sobota, 5 marca 2011

Śnieg. I powtórka Rozmowy o Nadawaniu Imienia Holly

Neil napisał w niedzielę 20 lutego 2011 o 23:57

Znów pada śnieg. Dzisiaj napadało już ponad 30 cm. Taka pogodę moglibyśmy nawet nazwać burzą śnieżną, gdyby w grudniu w przeciągu jednej doby nie spadło ponad pół metra śniegu. O północy wyszedłem odkopać ścieżkę prowadzącą do drzwi wejściowych, potem przedarłem się z psami przez zaspy i odśnieżyłem wejście do sąsiedniego domu, bo byłem w szlachetnym nastroju.

Psy dzielnie spełniły swój obowiązek i siadały zawsze dokładnie tam, gdzie musiałem kopać.

Pomyślałem, że to w sumie całkiem niezły trening.

Kilka osób napisało i pytało czy moja obecna, młodsza o 15 lat żona ma coś wspólnego z faktem, że zacząłem trenować/zdrowo się odżywiać/odchudzać. Oczywiście, że tak, ale w zupełnie inny sposób, niż mogłoby się wydawać.

Podobałem się jej dokładnie taki, jaki byłem. (W końcu jesteśmy razem już dwa lata.)

Ale zdecydowanie jednym z czynników było to, że podczas podróży do Australii zacząłem myśleć, jak bardzo lubię być żonaty i jak bardzo lubię być z Amandą i że chciałbym bardzo, żeby trwało to możliwie jak najdłużej. Zdałem sobie sprawę, że ze względu zarówno na nią, jak i na siebie powinienem zadbać o to, by nawet za 25 lat być w możliwie dobrej formie. Jak już wspominałem, obaj moi dziadkowie pod koniec swego życia stali się niedołężni. A zmarli niedługo po siedemdziesiątce. Mój ojciec natomiast do końca życia świetnie się trzymał (tzn. do momentu, kiedy jego serce przestało bić), a zmarł mając 75 lat. Ćwiczył regularnie. Dziadkowie nie. Gdyby ktoś im to zaproponował, spojrzeliby na niego nie rozumiejąc zupełnie.

Kiedy wróciłem z Australii przeczytałem kilka książek o tym, jak żyć zdrowiej oraz dłużej i każda z nich radziła praktycznie to samo (Jedz więcej warzyw! Ćwicz! Jedz mniej śmieci i czy wspominaliśmy już o warzywach? I naprawdę nie żartowaliśmy z tymi ćwiczeniami!) Z mojego dochodzenia wynika jasno, że jeśli chcę być w dobrej formie za 25 lat, już teraz muszę zacząć robić coś w tej sprawie i że nie zastąpi tego żadna magiczna pigułka.

Myślę, że to inwestycja w życie na poziomie. I choć wciąż grozi mi spontaniczny samozapłon, wypadek samochodowy albo pożarcie przez kozy z kosmosu, nie widzę powodów, dla których nie miałbym zacząć żyć zdrowo już teraz, żeby stan ten trwał jak najdłużej.

Efektem ubocznym moich ćwiczeń jest okazja do wysłuchania Samotni czytanej przez Hugh Dicksona, dzięki czemu nie odłożę książki i nie przestane ćwiczyć. (Interesujące: zdałem sobie sprawę, jaka jest różnica pomiędzy słuchaniem i czytaniem książki. Słuchałem dziś rozdziału 10 i zauważyłem, że część rozdziałów z narracją trzecioosobową napisana jest w czasie teraźniejszym. Gdybym sam czytał książkę, zauważyłbym to już dawno.)

Innym efektem ubocznym jest możliwość noszenia jeansów, które były na mnie za małe i nie nosiłem ich tak długo, że teraz jest to już Moda Vintage.

Kiedy ćwiczyłem na zewnątrz (właściwie wyprowadzam psy na spacer. Próbowałem biegać w śniegu, ale jest pod nim lód i często się wywracałem) próbowałem zrobić zdjęcie latarni świecącej pośród drzew w czasie zamieci, ale aparat w telefonie nie dał sobie rady z pogodą. Najlepsze, co udało mi się zrobić:


Wcześniej, kiedy leżało zaledwie kilka centymetrów śniegu, zrobiłem poniższe zdjęcie. Podoba mi się ono szczególnie dlatego, że Lola wydaje się nagle wyłaniać ze śniegu i wygląda wyjątkowo głupkowato, jak jakiś stwór, w połowie pies, w połowie gargulec.


Udało mi się również sfotografować niezadowolone drzewo, które wygląda na bardzo niezadowolone.


...

27 kwietnia będę w Nowym Jorku prowadził Selected Shorts (Wybrane Opowiadania) dla National Public Radio. Oprócz prowadzenia przeczytam swoje opowiadanie.

Bilety szybko się rozchodzą - link i szczegóły: http://www.symphonyspace.org/event/6372-selected-shorts-magical-realism-the-world-of-marvelous-stories-with-neil-gaiman. Naprawdę nie mogę się już doczekać. Nie, jeszcze nie wiem które opowiadanie wybiorę.

...

Hej Neil-

Chciałbym zaproponować jeden z najlepszych przebojów:
Z poniedziałku 31 maja 2004
W którym pisarz w końcu odbywa z córką Rozmowę...
http://journal.neilgaiman.com/2004/05/in-which-author-finally-has.asp

Wiem, że każde z dwojga moich dzieci (mam dwie córki!) jest jedynym w swoim rodzaju stworzeniem, które ma swoje własne życie pełne niespodzianek. I choć wiem, że robię co do mnie należy, gdy zachęcam je, aby były jak najlepszą Sophią czy Olivią, mam egoistyczną nadzieję, że i one kiedyś dorosną do lubienia i doceniania tych samych rzeczy, które cenimy ja i moja żona.

Nie dorosły jeszcze do wieku, w którym mógłby zdarzyć się ten moment olśnienia "Och, tato, bardzo cię kocham", ale kiedy zaczynają przy śniadaniu jedna przez drugą wołać "zostanę z tobą na zawsze", mogę mieć nadzieję, że coś jednak robimy, jak należy.

Dziękuję za wszystkie opowieści i za to, że dzielisz się z nami tyloma rzeczami i tak często.

Dave


Uwielbiam dowiadywać się, które posty podobały się czytelnikom najbardziej. Często są to rzeczy, których w życiu bym nie podejrzewał. Czyli z 31 maja 2004m post W którym pisarz w końcu odbywa z córką Rozmowę...


Całkiem udany dzień.

Obudziłem się, jeszcze przed wyjściem z łóżka sięgnąłem po notes i zapisałem kilka fragmentów tekstu do opery Wilki w ścianach, w tym jeden, który szczególnie mnie rozśmieszył - "Smash Something Breakable" [Rozbij Coś Tłukącego]. Trochę poćwiczyłem, przywitałem się z ogrodem. Popołudnie spędziłem na pisaniu powieści, a mój stan od całkowicie załamanego "to jest fatalne nic z tego nie będzie nie mam pojęcia co w ogóle wyrabiam" tysiąc słów później zmienił się w "Może to nie jest aż tak złe jak sądziłem i myślę że już wiem co wydarzy się dalej", a mogło być znacznie gorzej.

Spędziłem bardzo miły wieczór w towarzystwie Holly. Zaczęło się od tego, że wspomniała, jak bardzo lubi piosenkę "Across the Universe", a ja puściłem jej wersję wykonywaną przez Laibach, którą zawsze wolałem od oryginału. "Tato", powiedziała radośnie. "To wersję pamiętam z dzieciństwa. Często tego słuchałeś. Zawsze zastanawiałam się dlaczego wersja Beatlesów brzmiała zupełnie inaczej, niż się spodziewałam. To znaczy, tu przynajmniej można zrozumieć słowa." Potem siedzieliśmy razem przy komputerze przez kilka godzin i zrobiłem dla niej playlistę piosenek, które uwielbiała jako mała dziewczynka: z tych, które pamiętała i tych, które zapomniała. Wszystko to doprowadziło do Rozmowy. No wiecie, tej, której nadejścia spodziewałem się przez ostatnie prawie dziewiętnaście lat.

Umieściłem na playliście piosenki z dzieciństwa Holly: trafiły tam "Barcelona" i "Nothing Compares 2 U" i "I Don't Like Mondays" i "These Foolish Things", a potem przyszła pora na "Walk on the Wild Side" Lou Reeda. "Moje imię wziąłeś z tej piosenki, prawda?" powiedziała Holly po usłyszeniu pierwszych basowych dźwięków. "Tak jest" odpowiedziałem.

Lou zaczął śpiewać.

Holly wysłuchała pierwszej zwrotki i po raz pierwszy tak naprawdę usłyszała tekst.

"Ogoliła nogi i wtedy on stał się nią...? On?"

"Zgadza się" powiedziałem i przygotowałem się na najgorsze. Nadszedł czas na Rozmowę. "Zostałaś nazwana imieniem drag queen z piosenki Lou Reeda."

Jej twarz nagle rozpromienił szeroki uśmiech. "Och, tato. Bardzo cię kocham." powiedziała. Potem wzięła do ręki kopertę i szybko zapisała na odwrocie to, co właśnie jej powiedziałem, żeby nie zapomnieć.

Nie jestem pewny, czy kiedykolwiek przeczuwałem, że Rozmowa odbędzie się w taki sposób.

3 komentarze:

Dwuchwast pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Dwuchwast pisze...

Uwielbiam Neil'a. Sympatyczny z niego gość. Ma wspaniałe psy, a latarnia wygląda jakby z Narnii :P

pozdrawiam

noita pisze...

takie było założenie, poszukaj - już trochę o niej opowiadał (: