Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Filmy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Filmy. Pokaż wszystkie posty

sobota, 27 kwietnia 2013

Podwójny seans czyli (niezupełnie Science Fiction) Double Feature...

Neil napisał w piątek 26 kwietnia 2013 roku o 13:23

Ponieważ za pół godziny rozpoczyna się sprzedaż biletów, pomyślałem, że lepiej napiszę kilka słów wyjaśnienia...

"Pokaż mi swoje, to pokażę ci moje: podwójne seanse Neila i Amandy"

Na początku każdego związku - na długo zanim ludzie się pobiorą - czasami dziwią nas i zaskakują, że inni nie widzieli filmów, które naszym zdaniem wszyscy na pewno już widzieli.

Ja i Amanda jakieś cztery lata temu zrobiliśmy listy naszych ulubionych filmów i przysięgliśmy, że kiedyś urządzimy sobie długi, romantyczny weekend i spędzimy go w całości na oglądaniu naszych ukochanych filmów. Jeszcze nam się nie udało. Kilka razy zdarzyło nam się późno w nocy ściągnąć i obejrzeć w łóżku jakiś film, ale plan "Pokaż mi swoje, a ja pokażę ci moje" dotąd nie wypalił.

A potem poszliśmy na występ Nicka Flynna w Brattle Theatre, poszliśmy za kulisy, ja wspominałem swój występ w tym teatrze z okazji organizowanej wraz z CBLDF trasy "Ostatni anioł" dziesięć lat temu, Amanda wspominała wszystkie rzeczy, jakie miała okazję tam oglądać, a że do tego robili na Kickstarterze zbiórkę na nowy, cyfrowy projektor, pomyśleliśmy że powinniśmy jakoś pomóc i rezultat był taki, że...

18 i 19 maja w Brattle odbędą się podwójne seanse. Ja pokażę Amandzie film, który uwielbiam, a ona pokaże mi jeden ze swoich ulubionych. Każde z nas wybrało tylko takie filmy, których to drugie jeszcze nie widziało. (Nie wiem, dlaczego nie widziałem Świętej krwi. O Królu kier nigdy nawet nie słyszałem.) Pieniądze z biletów zasilą Brittle (oraz findusz Kickstartera - który juz osiągnął wyznaczony cel - co oznacza, że w pierwszej kolejności zjemy z osobami, które dorzuciły się jako pierwsze.) Zapowiemy filmy i prawdopodobnie po seansie podzielimy się swoimi wrażeniami...

Wybrane przez nas filmy to:


Sobota 18 maja

WYLICZANKA
Wprowadzenie: Neil Gaiman
18:30

(1988) reż. Peter Greenaway, występują: Joan Plowright, Juliet Stevenson, Joely Richardson, Bernard Hill, Jason Edwards [118 min]

Trzy kobiety w jednej rodzinie (wszystkie nazywają się Cissie Colpitts) utopiły swoich kłopotliwych mężów i przekonały miejscowego patologa, żeby pomógł im zatuszować zbrodnie. Brzmi zwyczajnie, ale w rękach artysty, jakim jest Peter Grrenaway, film staje się barokową refleksją na temat natury życia i gier - oraz gry, jaką stanowi życie.


ŚWIĘTA KREW
Wprowadzenie: Amanda Palmer
21:15

(1989) reż. Alejandro Jodorowsky występują: Axel Jodorowsky, Blanca Guerra [123 min]

Nieokiełznane sekwencje kinematograficznej psychodelii Jodorovskiego przeszły do legendy jako nocne seanse i Święta krew nie jest pod tym względem wyjątkiem. Pochodzący z cyrkowej rodziny Fenix trafia do zakładu dla obłąkanych po tym, jak jego matka popełniła odrażającą zbrodnię i odcięto jej obie ręce. W końcu udaje się jej wydostać go stamtąd i zmusza, by stał się jej rękami.
"Nie widziałam nigdy podobnego filmu, to szalony kalejdoskop obrazów i zgiełku, zderzenie Freuda i Felliniego. Jest w nim krew i chwała, święci i cyrki, niewypowiedziane sekrety nocy. A wszystko opakowane w ekstrawagancką paradę śmiałych, dziwacznych i uderzających obrazów, z Jodorowskym w roli mistrza ceremonii."
Roger Ebert


Niedziela 19 maja

JEŻELI...
Wprowadzenie: Neil Gaiman
18:30
(1968) reż. Lindsay Anderson, występują: Malcolm McDowell, David Wood, Richard Warwick, Christine Noonan, Rupert Webster [111 min]

Lindsay Anderson dokonał bezlitosnego rozkładu na czynniki pierwsze tradycji brytyjskich szkół dla chłopców, a przy okazji mamy okazję zobaczyć ekranowy debiut Malcolma McDowella.
Pokaz cyfrowy.


KRÓL KIER
Wprowadzenie: Amanda Palmer
21:15
(1966) reż. Philippe de Broca. Występują: Alan Bates, Genevieve Bujold, Adolfo Celi, Jean-Claude Brialy [102 min]

Kontrkulturowy klasyk był w repertuarze w Cambridge pod koniec lat 60. przez ponad pięć lat i nie bez powodu. Alan Bates gra szkockiego żołnierza w czasach pierwszej wojny światowej, który wysłany zostaje, aby rozbroić bombę pozostawioną we francuskim miasteczku przez wycofujących się Niemców. Na miejscu odkrywa, że rzekomo opuszczona wioska ednak wciąż jest zamieszkana - nie wie tylko, że zajęli ją radośni szaleńcy z pobliskiego szpitala dla obłąkanych.
……….


Jeżeli będzie fajnie, może jeszcze kiedyś to powtórzymy.



[Tytuł wpisu odnosi się do piosenki z filmu Rocky Horror Picture Show - przyp. noita
http://www.youtube.com/watch?v=XmbPLazulGc]

piątek, 11 marca 2011

Gaiman scenarzystą "Podróży na zachód"

Jak donosi Hollywood Reporter, Neil Gaiman podpisał kontrakt na stworzenie scenariusza do trylogii filmów 3D opartych na chińskiej opowieści o Małpim Królu zatytułowanej "Podróż na zachód". Producentem filmowej epopei, której koszt szacuje się na 300 000 $ będzie Zhang Jizhong.

Gaiman odkrył Podróż na zachód, kiedy jako młody chłopak przeczytał jej angielskie tłumaczenie i obejrzał w telewizji japońską ekranizację książki.

Jednym z celów wizyta Gaimana w Chinach były rozmowy na temat tego, które wątki z potężnej 2000-stronicowej opowieści powinny znaleźć się w filmie. Gaiman dostał miesiąc na stworzenie wstępnej wersji scenariusza, która zainteresuje sponsorów i pozwoli na zdobycie środków na zatrudnienie odpowiedniego reżysera, specjalistów od animacji komputerowej i aktorów zarówno chińskich, jak i zachodnich.

“Musimy zrobić to, co Peter Jackson zrobił z Władcą pierścieni” powiedział Gaiman. “Musimy stworzyć dzieło filmowe, nie odcinkowe. Półtora miliarda ludzi ma tę opowieść we krwi.”



Gaiman i Zhang mówią, że większość produkcji zostanie sfinansowana z chińskich środków, ale nie wykluczają współpracy z zagranicznymi producentami. Spotkali się oni m. i. z reżyserem Avatara, Jamesem Cameronem, który ma pomóc nakreślić kształt podróży mnicha z Chin do Indii. Mówi się również, że reżyserem ma szanse zostać przyjaciel Gaimana, Guillermo del Toro.


Podczas swojej ostatniej wizyty w Pekinie Gaiman opowiadał o wyzwaniu, jakim jest przełożenie klasycznej chińskiej opowieści na język kina. “W Podróży na zachód nie ma cech właściwych wyłącznie chińskiej kulturze, tak jak Romeo i Julia nie jest historią stricte brytyjską. Dla mieszkańców Zachodu Podróż na zachód będzie tak samo interesująca, jak dla chińczyków. Występują w niej fantastyczne czarne charaktery. To całkowicie uniwersalna opowieść.”


A małpi mnich jest w podróży już od bardzo dawna. W 2007 roku muzyk Damon Albarn i artysta Jamie Hewlett, twórcy animowanego zespołu Gorillaz napisali operę o Małpim Królu, która najpierw okazała się sukcesem w Wielkiej Brytanii, a potem ruszyła w tournee po Europie i USA.

W 2008, film Zakazane królestwo (w rolach głównych Jackie Chan i Jet Li) zarobił na całym świecie 128 mln $, z czego 52 mln w USA. W Chinach film znalazł się na 20. miejscu wśród najlepiej zarabiających rodzimych filmów w historii z wynikiem 185,5 mln yuanów (28,2 mln $).


Gaiman powiedział, że otrzymał tę propozycję od Zhanga w momencie, kiedy zabrakło mu weny przy pisaniu książki na temat Podróży na zachód. Dodał, że opis pracy nad filmem zamierza umieścić w zakończeniu książki, nad którą pracuje od 2007 roku.


Gaiman i Zhang z konieczności porozumiewają się dzięki tłumaczom, a i sam pisarz miał okazję zmierzyć się w tym roku z problemami przy przekładzie podczas konferencji w Chengdu, gdzie promował chińskie wydanie Amerykańskich bogów. Gaiman ze śmiechem opowiadał, jak w pewnym momencie publiczność zaczęła coś wykrzykiwać w kierunku tłumacza, a on odpowiedział jej tym samym. Okazało się, że zdaniem owego tłumacza tytuł książki brzmiał "Amerykańskie psy".


Zdaniem samego autora, dialogi będą stanowiły jedynie niewielką część scenariusza, a film może się w znacznej części opierać na animacji komputerowej, która zrobiła na nim tak wielkie wrażenie w zrealizowanej przez Zhanga telewizyjnej adaptacji Podróży na zachód.

“W Chinach jest o wiele więcej ludzi, którzy o wiele więcej pracują, dlatego pieniądze przeznaczone na efekty komputerowe przynoszą tak wspaniałe rezultaty.” mówił Gaiman.

Zhang potwierdził, że każdy z odcinków telewizyjnej wersji powieści kosztował 200 000 $, czyli tyle, ile BBC wydaje na zrealizowanie zaledwie kilu minut serialu Doctor Who.


Prace nad najnowszą adaptacją zbiegają się w czasie z zaplanowaną przez chiński rząd promocją chińskiej kultury na świecie. Wytwórnia Huayi, która rok temu pomagała Disney'owi i Foxowi w kręceniu filmów po chińsku obiecała wesprzeć nowy projekt Zhanga.


Ale kręcenie filmów w Chinach miewa też wady, a jedną z nich jest nadzór cenzorów. W ubiegłorocznej konferencji prasowej, na której ogłoszono rozpoczęcie prac nad projektem oprócz Zhanga pojawił się dyrektor Biura Filmowego, Tong Gang. Jest to wyraźny znak, że państwo będzie przyglądać się uważnie, jak traktowany jest skarb kultury chińskiej. Jednak Gaiman na pytanie, czy spodziewa się ingerencji cenzury w jego interpretację tego klasycznego dzieła odpowiedział tylko: “Małpa nie sposób powstrzymać. Jeżeli ktoś spróbuje ją ocenzurować, to nie będzie już ta sama postać.”

sobota, 12 kwietnia 2008

skrupulatnie zakłóca twoje istnienie od lutego 2001

Neil napisał w piątek 11 kwietnia 2008 o 20:49

Chwilowo mój mózg jest nieżywy – wczoraj poleciałem do LA wziąć udział w późno-popołudniowym spotkaniu związanym z filmem, który mam napisać na podstawie swojej książki (nie sądzę, żebym mógł powiedzieć coś więcej dopóki nie zostaną podpisane wszystkie kontrakty, a przynajmniej do czasu kiedy dostanę zgodę na mówienie o tym na głos), które poszło bardzo dobrze. Mój producent też pisze, więc usiedliśmy razem i zgodnie ustaliliśmy co mam do zrobienia. Najgorsze w pisaniu dla kogoś innego jest coś, o czym przez lata przekonywałem się kilkakrotnie, szczególnie przy filmach: rozmawiasz z redaktorem albo producentem i wydaje Ci się, że mówicie o tym samym. Potem wracasz do siebie, robisz to, co Twoim zdaniem omówiliście, oddajesz i dowiadujesz się, że byłeś w błędzie i podczas kiedy Ty opisywałeś (powiedzmy) romantyczną komedię z duchami oni kupowali przerażającą historię o duchach, być może ze szczyptą romansu, więc nikt nie jest zadowolony, a projekt jest skazany na klęskę. Tak czy inaczej, myślę że w tym przypadku wszystko pójdzie dobrze – miałem wrażenie, że rozmawiamy o tej samej książce i tym samym filmie.

Potem zadzwoniła moja komórka, wyruszyłem w drogę na ostry dyżur w i znalazłem tam zawstydzonego znajomego, który właśnie został przyjęty do szpitala choć absolutnie nie miał ochoty się tam znaleźć. I chociaż ostatecznie nie było to ani tak poważne jak „Ostry dyżur”, ani tak zabawne jak „Scrubs” to zdecydowanie poczyłem się jakbym wkroczył do Krainy Amerykańskiej Fikcji Telewizyjnej. Po późnym powrocie do hotelu pracowałem nad zaległym artykułem na temat fikcji literackiej łączącej różne style do brytyjskiego Rocznika Pisarzy i Artystów Grafików, bo poprosili żebym coś dla nich napisał i ponieważ wydanie z 1983 było najważniejszą i najbardziej przydatną rzeczą którą miałem postanowiłem zostać dziennikarzem.

O piątej rano zadzwoniono, żeby mnie obudzić i ruszyłem na lotnisko w drogę do domu. Artykuł do rocznika skończyłem w Northwest Lounge. Wysłałem go. Przespałem się trochę w samolocie. Usłyszałem, że w Minneapolis przewidywane są „paraliżujące” opady śniegu, ale okazało się, że był to tylko deszcz i nie zmienił się on w śnieg dopóki nie dotarłem bezpiecznie do domu. A mój powrót na czas był kluczową kwestią, ponineważ musiałem zdążyć na...

na Nocowanie. Gdzie miałem robić za Dorosłego. Udział biorą Maddy i piątka jej trzynasto-/czternastoletnich przyjaciół, którym służyłem za szofera (do kina i z powrotem), doradcę („powinniście chyba dołożyć trochę więcej sera do tych nachosów”), wkładającego-rzeczy- do-piekarnika i co najważniejsze, jako że wszyscy po obejrzeniu „Prom Night” byli nieco płochliwi – dawałem pomocne wskazówki („Powinniście tej nocy trzymać się razem. To w końcu wielki, stary dom, a biorąc pod uwagę ilu ludzi umarło tu przez te wszystkie lata... cóż, już powiedziałem za dużo...”). Wszystko dzieje się teraz, kiedy to piszę.
...

Artykuł o blogujących pisarzach z „The Age”, z którego dowiadujemy się, że szczytowy moment minął i ten blog nie jest już tak dobry jak kiedyś. I może to być prawdą, chociaż w ciągu siedmiu lat zauważyłem, że przechodzi różne fazy. Ale jeżeli rzeczywiście wybiorę się latem na tę wyprawę zbierać materiały, prawdopodobnie zrobię dłuższą przerwę od pisania bloga i będę zapisywał wszystko w notatnikach.

W „Daily Telegrah” jest uroczy artykuł o fantasy autorstwa Marka Chadbourne’a. Kiedyś napisałem wstęp do jego książki, „The Fairy Feller’s Master Stroke”. Zobaczę, czy uda mi się go znaleźć i tutaj wstawić. Jest głownie na temat Richarda Dadda, kolejnej z moich obsesji.
...

Cześć Neil,Pomyślałem, że może Cię to zainteresować: http://www.thedesignfiles.net/2008/04/interview-nicholas-jones.html
Pomysł na tworzenie tak niesamowitych rzeźb z książek jest fascynujący (i odrobinę przerażający - „nie, tylko nie książki!” - ale i tak są piękne :) ).

Są przepiękne, prawda?

Piszesz świetne książki. I rzeczywiście, kiedyś byłeś moim ulubionym pisarzem, ale potem sięgnąłem po „Viriconium” M. Johna Harrisona, tylko dlatego, że małymi czarnymi literkami na samym dole okładki było napisane „z przedmową Neila Gaimana”.
Teraz moim ulubionym pisarzem jest M. John Harrison, a „Viriconium” stało się moją biblią. Sam usunąłeś się z pierwszego miejsca. Wstępy są jak małe pomostami między pisarzami. Dziękuję, że zbudowałeś ich tak wiele.
Ironicznie Twój,

Evan
P.S. Wstęp jest całkiem niezły.

Nie ma za co. Mike Harrison jest jednym z moich ulubionych autorów – bardzo się cieszę, że teraz został także Twoim.

Chciałem tylko powiedzieć, że to, co robisz skrupulatnie zakłóca moje istnienie!!!!!

Mam nadzieję, że to dobrze.

Jestem obecnie nieco zrozpaczona. Odbyłam dziś z jednym z moich wykładowców fantastyczną rozmowę o tym jak bardzo lubimy i podziwiamy Twoje książki. Ale nastąpiła ona po bardzo trudnej rozmowie na temat tego, że muszę poprawić opowiadanie, które napisałam na jego zajęcia. Znowu. Powód? Nie uwierzył, że postać – ze względu na wykonywany zawód nazwałam ją (Policjantka)- może myśleć określone rzeczy, zejmować się czymś czy że kiedykolwiek pomyślki życzenie na widok spadającej gwiazdy.
Policjanci to też ludzie, prawda? Mogą się przejąć sprawą gwałtu, mimo że są doświadczonymi funkcjonariuszami. Nadal odczuwają emocje.
[westchnięcie] Te narzekania zainspirowało wyczytanie na Twojej stronie, że około 95% rzeczy, które piszesz we wstępnym szkicu trafia do wersji ostatecznej. Czy tak było zawsze? Czy był czas kiedy Twojej praca została odrzucona, bo ktoś z miejsca stwierdził, że to co napisałeś nie brzmi realistycznie? A może biorą pod uwagę to, że zazwyczaj piszesz o magicznych światach fantasy?

Studentka, która wie, że jej profesor czyta tę stronę i dlatego pragnie pozostać anonimowa,
(mimo że zdradziła wystarczająco dużo szczegółów, żeby i tak ją rozpoznał)
ja.


Popatrzmy. Żeby najpierw odpowiedzieć na oczywiste pytanie, czy kiedyś odrzucono to, co napisałem, bo nie było wiarygodnie? Możliwe, choć nic konkretnego nie przychodzi mi do głowy. Zazwyczaj odrzucają coś dlatego, że nie jest wystarczająco dobre.
Nigdy nie musisz przekonywać czytelnika, że policjanci mogą na widok spadającej gwiazdy pomyśleć życzenie. Musisz ich przekonać, że ta policjantka że pomyśleć życzenie. Musisz skonstruować postać w taki sposób, że czytelnik będzie się praktycznie spodziewał, że dana policjantka pomyśli życzenie.

Nikt nie traktuje cię ulgowo przez wzgląd na fantasy, tak samo jak ma ulg dla romansów, powieści historycznych czy nawet dla literatury faktu. To się nazywa zawieszenie niedowierzania i kiedy piszesz właśnie to robisz, to starasz się zbudować i jest to delikatnie jak bańka mydlana. Z łatwością pęka. (Pamiętam jak pewnego razu Rachel Pollack zganiła mnie za coś, co napisałem w opowiadaniu. „Ale to jedyny fragment historii, który jest prawdą!” powiedziałem. Odpowiedziała „Nie jest ważne, czy to prawda. Liczy się to, czy w kontekście opowieści jest to wiadygodne.” I wiedziałem, że ma rację.

Nawiasem mówiąc, policja w Stanach i Wielkiej Brytanii zawsze była ogromnie pomocna pisarzom, a przynajmniej mi. Nie ma nic lepszego, niż dzień w towarzystwie gliniarza, albo oprowadzanie po posterunku i zadawanie wścibskie pytań żeby podbudować wiarę pisarza w to, co pisze. A ta wiara to już połowa sukcesu.

Któregoś dnia byłem w sklepie z używanymi książkami i nagle zdałem sobie sprawę, że nie wiem jak pisarze zarabiają. Wiem o co chodzi z zaliczkami i honorariami itp. (w wystarczającym stopniu), ale:

1. czy pisarze dostają honoraria zarówno za nowe, jak i za używane książki? Ilość sprzedanych książek liczy się tylko od nowych, więc...

2. A kluby książki – coś stamtąd?

Zarabiam tyle, że stać mnie na kupowanie nowych książek, ale nie zawsze tak robię – nie zapominam o antykwariatach i bibliotekach. Ale jeżeli kupowanie nowych książek oznacza więcej pieniędzy dla pisarzy (i ilustratorów), co w rezultacie oznacza więcej książek, to cóż, będę kupował nowe.

Dzięki, czekam na „Księgę Cmentarną” (choć chciałbym, żeby już wyszła, bo pasuje do posępnej wiosennej pogody w tej części środkowego zachodu)
ethan

Nie, pisarzom nie płaci się na książki w antykwariatach, ale przecież już raz dostaliśmy za nie pieniądze. Ktoś kiedyś je kupił i cieszę się, że zostają odsprzedane. (Jak już powiedziałem "Wired"(tu cała moja odpowiedź) i powtórzyłem w tej notce,


Jeśli kupujesz jedną z moich książek (lub dostajesz ją do zrecenzowania) jest
Twoja. Kupiłeś ją (lub otrzymałeś). Wolno Ci ją odsprzedać. Nie mam problemu ani z Amazonem gdzie wystawiane są używane książki, ani księgarniami gdzie sprzedaje się książki z drugiej ręki. To ich sklep.

Możesz kupić nową książkę w oprawie twardej lub miękkiej, znaleźć używaną albo w wydaniu kolekcjonerskim. Dla mnie to wszystko jedno. Najbardziej zależy mi na tym, aby ludzie czytali.

Jak już napisałem omawiając tę kwestię obszernie w tej notce, którą zacytowano w zeszłym miesiącu w „Wired”, książki nie kupuje się z licencją na jednego użytkownika i uważam, że to bardzo dobrze.

Po sześciu latach nie zmieniłem zdania.

Pisarze całkiem nieźle żyją też z klubów książki – klub nie płaci honorariów za egzeplarz. Zazwyczaj płacą wydawcy, do podziału z autorem, określoną sumę za prawo do wydania książki (często w mniejszym formacie lub na tańszym papierze niż oryginał) albo zawierają z wydawcą umowę na druk dodatkowej ilości książek specjalnie dla nich (dlatego wydanie „Gwiezdnego pyłu” w twardej oprawie z Book Club jest dokładnie takie, jak wydanie DC: identyczny format, oprawa i papier, tylko kilka tysięcy egzemparzy na koniec zostało wydrukowanych z logo Book Club).

Cześć Neil!
Właśnie przeczytałem książkę niemieckiego pisarza, który zapożyczył trochę rzeczy z Twoich powieści, przede wszystkim z „Nigdziebądź”. Akcja toczy się w (jakimś) Londynie Pod, pojawiają się także panowie Croup i Vandemar (nosząc inne nazwiska) oraz różne inne szalenie znajome szczegóły.
Zastanawiałem się co sądzisz o kimś, kto wykorzystuje „Twoje” pomysły i postaci. Czy to cię denerwuje? Czujesz się wyróżniony? W ogóle Cię to obchodzi?

Mam nadzieję, że nie odpowiadałeś jeszcze na to pytanie – jeżeli tak to bardzo proszę o wskazanie właściwego kierunku, bo nie mogłem znaleźć.
Z góry dzięki!

L.

Mówi się, że naśladowanie to najszczersza forma pochlebstwa i prawdę mówiąc zazwyczaj jest mi niezwykle miło, kiedy słyszę coś takiego. Co prawda wypadałoby, żeby taka osoba wymieniała cię wśród swoich inspiracji w wywiadach, albo umieściła w podziękowaniach czy coś, ale ogólnie mi to nie przeszkadza.

poniedziałek, 18 czerwca 2007

Dlaczego jestem kiepskim prorokiem


Kontynuując wątek z poprzedniej dotki, poszukiwałem linka i znalazłem post sprzed pięciu lat na tym blogu. Przeczytanie tego ponownie wywołało u mnie uśmiech, było to na tyle miłe, że postanowiłem wrzucić tutaj kilka kawałków. Wszystkie moje przewidywania nie sprawdziły się w interesujący sposób.

Nienazwany projekt Zemeckisa o którym wspominam to Fermata; nienazwane coś Dave McKeana musi być wtedy jeszcze nie napisaną Mirror Mask.)

Ostatniej nocy dostałem mailem drugi szkic scenariusza do Koraliny autorstwa Henry'ego ("One night before christmas") Selick'a. Pierwszy szkic był niewolniczo wierny książce -- nawet zbyt wierny. Ten szkic był mniej ścisły i wierny duchowi książki -- dodał postać, pozmieniał kilka rzeczy w pierwszym akcie, ale zmiany to taki rodzaj zmian, które muszą zostać wprowadzone, kiedy przekłada się książkę na film, a głównie postaci -- Koralina, jej rodzice, kot, druga Mama -- i historia są wciąż takie same. Bardzo dziwne uczucie i dużo przyjemności. Najwidoczniej bardzo dobrze odebrano to w studio.

To dziwne -- jest tyle filmowych projektów opartych na moich książkach i historiach, że a) tracę orgientację i b) zakładam dla świętego spokoju, że żaden z nich się nie uda. Ale myślę, że docieramy do tego miejsca, gdzie prawdopodobieństwo wzrasta do poziomu zugerującego że coś się stanie.


Naprawdę potrzeba nam jakiejś rozpiski z Koraliną, Dobrym Omenem, Morderstwami i Tajemnicami, Gwizezdnym Pyłem, Księgami Magii, Nigdziebądź, Śmiercią, i (poszukując naprawdę daleko) Sandmanem, oraz wszystkim o czym zapomniałem, albo celowo nie wspominam (jak projekt Roberta Zemeckisa, albo film Dave'a McKeana), nie wspominając różnych dziwnych projektów przy których współpracowałem przez lata, jak Beowulf, albo Interworld, które myślałem, że zostały całkowicie pogrzebane, kiedy nagle wstają, otrzepują się w grobach, ocierają oczy i proszą o filiżankę kawy. Myślę, że Dobry Omen będzie pierwszy, ale outsider jak Księgi Magii albo Morderstwa i tajemnice mogą go wyprzedzić na poczcie...


To dowodzi, że bardzo źle idzie mi przepowiadanie przyszłości. A w pięć lat później Koralina Henry'ego jest w stadium produkcji. (jeśli przeczytacie ten bardzo techniczny wpis dowiecie się kilku rzeczy, które nie zostały szerzej ogłoszone.) Mirro Mast Dave McKeana było pierwszym filmem, który ujrzał światło dzienne. Gwiezdny Pył będzie drugi, w sierpniu w stanasz i Beowulf (który wtedy uznałem za pogrzebany) będzie trzecim, w listopadzie.

Koralina będzie czwarta, około Halloween 2008.

Księgi Magii są obecnie zawieszoną animacją -- tak jak, mam wrażenie, Dobry omen, jeśli nikt nie chce dać na to Terry'emu Gilliamowi 70 milionów dolarów. Nigdziebądź, po latach bycia martwym projektem ostatnio został odgrzebany i czołga się entuzjastycznie po wiosce przerażając mieszkańców, właśnie poproszono mnie, żebym ponownie napisał szkic scenariusza który przygotowywałem na początku 2000 roku. No i oczywiście jest jeszcze Śmierć.


...

Nawet jeśli to pytanie nawiązuje do mojej "pracy domowej" (dokładniej, tezy mojej pracy magisterskiej), nie proszę cię, żebyś zrobił ją za mnie :) Głównie chciałem zapytać czy, toim zdaniem (głównie, żeby zacytować kogoś oprócz Ursuli K. Le Guin komentującą temat, chociaż sama w sobie jest wspaniała) czy zayważyłeś różnicę w odbiorze gatunku Fantasy w Wielkiej Brytanii i Ameryce. Le Guin myśli, że jest taka różnica (lub była; ten esej napisała w latach siedemdziesiątych), ale dzielisz swój czas między Amerykę i Królestwo na tyle, że wywnioskowałem że masz pojęcie o tej różnicy -- jeśli taka jest. Dziękuję z góry! Shiloh C.

Nie jestem pewien, do którego eseju się odnosisz i nie jestem całkiem pewien, o co pytasz. Czy chodzi o różnice w odbiorze fantasy przez krytyków którzy piszą o niej w Stanach i Królestwie, czy fanów, czy wykształconych czytelników? Może, ale naprawdę nie widzę ogromnych różnic między nimi -- podejrzewam, że wywietrzały przez ostatnie 30 lat. Nie wiem, czy robiłaś jakieś ankiety wśród amerykanów i znalazłaś ich ulubione książki, dostaniesz tyle fantasy jak wtedy, gdy BBC zrobili to z brytyjczykami (http://www.bbc.co.uk/arts/bigread/top100.shtml) (naliczyłem 37 tytułów. Twoje liczby mogą być inne) ale możesz.

Cześć Neil; nabyłem kolekcję dźwiękową z itunes jakiś czas temu. Mój syn wprost uwielbia tego słuchać. Wilki w Ścianach są jego ulubione. Wywiad który przeprowadziła z tobą Maddy był naprawdę uroczy. Zastanawiałem się, czy planujesz wydać więcej dźwiękowych wersji książek, dla dzieci jak i powieści? Całkowicie zgadzam się z twoją opinią, że jest coś wyjątkowego w pisarzu czytającym swoje własne dzieła. Trzymaj się i powodzenia ~william

Jak najbardziej. Właściwie dzisiaj dostałem płyty z M jak Magia (czytane przeze mnie) i Interworld (czytane przez Christophera Evana Welcha którego słucham kiedy to piszę. Świetna robota) Później tego roku ukaże się nowa wersja Nigdziebądź.

Oto kilka fragmentów Interworld. To ścieżka 1 (tytuł i prawa autorskie), 2 3 i 4 fragmenty audio CD w formacie mp3. To kilka pierwszych rozdziałów...
1-01%20Track%2001.mp3
1-02%20Track%2002.mp3
1-03%20Track%2003%204.mp3
1-04%20Track%2004%205.mp3

wtorek, 8 maja 2007

Reklamy: zagrożenie czy zmora?

Neil napisał we wtorek 8 maja 2007 o 20:35

Zobaczmy. Mam nowe, ekscytujące nowiny filmowe, których nie ujawnię dopóki nie będą bardziej realne i potwierdzone. Ale to dobre i radosne wieści, więc jak tylko będę mógł to coś napiszę.

Właśnie dostałem email od mojego agenta z wiadomością, że czeskie wydanie „Chłopaków Anansiego” Neila Gaimana zdobyło tytuł Najlepszej Powieści Fantasy & Horror Roku 2006 przyznawaną przez Czeską Akademię Science Fiction, Fantasy i Horroru (ASFFH). Zostało to ogłoszone 5 maja na ceremonii podczas Praskich Targów Książki „Book World”. Naprawdę musze pojechać do Pragi. Wszyscy mi to mówią…

Jestem wykończony, ale w taki przyjemny sposób – nieustanne wyprowadzanie (i wybiegiwanie) psa wydaje się dobrze mi służyć. Dzisiaj musieliśmy wybrać imię, żeby można było odesłać dokumenty od microchipu i zdecydowaliśmy się na “Cabal”. Ale zdarza się nam do niego zwracać “Psie” albo “Kretynie”. To dziwne – w okolicy są całe hektary lasu, a prawie nigdy nie zdarzyło mi się wybrać samemu na spacer. Teraz zaczynam je powoli poznawać i obiecuję sobie, że jest tyle rzeczy do zrobienia: martwe drzewa do usunięcia, ścieżki które zdążyły zarosnąć i tak dalej…

...
Na stronie Ain’t It Cool, tajemnicza Moriarty (którą nawiasem mówiąc można zobaczyć ucałowaną przez Harlana Ellisona na http://www.creatvdiff.com/harlan_ellison.php - klik na An Evening With Sharp Teeth [Wieczór z Ostrymi Zębiskami] by zobaczyć incydent z całusem) opowiada o swojej wycieczce do Nowego Jorku, gdzie obejrzała „Gwiezdny Pył” na supertajnym pokazie na którym byli wszyscy oprócz mnie (bo wtedy właśnie podpisywałem książki i spotykałem się z bibliotekarzami w Montanie) Jest tam garstka spoilerów, ale recenzja jest bardzo pochlebna. Można ją przeczytać na http://www.aintitcool.com/node/32575.
Któregoś dnia spędziłem całą rozmowę telefoniczną próbując przekonać starą znajomą, że film “Gwiezdny pył” to nie tylko popisy i pojedynki na miecze, a takie wrażenie zrobił na niej trailer.

Powiedziałem jej, że tak nie jest. Że to dobry film, a jeśli odbiega od książki to z powodu przekładania czegoś z jednego języka na inny albo, nierzadko, z powodu czasu czy kosztów. (Chcieliśmy mieć walkę Lwa z Jednorożcem. Po prostu nie było nas na nią stać.)

Najbardziej uszczęśliwia mnie w tej chwili to, że film podoba się ludziom, którzy go widzieli. I jest na językach. Teraz musimy mieć nadzieję, że zostanie tam wystarczająco długo, aby wynikło z tego coś dobrego.

Czyli nieczęsto bywasz w kinie? Dlaczego? To ogólna awersja, czy jesteś rozpoznawany, a może nie pomyślałem o czymś najzupełniej oczywistym na co bym wpadł, gdybym tylko siedział cicho i zastanowił się przez chwilę? Tak czy inaczej, „Ostre psy” [Hot Fuzz] to świetna zabawa. Jeśli tak bardzo Ci się spodobał powinieneś obejrzeć (o ile już tego nie widziałeś) ich poprzedni film „Wysyp żywych trupów” [Shaun of the Dead], który jest w tym samym duchu, tylko jeszcze lepszy. „Psy” były zabawne, ale brakowało im klimatu, „Wysyp” ma ten klimat i jest pierwszorzędny.

Logan M. G.

Pomyślałem, że oba filmy są bardzo podobne, robiąc to samo, ale robiąc to w ramach innych gatunków. „Klimat” to po prostu różnica między romantyczną komedią a filmem dobrym do oglądania z kumplami. (Ale to tylko moje zdanie)

I owszem, chodzę do kina. Lubię filmy i nigdy nie martwiłem się o bycie rozpoznanym (i tak nikt nie rozpoznaje autora poza kontekstem). W ostatniej notce chodziło mi o to, że zawsze jestem w kinie w towarzystwie, z kimś albo kilkoma ktosiami, ale nie sam i to miał być pierwszy raz (ale w końcu przypomniałem sobie kiedy ostatnio poszedłem samotnie do kina- to było w 1984 roku w Londynie, cotygodniowy podwójny seans: „Głowa do wycierania”[Eraserhead] i coś, co wyświetlali razem z tym. Ktoś w szerokiej sieci na pewno będzie pamiętał, ale ja nie.)
...

Ostatnio mój ulubiony niepokojący artykuł to ten, z “The Guardian”
http://www.guardian.co.uk/uk_news/story/0,,2073012,00.html.
Pomysł, że agencja reklamowa stworzy gotowy zespół rockowy, którego jedynym celem jest tworzenie na zamówienie firm muzyki, która udawałaby prawdziwą (jakkolwiek definiować „prawdziwą”) brzmi jak scenariusz kiepskiego filmu (o tym, jak walczą, by wyzwolić się spod jarzma korporacji i tworzyć prawdziwą muzykę, albo pojedynczy członek grupy powoli odkrywa, że ich dusze należą do Coca-Coli). Jest w tym coś okropnie niedobrego, obok pomysłu, że pewnego dnia wszystkie zespoły będą własnością agencji reklamowych, a wszystkie piosenki zakamuflowanymi sloganami.

Nagle Bill Hicks wydaje się o wiele mądrzejszy…
http://www.youtube.com/watch?v=gDW_Hj2K0wo