wtorek, 20 listopada 2007

Ja w Manili

Zobaczmy... Jestem na Filipinach. Wczoraj dużo podróżowałem, a linia zmiany daty wykasowała mój wtorek. Właśnie się obudziłem, a Mike śpi za ścianą. Dotsarł tu parę godzin po mnie, około 5:00 rano (innym samolotem), więc pozwalam mu spać.

E-mail od Penna Jillette (temat: Ty dziwko), z którego dowiedziałem się, że Amazon wypuścił na rynek Kindle (jeśli ktoś nie wie, cóż to takiego, niech kliknie tutaj przyp. Varali) który był, jak niektórzy zgadli, tym tajemniczym urządzeniem, którym bawiłem się jakiś czas temu.

Tak, byłem szczery (i to za darmo) w moim entuzjaźmie. Parę miesięcy temu kazali mi odesłać egzemplarz, który testowałem i wciąż mi go brakuje (szczególnie późną nocą w samolotach, kiedy muszę zacisnąć zęby i zabrać tylko to, co mogę łatwo unieść- tak więc przeczytałem z przyjemnością dwie ostatnie książki Russela Hobana, a potem pisałem, ale brakowało mi możliwości wyboru z paru tuzinów książek).

Myślę, że cena $400 jest trochę wygórowana. To w końcu system dostarczania. Co ciekawe, niespecjalnie stawiają nacisk na funkcje, które mnie do niego przekonały (na przykład jak łatwo jest umieścić na nim to, co sami chcemy, od dokumentów i plików Acrobat Reader po ściągnięte powieści Dr Who). Ale kiedy byłem na Węgrzech, Maddy czytała na nim kupę książek, kiedy siedziała w studiu filmowym, a ja obserowałem, jak urządzenie przyciąga każdego, kto przechodzi obok, natomiast Maddy traktowała je jak bibliotekę albo półkę z książkami (więc kiedy skończyła książki Meg Cabbot, które ściągnąłem kiedy wyjeżdżaliśmy, przeczytała "Komórkę" Stephena Kinga, parę dzieł P.G. Wodehouse'a i "Drakulę", tylko dlatego że tam były).
Podejrzewam, że wyładnieje z czasem, tak jak iPod.

Cześć Neil, widzę, że na stronie Kindle księgarni Amazon wyrażasz pozytywną opinię na temat tej technologii. Pojawia się jednak krytycyzm (w sprawie DRM): http://diveintomark.org/archives/2007/11/19/the-future-of-reading i http://daringfireball.net/2007/11/dum . Jakie jest Twoje stanowisko? Pomijając DRM, wydaje mi się, że urządzenie jest zbyt drogie. Konkurują z tradycją- a żeby to robić, muszą zaoferować naprawdę atrakcyjny produkt. (przyrównuję książki elektroniczne do butelek na wino z nakrętkami vs. z korkami) Ludzie lubią dotyk papieru, kiedy czytają, a drogie, firmowe urządzenie nie jest rozwiązaniem, czyż nie? Już lepiej sprzedawać je za bezcen, jeśli zamierzają pobierać opłaty za książki, albo zawrzeć roczną subskrypcję w ramach ceny i wprowadzić małe opłaty za książki lub w ogóle je wyeliminować. Podoba mi się też pomysł Johna Grubera, by dodawać książkę cyfrową Kindle do każdego drukowanego egzemplarza kupionego na Amazon. Przy obecnej strukturze cen (i problemu z DRM) obawiam się, że urządzenie jest skazane na klapę. Nie ma żadnego silnego powodu (przynajmniej ja takiego nie widzę), by posiadać Kindle. Wolałbym po prostu kupić prawdziwą książkę.

Jak dla mnie bliżej mu do płyt CD i uPodów. Kiedy jestem w domu, mój iPod zwykle siedzi, na pół zapomniany, w kieszeni lub torbie. Łatwiej jest chwycić płytę CD i puścić ją. Poza tym lubię oglądać pudełko, jakość dźwięku jest (lub wydaje sie być) lepsza, a samo doświadczanie muzyki jest inne i prawdopodobnie bliższe temu, czego pragnął artysta. Dla mnie iPod nadaje się na drogę i wtedy nie mógłbym bez niego przetrwać.

