeli jesteście w Stanach i chcecie zobaczyć Magnetic Fields, co szczerze powinniście zrobić, to sprawdźcie: http://houseoftomorrow.com/calendar.php, by dowiedzieć się o ich październikowej trasie.)

Na tej stronie jest wspaniały wywiad z Eddiem Campbellem i jego odczyt http://www.bookslut.com/features/2008_09_013473.php Jeżeli chcę zjeść lunch, to muszę przestać teraz pisać i zamieścić kolejnego posta później, napiszę o tym co stało się w Filadelfii, spotkaniu z Gardnerem Dozoisem i Michaelem Swanwickiem oraz Kylem Cassidym i im podobnymi gwiazdami...


Jedzenie, jedzenie dobre. Tak.

wtorek, 22 stycznia 2008

Pewnie myśleliście, że już po mnie

Neil napisał w poniedziałek, 21 stycznia 2008 o 14:23

Przepraszam was za to - próbowałem wysłać notkę emailem, ale się zirytowałem, że przestałem. Teraz z technicznego punktu widzenia wszystko jest w porządku i pomyślałem, że światu należy się stosowna notka, aczkolwiek krótka.

"Księga cmentarna" jak sądzę wróciła już na właściwe tory. Przedarłem się przez złowrogie i kolczaste zarośla jakimi był Rodział Szósty i jak mi powiedziano, nie brzmi wcale jakbym wymyślał go w trakcie pisania, ale jakbym od początku wiedział jak ma wyglądać. To mnie bardzo cieszy, bo pisało się nędznie.

Obecnie powstaje Rozdział Siódmy. Pisanie go sprawia mi wielką przyjemność i chyba nawet wiem dokąd zmierza (wiedziałem od lat), ale wydaje się, że i tak zechce mnie czymś zaskoczyć. Nagle zjawił się martwy poeta nazwiskiem Nehemiah Troh, którego zupełnie się nie spodziewałem. Na jego nagrobku wyryto "Łabędzie Śpiewają Przed Śmiercią" i mam nadzieję, że nigdy nie dowiemy się dlaczego.

(Nie będzie to wyjaśnione w książce, ale to fragment którego autorem rzekomo był Pope, ale tak naprawdę cytat nawiązujący do przekonania, że tuż przed śmiercią łabędzie śpiewają najgłośniej i najpiękniej pochodzi z Coleridge'a:
"Łabędzie śpiewają przed śmiercią. Byłoby lepiej, gdyby niektóre osoby umierały zanim zaczynają śpiewać."
I pozwala mi sądzić, że Nehemiah Trot nie został uznany za wielkiego poetę przez ludzi, którzy go pochowali.)

Jak już wspomniałem, naprawdę doskonale się bawię.

Jednak nadal pozostaje kilka wstępów, które zgodziłem się napisać przed końcem stycznia (ponieważ byłem pewien, że do tego czasu "Księgę Cmentarną będę miał z głowy) i nieco mnie to rozprasza.

Strajk scenarzystów trwa. Szalenie ucieszyło mnie porozumienie jakie Weinstein Company podpisała z WGA [Writers Guild of America, związek pisarzy - przyp. noita] zgadzając się na wszystkie warunki, bo oznacza to, że mogę wrócić do pracy nad filmem "Nigdziebądź". (Krótka historia - między 1997 a 2000 rokiem napisałem około ośmiu wersji filmu i się wycofałem. Po mnie inni próbowali tworzyć scenariusze, niektóre były okropne, niektóre nie, ale pomysł umarł. W ubiegłym roku moi agenci zostali przysłali kogoś kto zapytał czy jest może szkic scenariusza i była to ostatnia wersja napisana przez mnie w 2000. Ktoś go przeczytał, rozgorączkował się i nagle pomysł ożył. Hensons ma produkować do spółki z Weinstein Company. Trzeba jeszcze znaleźć reżysera, ale przynajmniej już mogę nad tym pracować.)
***

Jedno z najczęściej zadawanych tutaj pytań to Czy Mógłbym Polecić Książkę Dla Młodeczo Czytelnika? Odpowiedź naprawdę brzmi nie mogę, nie bez znajomości danego Młodego Czytelnika. Różni ludzie lubią różne książki, a wiek nie jest żadną wskazówką. Ale co mogę zrobić to pokazać wam w Daily Telegraph tę wspaniałą listę 100 książek, które każde dziecko powinno przeczytać. Podzielona została na trzy części (dla najmłodszych, średnich i starszych dzieci).
To naprawdę świetne zestawienie i mówię to jako osoba, która czytała sobie lub na głos wiele z proponowanych tytułów, a nie dlatego, że znalazła się tam "Koralina".
...

W New York Times jest artykuł na temat Stephina Meritta.
...

Ludzie pytali, czy mam zamiar zaopatrzyć się w nowy, lekki Macbook Airs. I podejrzewam, że tak, ale zanim to zrobię poczekam aż trochę pobędą na rynku. Najmądrzejsza decyzja to nie rzucać się na sprzęt Mac jak tylko sie pojawi. Przejścia Holly z MacBookiem pierwszej generacji są najbardziej aktualnym przykładem ignorowania tej zasady w mojej rodzinie.

Chciałbym też, aby był jeszcze trochę lżejszy. Wolałbym, żeby mój Panasonic W7 był lżejszy, a i tak waży około 8 uncji mniej, niż nowy Mac. (edytowane, aby dodać: a ma jeszcze napęd DVD i dysk twardy dwa razy większy, niż ten w Mac air. Z drugiej strony ma zainstalowaną Vistę, który jest wolniejszą wersją Windowsa XP.)
...

Neil, 27 grudnia napisałeś "Byłoby znacznie więcej białych owczarków niemieckich gdyby naziści nie stwierdzili, że są gorszą rasą i należy je wyeliminować z puli genetycznej. Oczywiście to samo można powiedzieć o mojej rodzinie." Dlaczego nie wspominasz o tej gałęzi swojej rodziny?

Zwyczajnie dlatego, że zwykle o tym nie myślę, ani nie czuję się z tym dobrze i ten temat rzadko pojawia się w rozmowie.

Pamiętam jak po raz pierwszy zdałem sobie sprawę co przydarzyło się mojej rodzinie podczas Drugiej Wojny Światowej. Miałem jakieś 11 lat i musiałem zrobić do szkoły drzewo genealogiczne. To było tylko dwadzieścia pięć lat po zakończeniu wojny - niezbyt długo, ale dla mnie był to cały wiek, a IIWŚ była już starożytną historią. Rysując drzewo i rozmiawiając z krewnymi odkrywałem, że większość mojej rodziny z terenów Polski, Niemiec i Wschodniej Europy została wysłana do obozów koncentracyjnych i już z nich nie wróciła. Chociażby z całej wielkiej rodziny mojego dziadka ze strony ojca został tylko mój pradziad z dziećmi, którzy przybyli do Anglii oraz trzy siostry z Radomska w Polsce, które przeżyły dzięki szczęściu i sprytowi.

Jedna z tych sióstr to moja kuzynka, znakomita Dr Helen Fagin [była siostrą cioteczną mojego dziadka - mój pradziadek był jej wujem] i została właśnie wyróżniona przez New College of Florida w Sarasocie za wkład w nauczanie o Holocauście.
Tak samo jak pisarstwo i wykłady Fagin, 1000 tomowy zbiór podkreśla to, co ona sama nazywa "moralną nauką" na temat nazistowskiej eksterminacji 6 milionów Żydów.

"Ważne jest, aby uczyć się o Holocauście" mówi, "ale jeszcze ważniejsze jest jaką naukę wyciągniemy z Holocaustu."

Najbardziej mrożącą krew w żyłach lekcją jest jej zdaniem to, że eksterminacja, największa zdrada jakiej może dopuścić się cywilizacja wobec własnej ludności była dziełem kulturalnych, dobrze wykształconych ludzi.

"To były osoby wykształcone, erudyci i myśliciele, którzy doszli do wniosku, że ostateczne rozwiązanie brzmi całkowicie przekonująco."

"Następnie zdołali zwerbować do pomocy chemików, aby ci wymyślili skuteczny gaz do unicestwiania ludzi; architektów do zaprojektowania wydajnych domów śmierci i przemysłowców do stworzenia maszynerii zagłady."

Lekcja, jaką powinniśmy z Holocaustu zapamiętać nie dotyczy tego, że ludzie są "jakoś zdolni wyrzec się swoich związków z innymi" mówi Helen Fagin, ale że "robią to świadomie dokonując wyboru."
I ma rację. Jak napisałem w "Amerykańskich Bogach" dla mnie najgorsze jest, że część - być może nawet spora - tych, którzy wymordowali moja rodzinę i sześć milionów innych ludzi zdołała (nie mam co do tego wątpliwości) wmówić sobie, że są dobrzy i robią dokładnie to, co należy.

środa, 10 października 2007

głównie resztki

Neil napisał w środę 8 października 2007 o 22:18

To będzie taki post zamykający kilka tematów...

Darmowe bilety na pokazy przedpremierowe "Gwiezdnego pyłu" w UK są tutaj- http://entertainment.timesonline.co.uk/tol/arts_and_entertainment/film/screen/article2590223.ece

Nie mam pojęcia co to jest: http://www.mobile-ent.biz/news/29076/Enpocket-and-Paramount-find-love

Na przyjęciu po "Gwiezdnym pyle" wpadłem na kogoś, kto wyglądał dokładnie tak jak Mark Millar gdy widziałem go ostatnio. Z tym, że ten gentleman był, och, 17 lat starszy. O tym jak dobrze się bawił pisze na http://forums.millarworld.tv/index.php?showtopic=73753&st=0

Pewnie już to widzieliście -- króliczki Play-Doh opanowują Nowy Jork. Ale jeśli nie - powinniście.
http://gizmodo.com/gadgets/play-doh/sony-bravia-ad-showcases-mick-keef-and-a-tsunami-of-bunnies-306942.php?autoplay=true

Tymczasem Stephin Merrit śpiewa w reklamie Volvo dziecięcą piosenkę tak jak tylko on potrafi - ponuro, dziwnie i osobliwie.
http://www.pitchforkmedia.com/article/download/45600-stephin-merritt-the-wheels-on-the-car-volvo-ad z oryginalną piosenką Stephina Merritta dla Volvo pt "I'm in a Lonely Way" według http://www.houseoftomorrow.com/ właśnie udostępnioną przez iTunes.

Na stronie http://www.quickstopentertainment.com/category/comics-in-context/ Peter Sanderson jest na etapie czwartego eseju w drodze do dogłębnej analizy "The Eternals" ["Wiecznych"]. Myślę, że moje (jako autora) ulubione fragmenty tych esejów to te, gdzie czytam cos co Peter napisał i myślę "Nie spodziewałem się, że ktokolwiek to zauważy". Na drugim miejscu są te, gdzie mówię "Och. Nigdy na to nie wpadłem. Szlag."

O tym artykule słyszałem wieki temu i od dawna chciałem go przeczytać. Właśnie znalazłem go w sieci.
To "Frank Sinatra Has a Cold" ["Frank Sinatra ma katar"] autorstwa Gay Talese. http://www.esquire.com/features/ESQ1003-OCT_SINATRA_rev_

...
Och, jeszcze słowo od naszego sponsora: mój zbiór opowiadań "Rzeczy ulotne" został wydany w miękkiej oprawie z oliwkowo-odblaskowo-pomarańczową okładką.

(A na stronie Amazon właśnie zauważyłem recenzję Audiofile "Rzeczy ulotnych" w wersji audio, której wcześniej nie widziałem. Zamieszczam ją tutaj, bo o swoje czytanie niepokoję się znacznie bardziej, niż o pisanie, a recenzja taka, jak ta sprawiła, że szeroko się uśmiechnąłem.
Mistrz opowieści Neil Gaiman rozpoczyna ten zbiór przedstawiając wiele z zamieszczonych historii, a jego wstęp sam w sobie jest opowiadaniem. Talent Gaimana do recytowania równa się pisarskiemu, w każdej opowieści można wyczuc subtelność i dogłębne zrozumienie. Każda postać, nie ważne na jak krótko się pojawia, jest traktowana z równą uwagą, zarówno w tekście, jak i za pomocą głosu. Każde słowo narracji lśni. Słuchacze, dla których Gaiman to nowość będą zaskoczeni różnorodnością gatunków literackich w tym zbiorze- od baśni, poprzez kryminał, romans, aż po fantastykę naukową. Gaiman porusza się zręcznie w każdym z nich oferując cień głębszego znaczenia tu, ledwo zauważalne niuanse gdzie indziej, z uderzeniem gniewu lub odrobiną słodyczy gdzie trzeba i przeprowadza swoich słucahczy przez 10 godzin najlepszego słuchowiska roku.
R.L.L. Zwycięzca AudioFile Earphones Award
proszę.)