Pokazywanie postów oznaczonych etykietą chiny. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą chiny. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 14 marca 2011

Szybko wpadam i wypadam

Neil napisał w sobotę 12 marca 2011 o 4:59

Chciałem tylko pomachać. Dziesięć dni spędziłem w Chinach. Już wróciłem i zaraz wyjeżdżam z moją córką, Maddy, na ferie wiosenne. Ogłoszono też, że napisze scenariusz do filmowej adaptacji Podróży na zachód i owszem, nadal piszę książkę na temat Podróży, tylko teraz będę mógł w niej opisać również swoją przygodę z filmem.


W Chinach bawiłem się znakomicie, pomimo braku dostępu do Bloggera i Twittera. Przedzieram się teraz przez śniegi, żeby zabrać Maddy i jej koleżankę na ferie oraz żeby po raz pierwszy od sześciu tygodni zobaczyć się z żoną. Za tydzień wrócę do aktywności na blogu i twitterze.


Załączam kilka widoczków z Chin. Niebieski posąg został sfotografowany, jakże adekwatnie, w Dali.






sobota, 12 marca 2011

Wyjeżdża (pa pa)

Neil napisał w sobotę 26 lutego 2011 o 17:50

Za kilka godzin jadę na lotnisko. Lecę do Chin pracować nad czymś, o czym jeszcze nie wolno mi mówić, ale co ma związek z moimi zajęciami podczas poprzednich dwóch wizyt w tym kraju.

Poprzednio odwiedziłem Chiny w sierpniu 2009 i spędziłem kilka tygodni w prowincji Xinjiang, gdzie po czerwcowych zamieszkach rząd całkowicie zlikwidował takie usługi jak Internet, sms i międzynarodowe połączenia telefoniczne (i zostały one przywrócone dopiero w maju 2010). [Prowincja Xinjiang znajdująca się w zachodniej części kraju zajmuje obszar wielkości Europy Zachodniej i ma około 25 milionów mieszkańców.]

Kiedy opuściłem tę prowincję, nadal musiałem borykać się z Wielkim Chińskim Firewallem, który nie pozwala na swobodny dostęp m. in. to Twittera i bloggera. I choć mogłem wysyłać e-maile i używać twittera przez swój amerykański telefon, po powrocie do domu dostałem do zapłacenia rachunek w wysokości 5000 $. Choć z rachunku wynika, że telefonu w Chinach używałem jeszcze przez miesiąc po wyjeździe, więc ktoś się do niego włamał albo go sklonował, bo nawet przy horrendalnych opłatach za połączenia zagraniczne w T-Mobile, rachunek wyszedł stanowczo za duży.

Tym razem mam zamiar pozbyć się problemu.

Pa pa, blogu. Pa pa, drodzy czytelnicy. Żegnajcie, użytkownicy twittera i mieszkańcy Facebooka. Będę za Wami wszystkimi i każdym z osobna bardzo tęsknił.

Wrócę pod koniec marca.

Kluczami do bloga pod moja nieobecność zajmie się Webgoblin.


Możecie poczytać wspaniały blog Hayley Campbell, np. historia o tym Jak Sprowadzić Faceta, jest zabawna, pełna trafnych spostrzeżeń, pięknie napisany i śmiertelnie zawstydzająca.

(O, a jeśli ktoś jest teraz w Edynburgu, moja żona szuka trzy lub czteropokojowego domu do wynajęcia w sierpniu. Adres, na który można pisać jest pod linkiem.)



oto kilka zdjęć, które zrobiłem podczas poprzednich wypraw do Chin. Z mojej pierwszej podróży w 2007 roku. Przy Wielkim Murze.

Jaki na sprzedaż na targu Kaszgarze.

Ixat. Zrobiłem też świetne zdjęcie kafejki Enternitowej. (A o odwrotnym zjawisku można poczytać na http://hanzismatter.blogspot.com/ oraz http://www.nytimes.com/2006/04/02/fashion/sundaystyles/02tattoos.html)


Kupon śniadaniowy z niedużego hoteliku...

Daktyle suszone w słońcu pustyni. Mężczyzna, który ich pilnował został tam przywieziony kilka dni temu. Za następne kilka dni rodzina go odbierze...


Jazda z Kazachami w górach na południe od Urumqi.

Dobranoc. Nie zepsujcie wszystkiego, kiedy mnie nie będzie.

(Najtrudniejsze będzie kontynuowanie w trasie ćwiczeń, które robiłem w domu. Życzcie mi powodzenia.)

piątek, 11 marca 2011

Gaiman scenarzystą "Podróży na zachód"

Jak donosi Hollywood Reporter, Neil Gaiman podpisał kontrakt na stworzenie scenariusza do trylogii filmów 3D opartych na chińskiej opowieści o Małpim Królu zatytułowanej "Podróż na zachód". Producentem filmowej epopei, której koszt szacuje się na 300 000 $ będzie Zhang Jizhong.

Gaiman odkrył Podróż na zachód, kiedy jako młody chłopak przeczytał jej angielskie tłumaczenie i obejrzał w telewizji japońską ekranizację książki.

Jednym z celów wizyta Gaimana w Chinach były rozmowy na temat tego, które wątki z potężnej 2000-stronicowej opowieści powinny znaleźć się w filmie. Gaiman dostał miesiąc na stworzenie wstępnej wersji scenariusza, która zainteresuje sponsorów i pozwoli na zdobycie środków na zatrudnienie odpowiedniego reżysera, specjalistów od animacji komputerowej i aktorów zarówno chińskich, jak i zachodnich.

“Musimy zrobić to, co Peter Jackson zrobił z Władcą pierścieni” powiedział Gaiman. “Musimy stworzyć dzieło filmowe, nie odcinkowe. Półtora miliarda ludzi ma tę opowieść we krwi.”



Gaiman i Zhang mówią, że większość produkcji zostanie sfinansowana z chińskich środków, ale nie wykluczają współpracy z zagranicznymi producentami. Spotkali się oni m. i. z reżyserem Avatara, Jamesem Cameronem, który ma pomóc nakreślić kształt podróży mnicha z Chin do Indii. Mówi się również, że reżyserem ma szanse zostać przyjaciel Gaimana, Guillermo del Toro.


Podczas swojej ostatniej wizyty w Pekinie Gaiman opowiadał o wyzwaniu, jakim jest przełożenie klasycznej chińskiej opowieści na język kina. “W Podróży na zachód nie ma cech właściwych wyłącznie chińskiej kulturze, tak jak Romeo i Julia nie jest historią stricte brytyjską. Dla mieszkańców Zachodu Podróż na zachód będzie tak samo interesująca, jak dla chińczyków. Występują w niej fantastyczne czarne charaktery. To całkowicie uniwersalna opowieść.”


A małpi mnich jest w podróży już od bardzo dawna. W 2007 roku muzyk Damon Albarn i artysta Jamie Hewlett, twórcy animowanego zespołu Gorillaz napisali operę o Małpim Królu, która najpierw okazała się sukcesem w Wielkiej Brytanii, a potem ruszyła w tournee po Europie i USA.

W 2008, film Zakazane królestwo (w rolach głównych Jackie Chan i Jet Li) zarobił na całym świecie 128 mln $, z czego 52 mln w USA. W Chinach film znalazł się na 20. miejscu wśród najlepiej zarabiających rodzimych filmów w historii z wynikiem 185,5 mln yuanów (28,2 mln $).


Gaiman powiedział, że otrzymał tę propozycję od Zhanga w momencie, kiedy zabrakło mu weny przy pisaniu książki na temat Podróży na zachód. Dodał, że opis pracy nad filmem zamierza umieścić w zakończeniu książki, nad którą pracuje od 2007 roku.


Gaiman i Zhang z konieczności porozumiewają się dzięki tłumaczom, a i sam pisarz miał okazję zmierzyć się w tym roku z problemami przy przekładzie podczas konferencji w Chengdu, gdzie promował chińskie wydanie Amerykańskich bogów. Gaiman ze śmiechem opowiadał, jak w pewnym momencie publiczność zaczęła coś wykrzykiwać w kierunku tłumacza, a on odpowiedział jej tym samym. Okazało się, że zdaniem owego tłumacza tytuł książki brzmiał "Amerykańskie psy".


Zdaniem samego autora, dialogi będą stanowiły jedynie niewielką część scenariusza, a film może się w znacznej części opierać na animacji komputerowej, która zrobiła na nim tak wielkie wrażenie w zrealizowanej przez Zhanga telewizyjnej adaptacji Podróży na zachód.

“W Chinach jest o wiele więcej ludzi, którzy o wiele więcej pracują, dlatego pieniądze przeznaczone na efekty komputerowe przynoszą tak wspaniałe rezultaty.” mówił Gaiman.

Zhang potwierdził, że każdy z odcinków telewizyjnej wersji powieści kosztował 200 000 $, czyli tyle, ile BBC wydaje na zrealizowanie zaledwie kilu minut serialu Doctor Who.


Prace nad najnowszą adaptacją zbiegają się w czasie z zaplanowaną przez chiński rząd promocją chińskiej kultury na świecie. Wytwórnia Huayi, która rok temu pomagała Disney'owi i Foxowi w kręceniu filmów po chińsku obiecała wesprzeć nowy projekt Zhanga.


Ale kręcenie filmów w Chinach miewa też wady, a jedną z nich jest nadzór cenzorów. W ubiegłorocznej konferencji prasowej, na której ogłoszono rozpoczęcie prac nad projektem oprócz Zhanga pojawił się dyrektor Biura Filmowego, Tong Gang. Jest to wyraźny znak, że państwo będzie przyglądać się uważnie, jak traktowany jest skarb kultury chińskiej. Jednak Gaiman na pytanie, czy spodziewa się ingerencji cenzury w jego interpretację tego klasycznego dzieła odpowiedział tylko: “Małpa nie sposób powstrzymać. Jeżeli ktoś spróbuje ją ocenzurować, to nie będzie już ta sama postać.”

poniedziałek, 18 października 2010

Potężny Post z pociągu

Neil napisał w czwartek 7 października 2010 o 10:27

Kolejny dziwaczny tydzień.

Wcale nie zły. Po prostu dziwaczny. Nadal mam zaległości w pisaniu i jeżdżę tam i z powrotem pomiędzy Bostonem i Nowym Jorkiem.

W piątek dotarłem do Nowego Jorku w samą porę, żeby zobaczyć, jak Michael Chabon i Zadie Smith czytali swoje rzeczy na Festiwalu New Yorkera, na który tam przyjechałem. Prawie narobiłem sobie wstydu, bo podczas czytania Michaela prawie zemdlałem, ale udało mi się jakoś utrzymać na nogach (było blisko i to długa historia). Oto za ciemne zdjęcie Michaela i Zadie zrobione po zakończeniu.


Pokój w hotelu, który zarezerwował dla mnie New Yorker, miał najlepszy widok na świecie, nawet z wanny:


W sobotę poszedłem na darmowe lody z Danielem Handlerem (jak ogłaszałem na blogu wcześniej). Miałem nadzieję spotkać pisarza nazwiskiem Lemony Snicket, ale niestety coś tajemniczego go zatrzymało i pan Handler pojawił się jako jego przedstawiciel.

Poniższe zdjęcie upamiętnia to wydarzenie. Ja stoję po lewej stronie. Pan Handler trzyma lody.

Od czasu zrobienia tego zdjęcia zdążyłem pójść do fryzjera.

Potem spotkałem się z Holly i przeuroczą Claudią Gonson oraz jej prześliczną nowo narodzoną córeczką Eve. Następnie zjedliśmy sushi (wszyscy oprócz Eve) i poszliśmy do sklepu Evolution, gdzie kupiłem replikę czaszki ptaka Dodo.

Czaszka dodo miała być prezentem urodzinowym dla Hrabiny Cynthii Von Buhler. Hrabina jest ilustratorką i artystką, która również czasem wyprawia przyjęcia. Tego wieczora miało odbyć się jej przyjęcie urodzinowe i postanowiła przy tej okazji uczcić również moje i Amandy zaręczyny.

Były tam martwe syreny i karuzela na dachu.

Nigdy przedtem nie byłem na takim przyjęciu i nie spodziewam się, żebym jeszcze kiedyś miał okazję. Jeżeli można osiągnąć mistrzostwo w urządzaniu przyjęć, Cynthia (która wystąpiła jako syrena, najpierw w wannie, a następnie noszona w łożu) jest mistrzynią.

Następnego ranka Dana Goodyear przeprowadzała ze mną wywiad na Festiwalu New Yorkera i było to bardzo przyjemne doświadczenie. (Skrót można przeczytać na stronie Entertainment Weekly http://shelf-life.ew.com/2010/10/06/5584/).

A potem powrót do Bostonu. Teraz siedzę w pociągu, znów w drodze do Nowego Jorku, żeby wziąć udział w imprezie promującej antologię Best American Comics 2010, którą współredagowałem.


...

Dzisiejszego ranka dowiedziałem się, że jestem jedną ze 175 osób nominowanych do nagrody im. Astrid Lindgren: http://alma.se/en/Nominations/Candidates/2011-eng/

Nie znam wszystkich pozostałych 175 nominowanych, ale nazwiska, które rozpoznaję sprawiają, że czuję się jednocześnie szczęśliwy i zupełnie niegodny trafienia na tę listę. (Jest tam Quentin Blake. I David Almond.)

(Przy okazji - Dave McKean dał mi egzemplarz Slog's Dad, opowiadania Davida Almonda, które zilustrował; jest wzruszające, piękne i to jedno z tych opowiadań, które zostają w pamięci na długo i skłaniaja do myślenia. Oto recenzja na blogu FPI.)

(A Dave McKean udzielił wywiadu na Bookslut na temat wznowienia Cages: http://www.bookslut.com/features/2010_10_016702.php)
...

W USA jest już dostępne wydanie Księgi cmentarnej w miękkiej oprawie. Ciągle zapominam o tym napisać. Na dowód - link do AMAZONU. A tutaj link do księgarni Indiebound, jeśli chcecie kupić w księgarni innej, niż sieciowa.

A jeśli wolicie ją tylko wypożyczyć - oto lista bibliotek publicznych w USA.
...

To przyszło dziś rano ze szkoły Hurricane Intermediate.

Pracujemy w publicznej bibliotece dla młodzieży szkolnej - 6 i 7 klasy. Przyszedł do nas uczeń z książką "Gwiezdny pył" i pokazał, że pada tam słowo "k***a". Jeśli nie chcecie, żeby wasi uczniowie czytali takie rzeczy, nie kupujcie tej książki do swojej biblioteki, czy domu.

Bardzo mądra rada. Nie jestem jednak pewien, dlaczego nie powinno się kupować książki do swojego domu, jeśli nie chce się, żeby uczniowie to czytali. Nie mam też pojęcia, dlaczego wysłaliście to do mnie. Ale jest to z pewnością jeden z powodów, dla których "Gwiezdny pył" nie jest lekturą dla 6 klasy. To powieść dla dorosłych, która zdobyła nagrodę YALSA jako książka dla dorosłych, która podoba się młodzieży i w USA została wydana ponownie jako powieść dla młodzieży, ale nigdy jako książka dla dzieci.

A skoro jesteśmy w temacie denerwowania i obrażania:

jedno zdanie w Księdze cmentarnej brzmiało "masowe mogiły to dobre miejsce żeby coś przekąsić". to obraża Chińczyków

Wiem, że jesteś tylko dla zabawy, ale nie mogę tego znieść!


Odpisałem i wyjaśniłem, że
w oryginale zdanie brzmi „Doły zarazy to świetne żarcie". Czy istnieją chińskie doły zarazy? I czy możesz mi wyjaśnić w jaki sposób obraża to Chińczyków? Nie chciałbym nieumyślnie ich obrażać i chętnie dowiem się, dlaczego było to obraźliwe.

Otrzymałem następującą odpowiedź

Przykro mi, bo książka którą czytałem była przetłumaczona na chiński, bo zdanie któe napisałęś jako "Doły zarazy to świetne żarcie" przetłumaczone na chiński znaczy, że "dziesięć tysięcy ludzi zostało zatorturowanych na śmierć i pochowanych w dołach" i to zdarzyło się w latach 1910 i trzydziestych kiedy rząd Chin był wtedy bardzo słaby i kraj był skolonizowany przez różne zachodnie państwa i Japonię, nasz rząd nie mógł chronić swoich obywateli, więc robotnicy w fabrykach, któe inwestowane przez inne państwa tacy jak górnicy zginęło wielu w tamtym czasie!
Ale teraz wiem, że to wina tłumacza, nie twoja.
Chińskie tłumaczenie poniżej pokazuje:
"Doły zarazy to świetne żarcie" które ja tłumaczę po chińsku jest “鼠疫坑很好吃” i nie jest obraźliwe
a tłumaczenie w książce, gdzie tłumacz napisał "万人坑很好吃" jest obraźliwe.


Ach tak. Przepraszam wszystkich urażonych chińskich czytelników (choć zważywszy, że ten blog jest zazwyczaj blokowany przez Wielką Chińską Zaporę Sieciową nie wiem, czy ktokolwiek z nich to przeczyta).

Na stronie http://americanindiansinchildrensliterature.blogspot.com/2010/04/what-neil-gaiman-said.html Debbie Reese bardzo słusznie wypomniała mi coś wyjątkowo głupiego i obraźliwego, co zdarzyło mi się powiedzieć w tym roku, kiedy ktoś z Amerykańskiego Stowarzyszenia Bibliotek zapytał mnie, dlaczego nie umieściłem akcji "Księgi cmentarnej" w USA. Wydaje mi się, że odpowiedziałem myśląc jak pisarz, a nie jak osoba udzielająca wywiadu: próbowałem opisać jak przedstawiały się potencjalne postaci książki na cmentarzu w europejskim stylu w małym amerykańskim miasteczku (podobnym do brytyjskiego miasteczka z "Księgi"). Pamiętam, że przyszło mi wtedy do głowy, że powiedziałem coś niezmiernie głupiego, ale kiedy udzielasz wywiadu i palniesz jakąś głupotę, idziesz dalej.

Pierwszy post Deb nieco wyprowadził mnie z równowagi (bo czytałem to powtarzające sobie, że "przecież WIADOMO, że zupełnie nie o to mi chodziło") i bez sensu narzekałem na twitterze, ale kiedy (za namową Pam Noles) spojrzałem raz jeszcze na to, co dokładnie powiedziałem, zrozumiałem, że ludzie mieli rację. Z moich słów wynikało, że jestem przekonany iż a) USA było terenem praktycznie niezamieszkanym przed przybyciem białych kolonistów w XVII wieku lub/i że b) pomniejszam powagę rzezi jaką dokonano na rdzennych mieszkańcach Ameryki Północnej albo c) Indianie to nieistotny epizod w historii obu Ameryk. (Żadnej z tych rzeczy nie miałem zamiaru sugerować. Ale wiadomo, jak to jest z zamiarami.) A wyrażenia "martwi Indianie" nie sposób użyć nie przywołując, celowo lub nie, powiedzenia "dobry Indianin to martwy Indianin".

Pytano mnie, jakbym się czuł, gdyby w tym miejscu wywiadu pojawiło się zdanie "kilku martwych Żydów", co wywołało we mnie dodatkowo poczucie winy, bo jedną z rzeczy, których najbardziej mi w "Księdze cmentarnej" zabrakło to Żydzi na cmentarzu. Chciałem ich tam jakoś pomieścić, ale historia nie chciała się zgodzić ze zwyczajami pogrzebowymi.

Prawdopodobnie powinienem napisać opowiadanie powiązane z "Księgą cmentarną", w którym występowaliby ukradkiem pochowani Żydzi oraz jacyś martwi Indianie Amerykańscy bardzo daleko od ojczyzny.

W każdym razie serdecznie przepraszam wszystkich, szczególnie Debbie Reese.

Siostra przysłała mi "Księgę cmentarną" do przeczytania na Halloween. Właśnie skończyłam. Wszystko mi się podobało, dopóki nie doszłam do "dodatków" na końcu książki.
Dlaczego musiałeś koniecznie wspomnieć Stephena Colberta w podziękowaniach przy okazji odbierania Medalu Newberry? Teraz został on na zawsze uwieczniony w druku z tyłu książki. Wielka szkoda. Twoje opowieści będą wciąż żywe na długo po tym, jak on zostanie zapomniany. Powinieneś więcej myśleć o przyszłości zanim zaśmiecisz swoje przemówienia, a przede wszystkim książki wspominając gwiazdy jednego sezonu.

Dlaczego. Cóż. Bo chciałem? Bo mój syn ucieszył się, że wystąpiłem w tym programie, a radość dziecka nie trwa tylko jeden sezon? Bo podziękowanie za Medal Newberry wygłaszałem w 2009 roku, więc jest w nim mowa o wydarzeniach z 2009 roku? Bo Stephen Colbert cytuje z pamięci opis Toma Bombadila autorstwa J.R.R. Tolkiena?

Oto link do odcinka programu Colbert Report, o którym mowa. Sprawdź, czy zmienisz zdanie, niepocieszony nadawco listu. Nie byłem wtedy w najlepszej formie (i miałem na sobie garnitur, w którym dopiero co byłem na pogrzebie Ojca), a on był bardzo miły.


The Colbert ReportMon - Thurs 11:30pm / 10:30c
Neil Gaiman
www.colbertnation.com
Colbert Report Full Episodes2010 ElectionMarch to Keep Fear Alive


Jedna z rzeczy, które podobają mi się najbardziej w Twojej twórczości to poczucie, że do każdego opowiadania masz opracowany gotowy, kompletny świat. Próbowałem stworzyć w głowie taki świat od miesięcy i jeśli wkrótce tego nie zapiszę, wspomniana głowa eksploduje. Mój problem polega jednak na tym, że nie wiem, od czego zacząć. Kiedy zaczynasz pracować nad opowiadaniem osadzonym w zupełnie nowym świecie od czego najłatwiej jest Ci zacząć?

Zacznij od opowiadania. Zawsze zaczynaj od opowiadania. (Chyba że jesteś Lud in the Mist.) Świat jest po to, żeby historia miała się gdzie wydarzyć. Tu i teraz, nie trzeba opowiadać historii świata, żeby rozpocząć opowiadanie o czymś, co wydarzyło się na Wyspie Man. Piszesz opowiadanie i pozwalasz tłu oraz historii przebijać się tam, gdzie to konieczne. To samo dotyczy światów, które sam wymyślasz.

Pociąg dojeżdża na stację Penn.

Co oznacza, że zdążę już tylko wspomnieć o Najważniejszej Wiadomości na Dziś - być może odkryto przyczynę masowego ginięcia pszczół:

sobota, 24 kwietnia 2010

Jak zawstydzić swoją córkę

Neil napisał we wtorek 6 kwietnia 2010 o 10:24

Przez kilka dni pisałem i dochodziłem do siebie po podróżach. Pies ma się dobrze, pszczoły są zadowolone, ja piszę (głównie scenariusze), zdrowo się odżywiam, spaceruję i życie jest doprawdy niezwykle przyjemne i niewiele w nim przygód. Najbardziej ekscytującą rzeczą w ostatnich dniach było to, że się nie ogoliłem.

W sobotę dostałem pierwszy odcinek Doctora Who z Mattem Smithem w tytułowej roli i zamierzaliśmy z Maddy go obejrzeć. Ale Maddy, która ma obecnie lat piętnaście i pół oraz prawo jazdy, przyjmowała gości - trzech młodych dżentelmenów, którzy nie wybierali się wcale do domu. W końcu zajrzałem do salonu i powiedziałem "włączam Doctora Who, jakby ktoś był zainteresowany". A że oni byli uprzejmi, a ja nieogolony i musiałem wyglądać na nieco obłąkanego i prawdopodobnie niebezpiecznego - przyjęli zaproszenie.

Maddy była przerażona. Uwielbia Doctora Who, ale była pewna, że szesnastoletnim chłopcom coś takiego nie może przypaść do gustu, bo w końcu to jest angielskie, dziwaczne no i przecież jej ojciec to lubi. Bała się też, że nie będą wiedzieli o co w tym chodzi.

Ja natomiast wiedziałem, że Steven Moffat chciał, by był to dobry moment na rozpoczęcie przygody z serialem i o nic się nie martwiłem.

W rezultacie na kanapie zasiadły cztery osoby, z czego jedna mocno zażenowana całą sytuacją (po dwudziestu minutach pisała do młodych dżentelmenów siedzących obok smsy i przepraszała na wypadek, gdyby im się nie spodobało.) Ja byłem zachwycony tym odcinkiem. Przez kilka miesięcy opowiadałem wszystkim, że Matt będzie znakomity (Przyznaję, że widziałem nagrania z jego castingu i doskonale rozumiałem dlaczego zdobył tę rolę.) i że powinni zaufać panu Moffatowi. A kiedy odcinek się skończył wstałem, podziękowałem im za towarzystwo i poszedłem do gabinetu obok.

Po dwóch minutach wpadła tam zdumiona, ale zadowolona (i po raz pierwszy od 70 minut nie zakłopotana) Maddy i powiedziała, że choć to niewiarygodne - młodym dżentelmenom się podobało! I chcieliby wiedzieć, czy będzie można to oglądać co tydzień, bo chcieliby znów przyjść i obejrzeć! Maddy zaczęła się więc zastanawiać, które odcinki powinna im pokazać, żeby mieli rozeznanie w serialu. Oczywiście "Blink", "The Girl in the Fireplace" [Dziewczynka w kominku] i "Dalek", ale co jeszcze...?

Robiłem co w mojej mocy, żeby nie powiedzieć "a nie mówiłem". I żeby nawet tak nie pomyśleć.

Teraz z radością poprawiam swój scenariusz tak, żeby odcinek zamiast na koniec tej serii pasował do początku następnej. Myślę, że będzie bardzo fajny...
....

Ze strony internetowej Barnes and Noble. Nie jestem pewien, czy już to zamieszczałem, więc macie...



...
Przeczytałem właśnie na blogu Neila Gaimana o tym, co będzie robił przy okazji Krajowego Tygodnia Bibliotek. Ponieważ imprezy te mogą mieć ograniczoną liczbę uczestników pomyślałem, że pan Gaiman może zechcieć przypomnieć, że będzie można obejrzeć je na całym świecie przez internet 12 kwietnia między 18 a 20 podczas wideokonferencji ALA-JCPL. Szczegóły na http://gaimanatjcpl.org

Pomyślałem, że warto przekazać to dalej.

Dzięki,
RON


Ten Ron to dr Ron Critchfield, dyrektor biblioteki publicznej w Jessamine, o której pisałem już na tym blogu, tutaj: http://neilgaiman-pl.blogspot.com/2009/12/kleska-miejscowego-mieszkanca.html
Można o tym przeczytać na stronie http://www.atyourlibrary.org/join-neil-gaiman-live-internet-event. Czyli tak.

Wideokonferencja rozpocznie Krajowy Tydzień Bibliotek. Dołączcie do zabawy...
...

Nie pisałem tutaj dotąd o śmierci Dicka Giordano. Na stronie http://vertigo.blog.dccomics.com/2010/03/29/in-memorian-dick-giordano-by-karen-berger/ możecie przeczytać, co pisze na jego temat Karen Berger, a na tej: http://srbissette.com/?p=8588 Steve Bissette.

Jako redaktor naczelny DC Dick dał mi i Dave'owi McKeanowi pierwszą szansę i pozwolił wydać DC Comics "Czarną orchideę". Był uprzejmy dla dwóch facetów znikąd i potraktował nas poważnie.

Był fenomenalny również jako artysta kładący tusz na komiksowe rysunki. Pracował przy kilku zeszytach "Sandmana". Raz zastąpił w ostatniej chwili artystę, który wybrał się na urlop kiedy jeden z zeszytów nie był jeszcze gotowy. Dick dokończył pracę naśladując styl tamtego, dodając trochę cech swojego własnego stylu.

Był prawdziwym dżentelmenem. Uwielbiałem z nim współpracować,był jedną z żywych legend świata komiksu i zasługiwał na wszystkie wyrazu uznania, które otrzymywał. Był też praktycznie głuchy, a jednak zawsze potrafił usłyszeć to, co go naprawdę interesowało.
...

Tak a propos: komiks BATMAN: WHATEVER HAPPENED TO THE CAPED CRUSADER ["Co się stało z Zamaskowanym Krzyżowcem?"] został nominowany do nagrody Hugo. Pełną listę nominacji można znaleźć na http://www.thehugoawards.org/2010/04/2010-hugo-award-nominees-details. Gratulacje dla wszystkich nominowanych.

Mój wiersz "Conjunctions" został nominowany do nagrody Rhysling, w kategorii "najlepszy krótki wiersz". http://www.sfpoetry.com/rhyslingarchive/pages/rhysling10.html (Ta nominacja niezwykle mnie cieszy. Wiersz zdobył już Sofanaut Award, a na stronie http://time-shark.livejournal.com/353501.html są linki do wydania "Mythic Delirium", w którym się znalazł - można posłuchać wiersza lub kupić numer.
...

Nie miałem okazji napisać o problemach w SF World Magazine w czasie, kiedy je mieli. Cieszę się, że sami już sobie z tym poradzili. Świat SF i fantasy w Chinach jest mi ostatnio szczególnie bliski, znam tych ludzi i zależy mi na nich. Życzę im wszystkiego najlepszego.
...
Halloweenowy Weekend w Domu na Skale nabiera kształtu: Panele dyskusyjne, autografy, kostiumy, przejażdżka na karuzeli, same wspaniałości. Wiem, że z Domem na Skale współpracuje część zespołu, która organizowała konwent Fiddler's Green w 2004 i starają się, żeby wszystko wyszło jak najlepiej.

Dom na Skale już to ogłosił i zamieścił na stronie informację o pakietach: http://thehouseontherockjournal.blogspot.com/2010/03/event-packages-on-sale-now.html

(Jest tam wymienionych siedem okolicznych hoteli i moteli, nie licząc tego w samym Domu na Skale. Ciekawostka: w "Amerykańskich bogach" jest aluzja do The Red Barn, choć ta nazwa w książce nie padła.)

Więcej szczegółów będę podawał na bieżąco, a wiem, że będzie ich dużo. Ale nie chciałem, żeby ktoś przegapił możliwość kupienia pakietu, bo za długo czekałem z ogłoszeniem ich tutaj.

Cześć!
Właśnie zobaczyłam szczegóły imprezy w Domu na Skale w halloweenowy weekend! Bardzo będę starała się tam pojawić, ale mam pytanie.
Na stronie napisali, że będziesz sędziował w konkursie na przebranie. Taki konkurs to coś dla mnie, dlatego chciałabym wiedzieć, czy są jakieś zasady, o których powinnam pamiętać?
Trzeba się przebrać za jednego z bogów, czy można za jakieś inne mitologiczne stwory/postaci (lub dowolną postać z książki)? Czy to musi być ktoś wymieniony w książce, czy może być dowolny bóg z jakiejkolwiek mitologii?
Chciałabym jak najwcześniej zacząć pracę nad kostiumem, ale zanim zacznę cokolwiek szykować, chciałam się upewnić.
Do zobaczenia w październiku, mam nadzieję!
~Aryn Keeney

Nie wiem, ale się dowiem...
...

W New York Timesie jest artykuł o rodzicach w opowiadaniach, który jest albo bardzo rozsądny, albo nieco redundantny.

Raczej to drugie, bo jeszcze na długo zanim zaczęto zapisywać opowieści, niektóre z nich zaczynały się od śmierci rodziców bohatera, który samotnie wyruszał w świat, albo od rodziców próbujących zabić (albo zabić i zjeść albo dręczyć) swoje dzieci, który uciekały żeby się uratować.

Pamiętajcie, że w pierwszym wydaniu baśni braci Grimm, te "macochy" to było po prostu matki...
Ze wstępu do "Królewny Śnieżki" dowiadujemy się, że "Grimmowie próbowali zachować świętość macieżyństwa i dlatego na zawsze zamienili matki biologiczne na mocochy", natomiast przypis mówi nam, że w manuskrypcie z 1810 roku "jest tylko jedna królowa i jest ona zarazem biologiczną matką i prześladowcą".
jak napisałem w recenzji wspaniałego wydania Braci Grimm z Przypisami Marii Tatar:
http://www.nytimes.com/2004/12/05/books/review/05GAIMANL.html

...

Cześć!
Zastanawiałam się nad tym od lat, ale nie miałam kogo zapytać: na czym polega praca przy redagowaniu antologii opowiadań innych autorów? Jaki wpływ na wybór masz jako redaktor zbioru "Opowiadania"? Zauważyłam, że często na okładce to właśnie redaktora widać najbardziej nawet, jeśli opowiadania napisali bardzo popularni pisarze. Sporo czytam i dlatego jestem po prostu ciekawa. Myślę, że nowa antologia zapowiada się wspaniale (na liście autorów jest mnóstwo lubianych przeze mnie nazwisk) ale czy powodem sięgnięcia po zbiór opowiadań powinno być nazwisko redaktora? Czy powinno kierować się jedynie autorami konkretnych opowiadań?
Dzięki!
nancy


Myślę, że oba powody są słuszne. Są takie antologie, które czym ze względu na to, kto je zredagował oraz takie, które czytam ze względu na pisarzy. Ale oni nie pojawiają się w próżni - chętniej sięgnę po antologię przegotowaną przez redaktora, którego praca jest mi znana jeżeli wiec cokolwiek na temat autorów do niej piszących i mogę się spodziewać, że będzie to dobra książka.

Dorastając czytałem zbiory opowiadań SF Judith Merrill, bo przeczytałem jeden (SF 12), szalenie mi się spodobał i uznałem, że mogę polegać na jej guście. Tak samo było (nieco później) z antologiami pod redakcją Terry'ego Carra. Wiedziałem o nim tylko tyle, że lubię opowiadania, któe wybiera do swoich książek. Nie wszystkie, ale wystarczająco dużo. Ale Best of New Worlds [Najlepsze spośród nowych światów] Michaela Moorcocka przeeczytałem, bo uwielbiałem jego i przy okazji odkryłem takich pisarzy, jak M. John Harrison i Tom Disch.

Jest jeszcze kilku redaktorów z bardzo dobrym gustem literackim. Nierzadko ludzie mówią mi, że po raz pierwszy natknęli się na moje opowiadanie w antologii Ellen Datlow, bo czytają wszystkie zbiory, które ona redaguje.

Neil,
Jakie to uczucie znaleźć się na liście 100 najbardziej wpływowych osób na świecie?

http://www.time.com/time/specials/packages/completelist/0,29569,1972075,00.html
Naprawdę jesteś taki wpływowy? Jeśli tak, to jak wykorzystujesz ten wpływ na świat?
-Casey


Myślę, że to kwestia włosów i przypinki z TARDISem. Ludzie na całym świecie zastanawiają się: "hmmm, ciekawe jak można zrobić sobie taką fryzurę?". Wkrótce rozpocznę rewolucję w modzie.

Szczerze? Nie, nie sądzę, żebym był aż tak wpływowy.

A na mnie (i innych nominowanych) można głosować na stronie TIME. Można łosować wielokrotnie i jest tam suwak, żeby zaznaczyć jak bardzo ktoś jest wpływowy, w skali od 1 do 100. (Teraz Jeff Zucker z NBC jest na ostatnim miejscu z 7 punktami, a południowokoreański piosenkarz Rain - na pierwszym, ma 95 punktów.)

...

I na koniec,

Drogi Neilu,
Zastanawiałam się, czy mógłbyś uprzedzić nas co będziesz czytał podczas "Wieczoru z Neilem" w sobotę 17 kwietnia. Jestem niedosłysząca i bardzo chciałabym przyjść na spotkanie, ale byłoby mi łatwiej, gdybym mogła ten fragment przeczytać wcześniej, albo czytać razem z Tobą (oczywiście po cichu). Rozumiem, że być może nie wolno Ci wyjawić takich szczegółów w internecie, ale pomyślałam, że przynajmniej spróbuję i zapytam.
Z góry dziękuję,
Karen


Chodzi o spotkanie i sesję Q&A, któa odbędzie się w Chicago 17 kwietnia. Szczegóły, bilety itp: http://www.c2e2.com/en/Events/Neil-Gaiman/.

Bardzo mi przykro, Karen, nie mogę Ci pomóc. Chciałbym, bo impreza ma potrwać dwie godziny, ale...

1) Jeszcze nie wiem, co będę czytał i
2) co najmniej 4 fragmenty będą pochodziły z niewydanych dotąd książek

Rozważam przeczytanie "Rycerskości", bo nie czytałem tego na głos od dziesięciu lat, a kiedyś każde spotkanie zaczynałem od tego opowiadania, więc dla mnie byłaby to taka nostalgiczna podróż. No i jest fajne, a więc możesz sobie przeczytać to.

Będą to w większości fragmenty opowiadań nieopublikowanych i trochę starych, ale ulubionych. I będzie sesja odpowiedzi na pytania od publiczności, przygotowane dla mnie na kartkach.

Zrobię co w mojej mocy, żeby było mnie dobrze słychać.

(Zdarzało mi się występować z tłumaczem języka migowego stojącym z boku sceny. Zawsze mi się to podobało. Chcesz, żebym sprawdził, czy da się coś takiego zorganizować?)

czwartek, 12 listopada 2009

Radio! Książki! Lekcje gry na skrzypcach! A także fryzura, o której nic nie wspominam!

Pojechałem dziś do stacji radiowej KNOW w St Paul i nagrałem wstęp do audycji w ramach porannego programu "Open Mike" na temat audiobooków. Usłyszałem także wersję po edycji. Poprosiłem, by poświęcili trochę więcej czasu założycielowi Audible, Donowi Katzowi, który udzielił niesamowitego wywiadu, obecnie skróconego do jednego zdania. Audycja wyjdzie w przeciągu najbliższych dziesięciu dni, dokładnie powiem, kiedy się dowiem. Rozmawiam w niej z Davidem Sedarisem, Martinem Jarvisem, Donem Katzem i byłym audio producentem/dyrektorem Rickiem Harrisem.

Wpadłem też do DreamHaven i podpisałem trochę książek. Stosy urosły tak wysoko, a administracja okazała się na tyle trudna dla Grega odkąd został sam na stanowisku, że musiałem przestać personalizować podpisy. Ale mnóstwo książek z autografami jest dostępnych na Święta na stronie DreamHaven Neilgaiman.net.site.

Resztę dnia spędziłem jeżdżąc po mieście, będąc tatą, odwożąc córkę i jej koleżankę na lekcję gry na skrzypcach, załatwiając inne takie normalne sprawy i przez cały czas słuchając Dobrego omenu Martina Jarvina. Jestem teraz mniej więcej w połowie. Bardzo mnie cieszy, szczególnie słuchanie Adama Younga, który jest czytany głosem podobnym do głosu Martina w Tylko William. Co dziwne, łatwiej mi było rozpoznać, które kawałki napisałem ja, a które Terry, niż kiedy patrzyłem na tekst (do odkryłem parę lat temu, kiedy korektowałem edycję dla Harper Collins). Po tych wszystkich latach tekst już trochę się zaciera, ale przy słuchaniu złapałem się na myśleniu "Ja... Terry... W pierwszej wersji ja, Terry w drugiej... W pierwszej wersji Terry, ja w drugiej... Mój przypis do jego kawałka... Jego przypis do mojego...", czując się jak archeolog. Zauważyłem nawet parę wpadek w ciągłości, które powinniśmy byli wyłapać 21 lat temu. Może nawet zadzwonię do Terry'ego, żeby poprawić je w przyszłych wydaniach.

(Edycja, by zamieścić ten link do audiobooka Dobrego omenu na iTunes, który obawiam się prawie na pewno będzie działał tylko w USA i terenach, które kupują książki od USA.)

Wciąż nie wziąłem się za Wielki Chiński Blog. W międzyczasie wskazuję wam blog Amandy na http://blog.amandapalmer.net/post/240943999/east-infection-china-singapore , na którym jest wiele zdjęć nas, naszych przygód oraz wiele drobnych anegdotek.

(Amanda jest teraz w trasie po wschodnim wybrzeżu -
11.12 Portland, ME
11.13 Northampton, MA
11.14 Brooklyn, NY (WYPRZEDANE)
11.18 Philadelphia, PA
11.19 Falls Church, VA
11.20 Carrboro, NC
11.22 Knoxville, TN.
Wybierzcie się na jej koncert. Jest cudem na żywo. Pozdrówcie ją ode mnie.)

Cześć Neil,

Właśnie przeczytałam o Twoim styczniowym występie, w trakcie którego będziesz narratorem Piotrusia i wilka. Razem z mężem bardzo się ucieszyliśmy. Mamy nadzieję, że wybierzemy się razem z naszymi trzema dziewczynami. Mamy jednak jedno pytanie. Czy będziesz czytał oryginalną wersję, w której wilk naprawdę ginie, czy też wersję "och na boga nasze dzieci nie mogą usłyszeć o śmieci", w której zabierany jest do zoo? Oczywiście oboje mamy nadzieję, że będąc sobą i nie bojąc się straszyć dzieci (przy okazji dzięki za to) opowiesz prawdziwą wersję, w której Piotruś zastrzelił wilka, którego ciało jest potem obnoszone po mieście jako trofeum.

Dzięki za poświęcony czas,
~Cecily

PS Orientujesz się, czy będą bilety albo przyjęcie po koncercie? To dla nas daleka droga i fajnie by było móc się przygotować na całodniowe czatowanie na siedzenia lub wiedzieć, że będziemy mieć bilety w ręce. (Na stronie nie znaleźliśmy żadnych informacji o rezerwacjach)

Zapomniałem - albo nigdy nie wiedziałem - że istnieje jakaś inna wersja. Scenariusz, który mi przysłano to wersja z ZOO. Zbadam to...

I nie, nic nie wiem o biletach. Dowiem się.

Drogi Neilu,

Twój Webgoblin zaoferował, że wrzuci na bloga zdjęcia koralinowych dyń i kiedy powiedziałam o tym moim córkom, ośmio- i jedenastoletniej, zdecydowały, że je zrobią. Oto one, wraz z dwoma emotikonowymi dyniami i rzepą.

http://www.steampunkfamily.com/wp-content/uploads/2009/10/IMG_01521-300x225.jpg

Użyłam ich do zilustrowania historii o duchach: http://www.steampunkfamily.com/2009/10/philomenas-fright/

Na Halloween trzy osoby z naszej czteroosobowej rodziny były przebrane za postaci z Koraliny (jedenastolatka poszła swoją drogą, wcielając się w Susan Sto-Helit).

http://www.flickr.com/photos/37435081@N03/4077708519/sizes/l/in/set-72157622616148613/

Inna Mama to najstraszniejsza postać, jaką kiedykolwiek byłam w Halloween. Wszystkie dzieci (nawet czterolatki!) wiedziały, kim jestem i śmiały się nerwowo, gdy proponowałam, że przyszyję im guziki zamiast oczu.

Dzięki za bycie NAPRAWDĘ PRZERAŻAJĄCYM.

Strasznie mi się podoba to, jak wiele rodzin w tym roku było rodzinami Koraliny.

Jeśli ktogoś oprócz mnie zaintrygowały wspomniane inne dzieła Kennetha Grahame'a i chciałby je przeczytać bez wysilania się na szukanie, z radością dowiedzią się, że zarówno Złoty wiek, jak i Dni marzeń są dostępne za darmo na jak zawsze nieocenionym Projekcie Gutenberg:

http://www.gutenberg.org/etext/291
http://www.gutenberg.org/etext/270

Przede wszystkim dzięki za wspomnienie o nich; zawsze ciekawią mnie pozycje w dziecięcej literaturze z tamtych czasów, które umknęły mojej uwadze.

Cóż za świetny pomysł. Dwie bardzo piękne, lekko zabawne książki autora O czym szumią wierzby. Bardzo mi się podobały, ale stylistycznie są, cóż, niemodne, więc nie każdemu przypadną do Edwardowego gustu.

poniedziałek, 9 listopada 2009

Dla tych, którzy czytają tego bloga dla artykułów


(Serena Altschul z jakimś pisarzem w lipcu, siedząca na trampolinie po dwóch dniach wywiadów. Co dziwne, żaden z nich nie został przeprowadzony na trampolinie.)

Panie Neilu,

Nagrałam wczorajsze wydanie Niedzielnego Poranka i mimo wielokrotnego przewijania w jedną i drugą stronę nadal nie mogę Cię tam nigdzie znaleźć, chociaż opis wskazywał właśnie na ten odcinek. Zostałeś przeniesiony na następny tydzień?
Czy też zostałeś wessany do alternatywnego, bezneilowego wszechświata?

Zaniepokojona czytelniczka,
Mary

Obawiam się, że zostałem przeniesiony z powodu masakry w Fort Hood.

Sprawdziłem: program, który CBS przygotowało o mnie najwyraźniej nadal ma zostać wyemitowany, prawdopodobnie kiedyś w grudniu chociaż nikt nie jest pewny, kiedy to ma nastąpić. Powiedziano mi, że można pomóc w zapewnieniu, że trafi na antenę (może nawet przed początkiem grudnia), jeśli CBS pomyśli ludzie naprawdę chcą to zobaczyć. Co oznacza, że jeśli chcecie to zobaczyć, możecie pomóc w całym procesie, jeśli napiszecie list lub mail do CBS i (uprzejmie) im to powiecie:

ADRES:

CBS News Sunday Morning
Box O (jak Osgood)
524 West 57th St.
New York, NY 10019

E-MAIL: sundays@cbsnews.com

...

Mój znajomy Steve Brust (świetny i błyskotliwy powieściopisarz) napisał do Panny Manners w sprawie swoich problemów finansowych oraz tego, co oznacza posiadanie przycisku "Złóż donację" na swojej stronie. Tu znajduje się jej odpowiedź. Na tej stronie ma miejsce fascynująca rozmowa na ten temat, którą na początku przegapiłem, bo byłem w Chinach... Większość ludzi nie zgadza się z Panną Manners. Nawet ja nie zgadzam się z Panną Manners, mimo że nie mam przycisku "Złóż donację" na stronie, nie korzystam z linków Amazona w celu zwiększania przychodów, nie zamieszczam reklam ani nic takiego. (To dlatego, że Harper Collins założyło tę stronę i płacą za naszą przepustowość i takie tam. Gdyby przestali, musiałbym pomyśleć o sposobach, w jakie mogłaby sama zarabiać na siebie.)

...

"Under the dome" Stephena Kinga jest jedną z najlepszych książek, które zdążyłem przeczytać w tym roku. (Najlepszą jest Księga Rodzaju zaadaptowana przez R. Crumba.) Tak więc z przyjemnością odkryłem, że przysłano mi link do tego naprawdę wspaniałego wiersza Stephena Kinga:

http://www.playboy.com/articles/stephen-king-the-bone-church/index.html

(Został opublikowany przez Playboya, co oznacza, że dla części z was strona może być zablokowana.)

W New Yorkerze z tego tygodnia znajduje się także opowiadanie Stephena Kinga. http://www.newyorker.com/fiction/features/2009/11/09/091109fi_fiction_king

(Chyba nie muszę mówić, że czytam New Yorkera jedynie ze względu na artykuły.)

...

Drogi Neilu Gaimanie, proszę Cię o pół momencika uwagi (nie śmiałbym prosić o więcej). Wiosną 2010 zaczynam prowadzić kurs "Motywy w literaturze" na TWÓJ temat na Winona State University (Eng 225: Neil Gaiman). Wprawdzie dość łatwo wybrać reprezentatywną powieść ("Amerykańscy bogowie"), zbiór opowiadań ("Rzeczy ulotne"), książkę dla dzieci i nastolatków ("Księga cmentarna"), ale z jednym mam problem: najprawdopodobniej zadam do przeczytania tylko jeden tom Sandmana. Próbowałem zdecydować, który jest najbardziej reprezentatywny, najbardziej warty omówienia, najlepiej nadający się do dyskusji w klasie i analizy przez studentów. Po czym pomyślałem, że zapytam Ciebie. Wiem, że powyżej sugerujesz, żebyśmy przy pytaniach takich jak to uznali Cię za martwego pisarza, ale wiem, że do takich nie należysz. Kiedy miałem podobny zastój przy wybieraniu dzieł Ursuli Le Guin dla innej klasy, odpowiedziała mi i zaoferowała swój wkład. Zwracam się z podobną ofertą do Ciebie: który tom Sandmana chciałbyś zobaczyć w programie nauczania?

Dziękuję za poświęcony mi czas,
Nicholas Ozment, wykładowca angielskiego
WSU

Trudne. Myślę, że gdybym był nauczycielem wybrałbym Pory mgieł lub Refleksje i przypowieści, ponieważ obydwa chcą czegoś nauczyć -- mają te takie fajne ciężkie do zgryzienia kawałki, które ludzie mogą polubić lub nie, podważać lub dyskutować. Wiem, że wielu nauczycieli lubi omawiać Śnienie, bo a) "Sen nocy letniej" zdobyło nagrody, b) jest krótkie i c) z tyłu ma scenariusz. Twoja decycja. Powodzenia.

...

Ostatnio wspominałem, że pojawiły się nowe piękne okładki polskich i rosyjskich wydań moich książek, które widziałem na podpisywaniach i które sprawiły, że zacząłem się zastanawiać. Galeria międzynarodowych okładek na tej stronie jest niewiarygodnie nieaktualna.

Znajduje się na: http://www.neilgaiman.com/p/Works/Books/International_Covers .

I chociaż dostaję mnóstwo wydań zagranicznych i w pewnego dnia zejdę do piwnicy, pogrzebię trochę i część zeskanuję (w tym tygodniu poczta przyniosła dwutomową edycję Chłopaków Anansiego, którego okładka przedstawia Grubego Charliego, który nie tylko jest Bardzo Biały, ale też Bardzo Chudy, a także pełne chińskie - to jest tajwańskie i koreańskie - wydanie Księgi cmentarnej) pomyślałem, że czytelnicy bloga, znajdujący się na całym świecie, mogą być lepszym źródłem informacji, jeśli chodzi o wyszukiwanie zagranicznych okładek.

Tak więc jeśli macie i chcecie zeskanować lub podać linki do zagranicznych okładek, których my tu nie zamieściliśmy, lub też jeśli jesteście wydawcami i chcielibyście pokazać swoje książki, w tym celu założona została strona: http://www.neilgaiman.com/extras/covers/ , która pozwala na przesłanie ich do webgoblina, który wrzuci je do galerii (i na stronach danych książek). Być może powinniśmy je również uporządkować według państwa -- niektóre kraje, takie jak Francja, Rosja czy Polska dorobiły się tylu różnych okładek na przestrzeni lat.

(W tym tygodniu została wydana Absolute Death. Jest niesamowicie piękna. Tak, też uważam, że ją za wysoko wycenili i nie, nie mam nic wspólnego z ustalaniem cen przez DC Comics. Z kolei audiobook Dobrego omenu wychodzi jutro. Czyta go Martin Jarvis. Wiele osób pytało, czemu ja go nie czytam, a ja muszę wyjaśnić, że to skończyłoby się moją imitacją Martina Jarvisa czytającego opowiadania Williama, tak więc lepiej słuchać od razu tego prawdziwego.)

Czy Twoja piwnica była wykończona, kiedy kupowałeś swój dom, czy też wykończyłeś ją, by stała się Twoją podziemną biblioteką? Jeśli sam ją wykończyłeś, jak trudne to było? I jeszcze, myślę, że dostrzegłem osuszacz powietrza na jednym ze zdjęć na Photosynth. Używasz go ze względu na książki?

Pytam, ponieważ mamy niewyremontowaną piwnicę, którą chcielibyśmy wykończyć. Poza tym kończy nam się miejsce na książki. Chociaż nie sądzę, żebyśmy mieli ich tyle co Ty. :)

Bylibyśmy wdzięczni za wszelkie inne sugestie do takiego projektu!

Dzięki,
C.

Nie, kiedy się tu wprowadziliśmy, piwnica miała glinianą podłogę, na której powstawały kałuże, kiedy padało. Wynajęliśmy miłych panów budowniczych i wydaliśmy mnóstwo pieniędzy na wykończenia, zakładanie specjalnych kafelków odprowadzających wodę, ogrzewanie podpodłogowe i w ogóle. W lecie znajduje się tam osuszacz, a w zimie nawilżacz, ponieważ po pierwszych paru latach zauważyłem, że klej i skórzane okładki zaczynają pękać i złuszczać się. Obecnie w piwnicy znajduje się odpowiednik dużego domu, cały wypełniony książkami, płytami CD i podobnymi rzeczami.

I na koniec, parę zdjęć z wyprawy do Chin, zrobionych przez Iana Forda (a w jednym przypadku po prostu jego aparatem). Ian jest przewodnikiem, który obecnie mieszka w Chinach. Pomógł mi zorganizować podróż i po części w niej uczestniczył.


Amanda i ja w jedwabnych strojach, które podarowali nam moi wydawcy w podziękowaniu za przyjazd i ponieważ są wspaniali.


Amanda, Ian Ford (w bladej górze od stroju, także prezent od moich wydawców) i... moi wydawcy, SF World -- którzy wkrótce wydadzą główną chińską edycję "Księgi cmentarnej" i bardzo się z tego cieszą.


Trzymam tegoroczną Nagrodę Galaxy, przyznawaną najpopularniejszemu zagranicznemu pisarzowi wybranemu przez chińskich głosujących. Zdobyłem ją drugi rok z rzędu, więc stwierdziłem, że biorę urlop od tego konkursu i powiedziałem, że muszą sobie teraz znaleźć nowego ulubionego pisarza zagranicznego.

środa, 15 lipca 2009

Post o dniu ojca i niewidzialnym samolocie

Neil napisał w niedzielę 21 czerwca 2009 o 11:44

Dwoje moich dzieci dorosło i się wyprowadziło, w domu zostało jeszcze jedno (na zdjęciu Kyle’a Cassidy’ego powyżej pilotuje swój niewidzialny samolot). Jest Dzień Ojca i wydaje się to najlepszą okazją, aby wspomnieć jak wielką przyjemność sprawia mi bycie ojcem i jak bardzo sobie to cenię. Bycie ojcem nauczyło mnie więcej, niż jakiekolwiek inne zajęcie, jakakolwiek książka, wszystkie studia, ktokolwiek z kim rozmawiałem. Dobrze jest być ojcem, jeśli to lubisz - a ja lubię. W tym miejscu dziękuję Mike’owi i Holly i Mads za to, że tyle mnie nauczyli. I za to, że są mądrzy i kochający i zabawni.

Wczoraj wieczorem Maddy powiedziała mi, że ma Coś Zaplanowane na dzisiaj. Nie wiem co to takiego. Ona i jej koleżanki jeszcze nie wstały po nocowaniu. Wczoraj wykorzystałem je do przetestowania nowych zapachów, które przysłała mi Beth z BPAL. Ubiegłoroczny zapach „Snow Glass Apples” i towarzysząca mu książeczka wydana na Comic-con były ogromnym sukcesem, zarówno sam zapach, jak i okolicznościowa akcja na rzecz BCLDF (to link do strony CBLDF, gdzie zostało jeszcze kilka ostatnich egzemplarzy/flakoników na świecie). Tegoroczny zapach jest niezwykły. Zapomniałem, że to miała być tajemnica i z radością wyciągnąłem kota z worka na twitterze, ale tutaj będę bardziej powściągliwy i zdradzę tylko, że zapach jest związany z opowiadaniem z „Rzeczy ulotnych” i „M jak Magia”, w których chodzi o jedzenie różnych rzeczy.

(Beth, Bogini BPAL, przysłała mi trzy różne wersje rzeczonego zapachu i pozwoliła mi wybrać. Wybrałem wersję z Rodzynkami i Dymem, ale bez Piwa. Z jakiegoś powodu Piwo sprawiało, że całość na skórze pachniała kokosem. Moim zdaniem wszystko, co robi Beth to magia i alchemia.)

Na CBC, w programie Definitely Not the Opera, [“Zdecydowanie nie opera”] wspaniała Sook-Yin Lee przeprowadziła ze mną wywiad na temat bycia ojcem i bycia synem, który teraz umieszczono w specjalnych wydaniu na Dzień Ojca. (To naprawdę dobry wywiad, większość stanowią pytania, których mi dotąd w wywiadach nie zadawano. Zaczyna się w okolicach 55. minuty i zignorujcie, proszę, dziwny montaż na początku, gdzie mówię, że mój mały synek i ja byliśmy świeżo po ślubie.) Plik mp3 jest pod adresem http://podcast.cbc.ca/mp3/dnto_20090620_17235.mp3


Ten pisarz zrobił listę “Pięciu rzeczy które powinni zrobić inni ludzie”.
http://www.omnivoracious.com/2009/06/leave-an-idea-take-an-idea-five-things-someone-else-should-totally-do.html

(Wybacz dziwny link). Jest wśród nich punkt “Mnóstwo pomysłów”, wykorzystać nadmiar pomysłów Madoca z “Kaliope” i napisać opowiadania nimi inspirowane. Czy rozważałeś kiedyś wydanie pozwolenia na taką antologię?

Pisarz, o którym mowa to niezwykle błyskotliwy China Mieville, który jest mądry, dużo tworzy i w ogóle jest miłym facetem.

I nie, nie sądzę, żebym mógł oficjalnie zezwolić na coś takiego (jako że Sandman jest własnością DC Comics.) Jednak jeśli ktoś zdecydowałby się zrobić coś takiego, w sieci czy na papierze – byłbym zachwycony.

Witaj ponownie
Oglądam sobie moją nową, dopiero-co-dostarczoną-z-Amazonu książkę “Crazy Hair” (śliczne ilustracje, urocze rymowanki) i nagle coś wydało mi się trochę dziwne. Zmieniłeś drugi wers? Pamiętam, że czytałeś to trzy lata temu i pamiętam coś w rodzaju “ja mam trzydzieści lat, Bonnie trzy”.
Teraz widzę, że jest “Stoimy w ciszy” czy jakoś podobnie.
Tak z ciekawości, czy mam rację? I dlaczego to zmieniłeś?
ET

Zmieniłem to, bo kiedy ilustracje Dave’a były gotowe (a przygotowanie “Crazy Hair” zajęło mu kilka lat), Bonnie nie wyglądała wcale na trzylatkę. Ani trochę. I wydawało się, że szybciej i prościej będzie zmienić jeden wers, niż prosić Dave’a o poprawianie każdej strony.

Cześć Neil,
“Rodzime smoki Wysp Brytyjskich”
Termin “Wyspy Brytyjskie” jest nieco drażliwy.
Jestem Twoim fanem z Irlandii. Termin Wyspy Brytyjskie sugeruje, że Irlandia jest częścią Wysp. Nie jesteśmy już częścią Wielkiej Brytanii, a do momentu przybycia wikingów, o czym wspomniałeś, także nie byliśmy. Wiem, że może Ci się to wydawać niemądre, ale ten zwrot dla wielu osób tutaj tylko drażni stare rany. I wiem, że nie było to celowe, więc chciałem wyjaśnić na przyszłość.
Declan

No tak. Udało mi się urazić kogoś, podczas gdy próbowałem tylko wymyślić jak napisać o miejscach, gdzie znaczki były sprzedawane. Jeżeli stanowi to jakieś pocieszenie, pisząc to zdanie nie miałem na myśli Irlandii. (a przed chwilą przeczytałem fascynującą dyskusję na stronie Wikipedii.)

Cześć Neil,
Być może zechcesz przekazać swoim czytelnikom, że poza zestawem znaczków można także kupić pocztówki z tymi samymi wzorami, co znaczki. Co doskonale zapełni lukę, którą powinny zajmować naklejki na zderzak z Neilem Gaimanem. (poważnie, powiedz proszę ludziom z Neverwear, żeby rzucili jakieś naklejki – te z ilustracjami do “Jak rozmawiać z dziewczynami na prywatkach” albo z małym Sandmanem byłyby idealne... Gdybym był bardziej kreatywny, zrobiłbym czarno-białą naklejkę z sylwetkami Nieskończonych, ale niestety – brak mi zdolności.)
A tak na marginesie - znaczki i pocztówki właśnie bez problemu zamówiłem z USA.
Dzięki za opowieści!

Zajmę się tym. Wszystkie propozycje dotyczące Neverwear proszę kierować do Kitty, poprzez jej blog: http://kittysneverwear.blogspot.com/

Hej Neil,
Tu młody, zbłąkany pisarz.
Mam pytanie dotyczące bohaterów. Większość pisarzy, których szanuję tworzy wewnątrz wyobraźni autonomicznych bohaterów. Ten proces jak na razie wydaje się szalony i wspaniały zarazem.
Czuję, że bohaterowie są największą wadą moich opowiadań. Chcę, żeby zdawali się prawdziwi i niezależni od moich kaprysów, zamiast być tylko mechanizmem opowiadania.
Jeśli masz czas, by udzielić jakiejś porady, będę niezwykle wdzięczny. Wystarczy jedna czy dwie oświecające złote myśli.
Dziękuję również za tak wiele wspaniałych opowieści. Ich czytanie to najczystsza przyjemność.
Z pozdrowieniami,
Dan Kelly

Kiedy byłem młodym pisarzem wymyślałem historie, a potem umieszczałem w nich bohaterów. A każdy z nich sprawiał wrażenie, używając słów Thurbera, “zaledwie narzędziem”.

Myślę, że przełom nadszedł, kiedy zacząłem pisać komiksy – ponieważ w nie wierzyłem. Bo czasami używałem bohaterów, których nie wymyśliłem sam, ale na których mi zależało. I w ciągu kilku lat odkryłem, że jeśli wystarczająco mocno zależało mi na postaci – działo się z nią coś interesującego.

Nie jestem pewien, czy ta myśl jest wystarczająco złota, ale ważne żeby dbać o bohaterów, o to kim są i co robią. I (przynajmniej dla mnie) żeby były to osoby, z którymi chciałbym spędzić trochę czasu – nie jest naprawdę istotne po czyjej są stronie. Mogą być potworni na zewnątrz, albo, co gorsza, wewnątrz, ale mimo tego musisz chcieć spędzić z nimi trochę czasu. Jeśli spotkałbyś jednego z tych bohaterów w sytuacji towarzyskiej – chciałbyś z nim porozmawiać, czy tylko znaleźć wymówkę, żeby się oddalić?

(Jako przypis mogę dodać, że moim zdaniem pomogły te lata, kiedy jako dziennikarz przeprowadzałem wywiady. Nauczyłem się sporo na temat różnych stylów mówienia, sposobów opisywania ludzi i jak pozwolić, by ich własne słowa ich opisywały. Ale co najważniejsze, nauczyłem się, że jeżeli będziesz rzeczywiście zainteresowany, a nie tylko udawać zainteresowanie, ludzie powiedzą ci wszystko, a tobie sprawi przyjemność ich towarzystwo. Czyli moja rada dla młodych pisarzy to: rozmawiajcie z ludźmi, zwłaszcza z tymi, których zwykle byście omijali. Odkryjcie ich historię. Wymyślcie, jak można umieścić ich w opowiadaniu, albo jak opisać ich używając tylko kilku słów.

Witam Panie Gaiman,
Moje pytanie, czy raczej prośba o sugestię, to jak właściwie wykorzystać osobistą tragedię do pisania. Z powodów, które nie sposób wytłumaczyć, odszedł ktoś kto był dla mnie niemożliwie ważny, i bezustannie próbuję wykorzystać to jako natchnienie, ale efekt jest wręcz odwrotny.
Mam tyle wolnego czasu, że każdy pisarz może mi zazdrościć, ale nie spędzam go produktywnie, a bardzo chcę.
A więc raz jeszcze, mądre rady będą bardzo mile widziane. A jeżeli nie – rozumiem, że ma Pan napięty terminarz.
Tak czy inaczej dziękuję.

Nie sadzę, żeby niedawna tragedia była dobrym źródłem dla twórcy. Może być, ale najczęściej jest to zbyt świeże, bolesne i nie zdążyło się z tym jeszcze uporać. Czasami sztuka bywa doskonałą ucieczką od tego, co nie do zniesienia i dobrym miejscem do ukrycia się, gdy nie jest dobrze. Ale nie znaczy to, że trzeba pisać wprost o tej tragedii. Czasem trzeba pozwolić, by minęło trochę czasu i pozwolić, by bolesna rzecz pokryło się kilkoma warstwami, żeby potem można było sięgnąć po nią jak po perłę i zrobić z niej dzieło sztuki.

Kiedy zmarł mój ojciec, na pokładzie samolotu, w drodze powrotnej z pogrzebu w Anglii, wciąż w szoku, wyciągnąłem notatnik i napisałem scenariusz. Miejsce, gdzie siedział scenariusz było dobrym miejscem, i zapadłem tam tak głęboko i doszczętnie, że kiedy wylądowaliśmy Maddy musiała mi zwrócić uwagę, że teraz muszę wysiąść z samolotu. (Mówi, że podniosłem wzrok, spojrzałem na nią zmieszany i powiedziałem „Ale chce się dowiedzieć co będzie dalej.”) Znalazłem się tak i zrobiłem to, żeby wziąć się w garść. A kiedy kilka tygodni później wyjąłem notatnik, żeby przepisać to na komputerze, byłem zdziwiony, że w ciągu tej sześciogodzinnej podróży napisałem praktycznie cały scenariusz.

A więc moja sugestia brzmi przestań próbować to wykorzystać i zrób coś innego. (Wiem, że kiedy napisać w ten sposób, brzmi to prosto. „Doktorze. Boli kiedy robię tak. Co mam zrobić?” „Nie rób tak”. Ale wiesz co mam na myśli.)


No dobrze. Dziewczynki kręcą się na górze. Zrobię im naleśniki z plasterkami truskawek. *


*Kiedy zostanę królem uczynię sztuczne hodowane poza sezonem truskawki zakazanymi. One nie smakują jak truskawki. Co roku w czerwcu muszę przypominać sobie, że tak naprawdę je lubię i że ogrzane promieniami słońca truskawki świeżo zerwane w pełni sezonu to jedna z rozkoszy tego świata. Nie lubię tych wielkich, ledwo truskawkowych owoców, które są dostępne przez cały rok i nazywają je truskawkami.

czwartek, 18 września 2008

w domu i znów bez kapelusza

Jestem w domu. Dotarłem do domu dziś o świcie.

Zmęczony i cały zakręcony -- właśnie przespałem większość dnia. Teraz muszę się ubrać lub przynajmniej założyć szlafrok, wystawić się na światło dzienne i zabrać psa-który-za-mną tęsknił na spacer zanim światło dziennie zniknie.

Dla zainteresowanych, mapa z trasą mojej podróży jest na http://www.neilgaiman.com/extras/china/. Zaczyna się w Szanghaju, powoli kieruje się na zachód do Kuque, a następnie lecę na wschód, do Urumqi, Chengdu i Hong Kongu.

Niedługo postaram się wybrać parę zdjęć z podróży i wrzucić je tutaj. W międzyczasie, oto zdjęcie z górzystego południa Urumqi, zrobione przez bardzo miłego dżentelmena z Kazakh. (Musiał zsiąść z konia, żeby je zrobić.)



Myślę, że musiałem zostawić kapelusz tydzień później w LeShan. W każdym razie nie dotarł ze mną do domu.

Składam podziękowania Danowi webgoblinowi za zajmowanie się blogiem w trakcie mojej długiej nieobecności oraz za pomoc przy opracowaniu mapy.

No dobrze. Czas wyprowadzić psa.

sobota, 1 września 2007

Większe wyprawy

Neil napisał w piątek 31 sierpnia 2007


Jestem zbyt zmęczony, żeby coś publikować, po całym dniu na Bookfairowym podpisywaniu książek i zwiedzaniu Zakazanego Miasta... ale szczęśliwie zwiedzałem w towarzystwie Roberta J. Sawyera i Carolyn Clink, a na blogu Roba są zdjęcia.

Jutro przejdę po Wielkim Murze Chińskim. Nie całym, jednak.

piątek, 31 sierpnia 2007

Nie będzie Bookworm, obawiam się

Neil napisał w czwartek 30 sierpnia 2007


Właśnie dowiedziałem się, że moje pojawienie się na Bookworm w Pekinie zostało odwołane -- nie jestem pewien dlaczego czy przez kogo, albo czy to była decyzja Harper Collins, czy Bookworma czy (najbardziej prawdopodobne) seria nieporozumień między nimi: Powiedziano mi wczoraj, że Bookworm "nie zezwoli u siebie na podpisywanie książek jeśli wmieszało się w to kilka firm" a potem, kilka godzin później przekazano mi, że nie jadę. Moje przeprosiny dla wszystkich, którzy planowali tam pojechać, żeby się ze mną spotkać. Aktualnie jedynym podpisywaniem w Pekinie jest to jutrzejsze o 9:30 na Targach Książki (Book Fair.)

Właśnie udzieliłem wywiadu dla CCTV-9 razem z tutejszym profesorem literatury i z prezesem British Council, zamieszczę go tutaj kiedy dowiem się, kiedy będzie emitowany.

czwartek, 30 sierpnia 2007

Długi post, obawiam się...

Będę podpisywał książki w Pekinie na Festiwalu Książki w ten piątek, trzydziestego pierwszego, o 9:30. Będzie to w China International Exhibition Centre. Na razie żadnych szczegółów co do Bookworm.
...


Tak więc, konferencja była świetna. 5000 chińskich fanów SF, tłum chińskich pisarzy, rosyjski kosmonauta oraz kilkunastu japońskich i grupka zachodnich pisarzy- jeden angielski (ja) i kanadyjski, Rob Sawyer (który jest prawdobodobnie najbardziej znanym i ukochanym zagranicznym pisarzem SF w Chinach), Nancy Kress i Michael Swanwick, żeby nie wspomnieć Davida Brin, który był obecny z rodziną przez pierwszych parę dni po drodze na WorldCon w Japonii, dalej pisarz David Hill oraz około pół tuzina północnoamerykańskich i australijskich bądź nowozelandzkich fanów SF, uczeni i ludzie, którzy pomyśleli, że fajnie by było wybrać się do Chengdu, oraz dwaj Amerykanie, którzy tam mieszkają.

I tak było. Czyli wspaniała zabawa.


Możecie przeczytać o tym tu...

A jedzenie...

Problem z jedzieniem polega na tym, że naprawdę je lubię. Nie po prostu lubię, ale naprawdę. Po paru przypadkach, gdy przestało mi coś smakować po tym jak dowiedziałem się, co to było, zdecydowałem nie przejmować się co jem, lub przynajmniej nie pytać. Generalnie po prostu jem i rozkoszuję się.


Pamiętam, że w Singapurze czułem się, jakby starano się mnie utuczyć na ubój. Z perspektywy czasu okresw Singapurze był jak tydzień odchudzania na farmie zdrowia. W Chengdu nasi chińscy gospodarze chcieli się upewnić, że jesteśmy dobrze karmieni i zadowoleni, więc każdy posiłek był, dosłownie, bankietem. Zwykle potrafię zapewne znieść około jeden bankiet na tydzień. Jeden na dzień, jeśli muszę. Tutaj zjadłem duże śniadanie (ponieważ robię tak w czasie podróży, bo nigdy nie jest się pewnym, kiedy będzie następny posiłek. Z perspektywy czasu, to prawdobodobnie był błąd. Ale bardzo mi smakowały chińskie śniadaniowe specjały...), a później po konferencji mieliśmy lunch w formie bankietu. Po nim, dokładnie w momencie, gdy przestawałem się czuć nieprzyjemnie najedzony, nastąpiła kolacja w formie bankietu.

Chengdu mieści się w prowincji Syczuan, skąd wywodzi się ich tradycyjna kuchnia. Jedzenie jest wspaniałe. To znaczy, smakowało mi praktycznie wszystko, co włożyłem do ust. Ale teraz jest pora lunchu następnego dnia, a ja wciąż czuję się najedzony po wczoraj.


Spotkałem już Roba Sawyera


na nagrodach Hugo w Toronto, ale go nie znałem, spotkałem Nancy Kress wraz z jej nieżyjącym już mężem Charlesem Sheffield na IFCA na Florydzie, ale również naprawdę nie znałem żadnego z nich, więc poznałem ich z przyjemnością (oraz żonę Roba, Carolyn). Poznałem trochę lepiej Michaela Swanwicka, ponieważ dzielimy parę pasji-James Branch Cabell, R.A. Lafferty oraz jako trzecią Hope Mirrlees- więc cudownie było porozmawiać z Michaelem, który mnóstwo wie na każdy temat.

Moje spojrzenie na konferencję jest poszatkowane- podpisałem naprawdę mnóstwo rzeczy dla okropnie wielu ludzi. Mówiłem i tłumaczono mnie i mówiłem. (Myślę, że moja tłumaczka Heather była niezła, ponieważ kiedy tłumaczyła moje żarty, ludzie się śmiali.) Odbyło się międzynarodowe forum na temat przyszłości SF albo coś w tym stylu.






Konferencja była na temat science-fiction, fantasy oraz przyszłości. Dla mnie, najlepszy fragment konferencji był, jak przypuszczam, poza samą konferencją- kiedy już się skończyła, spotkałem się w herbaciarni z paroma chińskimi i zagranicznymi pisarzami, po prostu porównując notatki i dowiadując się różnych rzeczy.


Zobaczmy. Pandy. Wiedziałem o rezerwacie pand w Chengdu, ponieważ mój przyjaciel zdobył tam kiedyś pracę na lato. Naprawdę, tylko tyle wiedziałem o Chengdu. Jest urocze. I wspaniałą rzeczą jest być honorowym gościem zza granicy w takim miejscu- pokazują ci wszystkie fajne miejsca, zabierają do pand, tych czerwonych i tych wielkich, a potem wsadzają cię w jednorazowy niebieski kitel i rękawiczki (żeby ochronić pandy przed tobą, nie odwrotnie) i dostajesz na kolana jednoroczną pandę. Czysta, czysta radość. Lepsze niż każda ilość nagród. Sprawia, że bycie pisarzem wydaje się naprawdę warte zachodu. Podejrzewam, że pokój i harmonia na świecie nastąpiłyby w kilka tygodni, gdyby ludzie co miesiąc dostawali pandę na kolana. Szczerze.


Później padało. Prawdziwy monsunowy deszcz. Nancy Kress powiedziała mi, że nie mogłaby bardziej zmoknąć, a ja zapewniłem ją, że mogłaby. I tak się stało, bo wciąż padało. Obiad w restauracji rezerwatu pand był bankietem, na którym jedzenie pojawiało się bezustannie od nowa. (Byłoby łatwiej, gdyby wiedziało się, jak wiele ma być dań. Ale tak nigdy się nie zdarza. A kiedy myślisz “No, to już wszystko”, zostajesz zaskoczony przybyciem następnych pięciu misek.)


Po pandach poszliśmy do muzeum, by dowiedzieć się czegoś o ludziach z Jinsha oraz kulturze z tej strony świata z czasów, które w Anglii byłyby uznane za prehistorię, z tym że dla nich nie były prehistoryczne. Muzeum było fascynujące. Niestety nie byliśmy do końca pewni gdzie byliśmy i co oglądaliśmy, a Przewodnik Muzem nie miał ochoty dać nam pięciominutowego wprowadzenia, którego potrzebowaliśmy, by to wszystko rozgryźć, tak więc musieliśmy wszystko rozpracowywać na bieżąco- najpierw pokazano nam kości i wykopaliska. Nie mieliśmy pojęcia, czyje były to kości ani nawet nie wiedzieliśmy, że od zarania dziejów stało tam kwitnące miasto z 10 000 mieszkańcami, co złożyliśmy razem dopiero w trzeciej lub czwartej sali muzealnej. Mimo wszystko, niesamowite- złotnicy i rzeźbiarze sprzed czasów, które uznałbym za historię.

Z muzeum pojechaliśmy do innej części Chengdu i zjedliśmy kolację na dziedzińcu. Co, poza tym, że stanowiło drugi bankiet tego dnia, było niesamowite. Mnóstwo drobnych dań, każde podane, z których większość po prostu jadłem i potem czasem pytałem, co właśnie zjadłem. (“To słodkie danie? Te czerwone rzeczy w białym czymś?” “To kolcowój szkarłatny we wrośniaku różnobarwnym.” “O, rany.”) Pełnia.


Michael Swanwick i ja spojrzeliśmy na chodnik, gdzie można było dostrzec stertę śmieci, starą kasetę magnetofonową i co wyglądało na stary wideofon, i powiedzieliśmy równocześnie “To moment Billa Gibsona”, bo tak właśnie było, więc zrobiłem zdjęcie.



I z powrotem do hotelu. Gdzie zasnąłem siedząc na krześle próbując wysłać e-maila. Dlatego też tamtej nocy wrzuciłem na bloga jedynie zdjęcie ze mną i z moją pandą.


Wczoraj wsiedliśmy do autobusu, który zabrał nas na konferencję Rekreacji. Na zewnątrz, Michael Swanwick usiadł na głowie smoka i doznał oświecenia.

Tak naprawdę, nie jestem do końca pewien, dlaczego tam byliśmy i po co to było, ale było to niezwykle przyjemne: prezentacja o rejonie Chengdu i Syczuan jako miejscu na wakacje, jak sądzę, oraz o przyszłości rekreacji w Chengdu. Cokolwiek to było, świetnie spędziliśmy czas: oglądaliśmy bliźniaczki demonstrujące ceremonię herbaty, trzy dziewczyny wygrywające niezwykłe melodie na tradycyjnych instrumentach,


śpiewano piosenki, rozmawiano, dawano przemówienia, a w pewnym poniekąd surrealistycznym momencie reprezentacja Północnej Ameryki została wyciągnięta na scenę, by zmasakrować “O, Zuzanno”. Nagrałem to wydarzenie i wyjaśniłem wszystkim zaangażowanym, że za znaczną ilość pieniędzy powstrzymam się od wrzucenia tego na YouTube.

Z drugiej strony, rosyjski kosmonauta nieźle śpiewał.

Moja własna dawka surrealizmu pojawiła się parę minut później, kiedy szef kuchni mistrzowsko zademonstrował deser zwany, jak myślę, Trzy Strzały Z Armaty, w którym ryż jest kształtowany w kulkę i przetaczany do zbiornika z cukrem pudrem i cynamonem (jak myślę), a potem zawołano mnie, bym zademonstrował tę technikę jako amator. Udało mi się umieścić wszystkie trzy kule na właściwym miejscu przy trzeciej próbie.




Niektóre dane statystyczne były zdumiewające. Można by było każdego dnia jeść w innej restauracji w Chengdu i nie powtarzać restauracji przez 80 lat...

Potem obiad. David Hill, pisarz i były szef kuchni, zrobił jambalayę używając lokalnych składników, co było najdziwniejszym połączeniem kuchni jakiego kiedykolwiek próbowałem.

Było świetne, jedyne w swoim rodzaju, sycące... a także poprzedzało bankiet z potrawką.



Później do autobusu i do lokalnego liceum, gdzie dawno nam kwiaty i oddawano honory, przedstawiano i prowadzono dalej, zostawiając jedynie Kosmonautę i Davida Hill, by porozmawiali z dziećmi.

Następnie krótka wyprawa na zakupy- kupiłem Maddy prezent urodzinowy i parę albumów.

Stamtąd pojechaliśmy za miasto na Festiwal Winogron. Myślę, że wyobrażałem sobie Festiwal Winogron jako coś, co prawdopodobnie pochodziło sprzed tysięcy lat i czasów Jinsha i wciąż tak myślałem, dopóki nie zobaczyliśmy ludzi sprzedających winogrona na poboczu drogi, pod wielkimi czerwonymi parasolami.

Winogrona były w stylu Kalifornijskim, okazałe i ciemne. Wtedy właśnie pomyślałem, by zapytać “Od jak dawna uprawia się tu winogrona?” Okazało się, że są uprawiane od niedawna, że festiwal odbywa się od czterech lat, a wina oryginalnie pochodzą z Kalifornii. Ludzie zwyli sprzedawać arbuzy pod czerwonymi parasolami.

Stamtąd na bankiet.


A jedzenia było coraz więcej...


Dziś nie jadłem śniadania. Po prostu spakowałem się i poleciałem do Pekinu. Większość tego napisałem w samolocie.

...

Przypadkowe obserwacje: chińskie samoloty są, na podstawie dwóch, którymi jak na razie leciałem, przyjemniejsze niż amerykańskie. Lepsza obsługa, czyściej, wygodniej. Przypominają mi podróże letnicze w Ameryca dwadzieścia lat temu, kiedy to było mniej nieprzyjemne.


Przypadkowa obserwacja numer dwa: chińskie techniki na prowadzenie samochodu i przechodzenie przez ulicę wydają się egzystować w radosnej anarchii, która byłaby zabójcza w większości, a być może we wszystkich innych krajach. Widziałem pięć samochodów jadących obok siebie na autostradzie z trzema pasami. Nie widziałem jeszcze nikogo, kto używałby pasa bezpieczeństwa. Nie widziałem jeszcze żadnych wypadków, co jest bardzo dziwne.