czwartek, 30 sierpnia 2007

Długi post, obawiam się...

Będę podpisywał książki w Pekinie na Festiwalu Książki w ten piątek, trzydziestego pierwszego, o 9:30. Będzie to w China International Exhibition Centre. Na razie żadnych szczegółów co do Bookworm.
...


Tak więc, konferencja była świetna. 5000 chińskich fanów SF, tłum chińskich pisarzy, rosyjski kosmonauta oraz kilkunastu japońskich i grupka zachodnich pisarzy- jeden angielski (ja) i kanadyjski, Rob Sawyer (który jest prawdobodobnie najbardziej znanym i ukochanym zagranicznym pisarzem SF w Chinach), Nancy Kress i Michael Swanwick, żeby nie wspomnieć Davida Brin, który był obecny z rodziną przez pierwszych parę dni po drodze na WorldCon w Japonii, dalej pisarz David Hill oraz około pół tuzina północnoamerykańskich i australijskich bądź nowozelandzkich fanów SF, uczeni i ludzie, którzy pomyśleli, że fajnie by było wybrać się do Chengdu, oraz dwaj Amerykanie, którzy tam mieszkają.

I tak było. Czyli wspaniała zabawa.


Możecie przeczytać o tym tu...

A jedzenie...

Problem z jedzieniem polega na tym, że naprawdę je lubię. Nie po prostu lubię, ale naprawdę. Po paru przypadkach, gdy przestało mi coś smakować po tym jak dowiedziałem się, co to było, zdecydowałem nie przejmować się co jem, lub przynajmniej nie pytać. Generalnie po prostu jem i rozkoszuję się.


Pamiętam, że w Singapurze czułem się, jakby starano się mnie utuczyć na ubój. Z perspektywy czasu okresw Singapurze był jak tydzień odchudzania na farmie zdrowia. W Chengdu nasi chińscy gospodarze chcieli się upewnić, że jesteśmy dobrze karmieni i zadowoleni, więc każdy posiłek był, dosłownie, bankietem. Zwykle potrafię zapewne znieść około jeden bankiet na tydzień. Jeden na dzień, jeśli muszę. Tutaj zjadłem duże śniadanie (ponieważ robię tak w czasie podróży, bo nigdy nie jest się pewnym, kiedy będzie następny posiłek. Z perspektywy czasu, to prawdobodobnie był błąd. Ale bardzo mi smakowały chińskie śniadaniowe specjały...), a później po konferencji mieliśmy lunch w formie bankietu. Po nim, dokładnie w momencie, gdy przestawałem się czuć nieprzyjemnie najedzony, nastąpiła kolacja w formie bankietu.

Chengdu mieści się w prowincji Syczuan, skąd wywodzi się ich tradycyjna kuchnia. Jedzenie jest wspaniałe. To znaczy, smakowało mi praktycznie wszystko, co włożyłem do ust. Ale teraz jest pora lunchu następnego dnia, a ja wciąż czuję się najedzony po wczoraj.


Spotkałem już Roba Sawyera


na nagrodach Hugo w Toronto, ale go nie znałem, spotkałem Nancy Kress wraz z jej nieżyjącym już mężem Charlesem Sheffield na IFCA na Florydzie, ale również naprawdę nie znałem żadnego z nich, więc poznałem ich z przyjemnością (oraz żonę Roba, Carolyn). Poznałem trochę lepiej Michaela Swanwicka, ponieważ dzielimy parę pasji-James Branch Cabell, R.A. Lafferty oraz jako trzecią Hope Mirrlees- więc cudownie było porozmawiać z Michaelem, który mnóstwo wie na każdy temat.

Moje spojrzenie na konferencję jest poszatkowane- podpisałem naprawdę mnóstwo rzeczy dla okropnie wielu ludzi. Mówiłem i tłumaczono mnie i mówiłem. (Myślę, że moja tłumaczka Heather była niezła, ponieważ kiedy tłumaczyła moje żarty, ludzie się śmiali.) Odbyło się międzynarodowe forum na temat przyszłości SF albo coś w tym stylu.






Konferencja była na temat science-fiction, fantasy oraz przyszłości. Dla mnie, najlepszy fragment konferencji był, jak przypuszczam, poza samą konferencją- kiedy już się skończyła, spotkałem się w herbaciarni z paroma chińskimi i zagranicznymi pisarzami, po prostu porównując notatki i dowiadując się różnych rzeczy.


Zobaczmy. Pandy. Wiedziałem o rezerwacie pand w Chengdu, ponieważ mój przyjaciel zdobył tam kiedyś pracę na lato. Naprawdę, tylko tyle wiedziałem o Chengdu. Jest urocze. I wspaniałą rzeczą jest być honorowym gościem zza granicy w takim miejscu- pokazują ci wszystkie fajne miejsca, zabierają do pand, tych czerwonych i tych wielkich, a potem wsadzają cię w jednorazowy niebieski kitel i rękawiczki (żeby ochronić pandy przed tobą, nie odwrotnie) i dostajesz na kolana jednoroczną pandę. Czysta, czysta radość. Lepsze niż każda ilość nagród. Sprawia, że bycie pisarzem wydaje się naprawdę warte zachodu. Podejrzewam, że pokój i harmonia na świecie nastąpiłyby w kilka tygodni, gdyby ludzie co miesiąc dostawali pandę na kolana. Szczerze.


Później padało. Prawdziwy monsunowy deszcz. Nancy Kress powiedziała mi, że nie mogłaby bardziej zmoknąć, a ja zapewniłem ją, że mogłaby. I tak się stało, bo wciąż padało. Obiad w restauracji rezerwatu pand był bankietem, na którym jedzenie pojawiało się bezustannie od nowa. (Byłoby łatwiej, gdyby wiedziało się, jak wiele ma być dań. Ale tak nigdy się nie zdarza. A kiedy myślisz “No, to już wszystko”, zostajesz zaskoczony przybyciem następnych pięciu misek.)


Po pandach poszliśmy do muzeum, by dowiedzieć się czegoś o ludziach z Jinsha oraz kulturze z tej strony świata z czasów, które w Anglii byłyby uznane za prehistorię, z tym że dla nich nie były prehistoryczne. Muzeum było fascynujące. Niestety nie byliśmy do końca pewni gdzie byliśmy i co oglądaliśmy, a Przewodnik Muzem nie miał ochoty dać nam pięciominutowego wprowadzenia, którego potrzebowaliśmy, by to wszystko rozgryźć, tak więc musieliśmy wszystko rozpracowywać na bieżąco- najpierw pokazano nam kości i wykopaliska. Nie mieliśmy pojęcia, czyje były to kości ani nawet nie wiedzieliśmy, że od zarania dziejów stało tam kwitnące miasto z 10 000 mieszkańcami, co złożyliśmy razem dopiero w trzeciej lub czwartej sali muzealnej. Mimo wszystko, niesamowite- złotnicy i rzeźbiarze sprzed czasów, które uznałbym za historię.

Z muzeum pojechaliśmy do innej części Chengdu i zjedliśmy kolację na dziedzińcu. Co, poza tym, że stanowiło drugi bankiet tego dnia, było niesamowite. Mnóstwo drobnych dań, każde podane, z których większość po prostu jadłem i potem czasem pytałem, co właśnie zjadłem. (“To słodkie danie? Te czerwone rzeczy w białym czymś?” “To kolcowój szkarłatny we wrośniaku różnobarwnym.” “O, rany.”) Pełnia.


Michael Swanwick i ja spojrzeliśmy na chodnik, gdzie można było dostrzec stertę śmieci, starą kasetę magnetofonową i co wyglądało na stary wideofon, i powiedzieliśmy równocześnie “To moment Billa Gibsona”, bo tak właśnie było, więc zrobiłem zdjęcie.



I z powrotem do hotelu. Gdzie zasnąłem siedząc na krześle próbując wysłać e-maila. Dlatego też tamtej nocy wrzuciłem na bloga jedynie zdjęcie ze mną i z moją pandą.


Wczoraj wsiedliśmy do autobusu, który zabrał nas na konferencję Rekreacji. Na zewnątrz, Michael Swanwick usiadł na głowie smoka i doznał oświecenia.

Tak naprawdę, nie jestem do końca pewien, dlaczego tam byliśmy i po co to było, ale było to niezwykle przyjemne: prezentacja o rejonie Chengdu i Syczuan jako miejscu na wakacje, jak sądzę, oraz o przyszłości rekreacji w Chengdu. Cokolwiek to było, świetnie spędziliśmy czas: oglądaliśmy bliźniaczki demonstrujące ceremonię herbaty, trzy dziewczyny wygrywające niezwykłe melodie na tradycyjnych instrumentach,


śpiewano piosenki, rozmawiano, dawano przemówienia, a w pewnym poniekąd surrealistycznym momencie reprezentacja Północnej Ameryki została wyciągnięta na scenę, by zmasakrować “O, Zuzanno”. Nagrałem to wydarzenie i wyjaśniłem wszystkim zaangażowanym, że za znaczną ilość pieniędzy powstrzymam się od wrzucenia tego na YouTube.

Z drugiej strony, rosyjski kosmonauta nieźle śpiewał.

Moja własna dawka surrealizmu pojawiła się parę minut później, kiedy szef kuchni mistrzowsko zademonstrował deser zwany, jak myślę, Trzy Strzały Z Armaty, w którym ryż jest kształtowany w kulkę i przetaczany do zbiornika z cukrem pudrem i cynamonem (jak myślę), a potem zawołano mnie, bym zademonstrował tę technikę jako amator. Udało mi się umieścić wszystkie trzy kule na właściwym miejscu przy trzeciej próbie.




Niektóre dane statystyczne były zdumiewające. Można by było każdego dnia jeść w innej restauracji w Chengdu i nie powtarzać restauracji przez 80 lat...

Potem obiad. David Hill, pisarz i były szef kuchni, zrobił jambalayę używając lokalnych składników, co było najdziwniejszym połączeniem kuchni jakiego kiedykolwiek próbowałem.

Było świetne, jedyne w swoim rodzaju, sycące... a także poprzedzało bankiet z potrawką.



Później do autobusu i do lokalnego liceum, gdzie dawno nam kwiaty i oddawano honory, przedstawiano i prowadzono dalej, zostawiając jedynie Kosmonautę i Davida Hill, by porozmawiali z dziećmi.

Następnie krótka wyprawa na zakupy- kupiłem Maddy prezent urodzinowy i parę albumów.

Stamtąd pojechaliśmy za miasto na Festiwal Winogron. Myślę, że wyobrażałem sobie Festiwal Winogron jako coś, co prawdopodobnie pochodziło sprzed tysięcy lat i czasów Jinsha i wciąż tak myślałem, dopóki nie zobaczyliśmy ludzi sprzedających winogrona na poboczu drogi, pod wielkimi czerwonymi parasolami.

Winogrona były w stylu Kalifornijskim, okazałe i ciemne. Wtedy właśnie pomyślałem, by zapytać “Od jak dawna uprawia się tu winogrona?” Okazało się, że są uprawiane od niedawna, że festiwal odbywa się od czterech lat, a wina oryginalnie pochodzą z Kalifornii. Ludzie zwyli sprzedawać arbuzy pod czerwonymi parasolami.

Stamtąd na bankiet.


A jedzenia było coraz więcej...


Dziś nie jadłem śniadania. Po prostu spakowałem się i poleciałem do Pekinu. Większość tego napisałem w samolocie.

...

Przypadkowe obserwacje: chińskie samoloty są, na podstawie dwóch, którymi jak na razie leciałem, przyjemniejsze niż amerykańskie. Lepsza obsługa, czyściej, wygodniej. Przypominają mi podróże letnicze w Ameryca dwadzieścia lat temu, kiedy to było mniej nieprzyjemne.


Przypadkowa obserwacja numer dwa: chińskie techniki na prowadzenie samochodu i przechodzenie przez ulicę wydają się egzystować w radosnej anarchii, która byłaby zabójcza w większości, a być może we wszystkich innych krajach. Widziałem pięć samochodów jadących obok siebie na autostradzie z trzema pasami. Nie widziałem jeszcze nikogo, kto używałby pasa bezpieczeństwa. Nie widziałem jeszcze żadnych wypadków, co jest bardzo dziwne.

Brak komentarzy: