piątek, 25 kwietnia 2008

Pamiętając Douglasa #1

Jeden z dwóch czy trzech wstępów związanych z Douglasem Adamsem które napisałem. To był wstęp do biografii Douglasa autorstwa M.J. Simpsona pt "Autostopowicz".

Pamiętając Douglasa

Poznałem Douglasa Adamsa pod koniec 1983 roku. Poproszono mnie abym przeprowadził z nim wywiad dla "Penthouse'a". Spodziewałem się kogoś bystrego i błyskotliwego, w stylu BBC, kto brzmiałby jak głos "Autostopem przez galaktykę". W drzwiach swego mieszkania w Islington powitał mnie wysoki mężczyzna o szerokim uśmiechu i wielkim, lekko zakrzywionym nosie, wyjątkowo nieporadny i
niezdarny, zupełnie jakby mimo swego rozmiaru wciąż rósł. Właśnie wrócił do Wielkiej Brytanii po nieudanym pobycie w Hollywood i bardzo cieszył się z powrotu. Był uprzejmy, był zabawny i dużo gadał. Pokazywał mi swoje rzeczy - uwielbiał komputery, które w owym czasie dopiero zaczynały się pojawiać oraz gitary, a także gigantyczne nadmuchiwane kredki, które odkrył w Ameryce i sprowadzał do Anglii ogromnym kosztem zanim odkrył, że były dostępne, i to dosyć tanio, w Islington. Był niezdarny: wpadał na różne rzeczy, potykał się o nie, albo zupełnie nagle na czymś siadał i to psuł.

O śmierci Douglasa, a było to
w maju 2001, dowiedziałem się następnego ranka z Internetu (który w 1983 nie istniał). Udzielałem telefonicznego wywiadu dziennikarzowi (znajdował się on w tym czasie w Hong Kongu) i coś na temat śmierci Douglasa Adamsa mignęło na ekranie. Prychnąłem, nieprzekonany (zaledwie kilka dni wcześniej Lou Reed wystąpił w "Saturday Night Live" aby zdementować krążące w internecie plotki o swojej śmierci). Potem kliknąłem na link. Otworzyła się strona wiadomości BBC i zobaczyłem, że Douglas, całkiem definitywnie, nie żyje.

“Czy wszystko w porządku?” zapytał dziennikarz w Hong Kongu.

“Douglas Adams nie żyje” odpowiedziałem zszokowany.

“A tak” powiedział. “Mówią tutaj o tym cały dzień. Znał go pan?”

“Tak,” odpowiedziałem. Kontynuowaliśmy wywiad, ale nie wiem co jeszcze zostało powiedziane. Dziennikarz odezwał się znów po kilku tygodniach żeby powiedzieć, że po tym, jak dowiedziałem się o śmierci Douglasa na taśmie nie znalazło się już nic składnego, a przynajmniej nic nadającego się do wykorzystania i zapytał, czy miałbym coś przeciwko powtórzeniu wywiadu.

Douglas był niewiarygodnie miłym, wyjątkowo elokwentnym i niezwykle pomocnym człowiekiem. Miałem z nim sporo do czynienia kiedy w 1986 pracowałem nad "Bez paniki!" ["Don't panic"]. Siadywałem w kącie jego biura przeglądając zawartość starych szuflad, wyciągając jedną wersję po drugiej - kolejne wcielenia "Autostopu", dawno zapomniane skecze komediowe, scenariusze Doctora Who, wycinki z prasy, a on zawsze chętnie odpowiadał na pytania i wyjaśniał. Skontaktował mnie z tuzinem ludzi, których musiałem złapać w sprawie wywiadu, jak choćby Geoffrey Perkins i John Lloyd. Podobała mu się gotowa książka, a przynajmniej tak powiedział i to też bardzo pomogło.

(Wspomnienie z tamtego czasu: siedzę w biurze Douglasa, piję herbatę i czekam aż skończy rozmawiać przez telefon, żebym mógł zapytać go o coś jeszcze. Świetnie mu sie rozmawiało na temat projektu który realizował do książki Comic Relief. Kiedy skończył, przeprosił i wyjaśnił, że musiał odebrać ten telefon, bo to był John Cleese w taki sposób, że było jasne z jaką lubością rzucił tym nazwiskiem: właśnie dzwonił do niego John Cleese i rozmawiali zawodowo, jak dorośli ludzie. Douglas musiał wtedy znać Cleese'a od jakiś dziewięciu lat, ale i tak niesamowicie go to cieszyło i chciał żebym o tym wiedział. Douglas zawsze miał swoich bohaterów.)

Douglas był jedyny w swoim rodzaju. Co oczywiście jest prawdą w przypadku każdego z nas, ale prawdą jest również, że wśród ludzi występują pewne typy i odmiany, ale był tylko jeden Douglas Adams. Nikt inny z poznanych przeze mnie ludzi nie wyniósł Nie Pisania do rangi sztuki. Nikt inny nie mógłby być tak niefrasobliwie i dogłębnie nieszczęśnikiem. Nikt inny nie miał takiego niewymuszonego uśmiechu i zakrzywionego nosa, ani nie roztaczał tej lekkiej aury zakłopotania, która sprawiała wrażenie ochronnego pola siłowego.

Po śmierci Douglasa często pytano mnie o niego w wywiadach. Mówiłem, że moim zdaniem nigdy nie był powieściopisarzem, nie tak naprawdę, pomimo bycia jednym z najlepiej sprzedających się na całym świecie pisarzy i napisania kilku powieści, które ćwierć wieku później zaczynają być uznawane za klasyki. Pisanie powieści to zawód na który wpadł przypadkiem, albo potknął się o niego, albo zupełnie nagle usiadł i połamał.

Myślę, że chyba nie mamy jeszcze słowa na określenie tego kim był Douglas. Futurolog, Wyjaśniacz, coś takiego. Że pewnego dnia zdamy sobie sprawę, że najważniejszą pracę wykonuje ten, kto potrafi wyjaśnić światu jego własne działanie w sposób, którego świat nie zapomni. Kto potrafi przedstawić trudne położenie gatunku zagrożonego wyginięciem równie łatwo (a przynajmniej równie doskonale, bo nic co zrobił Douglas nie było specjalnie łatwe) co wyjaśnić analogowemu światu co oznacza przejście do technologii cyfrowej. Osoba, której marzenia i pomysły, praktyczne czy nie, są zawsze rozmiaru planety i która będzie podążać naprzód i pociągnie za sobą całą resztę.

Oto książka wypełniona faktami na temat kogoś, kto handlował snami.

Neil Gaiman

Bolonia, 15 maja 2003

Brak komentarzy: