Pokazywanie postów oznaczonych etykietą i jeszcze więcej śniegu. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą i jeszcze więcej śniegu. Pokaż wszystkie posty

sobota, 5 marca 2011

Śnieg. I powtórka Rozmowy o Nadawaniu Imienia Holly

Neil napisał w niedzielę 20 lutego 2011 o 23:57

Znów pada śnieg. Dzisiaj napadało już ponad 30 cm. Taka pogodę moglibyśmy nawet nazwać burzą śnieżną, gdyby w grudniu w przeciągu jednej doby nie spadło ponad pół metra śniegu. O północy wyszedłem odkopać ścieżkę prowadzącą do drzwi wejściowych, potem przedarłem się z psami przez zaspy i odśnieżyłem wejście do sąsiedniego domu, bo byłem w szlachetnym nastroju.

Psy dzielnie spełniły swój obowiązek i siadały zawsze dokładnie tam, gdzie musiałem kopać.

Pomyślałem, że to w sumie całkiem niezły trening.

Kilka osób napisało i pytało czy moja obecna, młodsza o 15 lat żona ma coś wspólnego z faktem, że zacząłem trenować/zdrowo się odżywiać/odchudzać. Oczywiście, że tak, ale w zupełnie inny sposób, niż mogłoby się wydawać.

Podobałem się jej dokładnie taki, jaki byłem. (W końcu jesteśmy razem już dwa lata.)

Ale zdecydowanie jednym z czynników było to, że podczas podróży do Australii zacząłem myśleć, jak bardzo lubię być żonaty i jak bardzo lubię być z Amandą i że chciałbym bardzo, żeby trwało to możliwie jak najdłużej. Zdałem sobie sprawę, że ze względu zarówno na nią, jak i na siebie powinienem zadbać o to, by nawet za 25 lat być w możliwie dobrej formie. Jak już wspominałem, obaj moi dziadkowie pod koniec swego życia stali się niedołężni. A zmarli niedługo po siedemdziesiątce. Mój ojciec natomiast do końca życia świetnie się trzymał (tzn. do momentu, kiedy jego serce przestało bić), a zmarł mając 75 lat. Ćwiczył regularnie. Dziadkowie nie. Gdyby ktoś im to zaproponował, spojrzeliby na niego nie rozumiejąc zupełnie.

Kiedy wróciłem z Australii przeczytałem kilka książek o tym, jak żyć zdrowiej oraz dłużej i każda z nich radziła praktycznie to samo (Jedz więcej warzyw! Ćwicz! Jedz mniej śmieci i czy wspominaliśmy już o warzywach? I naprawdę nie żartowaliśmy z tymi ćwiczeniami!) Z mojego dochodzenia wynika jasno, że jeśli chcę być w dobrej formie za 25 lat, już teraz muszę zacząć robić coś w tej sprawie i że nie zastąpi tego żadna magiczna pigułka.

Myślę, że to inwestycja w życie na poziomie. I choć wciąż grozi mi spontaniczny samozapłon, wypadek samochodowy albo pożarcie przez kozy z kosmosu, nie widzę powodów, dla których nie miałbym zacząć żyć zdrowo już teraz, żeby stan ten trwał jak najdłużej.

Efektem ubocznym moich ćwiczeń jest okazja do wysłuchania Samotni czytanej przez Hugh Dicksona, dzięki czemu nie odłożę książki i nie przestane ćwiczyć. (Interesujące: zdałem sobie sprawę, jaka jest różnica pomiędzy słuchaniem i czytaniem książki. Słuchałem dziś rozdziału 10 i zauważyłem, że część rozdziałów z narracją trzecioosobową napisana jest w czasie teraźniejszym. Gdybym sam czytał książkę, zauważyłbym to już dawno.)

Innym efektem ubocznym jest możliwość noszenia jeansów, które były na mnie za małe i nie nosiłem ich tak długo, że teraz jest to już Moda Vintage.

Kiedy ćwiczyłem na zewnątrz (właściwie wyprowadzam psy na spacer. Próbowałem biegać w śniegu, ale jest pod nim lód i często się wywracałem) próbowałem zrobić zdjęcie latarni świecącej pośród drzew w czasie zamieci, ale aparat w telefonie nie dał sobie rady z pogodą. Najlepsze, co udało mi się zrobić:


Wcześniej, kiedy leżało zaledwie kilka centymetrów śniegu, zrobiłem poniższe zdjęcie. Podoba mi się ono szczególnie dlatego, że Lola wydaje się nagle wyłaniać ze śniegu i wygląda wyjątkowo głupkowato, jak jakiś stwór, w połowie pies, w połowie gargulec.


Udało mi się również sfotografować niezadowolone drzewo, które wygląda na bardzo niezadowolone.


...

27 kwietnia będę w Nowym Jorku prowadził Selected Shorts (Wybrane Opowiadania) dla National Public Radio. Oprócz prowadzenia przeczytam swoje opowiadanie.

Bilety szybko się rozchodzą - link i szczegóły: http://www.symphonyspace.org/event/6372-selected-shorts-magical-realism-the-world-of-marvelous-stories-with-neil-gaiman. Naprawdę nie mogę się już doczekać. Nie, jeszcze nie wiem które opowiadanie wybiorę.

...

Hej Neil-

Chciałbym zaproponować jeden z najlepszych przebojów:
Z poniedziałku 31 maja 2004
W którym pisarz w końcu odbywa z córką Rozmowę...
http://journal.neilgaiman.com/2004/05/in-which-author-finally-has.asp

Wiem, że każde z dwojga moich dzieci (mam dwie córki!) jest jedynym w swoim rodzaju stworzeniem, które ma swoje własne życie pełne niespodzianek. I choć wiem, że robię co do mnie należy, gdy zachęcam je, aby były jak najlepszą Sophią czy Olivią, mam egoistyczną nadzieję, że i one kiedyś dorosną do lubienia i doceniania tych samych rzeczy, które cenimy ja i moja żona.

Nie dorosły jeszcze do wieku, w którym mógłby zdarzyć się ten moment olśnienia "Och, tato, bardzo cię kocham", ale kiedy zaczynają przy śniadaniu jedna przez drugą wołać "zostanę z tobą na zawsze", mogę mieć nadzieję, że coś jednak robimy, jak należy.

Dziękuję za wszystkie opowieści i za to, że dzielisz się z nami tyloma rzeczami i tak często.

Dave


Uwielbiam dowiadywać się, które posty podobały się czytelnikom najbardziej. Często są to rzeczy, których w życiu bym nie podejrzewał. Czyli z 31 maja 2004m post W którym pisarz w końcu odbywa z córką Rozmowę...


Całkiem udany dzień.

Obudziłem się, jeszcze przed wyjściem z łóżka sięgnąłem po notes i zapisałem kilka fragmentów tekstu do opery Wilki w ścianach, w tym jeden, który szczególnie mnie rozśmieszył - "Smash Something Breakable" [Rozbij Coś Tłukącego]. Trochę poćwiczyłem, przywitałem się z ogrodem. Popołudnie spędziłem na pisaniu powieści, a mój stan od całkowicie załamanego "to jest fatalne nic z tego nie będzie nie mam pojęcia co w ogóle wyrabiam" tysiąc słów później zmienił się w "Może to nie jest aż tak złe jak sądziłem i myślę że już wiem co wydarzy się dalej", a mogło być znacznie gorzej.

Spędziłem bardzo miły wieczór w towarzystwie Holly. Zaczęło się od tego, że wspomniała, jak bardzo lubi piosenkę "Across the Universe", a ja puściłem jej wersję wykonywaną przez Laibach, którą zawsze wolałem od oryginału. "Tato", powiedziała radośnie. "To wersję pamiętam z dzieciństwa. Często tego słuchałeś. Zawsze zastanawiałam się dlaczego wersja Beatlesów brzmiała zupełnie inaczej, niż się spodziewałam. To znaczy, tu przynajmniej można zrozumieć słowa." Potem siedzieliśmy razem przy komputerze przez kilka godzin i zrobiłem dla niej playlistę piosenek, które uwielbiała jako mała dziewczynka: z tych, które pamiętała i tych, które zapomniała. Wszystko to doprowadziło do Rozmowy. No wiecie, tej, której nadejścia spodziewałem się przez ostatnie prawie dziewiętnaście lat.

Umieściłem na playliście piosenki z dzieciństwa Holly: trafiły tam "Barcelona" i "Nothing Compares 2 U" i "I Don't Like Mondays" i "These Foolish Things", a potem przyszła pora na "Walk on the Wild Side" Lou Reeda. "Moje imię wziąłeś z tej piosenki, prawda?" powiedziała Holly po usłyszeniu pierwszych basowych dźwięków. "Tak jest" odpowiedziałem.

Lou zaczął śpiewać.

Holly wysłuchała pierwszej zwrotki i po raz pierwszy tak naprawdę usłyszała tekst.

"Ogoliła nogi i wtedy on stał się nią...? On?"

"Zgadza się" powiedziałem i przygotowałem się na najgorsze. Nadszedł czas na Rozmowę. "Zostałaś nazwana imieniem drag queen z piosenki Lou Reeda."

Jej twarz nagle rozpromienił szeroki uśmiech. "Och, tato. Bardzo cię kocham." powiedziała. Potem wzięła do ręki kopertę i szybko zapisała na odwrocie to, co właśnie jej powiedziałem, żeby nie zapomnieć.

Nie jestem pewny, czy kiedykolwiek przeczuwałem, że Rozmowa odbędzie się w taki sposób.

niedziela, 26 grudnia 2010

Śnieg i smodcasty

Neil napisał w niedzielę 12 grudnia 2010 o 12:02

Skoro pytacie odpowiadam, że owszem, śnieg wciąż pada. Sądząc po odgłosach hulającego wiatru można to nawet nazwać śnieżycą. I jest to największa burza śnieżna w tej okolicy od 19 lat.

Sprowadziłem się tutaj 18 lat temu, czyli jest to zdecydowanie najbardziej śnieżna śnieżyca, jaką w życiu widziałem.


......................................................................................................................................................................
Wszystkie nareszcie są w jednym miejscu: trzy Smodcasty Kevina Smitha: wywiad ze mną i Amandą trwa prawie dwie godziny.

Potem przez 50 minut Amanda gra. A potem (ponieważ robiło się już całkiem późno), czytam przez jakieś pół godziny.

Odsłuchać można je za darmo, albo zapłacić i ściągnąć. Każda z części kosztuje tylko 90 centów, ale można zapłacić więcej, a wszystko zostaje przekazane na naprawdę szczytny cel.






Nazywają to śniegogeddonem

Neil napisał w sobotę 11 grudnia 2010 o 16:35A ja to uwielbiam. Głównie dlatego, że najgorsza pogoda mnie omija - zawsze jestem wtedy uwięziony w jakimś hotelu przy lotnisku i nie mogę wrócić do domu, bo zamknęli lotnisko w Minneapolis.

Ale teraz nie jestem w żadnym hotelu. Jestem w domu. I tak właśnie on wygląda. W nocy napadało prawie pół metra śniegu i wciąż pada...

Psy też są raczej zachwycone. Powiedzmy, że przynajmniej połowa psów.

Co oznacza, że Lola bryka po śniegu i dokazuje, a Cabal tylko spaceruje i nie za bardzo go śnieg cieszy. Lola jest zdziwiona, bo czy on nie widzi, że śnieg to najfajniejsza rzecz na świecie? I nie chce się z nią nawet bawić. Więc ona samotnie podskakuje i znika w zaspach, potem skacze, bryka i buszuje, natomiast on spaceruje z godnością, jak dystyngowany gentleman, który nie może doczekać się powrotu do ciepłego domu i próbuje ją namówić, żeby się uspokoiła.



Nieruchome fotografie psów nie oddają tego w pełni.

Moment. Sprawdzę, co mam na komórce. Będzie trochę niewyraźne, głównie z powodu śniegu padającego w obiektyw, ale może to lepiej pokazuje...







Muzyka zespołu Puppini Sisters - http://www.thepuppinisisters.com/ - z ich smakowitego nowego albumu Christmas With the Puppini Sisters. (jeśli nie widać wstawionego klipum oto link do YouTube http://youtu.be/Fn00Eb8Zn5E.)

Otóż to. Lola podskakująca w śniegu.

niedziela, 17 stycznia 2010

Znów w domu, plus zdjęcia psa

Jestem w domu.

Taką pogodę pies lubi najbardziej: rześko, chłodno, taka pogoda przypomina mu jego wilczych przodków polujących na stepach.

Ja zakładam ciepłą bieliznę i kilka warstw ubrania, a na to ujgurską czapkę z owczej skóry, którą wytargowałem w Xinjiang (Sinkjang) i brodzę w śniegu w ślad za nim. Śnieg jest zmrożony na wierzchu, więc idąc chrupiesz, chwiejesz się i szukasz wydeptanych wcześniej śladów albo próbujesz truchtać po powierzchni, potykając się co kilka kroków. Tymczasem Cabal jest przeszczęśliwy w świecie wyraźnych zapachów i zamarzniętych rzek, radośnie dokazuje w śniegu i lodzie.





***
Wiele lat temu (za pośrednictwem Fabulista, obecnie na urlopie) odkryłem Jasona Webleya. Zamieściłem link do piosenki Eleven Saints ("Jedenastu świętych"), którą Jason napisał i wykonał z Jayem Thompsonem...



Jason się ucieszył i napisał do mnie, żeby podziękować, a kilka lat później przedstawił mnie emailowo swojej znajomej, Amandzie Palmer, z którą współpracował. Chcieli przedstawić światu muzykę dwóch sióstr, bliźniaczek syjamskich, które odkryli w internecie. Od długiego czasu zamieszczone były dwie piosenki tajemniczej pary, ale dziś pojawiła się nowa, "A Campaign of Shock and Awe": możecie usłyszeć ją na stronie http://www.myspace.com/evelynevelyn. Gorąco polecam i nie tylko ze względu na, no wiecie, koneksje rodzinne.
...
Dobra. Dzisiaj nie chcę, aby mi przeszkadzano. Będziemy z Maddy nadrabiać noworoczne zaległości i oglądać pierwszą część "Końca Czasu" Doctora Who.

czwartek, 26 lutego 2009

Śniegi Kilimandżaro (na zdjęciach)

Neil napisał w czwartek 26 lutego 2009 o 17:47

Zaczął padać śnieg. Lorraine (moja asystentka) chciała mieć zdjęcie w śniegu, więc zrobiłem jej kilka. Potem ona zrobiła kilka mnie. (Cabal jest uwiązany, bo jeszcze nie powinien za bardzo szaleć. Nie mam na sobie płaszcza, bo było dość ciepło, a za moment wrócę do środka, żeby dalej pisać.)



A śnieg wciąż padał, aż nie było widać dosłownie nic z wyjątkiem bieli. Zrobiłem Lorraine jeszcze kilka zdjęć, ona mi również. (Teraz mam już płaszcz. Co dziwne, wciąż nie jest zimno, więc nie mam rękawiczek, ani szalika, ani czapki, ani kominiarki.)



Cabal uwielbia śnieg. Nie może zrozumieć, dlaczego nie hasam razem z nim. Bo to dosyć zaraźliwe.



Na Twitterze napisałem, że to następne zdjęcie wygląda, jak okładka taniego thrillera. Ludzie już zaczęli takie projektować. Kocham internet.





Zaraz po zrobieniu tego ostatniego zdjęcia Maddy powiedziała mi, że samochód mamy jej koleżanki utknął w śniegu na podjeździe, więc chwyciłem łopatę do odśnieżania, miotłę i poszedłem go odkopać. Towarzyszyło mi w tym sześć cudownie rozchichotanych czternasto- i piętnastolatek, z których każdej udało się wylądować w śniegu przynajmniej raz.

sobota, 9 lutego 2008

Kolejny post urodzinowy

Dziwne rzeczy nadal pojawiają się po prawej stronie bloga. (Jeśli czytacie to przez kanał [lub przez naszą stronę :-) przyp. Varali], możecie zechcieć kliknąć na http://journal.neilgaiman.com/ i odświeżyć parę razy. Tylko mówię...)

Cześć Neil, tak się zastanawiałam... dlaczego nie włączysz komentarzy na swoim blogu? Jestem pewna, że codziennie pojawiałyby się ich całe tony. Poza tym, fajnie by było przeczytać komentarze innych i takie tam. Po prostu jestem ciekawa. Bardzo mi się podobają dzisiejsze nowe obrazki na blogu. Och, i WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI URODZIN, BLOGU! Mam nadzieję, że będziesz działał przez co najmniej kolejne 7 lat.

Dzięki i uwielbiam tego bloga (i Ciebie też!),

Jodi

Ponieważ siedem lat temu, kiedy to rozpocząłem, nikt nie słyszał o czymś takim jak komantarze, może oprócz paru sekretnych laboratoriów blogowych na Księżycu, a kiedy parę lat temu Blogger je wprowadził, strona podobała mi się taka jak była- głównie ponieważ wiedziałem, ile rzeczy przychodzi do FAQ i mogłem się tylko domyślać ile komentarzy byśmy dostawali, a poza tym wiedziałem, jak straszliwie ciekawe może być dobre miejsce na komentarze. (Making Light jest tego najlepszym przykładem, gdzie oryginalny post stanowi szczyt góry lodowej, a wtedy wydarzenia mogą potoczyć się ciekawie lub dziwnie-- każdy wątek komentarza może zająć cały dzień czytania i być pełen ciekawych rzeczy.) Co oznaczało, jak podejrzewałem, że gdybym włączył komentarze, nigdy już nie wykonałbym żadnej konstruktywnej pracy.

[A jeśli już o komentarzach mowa, wielkie dzięki wszystkim, którzy zabierają głos na naszej stronie. Zawsze miło jest zobaczyć, że ktoś to wszystko śledzi i wyraża swoje zdanie ;-) przyp. Varali]

Cześć Neil.

Wiem, że obserwujesz Boing Boing. Oto, co tam znalazłam, ale nie jestem pewna, czy to wyłapałeś, jako że byłeś zajęty "Księgą Cmentarną".

http://community.livejournal.com/ya_fsf_con/570.html

Niektórzy pisarze pragną zaplanować konwent sci-fi, które skupiałoby się na młodych dorosłych. :-) To sprawia, że robi mi się przyjemnie i ciepło, naprawdę.

Tina @ ALA

Dobrze wiedzieć. Myślę, że to świetny pomysł. (A także z przyjemnością usłyszałem, że Czwarta Ulica powraca.)

Jeśli efekt ze śniegiem, o którym mówiłeś jest tym samym, co zobaczyłem na wysokości 3000m w Haute Savoie (co brzmi bardziej imponująco niż "będąc na nartach w ferie"), to nazywa się to diamentowym pyłem. Pojedyncze kryształki lodu formują się przy bardzo niskiej temperaturze powietrza, sprawiając wrażenie jakby było się wewnątrz zamarzniętej chmury.

Potrzeba czegoś naprawdę wyjątkowego, by tuzin chłopaków w stanie podchmielonym/na feriach zamknęło się i zaczęło gapić, ale to wystarczyło. Pewnego słonecznego pogodnego dnia powietrze po prostu lśniło.

To brzmi jak lokalna wersja tego zjawiska. Obecnie mamy tu "front arktyczny" z wiatrami o prędkości 45 mil/h, który unosi świeży śnieg w formie oślepiającej zamieci, więc nie wyglądam z entuzjazmem spaceru z psem...


Hej Neil! Jest jakaś szansa, żeby do wyników wyroczni dodawany był bezpośredni link to oryginalnego posta?

Rozmawialiśmy o tym jakiś czas temu, a potem zapomnieliśmy. Zapytam Da Goblina. W międzyczasie zawsze możesz pójść na skróty i skopiować to do wyszukiwarki na
http://neilgaiman.com/p/Search
i pod warunkiem, że nie jest to nic nadzwyczajnego (właśnie wypróbowałem i w rezultacie otrzymałem znak zapytania) powinno być łatwo sprawdzić, skąd to pochodzi.

[Edycja by dodać, że Da Webgoblin zapewnia mnie, że link był tam od dawna. Po prostu trzeba go znaleźć. Zapytałem Kryształowej Kuli czy tak właśnie ma być, a ona odpowiedziała "Wielu ludzi uważa, że to głupi pomysł, włącznie z Lordem Blackadderem." Jednakże Webgoblin i ja Pozostaniemy Nieugięci.]

Czy Wyrocznia kiedykolwiek powiedziała coś innego niż "Musisz tym naprawdę potrząsnąć"?

Zaczynam tracić wiarę w jej moc.

Nie przeczytałeś instrukcji na http://www.neilgaiman.com/oracle, prawda? Szczególnie zwróciłbym Ci uwagę na kawałek, który mówi "nie wystarczy, gdy na nią klikniesz. Potrząśnij nią." Jeśli na nią klikniesz, powie "Musisz tym naprawdę potrząsnąć". Jedynie gdy zostanie wstrząśnięta, zasłona pomiędzy przeszłością i przyszłością się uniesie, i jedynie wtedy wyrocznia przemówi proroczo.

Panie Gaiman,

Po pierwsze, dziękuję Ci bardzo za Twojego bloga. To wielka przyjemność czytać go każdego dnia- szczególnie kiedy opisujesz jak wiele pracy wkładasz w pisanie.

Jednakże zastanawiałem się gdzie piszesz. Opowiadałeś o swoich piórach, papierze i atramencie, widziałem też wiele odniesień do małego domku, w którym piszesz, ale zastanawiałem się, czy mógłbyś (jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś) opisać tą "pisarską chatkę". Zawsze jestem ciekaw warunków, w których tworzy się dzieło, a idea pisania w chatce fascynuje mnie. Czy zawsze starasz się pisać w tym samym miejscu? Zanim znalazłeś chatkę pisarką, czy miałeś jakieś podobne miejsca do tworzenia? Czy czujesz, że zaczynasz przywiązywać się do miejsca jako takiego i pisanie w innych warunkach (np. miejsca, pióra, papier) jest trudne?

Jeszcze raz dzięki za dzielenie się z nami tym wszystkim i przepraszam, jeśli moje pytania zostały już gdzieś indziej zadane i udzielono na nie odpowiedzi.

Pozdrowienia

Scott

Podczas gdy pisałem wyszło słońce. Mogę zrobić i umieścić parę zdjęć chatce w głębi ogrodu, gdzie obecnie najwięcej piszę, głównie ponieważ jest to miejsce, gdzie najłatwiej pisać z dużym białym psem. Reszta pisania ma miejsce we wczesnych godzinach porannych na kanapie.

Prawdę mówiąc potrafię pisać właściwie wszędzie, chociaż lubię jeździć tam, gdzie jeszcze nigdy nie byłem. Lubię podróżować, w umiarkowanych ilościach, i lubię przebywać w nowych miejscach, a szczególnie w nowych miejscach do pisania.

A w międzyczasie, oto moje zdjęcie sprzed dziesięciu lat w patagońskim miasteczku, które zostało nazwane moim nazwiskiem rodowym...





...

Post z Tajemnniczą Rzeczą pojawi się dziś w nocy.

czwartek, 6 grudnia 2007

"...robiąc prezent dla ciebie"

Neil napisał w środę 4 grudnia 2007 o 18:33

Problem ze śniegiem jest taki, że nie da się po prostu wyjść z psem na spacer. Trzeba się przygotować. Opatulić, założyć rękawice, wielkie buciory i tego typu rzeczy. A pies skacze, znika, pojawia się i znów skacze (a ponieważ sam jest w kolorze śniegu znika z łatwością) i przedzierasz się za nim albo przed nim, a przynajmniej gdzieś na tym samym co on kontynencie podśpiewując sobie "Skullcrusher Mountain" Jonathana Coultona podczas gdy śnieg osiada na twoich włosach i twarzy i nawet nie możesz zrobić telefonem przyzwoitego zdjęcia, bo rękawiczki są za grube, a jeśli już Ci się uda to przeszkadza palec, więc i tak nie widzisz ekranu. Ale mimo tego, wszystko jest białe i cudowne, nawet odkopywanie ścieżki do domu cztery razy dziennie może być dobrą zabawą, powiedzmy...

Większość zdjęć wychodzi tak:


A nawet na tych, gdzie nie ma palców Cabal wygląda jak śnieżna łasica.


.....

Mark Buckingham właśnie przysłał mi ilustrację do "Odda...". Ta jest do rodziału trzeciego...

(Ktoś zastanawiał się jak możemy zarobić albo otrzymywać tantiemy z książki za 10 pensów - czy nawet za funta. Odpowiedź brzmi - nie możemy. Światowy Dzień Książki to akcja dobroczynna, robimy to za darmo.)
...

I na koniec, klip ze Strajku Pisarzy z przekazem dla nas wszystkich. Szczególnie przesłodkich zwierzątek.

(Jeśli jesteście na RSS gdzie tego nie widać, kliknijcie link do prawdziwej notki.)