Pokazywanie postów oznaczonych etykietą włosy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą włosy. Pokaż wszystkie posty

środa, 6 czerwca 2012

Historia włosów Neila Gaimana w obrazach

Wywiad dla internetowego magazynu The Nervous Breakdown przeprowadziła Susan Henderson,
29 listopada 2009


Kiedy pomyślałam o zaproszeniu Neila Gaimana do LitParku zastanawiałam się, czego jeszcze o nim nie napisano. Mogłabym oczywiście wybrać jako temat jego twórczość lub fakt, że jest jedynym pisarzem, którego można znaleźć na półce zarówno mojej, jak i mojego męża. Mogłabym napisać coś o tworzonych przez niego postaciach, jak Zgasł i Szczeniak, które wchodzą mi do głowy i zostają w niej jeszcze długo po tym jak ich opowieści dobiegają końca. Ale o Gaimanie takie rzeczy pisze się bez przerwy.



Dlatego zastanowiłam się, na jakie tory schodzi rozmowa, kiedy gadam z kimś na jego temat. To proste. Zazwyczaj nie mówię nikomu jak bardzo silnie i trwale wpływa na mnie jego twórczość. Zazwyczaj mówię o jego włosach.

Neil okazał się w tej kwestii bardzo wyrozumiały. Gotowi?

*

Historia włosów Neila Gaimana w obrazach:


W Sussex, w wieku niecałych dwóch lat. W oczekiwaniu na narodziny mojej siostry. Takie porządne dziecko (choć prawdopodobnie ubrała mnie babcia). Popychało się karuzelę, aż się rozpędziła, a potem się na nią wskakiwało. Albo potykało się i było ciągniętym po ziemi i zdzierało skórę z kolan.


Miałem może ze trzy lata? Na huśtawce w ogrodzie w Purbrok, w Hampshire.



To już Mr, Punch i jego rejony. Dziadek ze strony ojca, ja oraz kuzynka Sara nad morzem w Southsea. Lipiec 1963.



Moja siostra, moja matka, jej matka i ja. Wrzesień 1963.



Kiedy miałem 4 lub 5 lat włosy bardzo mi przeszkadzały, więc wziąłem sprawę w swoje ręce. Znalazłem nożyczki, wlazłem do łóżka i schowałem się pod kołdrę, po czym je obciąłem. Wyszła z tego fryzura, której można spodziewać się po samodzielnym obcinaniu włosów w ciemności, pod kołdrą, przez pięciolatka. Zdjęcie powstało po próbie uratowania sytuacji przez mojego ojca.

Wydaje mi się, że zanim zostałem nastolatkiem włosy nie były dla mnie specjalnie ważne. Między 9 a 13 rokiem życia to było coś, co fryzjer w szkole przycinał mniej więcej raz w miesiącu (z wyjątkiem świąt), a nauczyciele dla podkreślenia wagi swych słów łapali za to miejsce, gdzie kiedyś miały wyrosnąć bokobrody. Jak Newt z Dobrego omenu, jedyne na co mogłem liczyć po wyjściu od fryzjera to że będę miał krótsze włosy. Niejednokrotnie zdarzało się, że przyszczypywano czy zacinano mnie w uszy nożyczkami – do tego stopnia, że zniechęciłem się do fryzjerów. Mój ojciec kupił kiedyś „domowy zestaw do strzyżenia”. Tego złowrogiego plastikowego urządzenia wyglądającego jak grzebień z żyletkami używał do obcinania nam włosów. Założenie było takie, że wystarczy przeciągnąć grzebień przez włosy i w czarodziejski sposób wyjdzie świetna fryzura. W rzeczywistości ostrza boleśnie drapały skórę głowy i ciągnęły, a po zakończeniu operacji wyglądało się, jakby ojciec próbował cię strzyc urządzeniem kupionym z telewizyjnej reklamy.

"brak przyszłości" (w tym krawacie)

Graham, Geoff, Neil i Al. Miałem szesnaście lat. Niedługo po zrobieniu tego zdjęcia Geoff (wówczas perkusista, teraz łowca meteorytów) i ja utleniliśmy włosy. Chcieliśmy wyglądać jak Billy Idol. Jego włosy zrobiły się blond. Moje zrobiły się rude. Po kłótni z ojcem, w której mogły paść zdania w stylu „z takimi włosami nie masz się tu co pokazywać”, pożyczyłem od kuzynki czarną farbę to włosów i następnego ranka z zachwytem odkryłem, że mam czarne włosy z fioletowymi pasemkami, które – jak stwierdziłem – były najfajniejsze na świecie.



Douglas Adams i ja w 1983. Miałem 22 lata, jeszcze paliłem i nosiłem kolorowe ubrania. Douglas gra na gitarze, czekając aż fotograf John Copthorne skończy ustawiać sprzęt. (Douglas gra piosenkę Marvina „How I Hate the Night” [Jakże nienawidzę nocy])



Wydaje mi się, że to zdjęcie zostało zrobione przed narodzinami Maddy w sierpniu 1994. Postanowiłem, że nie będę się golił ani strzygł aż do jej urodzenia. Czy coś takiego. I chyba po raz pierwszy w życiu udało mi się wyhodować dynie.


Moi drodzy,
na pewno rwaliście sobie włosy z głowy zastanawiając się, jak wygląda moja nowa fryzura.
Dlatego załączam zdjęcie. Zrobiłem je w automacie na stacji metra.
Mam nadzieję, że sprawujecie się jak należy i że urosło dużo dyni. Uściski, ucałowania i głaski* - Neil.
* dla kotów. Nie dla ludzi. […]

Pojechałem do Anglii pracować nad Nigdziebądź i spostrzegłem, że wszyscy mają włosy krótsze ode mnie, więc wszedłem do fryzjera na rogu i poprosiłem o strzyżenie. Co też uczynił. 1995, jeśli wierzyć dacie stempla.



Ja i Clive Barker około 1996. Dwóch bardzo strasznych facetów w skórzanych kurtkach. Patrzcie! Jacy straszni jesteśmy! Zdjęcie zrobiła Beth Gwinn. Koszulkę – Jenny  Holzer.




Gaiman w Gaiman, 1998.

*


Neil jest bardzo zapracowany i nie musiał poświęcać swojego czasu na wyszukiwanie i skanowanie dla mnie zdjęć, a jednak to zrobił. A jedyna rzecz, którą koniecznie musicie wiedzieć o Neilu Gaimanie to fakt, iż choć na jego głowie gości przewspaniała bujna fryzura to nawet jeśli straciłby ją jutro, to i tak nic nie straci.

środa, 31 października 2007

Noc przed Halloween

Neil napisał we wtorek 30 października 2007 o 21:36

Pilna wiadomość od Dave'a McKeana, który obecnie pracuje nad niskobudżetowym filmem "Luna"

Pilnie potrzebuję dwóch białych papierowych krabów (origami) do sceny z "Luny", podobnych do tego:
http://db.origami.com/displayphoto.asp?ModelID=2244
jeśli ktoś byłby skłonny je zrobić i od razu wysłać do mnie do Zjednoczonego Królestwa, mogę mu zapłacić niewielką sumkę za poświęcony czas (a może podpisany rysunek albo książka?), umieścić go w napisach końcowych i dać mu numer konta Fedex do usług kurierskich.

Jeśli jesteście mistrzami origami, wejdźcie na stronę FAQ (a wiem, że gdzieś tam tacy są, ponieważ na podpisywaniach dostaję zadziwiające rzeczy) i dajcie mi znać, a ja skontaktuję was z Dave'm. Który prawdopodobnie będzie wkrótce tonął w papierowych krabach.

Wybrałem się dziś do Hair Police i spotkałem Wendy, która zamieniła w całkiem przyzwoitą fryzurę dziwaczną skołtunioną szopę, w którą ostatnio przerodziły się moje włosy. Stamtąd do Dreamhaven, gdzie podpisałem mnóstwo różności dla Elizabeth i dla strony http://www.neilgaiman.net/, łącznie z jakąś połową tony Absolute Sandmanów cz. II. W drodze do domu zadzwonił do mnie Roger Avary i powiedział, że po paru latach znów otwiera swoją stronę-- http://www.avary.com/.

Później na wywiadówkę do szkoły Maddy. Świetnie sobie radzi, a jej karta ocen robi wrażenie- na co po raz pierwszy naprawdę musiała zapracować, ponieważ była ze mną w Zjednoczonym Kólestwie na premierze "Gwiezdnego pyłu" i straciła tydzień ze szkoły.
(Jedzie ze mną do LA na premierę "Beowulfa", ale straci przez to tylko jeden dzień szkolny.)

A później do domu. Otworzyłem egzemplarz Bust, który zwinąłem z DreamHaven (oficjalnie dostaję go dla mojej asystentki Lorraine, ale zawsze najpierw go czytam-- coś tak jak wtedy, gdy jako chłopiec zabierałem dla mojej siostry egzemplarze Bunty) i już po chwili gapiłem się na niespodziewane ogłoszenie zapachów "Dobry Omen" i "Gwiezdny pył" od BPAL. Co przypomniało mi, że miałem złożyć gratulacje niesamowitej Beth, która jest mózgiem (i nosem) BPAL-- oraz kobietą, która zebrała w tym roku ogromną sumę pieniędzy dla CBLDF-- z okazji ślubu.

(A jeśli ostatnio nie zaglądaliście na stronę CBLDF-- http://www.cbldf.org/-- w poniedziałek odbędzie się proces Gordona Lee. Nareszcie. Po trzech latach, dwóch zupełnie żnych zestawach "faktów" i jak do tej pory $80 000 kary za coś, co przede wszystkim nie powinno być sprawą policji... (cała historia na http://www.cbldf.org/articles/archives/000318.shtml)

Mnóstwo, mnóstwo i jeszcze raz mnóstwo e-maili od ludzi, którzy informują mnie, że w całej Ameryce można znaleźć Marmite, zwykle obok artykułów do pieczenia (zapewne z powodu słowa "drożdże") Nie sądzę, bym przez parę następnych lat potrzebował Marmite, ale dzięki wszystkim za informację.

(pytanie zadane po raz pierwszy!)

Właśnie dostałem wiadomość od przyjaciela, który wydaje się być głęboko poirytowany. Spotkał znanego pisarza brytyjskiego, gdy ten zbierał materiały do swojej najnowszej książki. Pisarz ten wykorzystał w książce anegdotkę mojego przyjaciela jako jeden z głównych chwytów literackich, jednakże nie zapytał go o pozwolenie ani nie podziękował w żaden sposób.

Czy kiedykolwiek zdarzyło Ci się coś takiego (oczywiście w drugą stronę)? Myślę, że w Twoim umyśle kłębi się mnóstwo historii, które ktoś kiedyś Ci opowiedział, i mógłbyś nawet nie zdać sobie sprawy, że poznałeś je od kogoś innego. Gdybyś wykorzystywał czyjeś opowiadanie, czy skontaktowałbyś się z taką osobą?

Stosunkowo mocno staram się wspominać o osobach, które pomogły (zerkinij na bardzo długą listę nazwisk na końcu "Amerykańskich bogów"), ale trudno mi uznać winę wspomnianego pisarza. Pisarze to chomiki. Jeśli opowiesz nam anegdotę- o ile nie poprzedzisz tego słowami "Zaraz opowiem ci zabawną i/lub interesującą anegdotkę. W przypadku, gdybyś w bliższej lub dalszej przyszłości zechciał wykorzystać ją w książce, będziesz potrzebował skontaktować się ze mną, by otrzymać pozwolenie, lub przynajmniej wspomnieć moje nazwisko. Teraz opowiem ci anegdotę, a później podam moje szczegółowe dane osobowe w takiej formie, byś ich nie zgubił"-- to gramy fair play. Myślę, że podchodzimy do tego tak- nie mówię za nas wszystkich, ale za stosunkowo wielu- że jeśli twój przjaciel sądził, że jego anegdota nadawałaby się na książkę, to powinien ją sam napisać.

Nie znam nazwisk osób, które zabrały mnie do kanałów czy opuszczonych podziemnych tuneli, gdy pisałem "Nigdziebądź", ale ich anegdoty z pewnością przyczyniły się do powstania książki. Nie podałem też nazwiska podejrzanego finansowo agenta, którego interesujące podejście do płacenia honorarium autorskiego było inspiracją dla postaci i zachowania Grahama Coatsa w "Chłopcach Anansiego" (prawdopodobnie mądre posunięcie). I, tak jak mówisz, bardzo często wie się, że ktoś powiedział ci, że Szalony Król Ludwig Bawarski uniknął małżeństwa załatwiając sobie zwolnienie lekarskie, lecz kiedy i kto to był zdążyło już rozłożyć się na gęstą papkę w kupce kompostu na tyłach twojego umysłu. Wciąż pozostał sam kształt i wiesz, że puentą było "Dwie kawy i lody w polewie czekoladowej", lecz jak dostało się to do twojej głowy wciąż pozostaje tajemnicą.

(Warto też zauważyć, że Twój przyjaciel mógł się mylić. Czasem dostaję listy od ludzi, w których piszą "Wiesz o tym ode mnie"/"To był mój pomysł". I nadawcy takich listów naprawdę w to wierzą, choć tak nie jest. Odpowiadam im "Tak naprawdę napisałem to cztery lata zanim stworzyłeś swoje opowiadanie" lub "Rozumiem, że uważasz, że wyciągnąłem tę informację z czegoś, co powiedziałeś. Tak naprawdę cała historia była w gazecie pod taką i taką datą, i właśnie stąd ją wziąłem.")

Powiedziawszy to, wciąż głęboko współczuję Twojemu przyjacielowi. Wiele lat temu byłem na spotkaniu, na którym powiedziałem "Zamierzam napisać książkę zatytuowaną X" i nikt nie śmiał się tak długo i tak głośno jak gostek siedzący obok mnie, który jedenaście miesięcy później wydał książkę o tytule, który wspomniałem. Prowadziłem też rozmowę z innym pisarzem, który napomknął, że uktnął przy tworzeniu akcji, a ja powiedziałem "O, to łatwe" i coś zaproponowałem, na dokładkę zaproponowałem tytuł dla książki, a on powiedział "Wiszę ci za to obiad". Jednak gdy książka wyszła, bezskutecznie przeszukałem podziękowania szukając jakiejś wzmianki, obiadu zresztą też nie dostałem. Z drugiej strony odczuwam puszystociepłe uczucia wobec tych, którzy pisząc książkę rzeczywiście podziękowali i użyli podziękowań, by podziękować.

...

Po długim dniu dostałam "Twój" list miłosny, który rozsyłał New York Times. Był dosyć śmieszny i sprawił, że długo się śmiałam. (tym śmieszniejsze były próby wytłumaczenia osobie z którą mieszkam w pokoju, że nie był to prawdziwy list miłosny.) Czy miałeś w ogóle coś wspólnego z pisaniem tych listów? Czy też New York Times napisał je bez pomocy pisarzy? Czy wiesz, czy każdy dostaje ten sam list? To tak z czystej ciekawości, dzięki.

Tak, każdy dostaje taki sam list (i przy okazji, chodzi o UK Times, nie New York). I owszem, napisałem go. (Tak naprawdę to opowiadanie.) Dzień wcześniej ludzie dostali list od Margaret Atwood. Dziś chyba od Leonarda Cohena. Myślę, że wciąż można zapisać się na trzy ostatnie...
http://entertainment.timesonline.co.uk/tol/arts_and_entertainment/books/commercial/article2623706.ece

...

Na koniec- to przywołało na moją twarz ciepły i wesoły uśmiech:
http://papercuts.blogs.nytimes.com/2007/10/30/when-the-wolves-come-out-of-the-walls-its-all-over/