czwartek, 6 czerwca 2013

Opowieść czerwcowa

Neil zapytał:
Gdzie spędzilibyście idealny czerwiec?

@DKSakar odpowiedział:
W lodówce. Latem żałuję, że nie robią takich dużych lodówek, do których mógłby wcisnąć się człowiek.

Czerwcowa opowieść


Moi rodzice nie zgadzają się ze sobą. Tacy po prostu są. Więcej niż nie zgadzają się ze sobą – kłócą się. O wszystko. Do tej pory nie wiem, jak zdołali przestać się kłócić o różne rzeczy na tyle długo, żeby się pobrać, nie mówiąc już o sprowadzeniu na ten świat mnie i mojej siostry.



Moja mama wierzy w redystrybucję i uważa, że największy problem z komunizmem to ten, że nie sięga on wystarczająco daleko. Mój tata po swojej stronie łóżka trzyma oprawioną w ramkę fotografię królowej i głosuje tak konserwatywnie, jak to tylko możliwe. Mama chciała nazwać mnie Susan. Tata chciał mnie nazwać Henrietta, po swojej ciotce. Żadne z nich nie ustąpiło ani na milimetr. Jestem jedyną Susiettą w mojej szkole, a prawdopodobnie jedyną na świecie. Moja siostra ma na imię Alismima z tych samych względów.

W niczym się ze sobą nie zgadzają, nawet w kwestii temperatury. Tacie jest zawsze za gorąco, mamie zawsze za zimno. Gdy tylko pierwsze wyjdzie z pokoju, drugie włącza lub wyłącza grzejniki, otwiera lub zamyka okna. Ja i moja siostra chodzimy przeziębione cały rok i podejrzewamy, że to właśnie dlatego.

Nie zgodzili się nawet co do miesiąca, w którym mieliśmy wyjechać na wakacje. Tata powiedział, że koniecznie sierpień, mama, że bezdyskusyjnie lipiec. To oznaczało, że musieliśmy zdecydować się na wakacje w czerwcu, co było wszystkim nie na rękę.

Potem nie mogli zdecydować, dokąd pojedziemy. Tata nastawił się na Islandię i jazdę przełajową na kucykach, podczas gdy mama była skłonna zgodzić się na jazdę, ale na wielbłądach w karawanie przez Saharę. Kiedy zasugerowałyśmy z siostrą, że właściwie to chciałybyśmy posiedzieć na plaży gdzieś na południu Francji czy gdzieś, spojrzeli na nas, jakbyśmy gadały głupoty. Przerwali kłótnię na chwilę, by powiedzieć nam, że nie ma mowy ani o tym, ani o wycieczce do Disneylandu, po czym wrócili do niezgadzania się ze sobą.

Zakończyli Wielki Konflikt Dotyczący Tego, Gdzie Udamy Się Na Nasze Wakacje W Czerwcu trzaskając wieloma drzwiami i krzycząc na siebie zza nich rzeczy w stylu: „No i bardzo dobrze!”.

Kiedy przyszedł czas nieszczęsnego wypoczynku, ja i moja siostra byłyśmy pewne jedynie tego, że nigdzie nie pojedziemy. Wypożyczyłyśmy z biblioteki pokaźny stos książek, ile tylko obie mogłyśmy i przygotowałyśmy się na wysłuchiwanie ciągłych kłótni przez następne dziesięć dni.

Wtedy panowie przyjechali ciężarówkami, wnieśli do domu różne rzeczy i zaczęli je podłączać.

Mama kazała im zamontować w piwnicy saunę. Wysypali pokłady piasku na podłogę. Pod sufitem zawiesili lampę do terapii świetlnej. Mama rozłożyła pod nią ręcznik i ułożyła się na nim. Na ścianach piwnicy wisiały też zdjęcia wydm piaskowych i wielbłądów, dopóki się nie poodklejały od tego straszliwego gorąca.

Tata kazał panom ustawić w garażu lodówkę – największą, jaką mógł znaleźć, tak dużą, że można było do niej wejść. Zajęła cały garaż, więc musiał od tej pory parkować samochód na podjeździe. Wstawał rano, ubierał się w swój sweter z islandzkiej wełny, brał książkę, termos z gorącym kakao, kilka kanapek z pastą Marmite i ogórkiem i z szerokim uśmiechem na twarzy kierował się do garażu, z którego nie wychodził aż do obiadu.

Zastanawiam się, czy ktoś jeszcze, poza mną, ma tak dziwną rodzinę. Moi rodzice nigdy nie zgadzają się ze sobą pod żadnym względem.

- Wiedziałaś, że popołudniami mama zakłada płaszcz i wkrada się do garażu? - siostra zapytała mnie niespodziewanie, kiedy siedziałyśmy w ogrodzie, czytając książki z biblioteki.

Nie wiedziałam, ale tego samego dnia rano widziałam tatę, ubranego jedynie w kąpielówki i szlafrok, jak szedł do piwnicy, żeby być z mamą, a na jego twarzy malował się wielki, głupkowaty uśmiech.


Nie rozumiem rodziców. Szczerze mówiąc, nie sądzę, by ktokolwiek, kiedykolwiek ich rozumiał.

Brak komentarzy: