Dzisiejszy dzień miał potencjał takiego, który zaczyna się o siódmej rano w Budapeszcie na lotnisku, gdzie pani w odprawie zrzedła mina i oznajmiła nam, że jakimś cudem nasz lot z Budapesztu do Amsterdamu nie widnieje w systemie i będziemy musieli poczekać na samolot po tym, którym mieliśmy lecieć i spóźnić się na lot do Stanów. Jakoś udało nam się to rozwiązać (Myślę, że widok zatrwożonej dwunastolatki pomógł) i wsiedliśmy do naszego samolotu, ale natrafiliśmy na problemy w Amsterdamie, ponieważ tam w jakiś sposób przemianowano nasze bilety, żeby naprawić pomyłkę z Budapesztu, ale i to udało nam się rozwiązać, ale potem mogło być naprawdę źle, kiedy musieliśmy siedzieć w kontroli paszportowej po tym jak odkryto, że nowy amerykański paszport Maddy opiewa dziwnym trafem na nazwisko "Madeleine Griman". Ale wszystko rozwiązało się pomyślnie i zamiast zamykać Maddy w areszcie zostaliśmy przeproszeni i powiedziano nam, że goście od amerykańskich paszportów pracują jak maszyny i robią bardzo dużo błędów, a potem podbili nasze dokumenty i mogliśmy wyjść.
Zatem, to nie był jeden z tych dni. Maddy i ja bezpiecznie dojechaliśmy do domy i obejrzeliśmy odcineg Dr Who zatytuowany "Utopia", a potem już nie kontynuowaliśmy, bo byliśmy zbyt zmęczeni. Jestem jeden telefon do tyłu (Nokia N-80, jeśli ktoś go znajcie, niech da znać), ale bawiłem się świetnie i opowiem więcej, kiedy się obudzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz