Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tatuaże. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tatuaże. Pokaż wszystkie posty

środa, 9 września 2015

Kto wygrałby w walce: Sandman czy Thor?

Neil odpowiada na pytania:


Gdzie wolałbyś mieszkać: w świecie "Gry o Tron" czy w świecie "Władcy pierścieni"?

Problem z tymi wymyślonymi światami to... kanalizacja. Gdziekolwiek bym mieszkał, zależałoby mi na sprawnie działającej toalecie. I dobrej opiece dentystycznej.
Chyba ktoś powinien się zająć wymyślaniem cudownych, magicznych krain, pełnych dentystów i hydraulików. W takiej bym chętnie zamieszkał.

Kto wygrałby w walce: Sandman czy Thor?

Thor byłby pewnie bardzo zadowolony z siebie i przekonany, że wygrał.
Ale sam pomysł pojedynku Morfeusza z Thorem to zupełnie jak sytuacja, kiedy w barze wielki koleś szuka zwady z facetem, który chce się  tylko spokojnie napić, więc ostatecznie dochodzi do wniosku, że wygrał, bo ten drugi nie chciał się bić.

Jakiego słowa najbardziej nie lubisz?

"Moist" ("wilgotny"). Jest w nim coś dziwnego. Trzeba  się ażwykrzywić, żeby je wymówić. I brzmi nieco osobliwie, niby zabawnie, ale... Istnieje przecież świetne słowo "damp" ("mokry"). Lubię "damp". Zaczyna się na "d" i kończy na "p" i jest satysfakcjonujące. Można powiedzieć "ojej, właśnie usiadłem na czymś mokrym", to bardzo miłe słowo. A "wilgotnego" nawet nie bardzo chce się użyć. Taki mokry, ale nie mokry. No i jak trzeba się napracować, żeby je wymówić.

Ulubione słowo?

Zdecydowanie "fucking" [brak tłumaczenia wynika z faktu, iż polski jest zdecydowanie bogatszy w słowa emfatycznie uważane powszechnie za obelżywe, stosowane w miejsce podanego tu, uniwersalnego dość terminu źródłowego ;) - przyp. noita]. Ale nie z tego powodu, o którym myślicie. Dlatego, że to jedno z niewielu słów w języku angielskim, które można wtrącić do innych słów. Niewiele słów się do tego nadaje. I jest abso-kurwa-lutnie fantastycznie, kiedy można coś takiego zrobić.

Masz jakieś tatuaże?

Jestem całkowicie nienaznaczony tatuażami i czuję się z tego powodu nieco winny. Zawsze sądziłem, że kiedy już się na to zdecyduję, będzie to jakiś literacki tatuaż. Jedyna rzecz, której wytatuowanie wydawało mi się kiedykolwiek dobrym pomysłem to znak "&" (ampersand), bo jest przepiękny. Myślałem o tym, ale kiedy poznałem swoją wówczas-jeszcze-nie-żonę, wydała album "Who Killed Amanda Palmer" z utworem "Ampersand", w którym śpiewa, że nie chcę żyć po jednej stronie "&", więc wtedy już wiedziałem, że nie mogę tego zrobić. Co więcej, mnóstwo jej fanów ma takie tatuaże, więc ja raczej już tego nie zrobię. Ale są piękne. Może kiedyś wytatułuję sobie średnik.

środa, 14 maja 2014

Oglądajcie jak czytam „Kto zje zielone jajka sadzone”. Oglądajcie, oglądajcie Tomka Przytomka.

Neil napisał w piątek, 31 stycznia 2014 r. o 23:45


Być może nie wiecie, że zgodziłem się, że jeśli fundacja zgromadzi pół miliona dolarów nagram klip, w którym czytam Kto zje zielone jajka sadzone Dra Seussa.

To właśnie obiecałem.

A dziś po południu osiągnęli swój cel.

Dostałem telefon i nagrałem filmik. (Jak widzicie, jestem mocno brodaty, bo nie pokazuję się publicznie i tylko piszę.) I zamieściłem go na YouTubie.

Cała akcja sprawiła, że brakuje mi małych dzieci, którym mógłbym czytać. Mam nadzieję, że wam się spodoba.


środa, 22 sierpnia 2012

Historia pewnego tatuażu


Historia pewnego tatuażu skompilowana z Facebooka, Tumblra i blogów, nie tylko oficjalnego:




Pod koniec kwietnia Neil zamieścił na swoim Tumblrze link do fragmentu nagrania z jednego z Wieczorów z Neilem i Amandą (wstęp i wiersz do odsłuchania tutaj)

Opowieść dotyczyła dość nietypowej prośby od fana...


"Pół roku temu ktoś napisał do mnie i poprosił o wiersz, który mógłby sobie wytatuować, najlepiej w formie komiksu, gdyż je uwielbia. Zapytałem, kto miałby go narysować, kto jest jego ulubionym artystą. Odpisał, że David Mack. Zapytałem więc Davida, czy podjąłby się takiego zadania, mówiąc mu, że będzie to edycja limitowana - do jednego egzemplarza. Zgodził się.
A ja pomyślałem, że napiszę wiersz o tatuowaniu słów. Amanda powiedziałaby, że to bardzo meta."


Autor owej prośby, a obecnie posiadacz tatuażu, zamieścił na Facebooku galerię zdjęć z jego powstawania.

Trzeba zaznaczyć, że Neil zgodził się napisać wiersz pod warunkiem, że przysłuży się on w jakiś sposób sprawie CBLDF.
Tak też się stało: tatuaż stał się grafiką do kupienia na stronie Neverwear, a połowa dochodu z jej sprzedaży trafia na konto CBLDF. Zarządzająca sklepem Kat zamieściła zdjęcia i szczegółowo zrelacjonowała całe przedsięwzięcie na swoim blogu.



Kreślić słowa chcę z płomieni

na twej skórze pisać wiersz

pożądanie w pieśń przemienić
tkać początek chcę i grzech.
Jesteś księgą mej miłości
rękopisem moich prawd
starty arras twej młodości
starość utka jeszcze raz.
Ogień kart twych nie strawi,
grzbietu nie przykryje kurz.
Piszę list do pożądania,
nie przeczytasz własnych słów.
Nie pominę ani słowa
przy gasnącym świetle dnia.
Księgo marzeń mych i obaw
twój epilog poznać czas.


Autorką przekładu wiersza jest oczywiście Irena Michalewicz, której po raz kolejny ogromnie dziękujemy :)

środa, 26 stycznia 2011

Czując się dziwnie, jak duch

Neil napisał we wtorek 25 stycznia 2011 o 2:12

Pozwoliłem, aby na blogu zdarzyła się ta sytuacja, kiedy obiecuję sobie, że jak tylko na jeden dzień przestaną mi się przytrafiać dziwne i wspaniałe rzeczy, wszystko opiszę i uaktualnię. Tymczasem dzieje się tyle nowych.

Piszę teraz nie po to, aby złożyć sprawozdanie z tego, co robię, ale dlatego, że chciałbym uwiecznić to:

Jestem teraz w Sydney. Jutro wraz z Amandą i przyjaciółmi zawładniemy Świętem Australii w Operze. Siedziałem sobie w mieszkanku, gdzie umieścili nas organizatorzy festiwalu i pracowałem nad tym, co chciałbym jutro czytać. Nagle zgasł monitor. Zorientowałem się, że komputer nie był podłączony, a Amanda (chwilowo na spotkaniu z prasą w Operze) zabrała australijską przejściówkę (mieliśmy ich więcej, ale zostawialiśmy po drodze).

Wyszedłem więc kupić kilka nowych przejściówek, żebym ja miał jedną, a drugą mógł zostawić Amandzie, kiedy będę wyjeżdżał.
W ostatnich gorących promieniach słońca Sydney mijałem restauracje sushi, hostele, knajpy z tajskim jedzeniem na wynos i kioski. Wczoraj wieczorem Amanda zwróciła moją uwagę na prostytutki (bo setnie ubawił ją mój kompletny brak umiejętności dostrzegania ich na ulicy) i dziś zauważyłem kilka z tych pań, rozpoczynały dyżur i w świetle dnia wyglądały bardzo nieufnie.

Widziałem też parę, kobietę i mężczyznę, oboje mieli koło dwudziestki, oboje byli nieco niżsi ode mnie i mieli ciemne włosy. Stali tyłem do mnie i oglądali wystawę sklepu. Kobieta miała na łopatce tatuaż - napis - a ponieważ nie potrafię przejść obok napisu i go nie przeczytać, przyjrzałem się mu. Fragment tatuażu zasłaniało ramiączko.

Ale i tak mogłem wszystko przeczytać. I dokładnie wiedziałem, jakie słowa były zasłonięte.

Tatuaż był bardzo podobny do poniższego (tzn. ta sama treść, podobna czcionka, ale prawdopodobnie inna osoba. Już staram się przypomnieć sobie, na której był łopatce):

"Czasami się budzisz.
Czasami upadek cię zabija.
A czasami, gdy spadasz, zaczynasz lecieć"

(Zdjęcie wziąłem stąd.) (Dziękuję ci, wyszukiwarko obrazów Google)

Przeczytałem tatuaż, słowa, którymi osiemnaście lat temu starałem się wypędzić własne małe demony, i poczułem się jak duch. Zupełnie jakbym przez moment w gorącym australijskim słońcu był ideą osoby, a nie prawdziwą osobą.

Nie przedstawiłem się jej, w ogóle nic nie powiedziałem (szczerze mówiąc, nie przyszło mi nawet do głowy, żeby się przywitać). Poszedłem po prostu do domu, przez świat, który zdawał się nieco bardziej wątły i nieskończenie bardziej osobliwy, niż jeszcze rano.

Nie wiem dlaczego, ale wyjątkowo mnie to poruszyło.

sobota, 30 maja 2009

Badania komórek macierzystych i Zbrojni Pisarze Jej Królewskiej Mości

Neil napisał w niedzielę 17 maja o 18:19

To jest moim zdaniem ważne:

Witaj, Neil. Jestem stażystą w laboratorium, które zajmuje się badaniami komórek macierzystych. Niedawno dostałem od szefa naszego laboratorium wiadomość, którą załączam poniżej. W dokumencie wszystko jest dokładnie wyjaśnione, ale w skrócie chodzi o to, że obecnie opracowuje się prawo regulujące zasady badań nad komórkami macierzystymi pochodzącymi z ludzkich embrionów, które ma zastąpić unieważnione prawo wprowadzone przez administrację Busha.
Na stronie Krajowego Instytutu Zdrowia znajduje się formularz, za pośrednictwem którego obywatele USA mogą wyrazić swoje zdanie w tej sprawie i opinie te są rzeczywiście brane pod uwagę. Jeżeli wolisz nie wypowiadać się w tak kontrowersyjnej kwestii, oczywiście rozumiem. Ale jeżeli zechciałbyś się tym zainteresować, byłoby wspaniale gdyby osoba o Twoim zasięgu medialnym nagłośniła tę informację. Dziękuję bardzo za poświęcony czas.
http://docs.google.com/Doc?id=dd5vs2xt_0hkwp6xd8
-Joshua Turner

Myślę, że badania nad komórkami macierzystymi są bardzo ważne. (Wy, mieszkańcy Krainy Internetu, nie musie myśleć tak samo. Możecie chcieć ich zakazania, jeśli taka jest Wasza wola.) Ale dowiedziawszy się, że
* Konferencja Biskupów Katolickich Stanów Zjednoczonych (USCCB) rozpoczęła dzisiaj nową kampanię pod hasłem "Przeciwko Badaniom Niszczącym Komórki Macierzyste" i przygotowuje ludzi do zwracania się do Kongresu i Krajowego Instytutu Zdrowia (NIH) o zakazanie badań komórek macierzystych embrionów. - WASZYNGTON, 6 maja
/PRNewswire-USNewswire/ www.usccb.org/stemcellcampaign
oraz że
"... z ponad 6000 otrzymanych przez NIH opinii dotyczących projektu ustawy, 99% sprzeciwia się prowadzeniu badań nad komórkami macierzystymi." -Carecure Forum
http://sci.rutgers.edu/forum/showpost.php?p=1039001&postcount=12
i zważywszy, że nie wierzę, że 99% ludzi uważa, że badań komórek macierzystych pownno się zakazać, pomyślałem - cóż, moja opinia liczy się tak samo, jak opinia dowolnego biskupa. I założę się, że mogę dotrzeć do co najmniej 6000 ludzi...

przejrzyjcie dokument. Jeżeli macie zdanie na temat tych badań i chcielibyście ja wyrazić, wejdździe na
http://nihoerextra.nih.gov/stem_cells/add.htm

i dajcie im znać, co o tym sądzicie.

A jeżeli zależy Wam na tym i macie bloga, albo LiveJournal, albo inny sposób powiadomienia wielu osób to proszę, przekażcie tę informację dalej. Podajcie linka do tego posta, albo do dokumentu powyżej. Czas na wyrażenie opinii macie do 26 maja.

Co sądzisz na temat wysokiej ceny za "Absolute Death"? Książka ma jedynie 360 stron, ale kosztuje $99,99. Każdy z tomów Absolute Sandman liczy ponad 600 stron, a kosztuje tyle samo, co "Death". Jak można to wyjaśnić? Nie sądzisz, że za książke takiej długości cena w granicach $39.99-$59.99 byłaby rozsądniejsza? Pytam, bo często blogujesz na temat Amazonu i to twoje dzieło.
Zastanawiam się, czy dostanie na stronie Amazonu podobne recenzje, co "Absolute
League of Extraordinary Gentlemen: The Black Dossier" w twardej oprawie - ze zrozumiałych powodów: jedna gwiazdka. Tylko jedna osoba przyznała dwie gwiazdki, piętnaście innych - jedną, właśnie z powodu ceny.
Co o tym sądzisz?

Jestem nieco zdziwiony. Powiedziano mi, że będzie kosztować około $75, co w połączeniu ze zniżkami, jakie oferuje Amazon dawało cenę w przedziale, jaki sugerujesz. Ale wiem też, że w trakcie przygotowania pojawiły się dodatkowe wydatki, łącznie z tym, że trzeba było ponownie zrobić liternictwo w całej"Wysokiej cenie życia", czego nie było w planach i nie wliczono do budżetu.
Skargi na "Black Dossier" (które ma ponad 150 dtron mniej, niż "Death") nie dotyczą ceny, tylko tego, że jest to zwyczajne zdzierstwo, bo za te pieniądze nie dostajesz nic, poza tym, co znalazło się w normalnym wydaniu w twardej oprawie. Wydanie "Absolute" będzie miało tylko nieco większy format i obwolutę. "Absolute Death" zawiera mnóstwo rzeczy, które nie zostały dotąd opublikowane, albo nie były publikowane w takiej formie, a pewnością nigdy dotąd nie zostały zebrane. Czy ludzie uznają, że jest wart swojej ceny, dopiero się okaże. Ale wiem, że niewiarygodnie dużo pracy wkłada się w to, aby uczynić książkę najbardziej fantastyczną, jak to tylko możliwe.

W tej chwili można kupić ją na Amazonie za $62.99 (za tę samą cenę można dostać każdy tom "Absolute Sandmana", choć zdarzało im się już kilka razy podnosić do pełnej ceny i opuszczać ją znowu) z gwarancją, że jeśli cena obniży się przed datą wydania, zapłacicie tę najniższą, a będzie to w listopadzie. Czyli będzie to $63 lub mniej.

Drogi Opowiadaczu Gaimanie,
Nie mam pewności, co osobiście sądzisz na temat tatuaży, ale gdybym miał na trwałe umieścić swoim ciele fragment Sandmana, co byś polecił? Hehe, wiem głupie pytanie co? Ale z pewnością chciałbyś, żeby twoja opowieść była przestawiona najfajniej, jak to możliwe.
Pozdrowienia,
Tanner Hunt


Myślę, że tatuaże to na tyle osobista sprawa, że sam powinieneś wybrać. Znajdź rysunek z Sandmana, który do Ciebie przemawia i zktórym chcesz żyć to końca swych dni. I na ten się zdecyduj.

Następne dotyczy, jak sądzę, mojego komentarza na temat pisarzy sprzed kilku dni.

Jeżeli piszesz (albo robisz cokolwiek innego) dla zabawy i możesz na tym potem zarobić lub nie - poświęcasz na to swój czas i możesz sobie rzucać popcornem w ekran telewizora tak długo jak chcesz.
Jeżeli jednak wziąłeś zaliczkę, albo podpisałeś kontrakt, PRACUJESZ DLA KOGOŚ INNEGO i masz taki sam obowiązek wykonać NA CZAS odpowiedniej jakości pracę, jak żołnierz w Iraku.

Jeżeli nie wiedziałeś, że wszystkie koty potrafią lewitować i że już to dogłębnie zbadano, to jesteś idiotą i twój kot równiez tak uważa.

Mm. Dobrze ci szło, dopóki nie wspomniałeś o Iraku. (czyli z drugiej strony wygląda na to, że "Żołnierz. Praca jak każda inna. Na co tak narzekają? Zlaczego ciągle zwiewają do szpitali i narzekają na leczenie i wyposażenie? Żołnierze w Iraku mają taki sam obowiązek nie cierpieć na
stres pourazowy i nie dawać się umyślnie zranić, jak powieściopisarz w otoczonej krzewami róż chatce w hrabstwie Devon.") (A ja wciąż wyobrażam sobie wytrenowany pluton Zbrojnych Powieściopisarzy Jej Królewskiej Mości musztrowany przez wybuchowego sierżanta: "...na dwa - czekać, czekać! co ty wyprawiasz, wstrętny mały człowieczku, kontemplujesz litoty? - na dwa, szybkoooooo WĄTEK!")

Zazwyczaj to ja maszeruję w tę i z powrotem próbując wyjasnić całemu światu, że pisanie to jest praca i nie jest romantyczne, ani mądre, ani nie jest niczym specjalnym. W dużej mierze o tym właśnie jest ten blog.

Ale pisanie książek nie jest tym samym, co powiedzmy stolarka, patrolowanie granicy, czy chów zwierząt. Wymyśla się rzeczy. To sztuczka wymagająca ogromnej pewności, jak Struś Pędziwiatr, który przebiega po powietrzu między dwoma szczytami, a jeżeli zatrzymasz się i spojrzysz w dół - zlecisz, jak kojot. A robienie rzeczy na czas nie jest tym samym, co robienie ich dobrze.

Nie jestem pewien, kiedy miałem skończyć "Księgę cmentarną" według oryginalnej umowy. Wiem, że gdybym zrobił to do grudnia 2007 dostałbym 50 tys. dolarów premii, a nie zobaczyłem ani centa, ponieważ pisanie skończyłem w marcu 2008. Jestem całkiem pewny, że coś bym naskrobał w 2007 roku, oddał na czas i zgarnął pieniądze. Jestem też pewny, że wtedy książka nie zostałaby nagrodzina Newbery i prawdopodobnie w ogóle nie byłaby zbyt dobra. I podejrzewam, że osoby, które przeczytałyby książkę narzekałyby, że napisałem ją tylko dla pieniędzy i zdecydowanie mieliby rację.

Ale owszem. Osoba lub organizacja, z którą pisarz podpisuje umowę, ma prawo się skarżyć i proszę mi wierzyć, skarżą się. W końcu to dla nich pracuje pisarz, skoro była podpisana umowa.

Często, zwłaszcza w przypadku długich serii, w ogóle jej nie ma. Podejrzewam, przy "Mrocznej wieży" Stephena Kinga umowa była taka, że książki będą gotowe, kiedy skończy je pisać. Zajęło mu to 34 lata. Czytelnicy umierali nie wiedząc, jak seria się skończy. Jeśli w 1999 tamten minivan zabiły Steve'a, nikt nie dowiedziałby się jak się skończy. Byłaby to tragedia, z wielu powodów, ale naruszenie umowy nie byłoby jednym z nich.

Drogi Panie Gaiman,
Nie jestem w stanie wyrazić jak bardzo uwielbiam film "Koralina", podobnie jak jego ścieżkę dźwiękową.
Utwory Bruno Coulais sa piękne i pozostają w pamięci, a "Other Father Song" (Piosenka Drugiego Ojca) They Might Be Giants była znakomita, ale niestety nie moge znaleźć piosenki, która moim zdaniem była najlepsza!
Chodzi mi o utwór, który słychać, kiedy Koralina z matką (oczywiście tą prawdziwą) są na zakupach. Pojawił się on też w jednej z telewizyjnych reklam filmu. (Można zobaczyć ją tutaj http://twurl.cc/p7j )
Ze wszystkich moich poszukiwań wynika, że nazywa się chyba “Nellie Jean”, i autorem jest Kent Melton (który może być też jednym z rzeźbiarzy pracujących przy filmie).
Wiem, że mam niewielkie szanse, ale zastanawiałem się, czy masz może jakieś informacje na temat tej piosenki. Ściągnąłem z iTunes ścieżkę dźwiękową, ale nie ma jej tam. W najgorszym przypadku będę słuchał jej w kółko na YouTube, chociaż naprawdę wolałbym ją ściągnąć!
Dzięki i oby tak dalej!
Jason B


Zapytałem o to Henry'ego Selicka, który odpowiedział:

To nie jest "Nellie Jean" Kenta Meltona – to 5, czy 7 sekund muzyki granej na ukulele, którą mała postać gra przed sklepem ogrodniczym, gdzie wysiadł Ojciec. Wydaje mi się, że nazwaliśymy to po prostu "muzyką z zakupów" i dziwne, że nie ma tego na płycie ze ścieżcką dźwiękową. Zapytałem Bruno Coulais, czy nie mógłby przysłać mi mp3 dla Jasona.

A ponieważ Henry to wspaniały człowiek, przysłał mi potem mp3 rzeczonego utworu, a potężny Webgoblin zamieścił go na http://www.neilgaiman.com/mediafiles/exclusive/Audio/in_the_store_2.mp3

(Ten wysoki głos to sam Bruno.)

...
Internet w domu umarł, a niedziela jest dniem, w którym dowiadujesze się, że "serwis 24h/dobę, 7 dni w tygodniu" oznacza, że ktoś zgodzi się z tobą, że owszem, wygląda na to, że internet się popsuł i że dadzą znać komuś, kto przyjdzie do pracy w poniedziałek rano. A więc zapisuje to na przenośnej pamięci i wyruszam w świat w poszukiwaniu bezprzewodowego dostępu do sieci. Przy odrobinie szczęścia uda mi się to zamieścić, ale kiedy już to zrobię, mogę być z dala od internetu do momentu, aż wszystko naprawią.

poniedziałek, 27 sierpnia 2007

Mgła o poranku

Neil napisał w piątek, 24 sierpnia 2007


Co myślisz o Czengdu? Zapytał prezes Science Fiction World gdy wylądowaliśmy wczoraj na lotnisku.


Nie widzę go zbyt wyraźnie przez mgłę, powiedziałem, co prawdopodobnie było złą odpowiedzią.


To duże miasto i czuje się w nim klimat dużego miasta. Wczoraj wyglądało niesamowicie, kiedy szliśmy przez nie w deszczu, wszystkie te neony odbijające się w mokrych chodnikach. Właśnie wstałem i spojrzałem przez swoje okno. Mgła powróciła, żółta w porannym świetle, a świat wygląda jak film science fiction...


Wczoraj wieczorem poznałem swojego tłumacza na dzisiejszą pogadankę. Spotkałem kolegów posarzy (Davida Brina z rodziną, Nancy Kress, Roberta J. Sawyera z żoną i innych) nakarmiono nas (zostałem ostrzeżony, że jedzenie tu będzie zbyt ostre, ale wszystko było wspaniałe) a potem poszliśmy na spotkanie bookworm.


Dzisiaj przemawiam o Naturze Fantasy.


...


Drogi Neilu, zamiast wyjaśniać wszystko jeszcze raz, chciałbym cię odesłać prosto do tyrady Empire Magazine o Beowulfie: http://www.empireonline.com/empireblog/Post.asp?id=20

Szczególnie, że ludzie z poza stanów nie mogą obejrzeć trailera. Nienajlepszy public relations na świecie!

Ian


Z jakiegoś powodu, prawdopodobnie głównym jest to, że jestem w Chinach, większość blogów nie pojawia się na moim komputerze i ten także, więc nie mogę zobaczyć tyrady. Ale z tego co wiem, "trailer z czerwoną opaską" do Beowulfa jest dokładnie taki sam jak Europejski Trailer, który można już oglądać od tygodni.


Cześć Neil,

Nie całkiem to jest pytanie, ale pomyślałem, że może cię zainteresować/możesz tostręczyć to o wiele lepiej, niż ja. Właśnie założyłem grupę Stukniętych na punkcie modyfikacji ciała związanych z Sandmanem po tym jak sam sobie taką kazałem zrobić ('czasem fruniesz, gdy upadasz.' z Lęku Wysokości, na wnętrzu ramienia, żeby uściślić - to też mój pierwszy tatuaż) i czy jest lepszy sposób, żeby zobaczyć wszystkie wspaniałe zmiany inspirowane Sandmanem w jednym miejscu? Możesz je zobaczyć tutaj: http://www.flickr.com/groups/sandman_bodyart/

radujmy się pod sztandarem 'lodów zielonej myszy'. otwarte dla wszystkich zgłoszeń. Będę wkraczał tylko, jeśli coś będzie nie związane z tematem lub spamem.

Czółko! Meg.


Uznaj to za, ee, wystręczone.


Zabrałem żonę na Gwiezdny Pył w weekend po premierze. Podobało jej się, a ja całkiem dobrze się bawiłem. Dobrze zagrane przez wszystkich, szczególnie kawałki z charakterystycznymi aktorami które dodały bardzo dużo głębi. Przechodząc do pytania, na które odpowiedzi nie widziałem nigdzie indziej: Gwiezdny Pył kosztował 70 milionów, a ty przewidujesz, że zarobi 100 milionów na całym świecie. Wiem, że Hollywood regularnie przeprowadza przeliczenia voodoo podczas których z kamienną twarzą utrzymują, że żaden film nigdy nie zarobił pieniędzy (oprócz Tytanika, który ledwo wyszedł na zero), ale jaka jest prawdziwa historia? Jak wiele z tych 100 milionów idzie do wytwórni a ile zostaje w kinach? Czy waha się znacznie pod wpływem różnych czynników? Różne regiony świata, różne sieci kin, różne studia, gdzie jest haczyk?


Dobre pytanie, na które właściwie nie znam odpowiedzi. Będę się bardzo starał ją znaleźć i i ci tutaj odpowiedzieć. Mam wrażenie, że przeliczanie voodoo będzie znaczyło, że nic nigdy nie przyniesie zysku, nie ważne co zrobisz. Pamiętam jak w 1990 dowiedziałem się, po tym jak pierwszy raz sprzedaliśmy Dobry Omen że "punkty" za film to fajna rzecz w teorii, ale nic co kiedykolwiek dałoby się zabrać do banku.


Gwiezdny Pył na razie najwidoczniej dobrze sobie radzi -- w zeszłym tygodniu właśnie wszedł na trzy następne terytoria, wedługBox Office Mojo, i "zarobił 4,8 miliona dolarów na czterech rynkach, w sumie 9, 1 miliona. Pozycja fantasy zaliczyła kolejne dwa imponujące wejścia w Korei Południowej (2,3$ ze 176 ekranów) i na Ukrainie (najwyżczy wynik 577 317$ z 75 ekranów), ale wypadł paskudnie w Emiratach Arabskich (102 849 $ z 19 ekranów). W Rosji popularność spadła o 40% i zarobił w sumie 6 milionów." Zastanawiam się, dlaczego nie spodobał się w Emiratach Arabskich. Ale hurra! dla Ukraińców i mieszkańców Korei Południowej. Zatem po 14 dniach zarobił $31milionów, wciąż jeszcze przed odwiedzeniem większości świata.

...

Tutaj widom z mojego okna. I moje odbicie. Żółta poranna mgła się podniosła. Postaram się być jutro szybszy z aparatem.


Labels: , , ,

sobota, 10 marca 2007

Kocie spojrzenie

Neil napisał we Czwartek, 8-ego marca 2007

Dużo ludzi pisało uświadamiając nas, że wczorajszy tajemniczy, rosyjski kosmita był... z gatunku Guitarfish (mimo to doszło do dyskusji, jakiego rodzaju dokładnie)

Cześć Neil,

Jestem wielkim fanem twojej twórczości i znaku ‘&’, więc kiedy zdecydowałem się w końcu zrobić sobie tatuaż, wybrałem ten z wydania “Preludiów i Nokturnów”(“Preludes &Nocturnes”) lub “Bajki i Odbicia” (“Fables&Reflections”) w miękkiej okładce. Jedynym problemem jest to, że nie wiem, jaką czcionką jest on zapisany. Dlatego, zamiast gorączkowo szukać (właściwie, to już to zrobiłem) zdecydowałem się zwrócić wprost do źródeł. Czy wiesz, jaka to czcionka?

Chociaż nie wiedziałem, doszedłem do tego, że Dave McKean mógłby coś na ten temat powiedzieć, więc go zapytałem i uzyskałem tę odpowiedź:

Odpowiedź na pytanie twojego blogowicza o znaku “&”:

Które wydanie PN? Biorąc pod uwagę, że DC wypuściło 57 wersji tej książki nie jestem pewien o którą ci chodzi. Jeżeli masz na myśli ostatnie wydanie SANDMAN LIBRARY, mam ten egzemplarz „Bajek...” ten uroczy spiralno-wymyślny znak jest napisany czcionką MISSIONARY, dostępną w Emigre, a zaprojektowaną przez wspaniałego Miles’a Newlyn’a (jeśli pamięć mnie nie myli). Jeżeli miałeś na myśli inne wydanie, wtedy wciąż polecam ci ten właśnie znaczek, jest najlepszy.

Village Voice właśnie to ujawniło, a kilkoro z was pisało do mnie z pytaniami, tak, będę gościem na PEN World Voices Festival pod koniec kwietnia. Nie mogę wam teraz podać żadnych szczegółów, ale ciekawi powinni sprawdzić http://www.pen.org/page.php/prmID/1096 i wpisać się na listę mailingową Festiwalu, jeśli chcą poznać więcej informacji.

Właśnie przeczytałem I See By My Outfit Petera Beagle’a, książkę którą chciałem przeczytać odkąd byłem nastoletnim fanem Beagle’a i dowiedziałem się o jej istnieniu z końcowych stron Fine and Private Place, i spodobało mi się. Książka opowiada prawdziwą historię dwóch mężczyzn podróżujących amerykańskimi drogami na skuterach, a jest to zarówno podróż w przestrzeni jak i w czasie: śmieszna, pokrzepiająca i mądra. Rodzaj książki po której przeczytaniu czujesz się lepszą osobą.

Aż zbyt wiele radości daje Readware (http://www.readerware.com/rwFeat.html) i czytnik, kiedy książki są przynoszone na górę do nowej biblioteki i wczytywane, wpisywane w ISBNd albo wpisywane ręcznie zanim położy się je na półkach. W większości przypadków, poznawszy liczbę starych książek, które tu mam, żałuję, że ktoś nie pomyślał o ISBNs przed 1966... A potem myślę, że chciałbym, żeby ta biblioteka na piętrze była trzy razy większa, bo nie sądzę, żeby rozszerzyła się na piwnicę, na co miałem nadzieję.

Wrzucone przez Neila o 18:31