niedziela, 28 czerwca 2009

Znaczki, palenie książek i głębia ostrości

Szybka notka, żeby poinformować wszystkich (zwłaszcza mieszkańców Wielkiej Brytanii), że jak właśnie przypomniał mi „Telegraph”, sprzedaż znaczków pocztowych z mitycznymi stworami Dave'a McKeana rozpocznie się we wtorek, 16 czerwca. Czyli już są w sprzedaży.

Jeżeli wejdziecie na

znajdziecie tam stronę, z której można dowiedzieć się wszystkiego o znaczkach, innych rzeczach, które sprzedaje brytyjska poczta (klasery, pocztówki itp.) i gdzie można próbować je kupić. Może wam się uda. (Mnie sie nie udało i wpadłszy w zły humor, na dziś dałem sobie spokój z dalszym próbowaniem.) Tajemnica wpisywania numerów telefonu, które zostaną uznane jest na

Towarzyszące znaczkom krótkie historyjki (szkice, czy opisy), które napisałem, możecie teraz przeczytać na stronie http://www.royalmail.com/portal/stamps/content1?catId=32300676&mediaId=98700760

Zostały bardzo pięknie wydrukowane w „klaserze”.

Oto jedna z nich, dotycząca znaczka powyżej:
Rodzime smoki z Wysp Brytyjskich, zwane wyrms, miały trujący oddech i na podobieństwo węży owijały się wokół wzgórz. Nie latały i nie ziały ogniem. Wymagały ofiar z wołów i dziewic. Wolno rosły, rzadko jadły i dużo spały.

Miejscowe gatunki bywają wrażliwe - nowe, ogniste smoki przybywały na południe wraz z ludźmi północy, przekraczały burzliwe morza z Sasami i wracały z krzyżowcami z gorących krain w środku świata. Natura potrafi być okrutna i wkrótce wyrms zniknęły, a ich kości zmieniły się w kamień.

Nowe smoki, obce i zaborcze, rozprzestrzeniały się, aż nadszedł czas, by złożyć jaja. Smoki lęgną się na złotych skarbach, ale trudno było znaleźć złoto w Brytanii, więc szybko i one odeszły - jeszcze jeden gatunek, który przybył, rozrósł się i zniknął. W dzikich ostępach Walii garstka głodujących smoków pozostała dopóki czas i wilgotne zimy nie ugasiły płonącego w nich ognia. Odeszły, jak wilki, czy bobry. Zeszły z kart historii, a niedźwiedzie jaskiniowe podążyły za nimi.
....

Tymczasem, z dzisiejszego wydania „The Guardian” dowiedziałem się, że
... grupa chrześcijan w stanie Wisconsin zażądała w sądzie prawa do publicznego spalenia książki dla młodzieży, którą uznali za „wyjątkowo wulgarną, rasistowską [sic] i antychrześcijańską”.

Obraźliwa książka to „Baby Be-Bop" Franceski Lii Block, powieść dla młodzieży, w której chłopak zmagający się ze swoim homoseksualizmem zostaje pobity przez gang homofobów. Pozew złożyło czterech mężczyzn należących do Christian Civil Liberties Union [Chrześcijańskiej unii praw obywatelskich] i, jak informuje Stowarzyszenie Bibliotek Amerykańskich, zażądali dodatkowo $120,000 zadośćuczynienia za to, że zostali narażeni na widok książki, która była na wystawie w bibliotece publicznej West Bend.

Jako uzasadnienie podano, iż „pozywający, osoby starsze, utrzymują, że obecność tej książki w bibliotece naruszyła ich stan psychiczny i emocjonalny” oraz że zawiera ona język, który „może spowodować zagrożenie życia zarówno dorosłych, jak i dzieci”.
Najsmutniejsze jest to, że ci durnie marnują czas i pieniądze miasta i biblioteki zakładając w sądzie uciążliwą dla nich sprawę. No cóż, to oraz fakt, że psują opinię normalnym, rozsądnym chrześcijanom, próbując publicznie obsikać na Pierwszą Poprawkę. Nie pali się książek. Nie idzie się też do sądu z żądaniem prawa do spalenia książki, której się nie lubi. (I to nie tylko dlatego, że jeśli się wygra to ludzie, których nie lubisz mają prawo palić twoje książki.)

(Nie mówię tego wyłącznie dlatego, że jeśli ich stan psychiczny i emocjonalny ucierpiał tak bardzo w pobliżu książki Franceski Lii Block, mogę się tylko cieszyć, że nie sięgnęli po egzemplarz „Amerykańskich bogów”. Mogłoby im wypalić oczy, a ich życie zostałoby zagrożone tak dalece, że najbliżsi musieliby zamawiać trumny jeszcze przed końcem rozdziału pierwszego.) (Inne książki, których na szczęście nie przeczytali to na przykład „Huckleberry Finn” Marka Twaina i„Nagi Elf Na Żywo” Reverend Jen.)

Ciesze się, że stowarzyszenie PEN America zareagowało. (PEN zasługuje na Wasze wsparcie. Żeby dołączyć nie trzeba być pisarzem, eseistą, redaktorem, dramaturgiem, ani tłumaczem. Można uzyskać członkostwo stowarzyszone http://www.pen.org/page.php/prmID/1048)

I jak już napisałem na twitterze: po którejkolwiek ze stron znajdzie się „Christian Civil Liberties Union”, ja będę po przeciwnej.

...
Na koniec coś dla tych, którzy chcieliby nauczyć się robić lepsze zdjęcia oglądając jednocześnie fotografie mojego fantastycznego psa. Tutaj Kyle Cassidy wyjaśnia co to jest głębia ostrości.

Brak komentarzy: