Neil napisał we wtorek 15 kwietnia 2008
Cześć Neil,
No dalej, pokaż nam zdjęcie. Wiesz, że chcemy ;-)
David
Oto zdjęcie z aparatu w telefonie, które zrobiłem dla zaciekwionych przyjaciół. Zrobiłem je wczoraj, zaraz po tym, jak lekarz sobie poszedł, byłem wciąż trochę oszołomiony. (Jak to się czasem dziwacznie składa, mój lekarz przejeżdżał właśnie obok i zadzwonił by zapytać, czy jestem w domu i mógłbym jakoś ośmielić go w kwestii jego powieści, zaraz po moim wypadku. Dlatego w kilka minut miałem w domu lekarza.)
Dzisiaj wyglądam na o wiele mniej ogłuszonego, nos jest nawet większy, a na przecięciu są środki, które powstrzymają mnie od drapania i pomogą się zagoić. Na temat tego, czy będę wyglądał jak panda na wystąpieniu w Nowym Yorku, zdania są podzielone. Zdania są podzielone też na temat tego, czy powinienem jakoś pokryć siniaki makijażem na wywiady w piątek, czy też powinienem użyć lateksu i małej butelki Kensingtom Gore żeby rany wyglądały bardziej interesująco (serce skłania mi się w stronę tego drugiego, umysł ku pierwszemu.)
Dziś rano odwoziłem Maddy do szkoły. Ona ma naprawdę super łukowatą bliznę tuż obok oka, ma ją odkąd jako dziecko wbiegła w róg stołu. Ona powiedziała:
"Będziesz miał bliznę?"
"Byćmoże."
"Lubię swoją bliznę. Wiesz, że ludzie, których znam od przedszkola pytają mnie o nią teraz, jakby dopiero ją zauważyli."
"Naprawdę? Co im mówisz?"
"To co kazałeś mi mówić gdyby ktoś zapytał."
Przetrząsnąłem pamięć. Nic. "Co to miało być?"
"Mówię im, że zdobyłam ją w walce na miecze."
"Aha. To dobrze."
Drogi Neilu
Jak to jest żyć w świecie, w którym można zadzwonić do jakiegoś sławnego producenta (albo reżysera) i pogadać? Czy to miłe? A może czujesz się przez to czasem samotny? Albo ja jestem po prostu arogancki?
dzięki za poświęcony czas.
Ian
Nie arogancki, ale to co mówisz, trochę się nie odnosi do mnie, przynajmniej to o sławie. Przyjaciele to przyjaciele, ludzie z którymi pracujesz to ludzie z którymi pracujesz. Jeśli z nimi pracujesz, to pozbycie się uczucia "O mój boże gadam z X!" i zajęcie się czymkolwiek macie się zajmować (jeśli to praca) zajmuje jakieś 20 sekund. Jeśli to twoi przyjaciele, to dowiadujesz się o ich sławie, jeśli ktoś inny zapyta "Przepraszam, czy to był X?" albo zapyta o autograf, czy coś.
Nie zadzwoniłnym do słwnego reżysera, czy producenta, żeby pogadać. Ale mógłbym zadzwonić do przyjaciela, który coś produkuje, albo reżyseruje i jest sławny, żeby pogadać. Duża różnica.
Mam szczęście, że nie jestem gwiazdą i tak naprawdę nie jestem sławny. Jestem znany z tego co robię pośród tych, którym się to podoba i nie chciałbym być bardziej znany. A bycie znanym jest, dla właściwie wszystkich moich znajomych którzy są znani, efektem ubocznym robienia tego, co robią, co właściwie zawsze jest tym co kochają robić, sława jest zwykle niezbyt porządanym dodatkiem.
(Ale niekoniecznie złym -- można z tym robić różne rzeczy. Gillian Anderson użyła jej żeby rozsławić Narodowy Dzień Bazgroła -- akcja charytatywna na rzecz neurofibromatosis która zbiera pieniądze za pomocą rysunków gwiazd.http://doodledayusa.org/gallery2/main.php?g2_itemId=134 - są tu bazgroły wielu interesujących osób, które zostaną wystawione na eBay za miesiąc. Jednak te, które najbardziej mi się podobają wyszły spod pióra mniej sławnych ludzi i są bardziej rysunkowe, Sergio Aragones, Gahan Wilson, and Kendra Stout (która zrobiła koszulkę "scary trousers" i właśnie zrobiła podkładkę pod myszkę dla Neverwear.net Cat Miho. Są też dwa narysowane przeze mnie.)
Samotność, kiedy się przydarza i gdziekolwiek na świecie to się dzieje, jest samotnością i nie ma kompletnie związku ze sławą (chyba, że jako rzadki produkt uboczny tego, Ponieważ robię to, co robię, siedzę teraz w pokoju hotelowym w kraju, w którym nikogo nie znam, daleko od rodziny i przyjaciół. I pisarze nie mają źle w porównaniu z, powiedzmy, komikami albo kierowcami ciężarówek). Ale jestem też typem osoby, która marzy o tym, żeby zamówić kabinę pasażerską na statku kupieckim i pływać dookoła świata pisząc książkę.
Drogi Neilu,
Właśnie odkryłem, że można kupić kolorowe bańki mydlane, które nazywają się Zubbles(http://www.zubbles.com/index.asp). Pamiętając historię, którą czytałeś w zeszłym roku w Helenie pomyślałem, że chciałbyś wiedzieć, chociaż skoro data założenia strony to 2005 rok, może już wiesz.
A skoro już jesteśmy przy tej historii, nie mogę sie doczekać "Orange" i reszty Gwiaździstego pęknięcia. Wychodzi tuż przed moimi urodzinami i wygląda na to, że dostanę je w rok po tym, jak usłyszałem ciebie czytającego "Orange", co było moim, opóźnionym o dzień, prezentem od rodziców (którzy kupili bilety) i mojej najlepszej przyjaciółki. (Zawiozła na z Missouli do Heleny, chociaż widziała tylko Mirrormask i nie wiedziała o tobie nic więcej! Teraz uwielbia Stardust i podobał jej sie też Dobry Omen.)
- anna
To porażające, odkryć, że jesteś rodzajem pisarza SF, który wyobraża sobie coś futurystycznego po tym jak zostało wynalezione, prawda? Niedługo wymyślę "samo-lot"-- maszynę cięższą od powietrza ze skrzydłami, która lata!
To właśnie przyszło od Johnatha Strahana, redaktora Gwiezdnej Szczeliny:
Założyłem stronę internetową www.thestarryrift.com która zawiera informacje na temat książki, downloady okładki, krótkie wywiady z niektórymi z was (pojawią się pewnego dnia nadchodzącego tygodnia), i tyle związanych z książką rzeczy ile mogłem zebrać.
Zorganizowałem też czytelnikom szansę na wygranie egzemplarzy książki. Dzięki Vikingowi wysyłam egzemplarz Gwiezdnej Szczeliny pierwszym pięciu czytelnikom, którzy napiszą maila na adres thestarryrift@gmail.com napiszą jak się nazywała ostatnia powieść science-fiction która im się podobała i dlaczego. Szczegóły znajdziesz na
http://thestarryrift.com/win/
...
Drogi panie Gaiman,
Zastanawiałem sie, czy techno-mistrzowie stojący za twoją stroną byliby w stanie przerobić odliczanie do Amerykańskiego wydania Księgi Cmentarnej, które pojawiło się na twojej stronie, w jednen z tych googlowych "gadżetów". W ten sposób będę mógł zamieścić to na mojej stronie 'iGoogle' obok "gadżetu" odliczającego czas do premiery "The Spirit" Franka Millera.
Z wyrazami szacunku, Daniel Crandall
Przesłałem to Danowi Guy'owi, webgoblinowi, a on po kilku minutach odpisał:
Oto gotowy do użycia licznik dni pozostałych do wydania KSIęGI CMENTARNEJ. Mogę spróbować zrobić bardziej dostowany do twoich potrzeb.
No dalej, pokaż nam zdjęcie. Wiesz, że chcemy ;-)
David
Oto zdjęcie z aparatu w telefonie, które zrobiłem dla zaciekwionych przyjaciół. Zrobiłem je wczoraj, zaraz po tym, jak lekarz sobie poszedł, byłem wciąż trochę oszołomiony. (Jak to się czasem dziwacznie składa, mój lekarz przejeżdżał właśnie obok i zadzwonił by zapytać, czy jestem w domu i mógłbym jakoś ośmielić go w kwestii jego powieści, zaraz po moim wypadku. Dlatego w kilka minut miałem w domu lekarza.)
Dzisiaj wyglądam na o wiele mniej ogłuszonego, nos jest nawet większy, a na przecięciu są środki, które powstrzymają mnie od drapania i pomogą się zagoić. Na temat tego, czy będę wyglądał jak panda na wystąpieniu w Nowym Yorku, zdania są podzielone. Zdania są podzielone też na temat tego, czy powinienem jakoś pokryć siniaki makijażem na wywiady w piątek, czy też powinienem użyć lateksu i małej butelki Kensingtom Gore żeby rany wyglądały bardziej interesująco (serce skłania mi się w stronę tego drugiego, umysł ku pierwszemu.)
Dziś rano odwoziłem Maddy do szkoły. Ona ma naprawdę super łukowatą bliznę tuż obok oka, ma ją odkąd jako dziecko wbiegła w róg stołu. Ona powiedziała:
"Będziesz miał bliznę?"
"Byćmoże."
"Lubię swoją bliznę. Wiesz, że ludzie, których znam od przedszkola pytają mnie o nią teraz, jakby dopiero ją zauważyli."
"Naprawdę? Co im mówisz?"
"To co kazałeś mi mówić gdyby ktoś zapytał."
Przetrząsnąłem pamięć. Nic. "Co to miało być?"
"Mówię im, że zdobyłam ją w walce na miecze."
"Aha. To dobrze."
Drogi Neilu
Jak to jest żyć w świecie, w którym można zadzwonić do jakiegoś sławnego producenta (albo reżysera) i pogadać? Czy to miłe? A może czujesz się przez to czasem samotny? Albo ja jestem po prostu arogancki?
dzięki za poświęcony czas.
Ian
Nie arogancki, ale to co mówisz, trochę się nie odnosi do mnie, przynajmniej to o sławie. Przyjaciele to przyjaciele, ludzie z którymi pracujesz to ludzie z którymi pracujesz. Jeśli z nimi pracujesz, to pozbycie się uczucia "O mój boże gadam z X!" i zajęcie się czymkolwiek macie się zajmować (jeśli to praca) zajmuje jakieś 20 sekund. Jeśli to twoi przyjaciele, to dowiadujesz się o ich sławie, jeśli ktoś inny zapyta "Przepraszam, czy to był X?" albo zapyta o autograf, czy coś.
Nie zadzwoniłnym do słwnego reżysera, czy producenta, żeby pogadać. Ale mógłbym zadzwonić do przyjaciela, który coś produkuje, albo reżyseruje i jest sławny, żeby pogadać. Duża różnica.
Mam szczęście, że nie jestem gwiazdą i tak naprawdę nie jestem sławny. Jestem znany z tego co robię pośród tych, którym się to podoba i nie chciałbym być bardziej znany. A bycie znanym jest, dla właściwie wszystkich moich znajomych którzy są znani, efektem ubocznym robienia tego, co robią, co właściwie zawsze jest tym co kochają robić, sława jest zwykle niezbyt porządanym dodatkiem.
(Ale niekoniecznie złym -- można z tym robić różne rzeczy. Gillian Anderson użyła jej żeby rozsławić Narodowy Dzień Bazgroła -- akcja charytatywna na rzecz neurofibromatosis która zbiera pieniądze za pomocą rysunków gwiazd.http://doodledayusa.org/gallery2/main.php?g2_itemId=134 - są tu bazgroły wielu interesujących osób, które zostaną wystawione na eBay za miesiąc. Jednak te, które najbardziej mi się podobają wyszły spod pióra mniej sławnych ludzi i są bardziej rysunkowe, Sergio Aragones, Gahan Wilson, and Kendra Stout (która zrobiła koszulkę "scary trousers" i właśnie zrobiła podkładkę pod myszkę dla Neverwear.net Cat Miho. Są też dwa narysowane przeze mnie.)
Samotność, kiedy się przydarza i gdziekolwiek na świecie to się dzieje, jest samotnością i nie ma kompletnie związku ze sławą (chyba, że jako rzadki produkt uboczny tego, Ponieważ robię to, co robię, siedzę teraz w pokoju hotelowym w kraju, w którym nikogo nie znam, daleko od rodziny i przyjaciół. I pisarze nie mają źle w porównaniu z, powiedzmy, komikami albo kierowcami ciężarówek). Ale jestem też typem osoby, która marzy o tym, żeby zamówić kabinę pasażerską na statku kupieckim i pływać dookoła świata pisząc książkę.
Drogi Neilu,
Właśnie odkryłem, że można kupić kolorowe bańki mydlane, które nazywają się Zubbles(http://www.zubbles.com/index.asp). Pamiętając historię, którą czytałeś w zeszłym roku w Helenie pomyślałem, że chciałbyś wiedzieć, chociaż skoro data założenia strony to 2005 rok, może już wiesz.
A skoro już jesteśmy przy tej historii, nie mogę sie doczekać "Orange" i reszty Gwiaździstego pęknięcia. Wychodzi tuż przed moimi urodzinami i wygląda na to, że dostanę je w rok po tym, jak usłyszałem ciebie czytającego "Orange", co było moim, opóźnionym o dzień, prezentem od rodziców (którzy kupili bilety) i mojej najlepszej przyjaciółki. (Zawiozła na z Missouli do Heleny, chociaż widziała tylko Mirrormask i nie wiedziała o tobie nic więcej! Teraz uwielbia Stardust i podobał jej sie też Dobry Omen.)
- anna
To porażające, odkryć, że jesteś rodzajem pisarza SF, który wyobraża sobie coś futurystycznego po tym jak zostało wynalezione, prawda? Niedługo wymyślę "samo-lot"-- maszynę cięższą od powietrza ze skrzydłami, która lata!
To właśnie przyszło od Johnatha Strahana, redaktora Gwiezdnej Szczeliny:
Założyłem stronę internetową www.thestarryrift.com która zawiera informacje na temat książki, downloady okładki, krótkie wywiady z niektórymi z was (pojawią się pewnego dnia nadchodzącego tygodnia), i tyle związanych z książką rzeczy ile mogłem zebrać.
Zorganizowałem też czytelnikom szansę na wygranie egzemplarzy książki. Dzięki Vikingowi wysyłam egzemplarz Gwiezdnej Szczeliny pierwszym pięciu czytelnikom, którzy napiszą maila na adres thestarryrift@gmail.com napiszą jak się nazywała ostatnia powieść science-fiction która im się podobała i dlaczego. Szczegóły znajdziesz na
http://thestarryrift.com/win/
...
Drogi panie Gaiman,
Zastanawiałem sie, czy techno-mistrzowie stojący za twoją stroną byliby w stanie przerobić odliczanie do Amerykańskiego wydania Księgi Cmentarnej, które pojawiło się na twojej stronie, w jednen z tych googlowych "gadżetów". W ten sposób będę mógł zamieścić to na mojej stronie 'iGoogle' obok "gadżetu" odliczającego czas do premiery "The Spirit" Franka Millera.
Z wyrazami szacunku, Daniel Crandall
Przesłałem to Danowi Guy'owi, webgoblinowi, a on po kilku minutach odpisał:
Oto gotowy do użycia licznik dni pozostałych do wydania KSIęGI CMENTARNEJ. Mogę spróbować zrobić bardziej dostowany do twoich potrzeb.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz