piątek, 16 września 2011

Prosto z biurka Pana Palmera


Neil napisał w poniedziałek 18 lipca 2011 o 22:10



Jestem teraz w domu.



Świat na zewnątrz przypomina rozgrzany piekarnik wypełniony powietrzem o konsystencji zupy i kąsającymi insektami, więc jeśli tylko mogę, siedzę w środku. Wyszedłem dziś na spacer i zanim odeszliśmy od domu na tyle daleko, by uszczęśliwić psy, dotarło do mnie, że powinienem spryskać się czymś odstraszającym owady.
Poniższe zdjęcie przedstawia mnie przed paroma godzinami, żałującego że nie użyłem sprayu przeciw owadom.



Pod koniec ubiegłego tygodnia spojrzałem na mapę i zauważyłem, że Burlington w stanie Massachusetts znajduje się tuż obok Lexington w stanie Massachusetts. Ucieszyłem się, bo wiedziałem, że w sobotę będę nocował w Lexington, w rodzinnym domu Amandy, a niedawno dowiedziałem się, że w Burlington – siedem minut samochodem - odbędzie się konwent z udziałem wielu dobrych przyjaciół. Rozesłałem wiadomości do znajomych, którzy mają się tam pojawić: John Clute i Liz Hand, Ellen Kushner i Delia Sherman, Geoff Ryman i Peter Straub i zapytałem, kiedy najlepiej ich odwiedzić.


Peter Straub odpisał, że nie pasuje mu 11-12, bo będzie w tym czasie na ceremonii wręczenia nagród Shirley Jackson.

Coś mi to mówiło. Postanowiłem sprawdzić w internecie i owszem, zostałem nominowany. Dostałem właściwie dwie nominacje: za OPOWIADANIA w kategorii Najlepsza Antologia oraz za „Prawda jest jaskinią w Czarnych Górach” jako Najlepszą Nowelę.

Nagrody Shirley Jackson przyznawane są za „szczególne osiągnięcia na polu literatury psychologicznego suspensu, horroru i mrocznej fantastyki” (za stroną http://www.shirleyjacksonawards.org/).

(Shirley Jackson była niezwykłą pisarką. Wspomniałem o niej na tym blogu kilkakrotnie. Wiele straciliście, jeśli nie czytaliście „Nawiedzonego”, „Zawsze mieszkałyśmy w zamku” lub któregoś z jej opowiadań (najsłynniejsze z nich to „Loteria”, chyba że jesteście jak ja i znacie „Zwyczajny dzień z fistaszkami”. Library of the Americas wydało niedawno zbiór Shirley Jackson pod redakcją Joyce Carol Oates zawierający 21 opowiadań. Nie trzeba będzie ich już szukać z zakurzonych antykwariatach. Choć jeśli ktoś lubi, to zawsze można. W końcu napisała znacznie więcej, niż te 21 opowiadań.)



Szalenie się ucieszyłem, kiedy ogłoszono nominacje do nagród Shirley Jackson, ale to było wiele miesięcy temu i zdążyłem zapomnieć kiedy i gdzie odbędzie się ceremonia.


Teraz pojawił się dylemat. Nie byłem pewien protokołu – czy wypada pojawić się na uroczystości, jeśli nie biorę udziału w konwencie i wpadam tylko przedstawić kilka osób Amandzie albo zobaczyć dawno nie widzianych znajomych? A może powinienem jedynie spotkać się z przyjaciółmi? Nie miałem pojęcia. Nie zdarzyło mi się wcześniej pojawić na konwencie, w którym oficjalnie nie brałem udziału. Czy jeżeli nie pojawię się na rozdaniu, zostanie to uznane za afront? Ale czy w ogóle mnie wpuszczą, gdybym nawet zechciał iść?
Na szczęście decyzja została podjęta za mnie.

Przyjechałem, uściskałem Johna Clute'a, Petera Strauba i Geoffa Rymana (a także Samuela R. Delany'ego, Johna Crowleya, Ellen Datlow i tak wiele innych osób) i natychmiast wręczono mi dwa grawerowane kamienie w rozmiarze doskonałym, by ukamienować nimi zwycięzcę Loterii. Napisy na obu głosiły, że jestem nominowany do nagrody, a powiedziano mi że jestem zaproszony i zdecydowanie powinienem się pojawić.

Ruszyłem za Johnem Clute'em na ceremonię i usiadłem razem z nim, Amandą i Marią Headley (ktoś wręczył mi konwentowy identyfikator. Widniało na nim nazwisko „MR AMANDA F PALMER”, czyli Pan Palmer. Rozluźniłem się wtedy i wreszcie poczułem, jakbym rzeczywiście przybył na konwent).




Rzuciłem okiem na listę nominacji i rozsiadłem się wygodnie przekonany, że nagrody nie zdobędę i z pewnością nie muszę się martwić o wymyślanie podziękowań...

I wtedy OPOWIADANIA zostały Najlepszą Antologią. A gdy tylko udało mi się pozbierać, „Prawda jest jaskinią...” zostało nagrodzone jako Najlepsza Nowela. Musiałem więc przemawiać, zrobiono mi mnóstwo zdjęć i nie przestałem żałować, że się nie ogoliłem (a jestem na tyle próżny, że zrobiłbym to, gdybym choćby podejrzewał możliwość zdobycia nagrody). Wszystko okazało się wspaniałą niespodzianką, jak dodatkowe urodziny. 12 godzin wcześniej nie miałem jeszcze pojęcia, że ta ceremonia się odbywa, a nagle zdobyłem dwie nagrody, Amanda uśmiechała się w ten szczególny sposób, który pokazuje, że i ona świetnie się bawiła i jest dumna ze swojego męża.

(To nieprawdopodobne zdarzenie byłoby znacznie mniej fajne, gdybym o wygranej dowiedział się z e-maila lub SMS-a.)

Uściskałem Caitlin R Kiernan. Poznałem Kestrell, która ma oczy Maligny (co zostało opisane w http://neilgaiman-pl.blogspot.com/2010/11/neil-gaiman-co-pan-robi-w-moim-falafelu.html) i dzięki temu dzień stał się jeszcze lepszy.

Tak przy okazji, w USA wyszło właśnie wydanie OPOWIADAŃ w miękkiej okładce. Mnóstwo wspaniałych historii autorstwa wspaniałych pisarzy. Powinniście je kupić. Właśnie zdobyły nagrodę.

Byłem bardzo zadowolony i dumny. „Prawda...” dwukrotnie została uznana za Najlepszą Nowelę: przez czytelników Locusa i kapitułę nagrody Shirley Jackson. Można przeczytać to opowiadanie za darmo, na stronie http://www.fiftytwostories.com/?p=1338.


A potem zjadłem w pubie lunch ze zbyt wieloma starymi przyjaciółmi i byłem szczęśliwy.


Opuściliśmy z Amandą konwent i ruszyliśmy do Cambridge, przeszliśmy się po Harvard Square, gdzie przyglądaliśmy się jak żywy posąg na ulicy zjada arbuza. Jakiś mężczyzna zrobił nam zdjęcie i powiedział, że wkrótce odbędą się wyścig kelnerów i z okazji dnia zdobycia Bastylli. Potem wsiadłem do taksówki, pojechałem na lotnisko i poleciałem do domu.


Amanda przyglądała się wyścigom kelnerów i napisała mi, kto wygrał.

...
Nareszcie wybieram się do Nowego Orleanu, po raz pierwszy w życiu. Jadę we wrześniu i bardzo chciałabym wstąpić do Zielonej Bogini, skoro ją tak bardzo polecasz. Swoją matkę i jej znajomych namówiłam do tego wspominając o superfajnej niespodziance czekającej po podaniu tajemnego hasła. Zastanawiam się, czy a) Mezze Zniszczenia to nadal ważne hasło oraz b) jak do diaska wymawia się mezze? „Meze”? „Mezi”? Jeszcze inaczej?
Dzięki,
Rachel


Hasło jest nadal aktualne. Jeśli będziecie jedli w „Zielonej Bogini” w Nowym Orleanie, poproście o Mezze Zniszczenia. Jeśli kelner powie, że akcja już zakończona, albo coś w tym stylu, poproście żeby zapytał Chrisa (szefa kuchni). To hasło oznaczające „Neil mnie przysłał”.
A Mezze wymawia się podobnie, jak się pisze, ale słyszałem już przeróżne wersje, więc nie martwiłbym się o to.


Drogi Panie Gaiman,
Ma pan rację co do Google+, to wersja beta i wydaje mi się, że póki co nie sprawdza się w przypadku ludzi pana pokroju, ale będzie coraz lepsza. Inne sławy wyrażały podobne wątpliwości w kwestii powodzi powiadomień, kiedy dodają ich setki osób dziennie, z których tak naprawdę znają najwyżej kilka. Wydaje mi się, że nie jest jeszcze gotowy na tak popularnych użytkowników, którzy są popularni i często wspominaniu, ale niezbyt wiele o tym myślą i sami się tym nie zajmują.

Przykro mi, że słyszał pan „źle to robisz”, gdy prawdziwa odpowiedź brzmi raczej „to póki co nie dla ciebie” i jest ona prawdziwa praktycznie zawsze.
Nie mieli racji również ci, którzy mówili panu, że to „nie jak Facebook, tylko jak Twitter”. Tak naprawdę Google+ nie przypomina żadnej z tych rzeczy. Może być jak Twitter, jeśli chce się wysłać krótką wiadomość. Jeśli chce się zamieścić dłuższy post dostępny dla wszystkich, może robić za blog. Jeśli ma być on dla zamkniętego grona odbiorców – działa jak LiveJournal. Jeśli trzeba poprowadzić prywatną rozmowę z kilkoma znajomymi, może służyć za listę dyskusyjną. A jeśli chce się stworzyć niewielką, zamkniętą społeczność znajomych, jest jak to, co obiecuje, ale czym nie jest Facebook. Nie można powiedzieć, że „źle się tego używa”. Oznacza to tylko, że na początku jest dużo rozbijania się po omacku i zadaniem konstruktorów platformy jest sprawić, by tego poruszania się po omacku było mniej. Do tego służą wersje beta.
Mam nadzieję, że zajrzy pan tam ponownie za rok, kiedy poprawią nieco działanie i dostosują wszystko do potrzeb osób takich, jak pan.


Pozdrawiam,
Rowan

To był wyjątkowo rozsądny list.

Od Jasona Nelsona:
Urocza i osobliwa zabawa w cyfrowa poezję (naprawiona!), której tytuł został zainspirowany twoja twórczością. Podziel się, proszę, z legionami swych wielbicieli.
"scrape scraperteeth"



(wybacz kolejny link, ale poprzednia wersja była zepsuta, zepsuta, zepsuta, a teraz działa zupełnie uroczo i osobliwie)



Podzieliłem się. Bardzo proszę. A teraz. Ziuuu.

Brak komentarzy: