Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bpal. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bpal. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 21 lutego 2011

Nadrabianie (i Prawo Do... raz jeszcze)

Neil napisał w czwartek 17 lutego 2011 o 20:27

Zorientowałem się właśnie, że nie dodałem dziś żadnej archiwalnej notki w ramach lutowej akcji urodzinowej.

I pojawiło się jeszcze kilka rzeczy...

Jestem już w domu i trochę się ociepliło. Śnieg zrobił się bardziej miękki, ale nie zaczął topnieć. Las wygląda teraz tak:









(Zdjęcia robiłem tym razem prawdziwym aparatem, a nie Nexusem-S...)


Black Phoenix Alchemy Labs przygotowało kolejne fantastyczne zapachy, które będą sprzedawać na rzecz Comic Book Legal Defense Fund:

Lepki Nietoperz O Zapachu Cytrynowym
http://www.blackphoenixalchemylab.com/stickybat.html

Herbatka Kochanków
http://www.blackphoenixtradingpost.com/teezoom-vtlovers.html

Aromat Kochanków
http://www.blackphoenixalchemylab.com/vampiretarot.html

Bill Hader podesłał mi link to tego krótkiego klipu z Saturday Night Live, który przywodzi mi na myśli wszystkie zamieszczane na blogu Marka Evaniera filmy, gdzie ludzie mówią z różnymi akcentami, choć tak naprawdę nic nie mówią. Uśmiechałem się, kiedy to oglądałem.



...

Wiele osób prosiło o przypomnienie jednego, konkretnego wpisu. Oto najdłuższa i najlepiej wyrażona prośba...

Panie Gaiman,
Chciałbym zgłosić swoją nominacje do akcji z okazji "Dziesiątej Rocznicy Bloga".

Być może ten post nie wywołuje ataku śmiechu ani nie powoduje chwilowego zaduma i powstał stosunkowo niedawno, ale naprawdę ZAWIERA coś do przekazania zarówno szalonym fanom (niezależnie od ich intencji), jak i małemu, wygłodniałemu pisarzowi, który we mnie mieszka. Mam na myśli post, który zatytułowałeś "Prawo do..." (http://journal.neilgaiman.com/2009/05/entitlement-issues.html), który jednak większość moich znajomych nazywa po prostu "George R R Martin nie jest twoja dziwką".

Ten wpis jest unikalny nie tylko dlatego, że w bezpośredni i humorystyczny sposób mówi to, wokół czego niektórzy z nas chodzili na paluszkach próbując odpowiedzieć na narzekania znajomych, klientów i przypadkowych osób komentujących nasz wybór książek. Również dlatego, że przekazał on coś bardzo istotnego (nawet jeśli nie było to zamierzone) temu pisarzowi w mojej głowie...

Wiesz kogo mam na myśli, prawda? Faceta, który ma do opowiedzenia te wszystkie historyjki, ale jest nieustannie terroryzowany przez Co Innego Do Roboty oraz I Tak Nic Z Tego Nie Będzie? Kojarzysz go? Teraz
wrzeszczy na mnie, jeśli nie usiądę z nim i nie wysłucham jego opowieści raz na jakiś czas. Bo nie chodzi o to, czy uda się zrealizować Wielki Plan ani czy nasze historyjki są Wystarczająco Dobre By Usłyszeli Je Inni. Chodzi tylko o to, że COŚ robimy i że robimy to, bo to uwielbiamy.

Właśnie tak. Będę bardzo wdzięczny, jeśli zechcesz zamieścić tamten post dla niego i dla mnie. Obaj bardzo dziękujemy... za to i za wiele, wiele innych słów, którymi się nami podzieliłeś.

Pozdrawiam
-mathew


Nie ma sprawy. Ale żeby to zamieścić, muszę zacząć od pytania, które ten post zapoczątkowało.
Prawo Do z 12 maja 2009:

Cześć Neil,

Zapisałem się ostatnio na blogu George'a RR Martina (http://grrm.livejournal.com/) z nadzieją, że będę otrzymywał z pierwszej ręki informacje na temat publikacji kolejnej części "Pieśni Lodu i Ognia". Uwielbiam ten cykl, ale od kiedy się tam zapisałem, rośnie tylko moja frustracja, bo Martin nie wspomina nawet o dacie wydania książki. Prawdę mówiąc wygląda to tak, jakby celowo unikał za wszelką cenę pisania kolejnej książki. Pojawia się przy tej okazji kilka pytań:

1. Czy wraz z nastaniem blogów, twittera i innych mediów elektronicznych odbiorcy zaczynają mieć zbyt duży wpływ na artystę i za dużo możliwości, by poddawać go krytyce? Gdybyś ogłosił przed dwoma laty rozpoczęcie pracy nad nową książką i wciąż nie dotrzymał słowa, czy myślisz że unikanie tematu na blogu sprawiłoby, że czytelnicy pomyśleliby, że jesteś "leniwy". Czy opisując na blogu swoją pracę i życie masz większy obowiązek dotrzymywania słowa i zobowiązań?

2. Kiedy pisarz tworzy cykl, jak "Pieśń Lodu i Ognia" Martina, czy ma on obowiązek zakończyć opowieść? Czy nierozsądne jest odczucie, że nie pisząc kolejnej części sagi Martin mnie zawiódł, choć to tylko od niego zależy czy i kiedy ją napisze?

Jestem bardzo ciekaw Twojego zdania.
Dzięki,
Gareth


Moje zdanie....

1) Nie.

2) Tak, przekonanie, że George "cię zawiódł" jest nierozsądne.

Słuchaj, Gareth, może nie będzie to miłe i próbowałem wymyślić, jak inaczej mogę to ująć, ale przynajmniej z mojego punktu widzenia sprawa wygląda tak:

George R.R. Martin nie jest twoją dziwką.

Dobrze być tego świadomym i dobrze przypomnieć sobie o tym, kiedy zaczynasz myśleć, że może jednak jest i powinien natychmiast zająć się pisaniem tego, co chcesz czytać.

Ludzie to nie automaty. Pisarze i inni artyści to nie automaty.

Narzekasz, że George robi inne rzeczy zamiast pisać książkę, którą chcesz przeczytać, jakbyś wraz z zakupem pierwszej części cyklu zawarł z nim kontrakt: ty płacisz dziesięć dolarów, a George będzie pracował nieustająco, aż do momentu ukończenia serii.

Nie ma takiego kontraktu. Zapłaciłeś dziesięć dolarów za książkę, którą chciałeś przeczytać i skoro chcesz wiedzieć, co będzie dalej zakładam, że ci się podobała.

Moim zdaniem największy problem z seriami jest taki, że albo czytelnicy narzekają, że wcześniejsze części były dobre, ale pisarz próbujący wydać co roku kolejną przestał dbać o jakość, albo narzekają, że choć kolejne części są wciąż bardzo dobre, wychodzą za rzadko.

Z tego właśnie powodu cieszę się, że nie jestem sam w trakcie pisania żadnej serii. Jeszcze bardziej cieszę się, że przez te dziesięć lat, kiedy pisałem serię - Sandmana - byłem jeszcze młodym, ambitnym pracoholikiem i miałem mnóstwo szczęścia (a nawet wtedy, pod sam koniec, pisanie comiesięcznego komiksu zajmowało mi pięć tygodni, ze wszystkimi problematycznymi konsekwencjami przegapionych terminów).

Znacznie bardziej wolałbym przeczytać dobra książkę napisaną przez zadowolonego pisarza. Wszystko mi jedno jak powstała.

Niektórzy pisarze potrzebują dłuższej przerwy, żeby naładować baterię, a potem piszą bardzo szybko. Niektórzy piszą około strony dziennie, piątek, świątek czy niedziela. Niektórzy pisarze w pewnym momencie tracą rozpęd i muszą coś porobić, zanim znów będą gotowi do pracy. Czasem pisarze mogą nie mieć jeszcze w głowie gotowej następnej części serii, ale mają w zanadrzu coś zupełnie innego. Wtedy piszą i wydają najpierw to, co powoduje oburzenie i żądania wyjaśnień, jak autor mógł zająć się pisaniem Książki X, skoro jego fani czekają na Książkę Y.

Pamiętam, że słyszałem kiedyś, jak rozzłoszczony redaktor komiksu opowiadał innym redaktorom o scenarzyście, który wziął kilka tygodni wolnego, żeby pomalować dom. Redaktor kilkakrotnie powtarzał, że za równowartość jego płacy spokojnie mógł kogoś zatrudnić do tego zadania i jeszcze by mu zostało. I pomyślałem sobie wtedy, choć nie powiedziałem tego głośno, "A co jeśli on chciał pomalować swój dom?"

Niedawno zawaliłem termin. Tak ostatecznie. Po raz pierwszy od 25 lat westchnąłem i powiedziałem "nie dam rady tego zrobić, nie dostaniecie mojego opowiadania". Było już mało czasu, goniły mnie jeszcze inne terminy, dopiero co zmarł mój ojciec, a w opowiadaniu na kartce też nie było życia. Podobał mi się ton, w jakim się zaczynało, ale reszta się jakoś nie składała i zamiast doprowadzać do szaleństwa redaktorów i wydawców czekających na opowiadanie, którego nigdy bym nie skończył, postanowiłem w końcu się poddać, przeprosiłem i martwiłem się, że nie potrafię już pisać.

Zająłem się kolejnym najbliższym terminem, był to scenariusz. Szło mi łatwo i przyjemnie, od dawna pisanie niczego nie sprawiało mi tyle radości, wszystkie postaci robiły dokładnie to, na co liczyłem, a sama historia była znacznie lepsza, niż mogłem sobie wymarzyć.

Czasami tak się dzieje. To nie zależy od ciebie. Za każdym razem robisz, co w twojej mocy. I próbujesz możliwie zwiększyć prawdopodobieństwo, że powstanie jakaś przyzwoita twórczość.

A czasami - i dotyczy to zarówno pisarzy, jak i czytelników - zdarza się życie. Ludzie wokół chorują lub umierają. Zakochujesz się lub odkochujesz. Przeprowadzasz się. Przyjeżdża do ciebie ciotka. Pięć lat temu zgodziłeś się wystąpić gdzieś na drugim końcu świata i nagle okazuje się, że to już. Wychodzi twoja książka, krytycy głośno wyrażają swoją dezaprobatę i po prostu nie masz ochoty pisać następnej. Twój kot nauczył się lewitować, więc sprawa ta musi zostać szczegółowo zbadana i udokumentowana. W sadzie, między jabłonkami, są jelenie. Uderza piorun i spala się zarówno twój dysk twardy, jak i zapasowy...

A życie jest dla pisarzy korzystne. Choćby dlatego, że z niego czerpiemy nasz surowiec. Lubimy się zatrzymać i nieco mu poprzyglądać.

Zw względów ekonomicznych mało który z nas może pozwolić sobie na pisanie powieści na 5000 stron, podzielenie jej na kawałki i wydawanie ich rok po roku. Pisarze tworzący opowieści długie lub takie, które - jak Sandman - rozrastają się w miarę pisania, muszą więc pisać i wydawać na bieżąco.

A jeśli czekasz na kolejną część długiej serii, czy to George'a, czy Pata Rothfussa, czy kogokolwiek innego...

Poczekaj. Przeczytaj raz jeszcze poprzednią książkę. Przeczytaj coś innego. Pożyj trochę. Miej nadzieję, że pisarz, na którego książkę czekasz pisze, a nie umiera albo znajduje się w podobnie dramatycznej sytuacji. A jeśli maluje dom - jego prawo.

A na przyszłość, Gareth, jeśli usłyszysz jak ktoś narzeka, że George R. R. Martin robi cokolwiek poza pisaniem książki, na którą ten ktoś czeka, wyjaśnij im grzeczniej niż ja to zrobiłem na początku prosty i niezaprzeczalny fakt: George R. R. Martin nie pracuje dla was.

Jeśli komuś przeszkadza użyty język, odsyłam do drugiej części tego wpisu: http://neilgaiman-pl.blogspot.com/2010/01/zoe.html. Wkleiłbym ją, ale śmierć Zoe jest jeszcze świeża w mojej pamięci.

środa, 9 grudnia 2009

Niezwykłe Rzeczy Do Słuchania

Dla tych, którzy przegapili, tu jest fragment audycji "Open Mike" z NPR na temat audiobooków... Możecie jej posłuchać, ściągnąć, komuś przesłać...



A tutaj jest całość, z wywiadami, które przeprowadziłem z Martinem Jarvisem i Davidem Sedarisem. Jeśli podobał się Wam fragment, tutaj jest pełno fragmentów, które nie znalazły się w przyciętej wersji. A wywiad z Martinem Jarvisem to praktycznie wykład o tym, jak należy podchodzić do nagrywania audiobooków.



(Najdziwniejszy moment w rozmowie z Martinem Jarvisem, to kiedy opowiadał, że pamięta głosy swoich nauczycieli oraz ich nazwiska: John Branston and Dick Glynne Jones. Chodziłem do szkoły Whitgift w Croydon, do której Martin uczęszczał 20 lat wcześniej i obaj mnie uczyli. Występowałem w reżyserowanej przez Branstona inscenizacji "Juliusza Cezara" w Fairfield Halls, a angielskiego uczył mnie Dick Glynne Jones. Kiedy wymówił te nazwiska, pomyślałem "nie może mówić o tych samych osobach...". Ale oczywiście właśnie o nich mówił.)



Na stronie http://www.lomography.com/magazine/lomoamigos/2009/11/30/neil-gaiman-shoots-with-the-lc-a-plus jest coś w rodzaju wywiadu ze mną i galeria zdjęć.
Uwielbiam zdjęcia, które wyglądają, jakby były robione kiepskiej jakości aparatem i to, że są mieszanką stylu artystycznego z dokumentalnym, jak w tym momencie, kiedy urwała się półka i cała zawartość torby do charakteryzacji wpadła do sedesu, kiedy Amanda bezskutecznie próbowała nawiązać przyjazne kontakty z owcami, czy zdjęcie, które nie powinno wyjść (biorąc pod uwagę znikomą ilość światła) na którym moje córki chrzestne oglądają DVD "Koraliny" w okularach 3D...

Najbardziej ekscytującą rzeczą dla mnie było to, że dali pobawić się aparatem Dave'owi McKeanowi. Nie mogę się doczekać rezultatów.

Wybrałem jeszcze kilka zdjęć z ich galerii. Oto Królowa Owiec, we własnej osobie...

Claire, przyjaciółka Maddy, na lotnisku w San Diego...

A to jest Ivy McCloud (prawie niewidoczna, po prawej, daleko) i moje córki chrzestne i ich koleżanka...

...
Przeczytałem książkę "Koralina". Skończyłem czytać, a potem opowiedziałem o niej moim rodzicom. Zastanawiałem się, czy są tam jakieś wątki religijne. Szukałem, ale chyba niczego na ten temat nie napisałeś, więc mam nadzieję, że odpowiesz. Po prostu jestem ciekaw.

Nie sądzę. Chociaż uważam, że ludzie czasem potrafią odczytać książkę z religijnego punktu widzenia i tak ją interpretować.

Bardzo dobrze wypadłeś dziś rano w NPR. Tak dobrze, że powinieneś mieć własną audycję.

Jeśli dobrze brzmiałem, jest to zasługą znakomitej pracy producentki Maeve McGoran i realizatora Barry'ego Gordemera. Znalezienie czasu na to wszystko, na przeprowadzenie wywiadów i złożenie tego w całość, zajęło kilka miesięcy. Chętnie pracowałbym częściej dla radia, dla NPR, albo brytyjskiego Radio Four, ale to chyba pozostanie w sferze drobnych, pojedynczych projektów. Ale kocham to robić.
...
Ten list zawiera spoiler dotyczący "Księgi cmentarnej":

Drogi Panie Gaiman
Czym wytłumaczyć fakt, że Silas usuwa wspomnienia Scarlett w "Księdze cmentarnej"? Skoro wystarczający powód nie jest podany, a może jest? Czy nie staje się to Problemem Scarlett? Wie Pan, co mam na myśli. Właśnie przeczytałem "Problem Zuzanny" ze zbioru "Rzeczy ulotne", napisanie, czy raczej przerobienie tego było bardzo odważne.
Uważam, że to co zrobił Silas było z jednej strony takim boskim czynem, a z drugiej, czymś zupełnie dla niego nienaturalnym. To oznacza, że dość silna postać, jaką jest Scarlett, nie umiała spojrzeć odważnie w oczy prawdzie i zmierzyć się z nią, a właśnie o to chodzi w baśniach. Zarówno w tych dla dzieci, dla młodzieży, jak i dla dorosłych.

Oddany fan Twój i Sandmana,
Ahimaz


Silas zrobił to, co zrobił, bo uważał, że tak będzie najlepiej. Czy to była najmądrzejsza rzecz w takich okolicznościach, to się dopiero okaże.
....

Cześć Neil,
Mieszkam w Naperville, w Illinois, i właśnie dowiedziałem się o Twoim udziale w projekcie Naperville Czyta. Nikt w okolicy nie ma specjalnie dużo informacji o tym co dokładnie będziesz tutaj robił i czy którekolwiek ze spotkań będzie otwarte dla publiczności? Dzięki!


Jeszcze nie wiem. Kiedy dostanę program, zamieszczę go tutaj i w dziale Gdzie jest Neil.

Hi,
zanim zarezerwuję bilety lotnicze, chciałbym się dowiedzieć, czy będziesz podpisywał książki po nowozelandzkim wykładzie, albo gdzie indziej w Wellington w ten sam weekend. Nie chciałbym wsiąść w samolot, a potem dowiedzieć się, że przegapiłem szansę na autograf w Arty Bees Books...
A twoje antyspamowe urządzenie kazało mi wpisać
"$2-mil manistee".
Pomyślałaem, że powinieneś o tym wiedzieć.
Mike


Myślę, że będzie jedno czy dwa spotkania z autografami, ale w ramach festiwalu (bilety na główną imprezę są na http://www.nzfestival.nzpost.co.nz/writers-and-readers/town-hall-talk-neil-gaiman (Zazwyczaj podpisuję po spotkaniach). Mam zamiar wybrać się na koncert Amandy i prawdopodobnie po występie będę podpisywał, żeby dotrzymać jej towarzystwa.

Cześć Neil! Czy będziesz podpisywał książki na UCLA 4 lutego 2010? A jeśli tak, to przed czy po dyskusji? A może będziemy mogli kupić książki z autografem?

Nie sądzę, żeby po dyskusjach na UCSB czy UCLA miały być jakieś autografy. Poproszono mnie o podpisanie wkładek, które zostaną wklejone do książek (i o podpisanie samych książek), więc jakieś na pewno będą dostępne.

Cześć Neil,
Nie wiem, czy ktoś już Ci to pokazywał, ale na końcu artykułu w The Writer's and Artist's Year Book jest napisane, że Twoje filmy, "Beowulf" i "Gwiezdny pył", zostały wydane w 1987!
Ups!
Pozdrawiam,
Mark


Tak. A także znakomity Chris Riddell został w tekście Paulem Riddell. No cóż. Zdarzają się tajemnicze pomyłki.
...
Na koniec wieści od Beth z Black Phoenix Alchemy Labs:

Czy mógłbyś wspomnieć o najnowszych Wampirzych zestawach i koszulkach? Chciałabym, żeby świąteczne pieniądze poszły na jakiś szlachetny cel, a zbliża się ostateczna data zbierania zamówień, które możemy zrealizować przed Bożym Narodzeniem. Zestawy zawierające perfumy oraz zestaw kart tarota można znaleźć na:
http://www.blackphoenixalchemylab.com/vampiretarot.html

A koszulki:
http://www.blackphoenixtradingpost.com/vampiretarot-bptp.html

Medalion z serii Śnieg, Szkło i Jabłka jest tutaj:
http://www.blackphoenixtradingpost.com/neilgaiman.html

Zostało nam jeszcze kilka zestawów Ptaka Słońca:
http://www.blackphoenixalchemylab.com/sunbird.html

Z radością je tu zareklamuję. Świetnie nadają się na prezenty. Zapach "Ptak Słońca" jest niesamowity, w zestawie jest książeczka i zostało już tylko kilka sztuk. Zyski ze sprzedaży perfum i koszulek zostaną przekazane CBLDF. Te ze sprzedaży medalionów - na badania nad Alzheimerem.

piątek, 31 lipca 2009

Piątkowy wieczór i cicho wszędzie

Neil napisał w piątek 31 lipca 2009 o 19:58

Zobaczmy:

Jest dość cicho. Maddy, Holly i ich mama pojechały na kilka tygodni do Wielkiej Brytanii, Amanda w Bostonie przygotowuje się do wyprawy do Rosji, a ja w domu, całkiem sam, jeśli nie liczyć wielkiego, białego psa, pracuję do późna i próbuję skończyć różne rzeczy przed wyjazdem na Worldcon.

Właśnie zajrzałem na Amazon, żeby kupić „Koralinę” na DVD (niestety, wytwórnie są bardzo skąpe w tego typu sprawach – dostałem jedno i wygląda, że to by było na tyle) i zauważyłem, że na ich blogu jest fantastyczny artykuł o Henrym Selicku, szczery i zabawny. Jest na http://www.armchaircommentary.com/2009/07/coraline-director-henry-selick-on-his-latest-film.html

Jest tam pełno ciekawostek i opowieści z punktu widzenia twórcy , w tym ta, przy której się uśmiechnąłem:

Zawsze wyobrażałem sobie Neila Gaimana jako kota z „Koraliny”. Jest bardzo mądry, ma szydercze poczucie humoru, i patrzy na innych z góry dokładnie jak kot. Ma świetny głos i na początku rozważałem go jako kandydata do podłożenia głosu kota. Przy przenoszeniu opowieści do USA zdecydowałem, że potrzebna jest większa różnorodność etniczna wśród bohaterów, co doprowadziło mnie do fantastycznego Keitha Davida. Wybacz, Neil.
(Jestem kotem na audiobooku. To mi wystarcza.)

Chciałbym zacząć hodować pszczoły, ale musiałbym je trzymać w ogródku ojca, który uważa, że to będzie śmierdziało. Mój dziadek mówi, że ul wcale nie ma zapachu (jego ojciec hodował pszczoły). Czy jako osoba, która obecnie się tym zajmuje, mógłbyś powiedzieć, czy pszczoły/ule brzydko pachną?

Zdrowe ule pachną zazwyczaj jak miód, kiedy się je otwiera: to ciężki, głęboki, słodki zapach. (Kiedy nie są otwarte w ogóle nie pachną.)

Jedyny przypadek, kiedy ul będzie brzydko pachniał to chory, lub martwy rój. Zupełnie jak z ludźmi.

Rzuciłam okiem na zdjęcia plastrów w szklanym kloszu. Wygląda, że będzie potrzebny otwór wentylacyjny na szczycie...
Nie zauważyłam takiego na Twoich zdjęciach, nie czytałam też o tym, żeby rozdająca autografy ręka była poraniona odłamkami szkła.
Pozdrawiam,
Renate

Nie wydaje mi się, żeby był potrzebny. Pszczoły dostają się do środka dołem (w drewnie na którym stoi klosz jest przerwa) i wylatują w ten sam sposób.

Neil, wydaje mi się, że paski podstawy ze „szklanego klosza” z oryginalnego zdjęcia zostały przyklejone PROSTOPADLE co ściany. Przyklej brzeg każdego kawałka do wnętrza klosza.

Może to nie zrobi żadnej różnicy (IANABK), po prostu zauważyłem różnicę między Twoim kloszem, a tym, który Cię zainspirował.
...Eric

Tak. Wiem. Zobaczymy, co zrobią. Zakładam, że fragmenty podstawy mają zapewnić im nieco wosku i wskazać, gdzie zacząć. Ale skoro jest to dziki rój, to i tak zrobią co będą chciały, jak to pszczoły. Choć tak naprawdę to było ze względu na wygodę przyklejania. Ale jeśli po powrocie z Worldconu w Montrealu nic się nie stanie, spróbuję w drugą stronę. Cokolwiek się stanie, zamieszczę zdjęcia.

Ponadto, żeby ochronić klosz przed światłem, wiatrem i ukradnięciem przez leśne trolle, postawiłem na nim skrzynkę (tzw. ul właściwy) taką, jak na tym zdjęciu.

Witam, Panie Gaiman, pisał Pan, że jeśli „zapłaciliśmy z góry za "Nigdziebądź" w teraz-o-ile-mi-wiadomo-zupełnie-niedziałającym Hill House” to „powinniśmy już dostać od Harpera e-mail z potwierdzeniem”. Ja zapłaciłem, ale e-maila nie dostałem. Jestem pewien, że inni tez nie. Czy mógłby Pan napisać, jak możemy się z nimi skontaktować? Nic nie wiedziałem, dopóki pan o tym nie napisał, a z pewnością nikt nie chciałby tego przegapić. Dziękuję bardzo za to, że powstała ta książka i proszę dalej pomagać, abyśmy w końcu ją dostali. Raz jeszcze dziękuję.

Być może są osoby, którego takiego e-maila nie dostały (wiem, że niektóre adresy z listy Hill House były od dawna nieważne). Jeżeli opłaciliście limitowane wydanie „Nigdziebądź” (a niektórzy mogli to zrobić nawet w listopadzie 2003 roku) i chcecie mieć pewność, że znajdziecie się na liście, napiszcie do Jennifer.Brehl@HarperCollins.com. Jennifer jest moją redaktorką w William Morrow, i zarazem osobą, która to wszystko organizuje. Bądźcie dla niej mili, jest pracowitą, pełnoetatową redaktorką, która podjęła się tego dodatkowego zadania i pomaga spłacić karmiczny dług zaciągnięty przez Hill House. Jeżeli nie odpisze od razu, na pewno zrobi to wkrótce.

Cieszę się, że ci, którzy zapłacili za wydanie „Nigdziebądź” z Hill House w końcu dostaną książkę. Piszę żeby zapytać, co z księgarniami, które przyjmowały zamówienia na ich książki. Jak rozumiem, zapłaciły HH tak samo jak indywidualni kupujący, ale księgarnia, gdzie ja zamawiałem (shocklines.com) nie wiedziała nic na temat wydania Harper Collins. Już zwrócono mi pieniądze za zamówienie, ale naprawdę mi przykro z powodu księgarni, które straciły pieniądze. Dzięki za wszystko, co robisz.

Ktokolwiek opłacił książkę, indywidualny kupujący, czy księgarnia – powinien napisać do Jennifer. Ona da Wam znać co się dzieje (zakładam, że po prostu wszyscy dostaną swoje książki, tak jak indywidualni klienci).
...

Kilka drobiazgów: w tej chwili wciąż nie jestem pewien jak ustalić na tym blogu proporcję pomiędzy tematami osobistymi i nieosobistymi. Dla ciekawskich: urocza Panna Palmer opowiada o naszym związku w The Skinny.

Napisane przez mnie opowieści o Batmanie, zebrane pod wspólnym tytułem WHATEVER HAPPENED TO THE CAPED CRUSADER („Co stało się z mścicielem w pelerynie”) zostały dziś zrecenzowane w „The New York Times”, obok komiksów Darwyna Cooke’a i Davida Mazzuchelliego. A to, że mogę o tym tak niefrasobliwie wspominać, pokazuje najlepiej jak daleko komiksy zaszły w ciągu ostatnich dwudziestu lat.

Miesiąc temu odbyłem z Christiną Amoroso z „Entertainment Weekly” długą rozmowę na temat Wampirów w kulturze popularnej, od Wampira Varneya do czasów współczesnych. Jakoś udało jej się zrobić z niej wywiad na 400 słów, jest na http://shelf-life.ew.com/2009/07/31/neil-gaiman-why-vampires-should-go-back-underground/

(I proszę zauważyć, że wcale nie twierdzę, że wampiry to coś złego, wręcz przeciwnie. Po prostu w świecie, gdzie tuzin osób natychmiast pisze do mnie na twitterze, że nie mam racji, bo wszyscy piszą opowiadania o Wampirach i gdzie Wampiry są wszędzie, sezon na wampiry właśnie dobiega końca). Z Wampirami nie należy przesadzać: powinny być przyprawą, a nie grupą pokarmową.

I na koniec: wygląda, że limitowana edycja zapachu Ptak Słońca z książeczką (z Black Phoenix Alchemy Lab) już się sprzedaje, ale jeszcze kilka egzemplarzy zostało, więc pomyślałem, że podam link. Pachnie jak pustynia i drewno na opał i przeprawy i rodzynki, tak ciepło, jak „Śnieg, szkło i jabłka” były zimne. Jak wszystkie zapachy BPAL inspirowane moimi rzeczami – dochód idzie na rzecz CBLDF.

Edycja, żeby dodać: Właśnie zauważyłem, że na stronie CBLDF jest kilka zestawów „imp”, których nie sprzedaje nawet BPAL – to dla tych, co chcą wypróbować zapachy. Zestaw z Amerykańskich bogów/chłopaków Anansiego oraz zestaw Księga Cmentarna.

środa, 15 lipca 2009

Post o dniu ojca i niewidzialnym samolocie

Neil napisał w niedzielę 21 czerwca 2009 o 11:44

Dwoje moich dzieci dorosło i się wyprowadziło, w domu zostało jeszcze jedno (na zdjęciu Kyle’a Cassidy’ego powyżej pilotuje swój niewidzialny samolot). Jest Dzień Ojca i wydaje się to najlepszą okazją, aby wspomnieć jak wielką przyjemność sprawia mi bycie ojcem i jak bardzo sobie to cenię. Bycie ojcem nauczyło mnie więcej, niż jakiekolwiek inne zajęcie, jakakolwiek książka, wszystkie studia, ktokolwiek z kim rozmawiałem. Dobrze jest być ojcem, jeśli to lubisz - a ja lubię. W tym miejscu dziękuję Mike’owi i Holly i Mads za to, że tyle mnie nauczyli. I za to, że są mądrzy i kochający i zabawni.

Wczoraj wieczorem Maddy powiedziała mi, że ma Coś Zaplanowane na dzisiaj. Nie wiem co to takiego. Ona i jej koleżanki jeszcze nie wstały po nocowaniu. Wczoraj wykorzystałem je do przetestowania nowych zapachów, które przysłała mi Beth z BPAL. Ubiegłoroczny zapach „Snow Glass Apples” i towarzysząca mu książeczka wydana na Comic-con były ogromnym sukcesem, zarówno sam zapach, jak i okolicznościowa akcja na rzecz BCLDF (to link do strony CBLDF, gdzie zostało jeszcze kilka ostatnich egzemplarzy/flakoników na świecie). Tegoroczny zapach jest niezwykły. Zapomniałem, że to miała być tajemnica i z radością wyciągnąłem kota z worka na twitterze, ale tutaj będę bardziej powściągliwy i zdradzę tylko, że zapach jest związany z opowiadaniem z „Rzeczy ulotnych” i „M jak Magia”, w których chodzi o jedzenie różnych rzeczy.

(Beth, Bogini BPAL, przysłała mi trzy różne wersje rzeczonego zapachu i pozwoliła mi wybrać. Wybrałem wersję z Rodzynkami i Dymem, ale bez Piwa. Z jakiegoś powodu Piwo sprawiało, że całość na skórze pachniała kokosem. Moim zdaniem wszystko, co robi Beth to magia i alchemia.)

Na CBC, w programie Definitely Not the Opera, [“Zdecydowanie nie opera”] wspaniała Sook-Yin Lee przeprowadziła ze mną wywiad na temat bycia ojcem i bycia synem, który teraz umieszczono w specjalnych wydaniu na Dzień Ojca. (To naprawdę dobry wywiad, większość stanowią pytania, których mi dotąd w wywiadach nie zadawano. Zaczyna się w okolicach 55. minuty i zignorujcie, proszę, dziwny montaż na początku, gdzie mówię, że mój mały synek i ja byliśmy świeżo po ślubie.) Plik mp3 jest pod adresem http://podcast.cbc.ca/mp3/dnto_20090620_17235.mp3


Ten pisarz zrobił listę “Pięciu rzeczy które powinni zrobić inni ludzie”.
http://www.omnivoracious.com/2009/06/leave-an-idea-take-an-idea-five-things-someone-else-should-totally-do.html

(Wybacz dziwny link). Jest wśród nich punkt “Mnóstwo pomysłów”, wykorzystać nadmiar pomysłów Madoca z “Kaliope” i napisać opowiadania nimi inspirowane. Czy rozważałeś kiedyś wydanie pozwolenia na taką antologię?

Pisarz, o którym mowa to niezwykle błyskotliwy China Mieville, który jest mądry, dużo tworzy i w ogóle jest miłym facetem.

I nie, nie sądzę, żebym mógł oficjalnie zezwolić na coś takiego (jako że Sandman jest własnością DC Comics.) Jednak jeśli ktoś zdecydowałby się zrobić coś takiego, w sieci czy na papierze – byłbym zachwycony.

Witaj ponownie
Oglądam sobie moją nową, dopiero-co-dostarczoną-z-Amazonu książkę “Crazy Hair” (śliczne ilustracje, urocze rymowanki) i nagle coś wydało mi się trochę dziwne. Zmieniłeś drugi wers? Pamiętam, że czytałeś to trzy lata temu i pamiętam coś w rodzaju “ja mam trzydzieści lat, Bonnie trzy”.
Teraz widzę, że jest “Stoimy w ciszy” czy jakoś podobnie.
Tak z ciekawości, czy mam rację? I dlaczego to zmieniłeś?
ET

Zmieniłem to, bo kiedy ilustracje Dave’a były gotowe (a przygotowanie “Crazy Hair” zajęło mu kilka lat), Bonnie nie wyglądała wcale na trzylatkę. Ani trochę. I wydawało się, że szybciej i prościej będzie zmienić jeden wers, niż prosić Dave’a o poprawianie każdej strony.

Cześć Neil,
“Rodzime smoki Wysp Brytyjskich”
Termin “Wyspy Brytyjskie” jest nieco drażliwy.
Jestem Twoim fanem z Irlandii. Termin Wyspy Brytyjskie sugeruje, że Irlandia jest częścią Wysp. Nie jesteśmy już częścią Wielkiej Brytanii, a do momentu przybycia wikingów, o czym wspomniałeś, także nie byliśmy. Wiem, że może Ci się to wydawać niemądre, ale ten zwrot dla wielu osób tutaj tylko drażni stare rany. I wiem, że nie było to celowe, więc chciałem wyjaśnić na przyszłość.
Declan

No tak. Udało mi się urazić kogoś, podczas gdy próbowałem tylko wymyślić jak napisać o miejscach, gdzie znaczki były sprzedawane. Jeżeli stanowi to jakieś pocieszenie, pisząc to zdanie nie miałem na myśli Irlandii. (a przed chwilą przeczytałem fascynującą dyskusję na stronie Wikipedii.)

Cześć Neil,
Być może zechcesz przekazać swoim czytelnikom, że poza zestawem znaczków można także kupić pocztówki z tymi samymi wzorami, co znaczki. Co doskonale zapełni lukę, którą powinny zajmować naklejki na zderzak z Neilem Gaimanem. (poważnie, powiedz proszę ludziom z Neverwear, żeby rzucili jakieś naklejki – te z ilustracjami do “Jak rozmawiać z dziewczynami na prywatkach” albo z małym Sandmanem byłyby idealne... Gdybym był bardziej kreatywny, zrobiłbym czarno-białą naklejkę z sylwetkami Nieskończonych, ale niestety – brak mi zdolności.)
A tak na marginesie - znaczki i pocztówki właśnie bez problemu zamówiłem z USA.
Dzięki za opowieści!

Zajmę się tym. Wszystkie propozycje dotyczące Neverwear proszę kierować do Kitty, poprzez jej blog: http://kittysneverwear.blogspot.com/

Hej Neil,
Tu młody, zbłąkany pisarz.
Mam pytanie dotyczące bohaterów. Większość pisarzy, których szanuję tworzy wewnątrz wyobraźni autonomicznych bohaterów. Ten proces jak na razie wydaje się szalony i wspaniały zarazem.
Czuję, że bohaterowie są największą wadą moich opowiadań. Chcę, żeby zdawali się prawdziwi i niezależni od moich kaprysów, zamiast być tylko mechanizmem opowiadania.
Jeśli masz czas, by udzielić jakiejś porady, będę niezwykle wdzięczny. Wystarczy jedna czy dwie oświecające złote myśli.
Dziękuję również za tak wiele wspaniałych opowieści. Ich czytanie to najczystsza przyjemność.
Z pozdrowieniami,
Dan Kelly

Kiedy byłem młodym pisarzem wymyślałem historie, a potem umieszczałem w nich bohaterów. A każdy z nich sprawiał wrażenie, używając słów Thurbera, “zaledwie narzędziem”.

Myślę, że przełom nadszedł, kiedy zacząłem pisać komiksy – ponieważ w nie wierzyłem. Bo czasami używałem bohaterów, których nie wymyśliłem sam, ale na których mi zależało. I w ciągu kilku lat odkryłem, że jeśli wystarczająco mocno zależało mi na postaci – działo się z nią coś interesującego.

Nie jestem pewien, czy ta myśl jest wystarczająco złota, ale ważne żeby dbać o bohaterów, o to kim są i co robią. I (przynajmniej dla mnie) żeby były to osoby, z którymi chciałbym spędzić trochę czasu – nie jest naprawdę istotne po czyjej są stronie. Mogą być potworni na zewnątrz, albo, co gorsza, wewnątrz, ale mimo tego musisz chcieć spędzić z nimi trochę czasu. Jeśli spotkałbyś jednego z tych bohaterów w sytuacji towarzyskiej – chciałbyś z nim porozmawiać, czy tylko znaleźć wymówkę, żeby się oddalić?

(Jako przypis mogę dodać, że moim zdaniem pomogły te lata, kiedy jako dziennikarz przeprowadzałem wywiady. Nauczyłem się sporo na temat różnych stylów mówienia, sposobów opisywania ludzi i jak pozwolić, by ich własne słowa ich opisywały. Ale co najważniejsze, nauczyłem się, że jeżeli będziesz rzeczywiście zainteresowany, a nie tylko udawać zainteresowanie, ludzie powiedzą ci wszystko, a tobie sprawi przyjemność ich towarzystwo. Czyli moja rada dla młodych pisarzy to: rozmawiajcie z ludźmi, zwłaszcza z tymi, których zwykle byście omijali. Odkryjcie ich historię. Wymyślcie, jak można umieścić ich w opowiadaniu, albo jak opisać ich używając tylko kilku słów.

Witam Panie Gaiman,
Moje pytanie, czy raczej prośba o sugestię, to jak właściwie wykorzystać osobistą tragedię do pisania. Z powodów, które nie sposób wytłumaczyć, odszedł ktoś kto był dla mnie niemożliwie ważny, i bezustannie próbuję wykorzystać to jako natchnienie, ale efekt jest wręcz odwrotny.
Mam tyle wolnego czasu, że każdy pisarz może mi zazdrościć, ale nie spędzam go produktywnie, a bardzo chcę.
A więc raz jeszcze, mądre rady będą bardzo mile widziane. A jeżeli nie – rozumiem, że ma Pan napięty terminarz.
Tak czy inaczej dziękuję.

Nie sadzę, żeby niedawna tragedia była dobrym źródłem dla twórcy. Może być, ale najczęściej jest to zbyt świeże, bolesne i nie zdążyło się z tym jeszcze uporać. Czasami sztuka bywa doskonałą ucieczką od tego, co nie do zniesienia i dobrym miejscem do ukrycia się, gdy nie jest dobrze. Ale nie znaczy to, że trzeba pisać wprost o tej tragedii. Czasem trzeba pozwolić, by minęło trochę czasu i pozwolić, by bolesna rzecz pokryło się kilkoma warstwami, żeby potem można było sięgnąć po nią jak po perłę i zrobić z niej dzieło sztuki.

Kiedy zmarł mój ojciec, na pokładzie samolotu, w drodze powrotnej z pogrzebu w Anglii, wciąż w szoku, wyciągnąłem notatnik i napisałem scenariusz. Miejsce, gdzie siedział scenariusz było dobrym miejscem, i zapadłem tam tak głęboko i doszczętnie, że kiedy wylądowaliśmy Maddy musiała mi zwrócić uwagę, że teraz muszę wysiąść z samolotu. (Mówi, że podniosłem wzrok, spojrzałem na nią zmieszany i powiedziałem „Ale chce się dowiedzieć co będzie dalej.”) Znalazłem się tak i zrobiłem to, żeby wziąć się w garść. A kiedy kilka tygodni później wyjąłem notatnik, żeby przepisać to na komputerze, byłem zdziwiony, że w ciągu tej sześciogodzinnej podróży napisałem praktycznie cały scenariusz.

A więc moja sugestia brzmi przestań próbować to wykorzystać i zrób coś innego. (Wiem, że kiedy napisać w ten sposób, brzmi to prosto. „Doktorze. Boli kiedy robię tak. Co mam zrobić?” „Nie rób tak”. Ale wiesz co mam na myśli.)


No dobrze. Dziewczynki kręcą się na górze. Zrobię im naleśniki z plasterkami truskawek. *


*Kiedy zostanę królem uczynię sztuczne hodowane poza sezonem truskawki zakazanymi. One nie smakują jak truskawki. Co roku w czerwcu muszę przypominać sobie, że tak naprawdę je lubię i że ogrzane promieniami słońca truskawki świeżo zerwane w pełni sezonu to jedna z rozkoszy tego świata. Nie lubię tych wielkich, ledwo truskawkowych owoców, które są dostępne przez cały rok i nazywają je truskawkami.

niedziela, 20 lipca 2008

Ostatnia notka na jakiś czas

Neil napisał w niedzielę 20 lipca 2008 o 01:54

Jestem na Clarion. Które jest w San Diego, okołu dziesięciu mil od miejsca gdzie odbędzie się Comic-con. Nie planuje pojawić się na Comic-con, mam wystarczająco dużo zajęć tutaj. Nie będę też pisał na blogu – chcę poświęcić całą uwagę prowadzeniu zajęć. Jeszcze nigdy tego nie robiłem.

Ale Charles Brownstein z Comic Book Legal Defense Fund poprosił mnie żebym dał znać o kilku rzeczach:

1) Black Phoenix Alchemy Lab wypuszcza limitowaną serię niesamowitego zapachu "Snow, Glass, Apples". Pachnie jak zielone jabłka, seks i wampiry jednocześnie. (Właściwie to pachnie jak seksowne wampirze jabłka.) Wychodzi w limitowanej serii z książeczką ilustrowaną przez Julie Dillon. Będzie kilka z autografem i kilka bez. Darowizna w zamian za niepodpisaną wynosi $50. Jak sami mówią:

Długo oczekiwane perfumy “Snow, Glass, Apples” zadebiutują podczas San Diego Comic-Con! Zestaw SGA zawiera książeczkę z opowiadaniem Neila Gaimana pięknie ilustrowaną przez Julie Dillon oraz 5ml buteleczkę perfum zainspirowanych opowieścią. Takich zestawów jest jedynie 1000. 250 będzie na sprzedaż na rzecz CBLDF na Comic Con 2008, sprzedaż pozostałych rozpocznie się 30 lipca 2008 na stronie Black Phoenix Alchemy Lab i potrwa do wyczerpania zapasu. Wszystkie wpływy z tego projektu zostaną przekazane Comic Book Legal Defense Fund!




(Chciałem tylko dodać, że Beth z Black Phoenix okazała się zagorzałą stronniczką CBLDF i wspaniale się z nią przy tym współpracowało.)


2) Pamiętacie, że podpisałem dla funduszu sto koszulek? (gęstą farbą do tkanin.) Część z nich będzie wystawiona na sprzedaż w San Diego. Prawdopodobnie po $50 za sztukę, kilka rzadszych może kosztować więcej.

3) no i w sobotę wieczorem będzie aukcja. Jak pisze Charles w liście:

W naszej sobotniej aukcji zaprezentujemy kilka niesamowitych przedmiotów. Najfajniejsze będą ‘Endless Reflections’ Ryana Graffa na cześć 20-lecia “Sandmana”. Osoby poważnie zainteresowane licytacją zapraszamy do stoiska CBLDF (1831) aby dowiedzieć się więcej na temat tej książki, prawdopodobnie najrzadszej spośród związanych z “Sandmanem”. Pośród innych fajnych rzeczy będą min:
1) Dave Sim, Neil Gaiman, "Lithograph 1: Neil Gaiman," z autografem Sima, kolaż i retusz Gaimana (reprodukcje/oryginał)
2) Neil Gaiman, “Niebezpieczny Alfabet” #260/400 (reprodukcje)
3) Neil Gaiman, “Morderstwa i Tajemnice” twarda oprawa, #122/250 (ilustracje książkowe)
4) Neil Gaiman, The Sky At Night broadsheet #1/5 (reprodukcje)
5) bilet na premierę “Gwiezdnego pyłu” z autografem Neila Gaimana
6) Cerebus #147, zawierający 24-Godzinny Komiks Neila Gaimana, z autografem i szkicem Sima (komiks)

Pełna lista jest wspaniała i znajdują się na niej prace min by Jacka Kirby’ego, Jeffa Smitha, Matta Wagnera i wielu innych. Pełna lista jest dostępna tutaj:
http://www.cbldf.org/pr/archives/000365.shtml

Aukcja ropocznie się w sobotę o 19:00 w Sali 2 centrum konwentowego.


“The Lithograph #1” jest trzecią z kolei i drugą, która została wystawiona na sprzedaż. (Poprzednia zaginęła w drodze z mojego domu do CBLDF i pomimo ubezpieczenia na $1000 poczta odmawia wypłacenia odszkodowania. Ech.)

W każdym razie, wziąłem swój oryginalny, wielokrotny portret zrobiony przez Dave’a, pomalowałem, zaatakowałem nożem i poprzyklejałem do niego rozmaite elementy. Jest jedyny w swoim rodzaju...

Cześć Neil!
Bardzo podobała mi się opowieść i zdjęcia wszystkich podpisanych czarnych koszulek i Twojej pierwszej czarnej koszulki. Ale jest coś, co wciąż mnie trapi i dopiero co udało mi się ubrać to w słowa.
Mój mózg nie radzi sobie z pojęciem posiadania przez Ciebie *pierwszej* czarnej koszulki, tak samo jak nie jest w stanie zrozumieć idei Wielkiego Wybuchu. Co było przedtem?
Mili


Szary. Ale się nie sprawdził, bo odkryłem, że istnieją brązowe szarości, niebieskie szarości, zielone szarości i nie wszystkie do siebie pasują i jeżeli chcesz ubieraćsię na szaro musisz na tym popracować. Z czarnym jest o wiele prościej...

Do kogo muszę się zgłosić w sprawie zorganizowania spotkania w księgarni w Anglii? W jak małym miejscu zgodziłbyś się pojawić?

Musisz skontaktować się z wydawcą. W przypadku „Księgi cmentarnej” z Bloomsbury. A ja jestem tam, gdzie mnie wysyłają, ale staramy się wybierać księgarnie na tyle duże, by mogły pomieścić wszystkich chętnych do udziału w spotkaniu czy podpisywaniu, żeby nikt nie musiał stać na zewnątrz na deszczu.

środa, 31 października 2007

Noc przed Halloween

Neil napisał we wtorek 30 października 2007 o 21:36

Pilna wiadomość od Dave'a McKeana, który obecnie pracuje nad niskobudżetowym filmem "Luna"

Pilnie potrzebuję dwóch białych papierowych krabów (origami) do sceny z "Luny", podobnych do tego:
http://db.origami.com/displayphoto.asp?ModelID=2244
jeśli ktoś byłby skłonny je zrobić i od razu wysłać do mnie do Zjednoczonego Królestwa, mogę mu zapłacić niewielką sumkę za poświęcony czas (a może podpisany rysunek albo książka?), umieścić go w napisach końcowych i dać mu numer konta Fedex do usług kurierskich.

Jeśli jesteście mistrzami origami, wejdźcie na stronę FAQ (a wiem, że gdzieś tam tacy są, ponieważ na podpisywaniach dostaję zadziwiające rzeczy) i dajcie mi znać, a ja skontaktuję was z Dave'm. Który prawdopodobnie będzie wkrótce tonął w papierowych krabach.

Wybrałem się dziś do Hair Police i spotkałem Wendy, która zamieniła w całkiem przyzwoitą fryzurę dziwaczną skołtunioną szopę, w którą ostatnio przerodziły się moje włosy. Stamtąd do Dreamhaven, gdzie podpisałem mnóstwo różności dla Elizabeth i dla strony http://www.neilgaiman.net/, łącznie z jakąś połową tony Absolute Sandmanów cz. II. W drodze do domu zadzwonił do mnie Roger Avary i powiedział, że po paru latach znów otwiera swoją stronę-- http://www.avary.com/.

Później na wywiadówkę do szkoły Maddy. Świetnie sobie radzi, a jej karta ocen robi wrażenie- na co po raz pierwszy naprawdę musiała zapracować, ponieważ była ze mną w Zjednoczonym Kólestwie na premierze "Gwiezdnego pyłu" i straciła tydzień ze szkoły.
(Jedzie ze mną do LA na premierę "Beowulfa", ale straci przez to tylko jeden dzień szkolny.)

A później do domu. Otworzyłem egzemplarz Bust, który zwinąłem z DreamHaven (oficjalnie dostaję go dla mojej asystentki Lorraine, ale zawsze najpierw go czytam-- coś tak jak wtedy, gdy jako chłopiec zabierałem dla mojej siostry egzemplarze Bunty) i już po chwili gapiłem się na niespodziewane ogłoszenie zapachów "Dobry Omen" i "Gwiezdny pył" od BPAL. Co przypomniało mi, że miałem złożyć gratulacje niesamowitej Beth, która jest mózgiem (i nosem) BPAL-- oraz kobietą, która zebrała w tym roku ogromną sumę pieniędzy dla CBLDF-- z okazji ślubu.

(A jeśli ostatnio nie zaglądaliście na stronę CBLDF-- http://www.cbldf.org/-- w poniedziałek odbędzie się proces Gordona Lee. Nareszcie. Po trzech latach, dwóch zupełnie żnych zestawach "faktów" i jak do tej pory $80 000 kary za coś, co przede wszystkim nie powinno być sprawą policji... (cała historia na http://www.cbldf.org/articles/archives/000318.shtml)

Mnóstwo, mnóstwo i jeszcze raz mnóstwo e-maili od ludzi, którzy informują mnie, że w całej Ameryce można znaleźć Marmite, zwykle obok artykułów do pieczenia (zapewne z powodu słowa "drożdże") Nie sądzę, bym przez parę następnych lat potrzebował Marmite, ale dzięki wszystkim za informację.

(pytanie zadane po raz pierwszy!)

Właśnie dostałem wiadomość od przyjaciela, który wydaje się być głęboko poirytowany. Spotkał znanego pisarza brytyjskiego, gdy ten zbierał materiały do swojej najnowszej książki. Pisarz ten wykorzystał w książce anegdotkę mojego przyjaciela jako jeden z głównych chwytów literackich, jednakże nie zapytał go o pozwolenie ani nie podziękował w żaden sposób.

Czy kiedykolwiek zdarzyło Ci się coś takiego (oczywiście w drugą stronę)? Myślę, że w Twoim umyśle kłębi się mnóstwo historii, które ktoś kiedyś Ci opowiedział, i mógłbyś nawet nie zdać sobie sprawy, że poznałeś je od kogoś innego. Gdybyś wykorzystywał czyjeś opowiadanie, czy skontaktowałbyś się z taką osobą?

Stosunkowo mocno staram się wspominać o osobach, które pomogły (zerkinij na bardzo długą listę nazwisk na końcu "Amerykańskich bogów"), ale trudno mi uznać winę wspomnianego pisarza. Pisarze to chomiki. Jeśli opowiesz nam anegdotę- o ile nie poprzedzisz tego słowami "Zaraz opowiem ci zabawną i/lub interesującą anegdotkę. W przypadku, gdybyś w bliższej lub dalszej przyszłości zechciał wykorzystać ją w książce, będziesz potrzebował skontaktować się ze mną, by otrzymać pozwolenie, lub przynajmniej wspomnieć moje nazwisko. Teraz opowiem ci anegdotę, a później podam moje szczegółowe dane osobowe w takiej formie, byś ich nie zgubił"-- to gramy fair play. Myślę, że podchodzimy do tego tak- nie mówię za nas wszystkich, ale za stosunkowo wielu- że jeśli twój przjaciel sądził, że jego anegdota nadawałaby się na książkę, to powinien ją sam napisać.

Nie znam nazwisk osób, które zabrały mnie do kanałów czy opuszczonych podziemnych tuneli, gdy pisałem "Nigdziebądź", ale ich anegdoty z pewnością przyczyniły się do powstania książki. Nie podałem też nazwiska podejrzanego finansowo agenta, którego interesujące podejście do płacenia honorarium autorskiego było inspiracją dla postaci i zachowania Grahama Coatsa w "Chłopcach Anansiego" (prawdopodobnie mądre posunięcie). I, tak jak mówisz, bardzo często wie się, że ktoś powiedział ci, że Szalony Król Ludwig Bawarski uniknął małżeństwa załatwiając sobie zwolnienie lekarskie, lecz kiedy i kto to był zdążyło już rozłożyć się na gęstą papkę w kupce kompostu na tyłach twojego umysłu. Wciąż pozostał sam kształt i wiesz, że puentą było "Dwie kawy i lody w polewie czekoladowej", lecz jak dostało się to do twojej głowy wciąż pozostaje tajemnicą.

(Warto też zauważyć, że Twój przyjaciel mógł się mylić. Czasem dostaję listy od ludzi, w których piszą "Wiesz o tym ode mnie"/"To był mój pomysł". I nadawcy takich listów naprawdę w to wierzą, choć tak nie jest. Odpowiadam im "Tak naprawdę napisałem to cztery lata zanim stworzyłeś swoje opowiadanie" lub "Rozumiem, że uważasz, że wyciągnąłem tę informację z czegoś, co powiedziałeś. Tak naprawdę cała historia była w gazecie pod taką i taką datą, i właśnie stąd ją wziąłem.")

Powiedziawszy to, wciąż głęboko współczuję Twojemu przyjacielowi. Wiele lat temu byłem na spotkaniu, na którym powiedziałem "Zamierzam napisać książkę zatytuowaną X" i nikt nie śmiał się tak długo i tak głośno jak gostek siedzący obok mnie, który jedenaście miesięcy później wydał książkę o tytule, który wspomniałem. Prowadziłem też rozmowę z innym pisarzem, który napomknął, że uktnął przy tworzeniu akcji, a ja powiedziałem "O, to łatwe" i coś zaproponowałem, na dokładkę zaproponowałem tytuł dla książki, a on powiedział "Wiszę ci za to obiad". Jednak gdy książka wyszła, bezskutecznie przeszukałem podziękowania szukając jakiejś wzmianki, obiadu zresztą też nie dostałem. Z drugiej strony odczuwam puszystociepłe uczucia wobec tych, którzy pisząc książkę rzeczywiście podziękowali i użyli podziękowań, by podziękować.

...

Po długim dniu dostałam "Twój" list miłosny, który rozsyłał New York Times. Był dosyć śmieszny i sprawił, że długo się śmiałam. (tym śmieszniejsze były próby wytłumaczenia osobie z którą mieszkam w pokoju, że nie był to prawdziwy list miłosny.) Czy miałeś w ogóle coś wspólnego z pisaniem tych listów? Czy też New York Times napisał je bez pomocy pisarzy? Czy wiesz, czy każdy dostaje ten sam list? To tak z czystej ciekawości, dzięki.

Tak, każdy dostaje taki sam list (i przy okazji, chodzi o UK Times, nie New York). I owszem, napisałem go. (Tak naprawdę to opowiadanie.) Dzień wcześniej ludzie dostali list od Margaret Atwood. Dziś chyba od Leonarda Cohena. Myślę, że wciąż można zapisać się na trzy ostatnie...
http://entertainment.timesonline.co.uk/tol/arts_and_entertainment/books/commercial/article2623706.ece

...

Na koniec- to przywołało na moją twarz ciepły i wesoły uśmiech:
http://papercuts.blogs.nytimes.com/2007/10/30/when-the-wolves-come-out-of-the-walls-its-all-over/