Po czytaniu Bill Hader, Doug Jones i ja poszliśmy coś zjeść. Za nami widać Saint Mark's Bookshop, o której wspominam tylko dlatego, że to moja ulubiona nowojorska księgarnia. Sfotografowała nas młoda Japonka, która wcześniej podeszła do Billa żeby powiedzieć mu, że jest jego fanką i żeby zrobić sobie z nim zdjęcie. I dlatego kiedy wychodząc zobaczyliśmy ją na ulicy pomyślałem, że bardziej niż w przypadku przygodnego nowojorczyka możliwe jest, że zrobi nam zdjęcie i odda mi telefon z powrotem.
Nie zostaję w Nowym Jorku na czas święta Paschy i papieskiej wizyty (co oznacza, że moje szanse na okazję wypowiedzenia słów "Good yontiff, pontiff" [żydowskie świąteczne pozdrowienie; pontiff - ang. papież] z zadziwiająco niewielkich spadły do zera.)
Wczorajsza impreza pozwoliła zebrać mnóstwo pieniędzy dla CBLDF i to bardzo dobrze. I wygraliśmy sprawę Gordona Lee, a to jeszcze lepiej.
I pomyślałem, że najwyższy czas przypomnieć link do strony członkowskiej CBLDF tym, którzy chcieliby dołączyć, albo tym którzy chcą odnowić swoje członkostwo. Jest tutaj. (www.cbldf.com zaprowadzi was na stronę, gdzie można wykupić członkostwo, reprodukcje z autografami i całą resztę.) (I nie zapomnijcie, że są różne poziomy członkostwa, aż do ANIOŁA za $1000 rocznie.)
A także mnóstwo fajnych produktów, w tym koszulki z nowym wzorem, który mnie całkiem się podoba...
["PIERWSZA POPRAWKA - Kongres nie może stanowić ustaw wprowadzających religię albo zabraniających swobodnego wykonywania praktyk religijnych; ani ustaw ograniczających wolność słowa lub prasy, albo naruszających prawo do spokojnego odbywania zebrań i wnoszenia do rządu petycji o naprawę krzywd. Chroń Pierwszą Poprawkę, wspieraj CBLDF"
...
Było mnóstwo maili w których proszono mnie o skomentowanie procesu JK Rowling/ Steve Vander Ark o prawa autorskie. Po przeczytaniu na ten temat tego, co tylko mogłem i biorąc pod uwagę szarą strefę praw autorskich w której ta sprawa się mieści, moja ogólna reakcja to "Cóż, gdyby to o mnie chodziło, prawdopodobnie by mi to schlebiałoby", ale ewidentnie J.K. Rowling tego zdania nie podziela. Nie wyobrażam sobie, żebym próbował powstrzymać wydanie którejkolwiek z nieautoryzowanych książek, które przez te wszystkie lata napisano na temat mnie albo stworzonych przeze mnie rzeczy. Tam gdzie było to możliwe starałem się pomóc, a nawet jeżeli mi się nie podobały to wzruszałem ramionami i odpuszczałem.
Biorąc pod uwagę zawiły rejon prawa autorskiego, w którym mieści się zasada "dozwolonego użytku" ["fair use"] mogę rozumieć, że sędzia nie chciał wydać wyroku i zakładam, że cokolwiek zasądzi to sprawa i tak znajdzie się w sądzie apelacyjnym.
Sercem jestem po stronie ludzi piszących nielegalne książki , prawdopodobnie dlatego, że pierwsze dwie, które ja napisałem były właśnie nielegalne, a w przypadku jednej z nich, "Ghastly Beyond Belief" ["Niewyobrażalnie potworne"] gdyby tylko ktoś zechciał, mógłby bez trudu pozwać Kim Newman i mnie do sądu oskarżając nas o to, że książka złożona z cytatów, których autorzy wcale nie musieli chcieć się w niej znaleźć, znacznie wykracza poza dozwolony użytek.
(jak powiedział mi mój brytyjski wydawca, to pojęcie zniknęło z brytyjskiego prawa autorskiego, choć najwyraźniej Google temu przeczy.)
Większość komentarzy w internecie zamieszczają ludzie opowiadający się za jedną ze stron na podstawie osobowości i osobistych opinii. Jak to bywa z najmniej jasnymi obszarami prawa, nic tu nie jest ściśle ustalone i prawdobodobnie nawet po zapadnięciu decyzji sądu apelacyjnego ustalone nie będzie, bo "dozwolony użytek" to jedna z tych rzeczy, które - tak jak pornografię - powinniśmy być w stanie rozpoznać na pierwszy rzut oka.
Powiedziawszy to wszystko, jestem zafascynowany "nową plotką" która się pojawiła - ja zauważyłem ją dzisiaj wśród komentarzy na stronie "The Guardian", gdzie ktoś rozpoczął swój wpis od:
Mówi się, że Neilowi Gaimenowi zapłacono za powstrzymanie się od krytykowania Rowling za pewne podobieństwa do jego twórczości."Jeżeli się tak mówi, to ja o tym nie słyszałem" pomyślałem. O ile mi wiadomo, jedyna osoba, która coś takiego twierdziła to szalona mugolka Nancy Stouffer, na stronie
http://discuss.washingtonpost.com/wp-srv/zforum/01/author_stouffer032801.htm
WDC: Przeczytałem gdzieś, że pewne szczegóły z książek Rowling mogą być postrzegane jako zapożyczenia z komiksów o Sandmanie - wydaje mi się, że jednym z przykładów były sowy doręczające listy. Zapytany o to twórca Sandmana, pisarz Neil Gaiman odpowiedział po prostu "i co z tego?". Podczas tworzenia oryginalnej opowieści autorzy przez cały czas zbierają kawałki z przeróżnych miejsc. Dlaczego ciebie martwi to znacznie bardziej, niż inne osoby od których owe "kawałki" mogły (podkreślam , MOGŁY) zostać zapożyczone? Dlatego, że znalazłaś tak wiele przykładów? Czytałem o nich na Twojej stronie i wydaje mi się, że większość podobieństw jest przypadkowa albo brakuje im podstaw i nie wystarczą one do uzasadnienia całego tego zamieszania, tak samo jak sowia poczta nie wystarczy, żeby Gaiman załamał ręce i zakrzyknął, że to plagiat.(To ta sama Nancy Stouffer której sprawa została odrzucona przez sąd i której nakazano zapłacić dwa miliony dolarów kosztów sądowych i karę w wysokości $50,000 za "przedstawienie sfałszowanych dokumentów i fałszywych zeznań". Dużo nakłamała.)
Nancy Stouffer: Prawda jest taka, że początkowo Gaiman rzeczywiście załamał ręce i zakrzyknął, że to plagiat. Dopiero po sprzedaży praw do filmu jego wypowiedzi zaczęły się zmieniać. Na początku był niesamowicie poirytowany.
Tak naprawdę, kiedy zaczął się ten cały nonsens, w 1998, na długo zanim powstało to miejsce, na stronie the Dreaming napisałem
Czwartek, 19 marca 1998
Neil o Harrym Potterze i J.K. Rowling
Napisał by puck o 3:00 AM PST | (3) Komentarze
Krąży plotka o tym, że Neila denerwuje zbyt duże podobieństwo książek o Harrym Potterze do "Ksiąg Magii". Neil poprosił, żebym to zamieścił aby wyjaśnić sprawę:
"Byłem zaskoczony, kiedy z wczorajszego [Daily] MIRROR dowiedziałem się, że jakoby oskarżyłem J.K. Rowling o kopiowanie pomysłów z KSIĄG MAGII w HARRYM POTTERZE.
Najzwyczajniej nie jest to prawdą - a teraz, kiedy taka informacja ukazało się publicznie, będzie się za mną ciągnąć już zawsze.
W listopadzie wytropił mnie szkocki dziennikarz, który zauważył podobieństwa pomiędzy postaciami mojego Tima Huntera i Harry'ego Pottera i chciał zrobić z tego sensację. I chyba rozczarowałem go gdy wyjaśniłem, że nie, zdecydowanie *nie* uważam, że Rowling ściągała z "Ksiąg Magii" i że wątpię, czy w ogóle je czytała, a nawet jeśli czytała, to nie ma to znaczenia, bo ani ja nie jestem pierwszym pisarzem, który stworzył postać młodego zdolnego czarodzieja, ani Rowling nie była pierwszą, która wysłała go do szkoły.
Nie liczą się same pomysły, ale to co z nimi zrobisz.
Każdy gatunek fikcji literackiej to, jak stwierdził Terry Pratchett, potrawka. Bierzesz coś z garnka i coś dorzucasz od siebie. Potrawka dalej bulgocze.
(Jak powiedziałem szkockiemu dziennikarzowi - jedyne co mnie martwi, to że w filmie "Księgi Magii", który planuje wytwórnia Warner Tim Hunter nie będzie już mógł być dwunastoletnim angielskim dzieciakiem w okularach. Ale wiedząc jak wygląda świat filmu będę zadowolony jeżeli nie będzie go grał potężnie umięśniony Austriak w średnim wieku.)
Nie jestem pewien jak to przeistoczyło się w "Gaiman oskarżył Rowling o plagiat". Ale podejrzewam, że taka historia, jest ciekawsza, niż prawda.
Niestworzone historie Stouffer powtarzały takie strony, jak ta: http://www.geocities.com/versetrue/rowling.htm
Czy Warner Brothers przekupiło Neila Gaimana, "Worst Witch" i Melissę Joan Hart?Jako że nie posiadam praw do "Sandmana" ani do "Ksiąg Magii"/Tima Huntera - w obu przypadkach byłem jedynie wykonawcą dzieła ["work for hire"], którego właścicielem jest DC Comics będące od czasu założenia firmy w latach 80. częścią Time-Warner - nigdy nie "doniosłem o plagiacie" nigdzie poza smutną, szaloną wyobraźnią Nancy Stouffer, a ponieważ prawa zarówno do filmu na postawie "Sandmana" jak i "Ksiąg Magii" Warner posiadało na kilka lat przed wydaniem pierwszej książki o Harrym Potterze
Warner jest właścicielem praw do Harry'ego Pottera. Później nabyło prawa do twórczości Gaimana, "Sabriny nastoletniej czarownicy" i prawa do dystrybucji "Niefortunnej Czarownicy". Były to trzy największe zagrożenia dla znaku towarowego.
Po tym jak Neil Gaiman doniósł o plagiacie, według jego strony "Warner Brothers wykupiło prawa do filmu na podstawie 'Sandmana'...". Kiedy zapowiadało się, że stacja ABC porzuci "Sabrinę nastoletnią czarownicę" Warner zapłaciło za nią więcej, niż kiedykolwiek przedtem za serial komediowy. Jak często zdarza się, że serial który jakaś stacja chce zakończyć zmienia stację, nie mówiąc już o tym, że płaci się za niego rekordową cenę? Czy Gaimana oraz Hartów, którzy posiadają prawa do "Sabriny", przekupiono?
to nie tylko zdumiewająco źle napisana, obłąkana i niedorzeczna teoria spisku, ale -choć przyprawia o gęsią skórkę- jest to też łatwa do obalenia niedorzeczność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz