Jestem w domu. Wczoraj wieczorem wysiadłem z samolotu.
Dzisiaj był martwy dzień. Najbardziej ekscytujące rzeczy, które udało mi się zrobić to 1) wziąć długą, relaksującą kąpiel – pierwszą od wielu tygodni, od ponad miesiąca nic tylko prysznice – oraz 2) nie założyć butów.
Szukając czytnika kart do mojego aparatu (zrobiłem mnóstwo zdjęć na spacerze z psami, ale nie mogę ich zgrać) odkryłem starożytny notebook Atari Portfolio. Włożyłem do niego nowe baterie i okazuje się, że wciąż działa. Nie włączałem go przez jakieś 14 lat. I pomyślałem wtedy o prawie Moore'a. Notebook ma ręcznie robioną i dokupioną specjalnie kartę pamięci, pełną maleńkich plików tekstowych.
Karta ma 2MB pamięci, całość pokrywają ostrzeżenia. Zastąpiłem nią kartę o pojemności 256KB, w którą wyposażony był komputer. Nie mam już urządzenia, które potrafiłoby odczytać karty z Portfolio, choć (właśnie sprawdziłem) wszystko przekopiowałem jeszcze w 1997, kiedy coś jeszcze takie karty czytało.
Na portfolio pisałem opowiadania w kawałkach – np. Morderstwa i tajemnice zajęły pięć plików, a nowy otwierałem, gdy poprzedni był już zapełniony. Rozglądając się wśród tych plików odkryłem zapomniane wiersze i pomysły na opowiadania (w większości bardzo dobre pomysły i nieco gorsze wiersze). Kiedy go dostałem... kiedy to było? około 1988 roku, jak sądzę... może 1989. Wtedy był to szczyt osiągnięć technologii przenośnych komputerów. (I działał na 3 baterie AA, które wystarczyło wymieniać kilka razy w roku.)
Portfolio działa bez zarzutu i kiedy/jeżeli przekażę swoje papiery i inne rzeczy bibliotece – przekażę i to.
Ostatnie dni były wyczerpujące. Z Amandą i jej zespołem pojechałem do Wiednia, a następnie do Amsterdamu. Pojechałem głównie dlatego, że chciałem się w Wiedniu spotkać z Jonathanem Carrollem. Amanda mnie ostrzegała, że nie będzie łatwo i miała rację. Tak się cieszę, że nie jestem koncertującym muzykiem. Ale byłem szczęśliwy z okazji do spotkania z Jonathanem Carrollem. Czas z nim spędzony wart był każdej ilości godzin czekania na lotnisku i spania na siedząco w samolotach.
Trafił mi się też jeden z najprzyjemniejszych wieczorów w mojej karierze prawie muzyka w trasie. Na zdjęciu poniżej śpiewam "The Problem With Saints" na koncercie Amandy w Heaven w Londynie. Uwielbiam je, bo widoczna za mną Amanda się śmieje oraz dlatego, że cały wieczór był wyjątkowo wspaniały.
Wśród zaproszonych na scenę gości specjalnych znaleźli się Tom Robinson (zaśpiewał
, a my wszyscy wspomogliśmy go w refrenie, podczas gdy mieszkający wewnątrz mnie 16-letni Neil Gaiman, który w sklepie z płytami w Croyden 35 lat temu kupił EP "Glad to be Gay" nie posiadał się z radości) oraz niewiarygodny Tim Minchin.
(Wielkie dzięki należą się partnerce Toma, Sue, która zlitowała się nad podróżującym pisarzem i pomogła w sytuacji kryzysowego braku czystych ubrań.)
...
Czym zajmowałem się ostatnio...
...
Tutaj też zagrałem siebie. To klip natury reklamowej promujący powieść graficzną Evelyn Evelyn wydaną przez Dark Horse, którą napisali Jason Webley i Amanda Palmer, a zilustrowała Cynthia Von Buhler. (Ten klip, podobnie jak ten z bananem na plaży, nakręciła swoim iPhone'em asystentka Amandy, Superkate.)
...
A w tej szalonym i nieokiełznanym wywiadzie z festiwalu w Edynburgu jestem sobą (i nikogo nie gram). Odpowiadałem na wszystkie pytania Audrey Niffenegger o baśnie i podobne rzeczy.
...
Prawie skończyłem pisanie wstępu do tej książki. (Miałem skończyć go wczoraj w samolocie, ale zasnąłem.)
Myślę, że czas skończyć na dziś z blogiem. Mam oczywiście znaczne blogowe zaległości, jest sporo linków, zdjęć i relacji z przygód do zamieszczenia, dużo pytań i komentarzy, na które trzeba odpowiedzieć.
Zanim pójdę chcę podziękować wszystkim, którzy wsparli
. Wyznaczony cel udało nam się osiągnąć w ciągu pierwszych kilku godzin. Dzięki temu na trasie będzie z nami dźwiękowiec, wszystkie występy zostaną profesjonalnie zarejestrowane i teraz mamy za co porządnie je zmontować, zmiksować i wydać, na płycie i w ogóle. Jestem niezmiernie wdzięczny. Mam teraz również nadzieję, że choć jeden z tych wieczorów uda się nam sfilmować dla potomności.)
(Wszystkie próby zrealizowania podobnego przedsięwzięcia niewielkim kosztem skończyły się fiaskiem. W latach 90. próbowaliśmy nagrywać trasy z serii "Anioł stróż", które robiłem dla CBLDF i albo nagrania się nie udały albo zaginęły, z wyjątkiem jednego video sfinansowanego przez PBS. Próba sfilmowania czytanej w całości Koraliny w 2002 roku w San Francisco zakończyła się katastrofą i zostaliśmy z nienadającym się do użytku niemym filmem z jednej kamery. Widziałem też, jak Amanda płaciła ludziom za nagrywanie koncertu, po czym dyski twarde się psuły albo pliki okazywały się puste. To będzie zrobione porządnie.)
Musze również powiedzieć, że Kickstarter, gdzie ludzie zawczasu kupują, co im się podoba, to fantastyczny model biznesowy. Prawie połowa osób, które się włączyły wykupiła prawa do pobrania albumu za 1 dolara, a jak dotąd 800 z 2000 osób chce zamówić CD.
Dobra. Wyczerpany podróżą pisarz pada z nóg i idzie spać. Dobranoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz