Neil napisał w niedzielę 27 kwietnia 2008 o 5:12
Życie lubi się powtarzać. Oto ja, znów piszę notkę w poczekalni na lotnisku Narita (tym razem linie Quantas, nie Northwest, żeby stworzyć pozory odmiany). Za około dwanaście dni będę tędy wracał i muszę wymyślić jak spędzić te dziewięć godzin w Japonii. To za długo, żeby siedzieć na lotnisku, ale za krótko żeby cokolwiek zrobić.
Życie jest dobre. Przed wyjazdem sprawdziłem pierwsze 60 stron brytyjskiej wersji „Księgi cmentarnej” (głóg to krzak, czy drzewo? bo opisałem go jako oba. Czy coś, co opisałem jako zwieńczoną kolcami metalową siatkę może być również płotem?) i trochę spałem. (Wczoraj odnalazłem swojego iPoda Nano, który zaginął w tajemniczych okolicznościach rok temu. Był w kieszeni płaszcza, który pod raz ostatni nosiłem, hm, rok temu, więc w samolocie zasypiałem słuchając „Jack Benny Show” z 1941.)
Wygląda na to, że będąc w Australii sporo zajmuję się korektami. (Znów ta powtarzalność.) Kiedy ostatnio odwiedzałem Australię z okazji Festiwalu Literatury w Sydney robiłem korektę „Rzeczy ulotnych”. Jutro spróbuję dopracować i skończyć amerykańską i brytyjską wersję „Księgi cmentarnej”.
Gdybym nie spał, to bym czytał – czytam teraz książkę Michaela Chabona „Gentlemen of the Road”. Jest wspaniała – taka [Chabon] [Fafhrd and the Grey Mouser]–owata opowieść, pełna walk na miecze, intryg i ludzi w przebraniach. (Właśnie poprawiłem to zdanie – wcześniej napisałem „teraz czytam dla przyjemności”, tak jakby istniał inny rodzaj czytania – pewnie taki, który trzeba jakoś znosić.) I znów się powtarza, bo w LA Times przeczytałem esej Michaela, który wywołał u mnie szeroki uśmiech.
Przeczytajcie go. Jest uroczy (i wcale nie dlatego, że dobrze mówi o „Sandmanie”). Jest na
http://www.latimes.com/features/printedition/books/la-bk-chabon27apr27,1,909788.story
Panie Gaiman,
W tym tygodniu robiłem zdjęcia wystawianej od niedawna w Chicago adaptacji „Nigdziebądź”. Nie wiem, czy to odpowiedni sposób ich doręczenia, ale skoro nie mógł Pan zobaczyć tego osobiście to chciałem przesłać link do zdjęć ze spektaklu.
http://flickr.com/photos/foolscircle/sets/72157604719374602/
Pozdrawiam,
Mike Thompson
Wygląda niesamowicie – będę musiał spróbować zobaczyć to w maju, zanim skończą grać.
Hej tam!
Chociaż powinienem teraz kończyć pisanie pracy na zajęcia z literatury brytyjskiej nie mogłem się powstrzymać aby odłożyć to na chwilę i zadać Ci pytanie.
Bo widzisz, jestem zarówno studentem college’u, jak i pisarzem z ambicjami. Mimo to, główny kierunek moich studiów to public relations. Zgadza się, jestem jednym z tych wybryków natury, które wykorzystują zdolności pisarskie, aby ludzie zarabiali pieniądze, nie mają nic przeciwko publicznym wystąpieniom i naprawdę ekscytują się na myśl o planie marketingowym.
Moje pytanie do Ciebie to jak często ludzie związani z biznesem udzielają się bardziej twórczy sposób? Czy spotkałeś kogoś, kto zajmował się przez jakiś czas reklamą/PR/marketingiem a potem rzucił to dla pisania powieści?
Ponadto, czy wydawcom podoba się pisarz, który ma biznesowe przygotowanie?
Mimo że uwielbiam zajmować się studiami w dzień i popuszczać wodze wyobraźni w nocy wciąż mam nadzieję, że pewnego dnia uda mi się połączyć obie te rzeczy, kiedy zostanie wydana moja powieść.
W każdym razie dzięki za Twój czas. Kiedy zaliczę już wszystkie końcowe egzaminy będę mógł zabrać się za „Amerykańskich bogów”. „Chłopaki Anansiego” bardzo mi się podobali i niecierpliwie oczekuję kolejnych książek z udziałem swawolących bóstw.
W pierwszej kolejności odpowiem na drugie z Twoich pytań. Wydawcom jest wszystko jedno. Kiedy sprzedajesz im powieść nie ważne jest dla nich czy masz wykształcenie w biznesie, przygotowanie pielęgniarskie, stolarskie czy pisarskie. Jeżeli masz swoją historie, którą mogą umieścić w materiałach dla prasy, ułatwisz życie działowi reklamy. („Pisarka Maisy Green została wychowana przez wilki w indyjskiej dżungli. Sprzedana do objazdowego cyrku nauczyła się czytać na znalezionych na ulicy gazetach i pełnym zestawie dzieł Agathy Christie skradzionym Delores, kobiecie z brodą, za którą to zbrodnię Maise trafiła następnie do więzienia. Jej talent odkryto, kiedy jej pierwsza powieść „Kto zabił Romulusa?” została nominowana do nagrody Pisarzy Za Kratkami.) Ale nie obchodzi ich nic z wyjątkiem tego, czy umiesz pisać, czy mają ochotę przewrócić stronę i czy są w stanie sprzedać twoją książkę.
I aby następnie odpowiedzieć na pierwsze pytanie: tak, pisarzom często zdarza się pracować jako biznesmeni. I lekarze. I wydawcy magazynu „Plant Engineering”. Zdarza się wiele innych zawodów i upodobań. Znałem kilku ludzi od reklamy, którzy zajmowali się także pisaniem – na przykład Jack Womack z Harper Collins, przez kilka lat mój rzecznik prasowy, to ten sam Jack Womack niesamowity pisarz, który wciąż pisał nie rezygnując z pracy.
Znałem także handlowców i marketingowców, którzy zaczynali jako pisarze i potem zajęli się robieniem interesów z nadzieją, że znajdą czas na pisanie lub skończyli w firmie, której polityka nie pozwoliła im na pisanie i zazwyczaj nie są to najszczęśliwsi z ludzi. (Nigdy nie spotkałem pisarza, który po pijaku skarżył mi się, że nie pracował w marketingu, ale zdecydowanie zdarzyło mi się wysłuchiwać specjalistów od marketingu po pijaku żałujących, że ich kariera pisarska nie doszła do skutku.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz