niedziela, 27 października 2013

Jak zrobiliśmy Sandmana - cz. 2

Na zaproszenie Guardiana Neil Gaiman i Dave McKean wspominają jak przywrócili do życia jednego z komiksowych bohaterów DC, który następnie przebił popularnością Batmana i Supermana oraz ożywił przemysł komiksowy.


Dave McKean, twórca okładek:

Neil zawsze potrafił się zakręcić, więc jakoś wprowadził nas do DC i sprzedał im pomysł na Czarną Orchideę, którą ja zilustrowałem, a potem na Sandmana. Wiedzieliśmy, że coś się w świecie komiksu dzieje. Alan Moore jako pierwszy zmienił reguły gry. Cała branża ulegała wówczas przemianom. Pojawiło się sporo interesujących rzeczy, jak np. Maus czy wydawnictwo Fantagraphics. Podejmowaliśmy wtedy pierwsze próby dyktowania warunków. Dzisiejszy złoty wiek komiksu jest wynikiem tamtego eksperymentalnego okresu w latach 80.

Chciałem odejść od tradycyjnych okładek komiksowych, które wydawały mi się bardzo nudne – zwykle przedstawiały scenę walki. Do wyjścia nr 8 Sandman zrobił się już nieco dziwny. Zarówno zawarte w nim idee, jak i sama historia przygodowa. Pomyślałem więc, że okładki powinny to oddawać. Ponieważ rysownicy tworzący sam komiks ciągle się zmieniali, moje okładki były jedynym stałym elementem wizualnym. Chciałem, żeby stanowiły filtr, okno i zarazem przejście do odrobinę surrealistycznego, melancholijnego i pełnego zadumy krajobrazu. Pierwsza okładka była zainspirowana – może nawet nieco zbyt mocno – plakatami do filmów Petera Greenawaya.

Sandman #1

Niektóre okładki były malowane, inne rysowane, ale większość z tych początkowych to półtora metrowej wysokości kolaże sfotografowane w wysokiej rozdzielczości w profesjonalnym studio fotograficznym – w końcu wszystko działo się jeszcze przed nastaniem komputerów. Skończyło się na tym, że włóczyliśmy się z Neilem po Londynie próbując znaleźć interesujące przedmioty, które nadawałyby się do tych prac. Z kontenera na śmieci uratowaliśmy fantastycznie wyglądające, zepsute drzwi, a inne szpargały wynajdowaliśmy w sklepach z antykami. Ludzie zaczęli nam oddawać różne rzeczy. Kiedyś podczas spotkania z czytelnikami w Londynie ktoś wręczył mi zatopione w żywicy owcze serce. Posłużyło mi kilka razy.

Techniki zmieniały się wraz z opowieściami. Wykorzystywaliśmy podwójną i potrójną ekspozycję. Przy okazji historii z Zabawy w ciebie znęcaliśmy się nad kolorową drukarką, świeciliśmy jej do środka i przesuwaliśmy różne przedmioty po jej powierzchni – robiliśmy to wszystko, czego powinno się unikać przy kopiowaniu.

Przedziwne było to, że drobne elementy graficzne wpasowywały się w całość historii. Na okładce zeszytu 67 znalazł się statyw do nut, ryba owinięta w strunę, tęcza i jakiś szalony obraz, znaleziony w starej książce z rycinami. Robiłem ją na ślepo, nie mając pojęcia, co wydarzy się w tym zeszycie, a mimo to prawie wszystkie te elementy się w nim pojawiły, choć Neil nie widział okładki wcześniej. Jest to dowód, że wszyscy staraliśmy się połączyć kropki i stworzyć z nich historię.


 Sandman #67

Brak komentarzy: