Położyłem się zatem na parę godzin i wyjechaliśmy z domu o 3 nad ranem. Po trzygodzinnej jeździe dotarliśmy na lotnisko o 6 rano. Byłem z siebie całkiem zadowolony. Zgłosiliśmy się do odprawy. Kiedy staliśmy w kolejce do kontroli bezpieczeństwa, z głośników usłyszeliśmy ogłoszenie: "Z powodu opadów śniegu lotnisko zostaje tymczasowo zamknięte. Przyloty i odloty zostają wstrzymane do godziny 8:30".
Zjedliśmy śniadanie. Wezwano mnie do stanowiska lini lotniczych i zamieniono bilet. Zamiast do Manchesteru miałem tak samo, jak Mike polecieć na Gatwick z zamiarem przesiadki na Heathrow. Nie miałem nic przeciwko. Pomyślałem, że przynajmniej polecimy razem. Potem zauważyłem, że kompletniepokręcili sprawę z zamianą biletów, wróciłem do stanowisko i powiedziałem to pani, która mnie obsługiwała.
- Ojej - powiedziała. - Nie zauważyłam. Nie ma się czym martwić. Zaraz wykonam telefon i wszystko im wyjaśnię.
Usłyszawszy taką odpowiedź poczułem nieprzyjemny uścisk w gardle. (Jeśli coś nie zostanie zapisane w systemie komputerowym, możesz mieć przerąbane, bo różni ludzie będą wpatrywać się w swoje monitory, a twoje wyjaśnienie, że "tamta pani mówiła, że zadzwoni i wszystko załatwi" może zostać zignorowane.) Ale moja asystentka Lorraine jeszcze nie spała i wysłała mi e-mail z pytaniem, czy może w czymś pomóc. A że bilety były kupowane poprzez biuro z całodobową obsługą, poprosiłem ją, żeby upewniła się, że wszystko zostało załatwione jak należy.
Stąpając po ziemi przysypanej zaledwie półcentymetrową warstwą śniegu, zastanawiałem się jakim cudem sparaliżował on lotnisko, bo wiem, ile śniegu musi spaść, żeby zamknęli Minneapolis-St Paul. Ale z drugiej strony, tam spodziewają się śniegu.
Wsiedliśmy do samolotu, zajęliśmy swoje miejsca. Pilot ogłosił, że nie działają urządzenia do odmrażania, a ja znów poszedłem spać. Przestałem mieć nadzieję, że dotrę na czas do Bostonu, liczyłem już tylko, że uda nam się w ogóle opuścić to lotnisko. Obudziłem się. Wciąż tam byliśmy.
- Czy mogłabyś sprawdzić, co z biletem Mike'a? - zapytałem. - Każą mu dopłacić 1900
W deszczu złapaliśmy taksówkę i z Gatwick pojechaliśmy na Heathrow, bez problemu przeszedłem przez odprawę i serdecznie uścisnąłem Mike'a na pożegnanie. Lot był opóźniony z powodu nowych przepisów bezpieczeństwa, przeszukiwania pasażerów i zaglądania do toreb. Obszukano mnie (ale nie na tyle dokładnie, żeby znaleźć materiały wybuchowe, gdybym ukrył je po wewnętrznej stronie uda, jak zrobił to idiota lecący z Amsterdamu do Detroit, bo człowiek, który go przeszukiwał był zbyt uprzejmy, żeby tam sprawdzić), zajrzano również do mojego plecaka (bez otwierania i zaglądania do licznych kieszeni i gdybym miał w którejś strzykawkę, jak wspomniany idiota, także by jej nie znaleziono). Zastanawiałem się, dla kogo to całe obszukiwanie i sprawdzanie. Doszedłem do wniosku, że ma to sprawić, że wszyscy będą czuć się bezpieczniejsi, bez utrudniania podróżnym życia tak bardzo, ja byłoby to konieczne, gdyby kontrole rzeczywiście miały cokolwiek wykryć.
Wylądowałem w Bostonie po 28 godzinach od wyjścia z domu. Taksówką pojechałem do mieszkania Amandy. Zamówiłem pokój w pobliskim hotelu, bo wiedziałem, że przed sylwestrowym koncertem będzie do późna ćwiczyć Czajkowskiego, ale praktycznie natychmiast zasnąłem w jej łóżku i nic nie byłoby w stanie mnie obudzić, nawet Uwertura 1812 z prawdziwą armatą.
…
Wczorajszy dzień spędziłem w hotelu, pisałem wstępy i inne rzeczy. Poszedłem na lunch z Chrisem Goldenem i Stevem Bissettem. Wróciłem do hotelu. Pisałem dalej. Poszedłem z Amandą do fryzjera i obserwowałem powstawanie jej fryzury. Wróciłem z powrotem do hotelu.
Co zamierzam robić dziś: pisać, (blog - leżąc w łóżku, co robię właśnie teraz), założyć smoking, przeczytać coś krótkiego podczas występu Amandy, zagrać na instrumencie. Do tego ostatniego wcale mi się nie spieszy.
...
Pod sam koniec roku pojawiło się trochę interesujących rzeczy. Najbardziej dumny jestem chyba z tego:
Temat przewodni obchodów to "Społeczności rozkwitają dzięki miejscowym bibliotekom". Więcej szczegółów oraz plakat na http://www.ala.org/nlw.
(i parę szkiców na blogu Irene Gallo).
Za kilka godzin możecie spodziewać się jeszcze jednego wpisu, z życzeniami na 2010 rok...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz