sobota, 12 kwietnia 2008

skrupulatnie zakłóca twoje istnienie od lutego 2001

Neil napisał w piątek 11 kwietnia 2008 o 20:49

Chwilowo mój mózg jest nieżywy – wczoraj poleciałem do LA wziąć udział w późno-popołudniowym spotkaniu związanym z filmem, który mam napisać na podstawie swojej książki (nie sądzę, żebym mógł powiedzieć coś więcej dopóki nie zostaną podpisane wszystkie kontrakty, a przynajmniej do czasu kiedy dostanę zgodę na mówienie o tym na głos), które poszło bardzo dobrze. Mój producent też pisze, więc usiedliśmy razem i zgodnie ustaliliśmy co mam do zrobienia. Najgorsze w pisaniu dla kogoś innego jest coś, o czym przez lata przekonywałem się kilkakrotnie, szczególnie przy filmach: rozmawiasz z redaktorem albo producentem i wydaje Ci się, że mówicie o tym samym. Potem wracasz do siebie, robisz to, co Twoim zdaniem omówiliście, oddajesz i dowiadujesz się, że byłeś w błędzie i podczas kiedy Ty opisywałeś (powiedzmy) romantyczną komedię z duchami oni kupowali przerażającą historię o duchach, być może ze szczyptą romansu, więc nikt nie jest zadowolony, a projekt jest skazany na klęskę. Tak czy inaczej, myślę że w tym przypadku wszystko pójdzie dobrze – miałem wrażenie, że rozmawiamy o tej samej książce i tym samym filmie.

Potem zadzwoniła moja komórka, wyruszyłem w drogę na ostry dyżur w i znalazłem tam zawstydzonego znajomego, który właśnie został przyjęty do szpitala choć absolutnie nie miał ochoty się tam znaleźć. I chociaż ostatecznie nie było to ani tak poważne jak „Ostry dyżur”, ani tak zabawne jak „Scrubs” to zdecydowanie poczyłem się jakbym wkroczył do Krainy Amerykańskiej Fikcji Telewizyjnej. Po późnym powrocie do hotelu pracowałem nad zaległym artykułem na temat fikcji literackiej łączącej różne style do brytyjskiego Rocznika Pisarzy i Artystów Grafików, bo poprosili żebym coś dla nich napisał i ponieważ wydanie z 1983 było najważniejszą i najbardziej przydatną rzeczą którą miałem postanowiłem zostać dziennikarzem.

O piątej rano zadzwoniono, żeby mnie obudzić i ruszyłem na lotnisko w drogę do domu. Artykuł do rocznika skończyłem w Northwest Lounge. Wysłałem go. Przespałem się trochę w samolocie. Usłyszałem, że w Minneapolis przewidywane są „paraliżujące” opady śniegu, ale okazało się, że był to tylko deszcz i nie zmienił się on w śnieg dopóki nie dotarłem bezpiecznie do domu. A mój powrót na czas był kluczową kwestią, ponineważ musiałem zdążyć na...

na Nocowanie. Gdzie miałem robić za Dorosłego. Udział biorą Maddy i piątka jej trzynasto-/czternastoletnich przyjaciół, którym służyłem za szofera (do kina i z powrotem), doradcę („powinniście chyba dołożyć trochę więcej sera do tych nachosów”), wkładającego-rzeczy- do-piekarnika i co najważniejsze, jako że wszyscy po obejrzeniu „Prom Night” byli nieco płochliwi – dawałem pomocne wskazówki („Powinniście tej nocy trzymać się razem. To w końcu wielki, stary dom, a biorąc pod uwagę ilu ludzi umarło tu przez te wszystkie lata... cóż, już powiedziałem za dużo...”). Wszystko dzieje się teraz, kiedy to piszę.
...

Artykuł o blogujących pisarzach z „The Age”, z którego dowiadujemy się, że szczytowy moment minął i ten blog nie jest już tak dobry jak kiedyś. I może to być prawdą, chociaż w ciągu siedmiu lat zauważyłem, że przechodzi różne fazy. Ale jeżeli rzeczywiście wybiorę się latem na tę wyprawę zbierać materiały, prawdopodobnie zrobię dłuższą przerwę od pisania bloga i będę zapisywał wszystko w notatnikach.

W „Daily Telegrah” jest uroczy artykuł o fantasy autorstwa Marka Chadbourne’a. Kiedyś napisałem wstęp do jego książki, „The Fairy Feller’s Master Stroke”. Zobaczę, czy uda mi się go znaleźć i tutaj wstawić. Jest głownie na temat Richarda Dadda, kolejnej z moich obsesji.
...

Cześć Neil,Pomyślałem, że może Cię to zainteresować: http://www.thedesignfiles.net/2008/04/interview-nicholas-jones.html
Pomysł na tworzenie tak niesamowitych rzeźb z książek jest fascynujący (i odrobinę przerażający - „nie, tylko nie książki!” - ale i tak są piękne :) ).

Są przepiękne, prawda?

Piszesz świetne książki. I rzeczywiście, kiedyś byłeś moim ulubionym pisarzem, ale potem sięgnąłem po „Viriconium” M. Johna Harrisona, tylko dlatego, że małymi czarnymi literkami na samym dole okładki było napisane „z przedmową Neila Gaimana”.
Teraz moim ulubionym pisarzem jest M. John Harrison, a „Viriconium” stało się moją biblią. Sam usunąłeś się z pierwszego miejsca. Wstępy są jak małe pomostami między pisarzami. Dziękuję, że zbudowałeś ich tak wiele.
Ironicznie Twój,

Evan
P.S. Wstęp jest całkiem niezły.

Nie ma za co. Mike Harrison jest jednym z moich ulubionych autorów – bardzo się cieszę, że teraz został także Twoim.

Chciałem tylko powiedzieć, że to, co robisz skrupulatnie zakłóca moje istnienie!!!!!

Mam nadzieję, że to dobrze.

Jestem obecnie nieco zrozpaczona. Odbyłam dziś z jednym z moich wykładowców fantastyczną rozmowę o tym jak bardzo lubimy i podziwiamy Twoje książki. Ale nastąpiła ona po bardzo trudnej rozmowie na temat tego, że muszę poprawić opowiadanie, które napisałam na jego zajęcia. Znowu. Powód? Nie uwierzył, że postać – ze względu na wykonywany zawód nazwałam ją (Policjantka)- może myśleć określone rzeczy, zejmować się czymś czy że kiedykolwiek pomyślki życzenie na widok spadającej gwiazdy.
Policjanci to też ludzie, prawda? Mogą się przejąć sprawą gwałtu, mimo że są doświadczonymi funkcjonariuszami. Nadal odczuwają emocje.
[westchnięcie] Te narzekania zainspirowało wyczytanie na Twojej stronie, że około 95% rzeczy, które piszesz we wstępnym szkicu trafia do wersji ostatecznej. Czy tak było zawsze? Czy był czas kiedy Twojej praca została odrzucona, bo ktoś z miejsca stwierdził, że to co napisałeś nie brzmi realistycznie? A może biorą pod uwagę to, że zazwyczaj piszesz o magicznych światach fantasy?

Studentka, która wie, że jej profesor czyta tę stronę i dlatego pragnie pozostać anonimowa,
(mimo że zdradziła wystarczająco dużo szczegółów, żeby i tak ją rozpoznał)
ja.


Popatrzmy. Żeby najpierw odpowiedzieć na oczywiste pytanie, czy kiedyś odrzucono to, co napisałem, bo nie było wiarygodnie? Możliwe, choć nic konkretnego nie przychodzi mi do głowy. Zazwyczaj odrzucają coś dlatego, że nie jest wystarczająco dobre.
Nigdy nie musisz przekonywać czytelnika, że policjanci mogą na widok spadającej gwiazdy pomyśleć życzenie. Musisz ich przekonać, że ta policjantka że pomyśleć życzenie. Musisz skonstruować postać w taki sposób, że czytelnik będzie się praktycznie spodziewał, że dana policjantka pomyśli życzenie.

Nikt nie traktuje cię ulgowo przez wzgląd na fantasy, tak samo jak ma ulg dla romansów, powieści historycznych czy nawet dla literatury faktu. To się nazywa zawieszenie niedowierzania i kiedy piszesz właśnie to robisz, to starasz się zbudować i jest to delikatnie jak bańka mydlana. Z łatwością pęka. (Pamiętam jak pewnego razu Rachel Pollack zganiła mnie za coś, co napisałem w opowiadaniu. „Ale to jedyny fragment historii, który jest prawdą!” powiedziałem. Odpowiedziała „Nie jest ważne, czy to prawda. Liczy się to, czy w kontekście opowieści jest to wiadygodne.” I wiedziałem, że ma rację.

Nawiasem mówiąc, policja w Stanach i Wielkiej Brytanii zawsze była ogromnie pomocna pisarzom, a przynajmniej mi. Nie ma nic lepszego, niż dzień w towarzystwie gliniarza, albo oprowadzanie po posterunku i zadawanie wścibskie pytań żeby podbudować wiarę pisarza w to, co pisze. A ta wiara to już połowa sukcesu.

Któregoś dnia byłem w sklepie z używanymi książkami i nagle zdałem sobie sprawę, że nie wiem jak pisarze zarabiają. Wiem o co chodzi z zaliczkami i honorariami itp. (w wystarczającym stopniu), ale:

1. czy pisarze dostają honoraria zarówno za nowe, jak i za używane książki? Ilość sprzedanych książek liczy się tylko od nowych, więc...

2. A kluby książki – coś stamtąd?

Zarabiam tyle, że stać mnie na kupowanie nowych książek, ale nie zawsze tak robię – nie zapominam o antykwariatach i bibliotekach. Ale jeżeli kupowanie nowych książek oznacza więcej pieniędzy dla pisarzy (i ilustratorów), co w rezultacie oznacza więcej książek, to cóż, będę kupował nowe.

Dzięki, czekam na „Księgę Cmentarną” (choć chciałbym, żeby już wyszła, bo pasuje do posępnej wiosennej pogody w tej części środkowego zachodu)
ethan

Nie, pisarzom nie płaci się na książki w antykwariatach, ale przecież już raz dostaliśmy za nie pieniądze. Ktoś kiedyś je kupił i cieszę się, że zostają odsprzedane. (Jak już powiedziałem "Wired"(tu cała moja odpowiedź) i powtórzyłem w tej notce,


Jeśli kupujesz jedną z moich książek (lub dostajesz ją do zrecenzowania) jest
Twoja. Kupiłeś ją (lub otrzymałeś). Wolno Ci ją odsprzedać. Nie mam problemu ani z Amazonem gdzie wystawiane są używane książki, ani księgarniami gdzie sprzedaje się książki z drugiej ręki. To ich sklep.

Możesz kupić nową książkę w oprawie twardej lub miękkiej, znaleźć używaną albo w wydaniu kolekcjonerskim. Dla mnie to wszystko jedno. Najbardziej zależy mi na tym, aby ludzie czytali.

Jak już napisałem omawiając tę kwestię obszernie w tej notce, którą zacytowano w zeszłym miesiącu w „Wired”, książki nie kupuje się z licencją na jednego użytkownika i uważam, że to bardzo dobrze.

Po sześciu latach nie zmieniłem zdania.

Pisarze całkiem nieźle żyją też z klubów książki – klub nie płaci honorariów za egzeplarz. Zazwyczaj płacą wydawcy, do podziału z autorem, określoną sumę za prawo do wydania książki (często w mniejszym formacie lub na tańszym papierze niż oryginał) albo zawierają z wydawcą umowę na druk dodatkowej ilości książek specjalnie dla nich (dlatego wydanie „Gwiezdnego pyłu” w twardej oprawie z Book Club jest dokładnie takie, jak wydanie DC: identyczny format, oprawa i papier, tylko kilka tysięcy egzemparzy na koniec zostało wydrukowanych z logo Book Club).

Cześć Neil!
Właśnie przeczytałem książkę niemieckiego pisarza, który zapożyczył trochę rzeczy z Twoich powieści, przede wszystkim z „Nigdziebądź”. Akcja toczy się w (jakimś) Londynie Pod, pojawiają się także panowie Croup i Vandemar (nosząc inne nazwiska) oraz różne inne szalenie znajome szczegóły.
Zastanawiałem się co sądzisz o kimś, kto wykorzystuje „Twoje” pomysły i postaci. Czy to cię denerwuje? Czujesz się wyróżniony? W ogóle Cię to obchodzi?

Mam nadzieję, że nie odpowiadałeś jeszcze na to pytanie – jeżeli tak to bardzo proszę o wskazanie właściwego kierunku, bo nie mogłem znaleźć.
Z góry dzięki!

L.

Mówi się, że naśladowanie to najszczersza forma pochlebstwa i prawdę mówiąc zazwyczaj jest mi niezwykle miło, kiedy słyszę coś takiego. Co prawda wypadałoby, żeby taka osoba wymieniała cię wśród swoich inspiracji w wywiadach, albo umieściła w podziękowaniach czy coś, ale ogólnie mi to nie przeszkadza.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Tak trochę czepialsko. Dużo drobnych pomyłek w tekscie, które wynikają chyba z tego, że Ktoś Szybko Przetłumaczył i Nie Miał Czasu Przeczytać Co Napisał. ;) Pozdrawiam