To bardzo dziwny dzień. Jestem w końcowotrasowym stanie lekkiego oszołomienia, poleciałem do Zjednoczonego Królestwa, gdzie spędzę cztery dni robiąc różne rzeczy. Jak na razie w połowie wykonałem zadania na Dzień Pierwszy – zobaczyłem się z Holly (najstarszą córką) i obejrzałem, nie na YouTubie, jak Amanda Palmer gra „Googluję cię”. Aby zrobić to drugie, musiałem zgodzić się przeczytać w ramach wstępu notkę z tylnej okładki „Kto zabił Amandę Palmer” (co było zabawne) i zostałem wciągnięty na scenę, by robić za tylny wokal i czuć się jak co-ja-tu-do-cholery-robię-chyba-zamieniłem-się-w-tamburyn-Davy'ego-Jonesa podczas „Oasis” (co było... nieprawdopodobne).
Sprawę z komórką skomplikował właśnie odebrany e-mail od mojej asystentki, który zaznaczał, że moja ładowarka została w domu.
Wkrótce wsiądę w samochód i skieruję się w stronę głębokiej Kornwalii na urodziny. Później prosto do Londynu na dzień spotkań i wywiadów. Następnie do domu do Stanów, gdzie padnę, całkowicie i ostatecznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz