Kolejny dziwaczny tydzień.
Wcale nie zły. Po prostu dziwaczny. Nadal mam zaległości w pisaniu i jeżdżę tam i z powrotem pomiędzy Bostonem i Nowym Jorkiem.
W piątek dotarłem do Nowego Jorku w samą porę, żeby zobaczyć, jak Michael Chabon i Zadie Smith czytali swoje rzeczy na Festiwalu New Yorkera, na który tam przyjechałem. Prawie narobiłem sobie wstydu, bo podczas czytania Michaela prawie zemdlałem, ale udało mi się jakoś utrzymać na nogach (było blisko i to długa historia). Oto za ciemne zdjęcie Michaela i Zadie zrobione po zakończeniu.
Pokój w hotelu, który zarezerwował dla mnie New Yorker, miał najlepszy widok na świecie, nawet z wanny:
W sobotę poszedłem na darmowe lody z Danielem Handlerem (jak ogłaszałem na blogu wcześniej). Miałem nadzieję spotkać pisarza nazwiskiem Lemony Snicket, ale niestety coś tajemniczego go zatrzymało i pan Handler pojawił się jako jego przedstawiciel.
Poniższe zdjęcie upamiętnia to wydarzenie. Ja stoję po lewej stronie. Pan Handler trzyma lody.
Od czasu zrobienia tego zdjęcia zdążyłem pójść do fryzjera.Potem spotkałem się z Holly i przeuroczą Claudią Gonson oraz jej prześliczną nowo narodzoną córeczką Eve. Następnie zjedliśmy sushi (wszyscy oprócz Eve) i poszliśmy do sklepu Evolution, gdzie kupiłem replikę czaszki ptaka Dodo.
Czaszka dodo miała być prezentem urodzinowym dla Hrabiny Cynthii Von Buhler. Hrabina jest ilustratorką i artystką, która również czasem wyprawia przyjęcia. Tego wieczora miało odbyć się jej przyjęcie urodzinowe i postanowiła przy tej okazji uczcić również moje i Amandy zaręczyny.
Były tam martwe syreny i karuzela na dachu.
Nigdy przedtem nie byłem na takim przyjęciu i nie spodziewam się, żebym jeszcze kiedyś miał okazję. Jeżeli można osiągnąć mistrzostwo w urządzaniu przyjęć, Cynthia (która wystąpiła jako syrena, najpierw w wannie, a następnie noszona w łożu) jest mistrzynią.
Następnego ranka Dana Goodyear przeprowadzała ze mną wywiad na Festiwalu New Yorkera i było to bardzo przyjemne doświadczenie. (Skrót można przeczytać na stronie Entertainment Weekly http://shelf-life.ew.com/2010/10/06/5584/).
A potem powrót do Bostonu. Teraz siedzę w pociągu, znów w drodze do Nowego Jorku, żeby wziąć udział w imprezie promującej antologię Best American Comics 2010, którą współredagowałem.
Dzisiejszego ranka dowiedziałem się, że jestem jedną ze 175 osób nominowanych do nagrody im. Astrid Lindgren: http://alma.se/en/Nominations/Candidates/2011-eng/
Nie znam wszystkich pozostałych 175 nominowanych, ale nazwiska, które rozpoznaję sprawiają, że czuję się jednocześnie szczęśliwy i zupełnie niegodny trafienia na tę listę. (Jest tam Quentin Blake. I David Almond.)
(Przy okazji - Dave McKean dał mi egzemplarz Slog's Dad, opowiadania Davida Almonda, które zilustrował; jest wzruszające, piękne i to jedno z tych opowiadań, które zostają w pamięci na długo i skłaniaja do myślenia. Oto recenzja na blogu FPI.)
(A Dave McKean udzielił wywiadu na Bookslut na temat wznowienia Cages: http://www.bookslut.com/features/2010_10_016702.php )
...
W USA jest już dostępne wydanie Księgi cmentarnej w miękkiej oprawie. Ciągle zapominam o tym napisać. Na dowód - link do AMAZONU. A tutaj link do księgarni Indiebound, jeśli chcecie kupić w księgarni innej, niż sieciowa.
A jeśli wolicie ją tylko wypożyczyć - oto lista bibliotek publicznych w USA.
...
Pracujemy w publicznej bibliotece dla młodzieży szkolnej - 6 i 7 klasy. Przyszedł do nas uczeń z książką "Gwiezdny pył" i pokazał, że pada tam słowo "k***a". Jeśli nie chcecie, żeby wasi uczniowie czytali takie rzeczy, nie kupujcie tej książki do swojej biblioteki, czy domu.
Bardzo mądra rada. Nie jestem jednak pewien, dlaczego nie powinno się kupować książki do swojego domu, jeśli nie chce się, żeby uczniowie to czytali. Nie mam też pojęcia, dlaczego wysłaliście to do mnie. Ale jest to z pewnością jeden z powodów, dla których "Gwiezdny pył" nie jest lekturą dla 6 klasy. To powieść dla dorosłych, która zdobyła nagrodę YALSA jako książka dla dorosłych, która podoba się młodzieży i w USA została wydana ponownie jako powieść dla młodzieży, ale nigdy jako książka dla dzieci.
A skoro jesteśmy w temacie denerwowania i obrażania:
jedno zdanie w Księdze cmentarnej brzmiało "masowe mogiły to dobre miejsce żeby coś przekąsić". to obraża Chińczyków!
Wiem, że jesteś tylko dla zabawy, ale nie mogę tego znieść!
Odpisałem i wyjaśniłem, że
w oryginale zdanie brzmi „Doły zarazy to świetne żarcie". Czy istnieją chińskie doły zarazy? I czy możesz mi wyjaśnić w jaki sposób obraża to Chińczyków? Nie chciałbym nieumyślnie ich obrażać i chętnie dowiem się, dlaczego było to obraźliwe.
Otrzymałem następującą odpowiedź
Przykro mi, bo książka którą czytałem była przetłumaczona na chiński, bo zdanie któe napisałęś jako "Doły zarazy to świetne żarcie" przetłumaczone na chiński znaczy, że "dziesięć tysięcy ludzi zostało zatorturowanych na śmierć i pochowanych w dołach" i to zdarzyło się w latach 1910 i trzydziestych kiedy rząd Chin był wtedy bardzo słaby i kraj był skolonizowany przez różne zachodnie państwa i Japonię, nasz rząd nie mógł chronić swoich obywateli, więc robotnicy w fabrykach, któe inwestowane przez inne państwa tacy jak górnicy zginęło wielu w tamtym czasie!
Ale teraz wiem, że to wina tłumacza, nie twoja.
"Doły zarazy to świetne żarcie" które ja tłumaczę po chińsku jest “鼠疫坑很好吃” i nie jest obraźliwe
a tłumaczenie w książce, gdzie tłumacz napisał "万人坑很好吃" jest obraźliwe.
Ach tak. Przepraszam wszystkich urażonych chińskich czytelników (choć zważywszy, że ten blog jest zazwyczaj blokowany przez Wielką Chińską Zaporę Sieciową nie wiem, czy ktokolwiek z nich to przeczyta).
Na stronie http://americanindiansinchildrensliterature.blogspot.com/2010/04/what-neil-gaiman-said.html Debbie Reese bardzo słusznie wypomniała mi coś wyjątkowo głupiego i obraźliwego, co zdarzyło mi się powiedzieć w tym roku, kiedy ktoś z Amerykańskiego Stowarzyszenia Bibliotek zapytał mnie, dlaczego nie umieściłem akcji "Księgi cmentarnej" w USA. Wydaje mi się, że odpowiedziałem myśląc jak pisarz, a nie jak osoba udzielająca wywiadu: próbowałem opisać jak przedstawiały się potencjalne postaci książki na cmentarzu w europejskim stylu w małym amerykańskim miasteczku (podobnym do brytyjskiego miasteczka z "Księgi"). Pamiętam, że przyszło mi wtedy do głowy, że powiedziałem coś niezmiernie głupiego, ale kiedy udzielasz wywiadu i palniesz jakąś głupotę, idziesz dalej.
Pierwszy post Deb nieco wyprowadził mnie z równowagi (bo czytałem to powtarzające sobie, że "przecież WIADOMO, że zupełnie nie o to mi chodziło") i bez sensu narzekałem na twitterze, ale kiedy (za namową Pam Noles) spojrzałem raz jeszcze na to, co dokładnie powiedziałem, zrozumiałem, że ludzie mieli rację. Z moich słów wynikało, że jestem przekonany iż a) USA było terenem praktycznie niezamieszkanym przed przybyciem białych kolonistów w XVII wieku lub/i że b) pomniejszam powagę rzezi jaką dokonano na rdzennych mieszkańcach Ameryki Północnej albo c) Indianie to nieistotny epizod w historii obu Ameryk. (Żadnej z tych rzeczy nie miałem zamiaru sugerować. Ale wiadomo, jak to jest z zamiarami.) A wyrażenia "martwi Indianie" nie sposób użyć nie przywołując, celowo lub nie, powiedzenia "dobry Indianin to martwy Indianin".
Pytano mnie, jakbym się czuł, gdyby w tym miejscu wywiadu pojawiło się zdanie "kilku martwych Żydów", co wywołało we mnie dodatkowo poczucie winy, bo jedną z rzeczy, których najbardziej mi w "Księdze cmentarnej" zabrakło to Żydzi na cmentarzu. Chciałem ich tam jakoś pomieścić, ale historia nie chciała się zgodzić ze zwyczajami pogrzebowymi.
Prawdopodobnie powinienem napisać opowiadanie powiązane z "Księgą cmentarną", w którym występowaliby ukradkiem pochowani Żydzi oraz jacyś martwi Indianie Amerykańscy bardzo daleko od ojczyzny.
W każdym razie serdecznie przepraszam wszystkich, szczególnie Debbie Reese.
Siostra przysłała mi "Księgę cmentarną" do przeczytania na Halloween. Właśnie skończyłam. Wszystko mi się podobało, dopóki nie doszłam do "dodatków" na końcu książki.
Dlaczego musiałeś koniecznie wspomnieć Stephena Colberta w podziękowaniach przy okazji odbierania Medalu Newberry? Teraz został on na zawsze uwieczniony w druku z tyłu książki. Wielka szkoda. Twoje opowieści będą wciąż żywe na długo po tym, jak on zostanie zapomniany. Powinieneś więcej myśleć o przyszłości zanim zaśmiecisz swoje przemówienia, a przede wszystkim książki wspominając gwiazdy jednego sezonu.
Dlaczego. Cóż. Bo chciałem? Bo mój syn ucieszył się, że wystąpiłem w tym programie, a radość dziecka nie trwa tylko jeden sezon? Bo podziękowanie za Medal Newberry wygłaszałem w 2009 roku, więc jest w nim mowa o wydarzeniach z 2009 roku? Bo Stephen Colbert cytuje z pamięci opis Toma Bombadila autorstwa J.R.R. Tolkiena?
Oto link do odcinka programu Colbert Report, o którym mowa. Sprawdź, czy zmienisz zdanie, niepocieszony nadawco listu. Nie byłem wtedy w najlepszej formie (i miałem na sobie garnitur, w którym dopiero co byłem na pogrzebie Ojca), a on był bardzo miły.
The Colbert Report | Mon - Thurs 11:30pm / 10:30c | |||
Neil Gaiman | ||||
|
Jedna z rzeczy, które podobają mi się najbardziej w Twojej twórczości to poczucie, że do każdego opowiadania masz opracowany gotowy, kompletny świat. Próbowałem stworzyć w głowie taki świat od miesięcy i jeśli wkrótce tego nie zapiszę, wspomniana głowa eksploduje. Mój problem polega jednak na tym, że nie wiem, od czego zacząć. Kiedy zaczynasz pracować nad opowiadaniem osadzonym w zupełnie nowym świecie od czego najłatwiej jest Ci zacząć?
Zacznij od opowiadania. Zawsze zaczynaj od opowiadania. (Chyba że jesteś Lud in the Mist.) Świat jest po to, żeby historia miała się gdzie wydarzyć. Tu i teraz, nie trzeba opowiadać historii świata, żeby rozpocząć opowiadanie o czymś, co wydarzyło się na Wyspie Man. Piszesz opowiadanie i pozwalasz tłu oraz historii przebijać się tam, gdzie to konieczne. To samo dotyczy światów, które sam wymyślasz.
Pociąg dojeżdża na stację Penn.
Co oznacza, że zdążę już tylko wspomnieć o Najważniejszej Wiadomości na Dziś - być może odkryto przyczynę masowego ginięcia pszczół:
1 komentarz:
Przyjęcie u Hrabiny faktycznie rządzi:D
http://cynthiavonbuhler.blogspot.com/2010/10/freaks_08.html
Prześlij komentarz