Nie rozumiem, dlaczego DRM stanowi problem- nic nie powstrzymuje cię przed czytaniem książek z cudzego Kindle lub wrzucania na niego rzeczy nieobjętych prawami autorskimi. Nie sądzę, by ktokolwiek miał większe prawo do kopiowania i rozprowadzania e-booków niż do, powiedzmy, kserowania i rozprowadzania moich ksiażek lub do drukowania własnych egzemplarzy i sprzedawania ich czy rozdawania. Jestem cały za darmowym rozdawaniem materiałów przez autorów jeśli tego chcą, ale przynajmniej obecnie pisarzom wolno zadecydować, w jaki sposób chcą rozpowszechniać swoje książki na rynku (Cory Doctorow nie wypuszcza pojedynczych zeszytów adaptacji komiksowych, które obecnie tworzy w ramach Creative Commons, ponieważ wydawaca bał się, że unieszczęśliwi to kupców detalicznych, wypuści natomiast zbiór noweli graficznych jako Creative Commons. I słusznie.)

...

Drogi panie Gaiman, należę do internetowej grupy dyskusyjnej zajmującej się wybieraniem imion dla dzieci, która raczej nie jest związana z tematem, tylko że ktoś ostatnio podał Twoje drugie imię. Kindred? Następnie pojawiło się wiele postów, w których ludzi mówili, czy myślą, że jest głupie itd, ale byłam ciekawa czy (1) Twoje drugie imię to NAPRAWDĘ Kindred i (2) skąd się to wzięło?

1) Obawiam się, że nie
2) Myślę, że wzięło się to stąd, że ci ludzie myśleli o drugim imieniu Philipa K Dick'a

Niedawno widziałem "Beowulfa 3-D", który, chociaż pracowałem nad grafiką 3-D, wciąż przerasta moje wyobrażenie jako gigantyczne przedsięwzięcie, które film reprezentuje. Mimo to mam problem z samą opowieścią, więc jako oddany fan wpadłem na myśl "Może po prostu wyślę e-maila do Neila".

Tak więc oglądając film tylko jeden raz, niejasne było dla mnie co mieliśmy z niego wynieść. Przez co mam na myśli: "Beowulf-Heros", ostatni z wielkich bohaterów, kończy jako osoba słaba i omylna jak każdy człowiek z natury. "Demoniczna-Matka-Grendela", ostatnie bóstwo pogańskie, jest na końcu odrzucona i uśmiercona. Obrońcą wiary chrześcijańskiej, która stanowi alternatywę do wierzeń pogańskich, jest tchórzliwy morderca, którego wiara nie chroni go przed mocą pogańskiego smoka.

A więc czy wnioskim ma być "wszyscy ludzie są słabi z natury i skazani na omylność". Pogańskie bóstwa odeszły (co jest dobre) podczas gdy wiara chrześcijańska nikomu nie daje ochrony przeciwko nim. Tak więc ostatecznie zostajemy bez herosów, bez demonów, bez bogów pogańskich, a do wyboru zostaje nam tylko wybór między bezsilną wiarą taką jak chrześcijaństwo a wrodzoną omylną naturą rodzaju ludzkiego. To wydaje się różnić od Twoich pozostałych dzieł, które zawsze zdają si oferować pewien rodzaj pojęcia alternatywnego, czegoś "metafizycznego/nadprzyrodzonego" poza naszym powszechnym zrozumieniem.

To mniej więcej wszystko. Przy okazji z góry dzięki za poświęcenie czasu na przeczytanie tego i czekam z niecierpliwością na odpowiedź (nawet jeśli ma być nią "to tylko cholerny film, a nie system wierzeń").

Dzięki

Bryce Southard


Myślę, że jedną z najbardziej interesujących rzeczy dotyczących tworzenia sztuki jest to, że kiedy już jest udostępniona, ludzi mogą swobodnie zadecydować co myślą o tym, co zrobiłeś, a to oznacza, że twoje spojrzenie na akcję jest tak samo znaczące jak moje (szczególnie ponieważ wciąż mam w głowie wszystkie inne szkice i wycięte sceny). Ale nie, nie takie było moje stanowisko wobec ludzi, tych wydarzeń, a nawet wobec religii tamtych czasów.

Spośród recenzji, które do tej pory dostałem, podejrzewam że Henry Gee na NETURE http://network.nature.com/blogs/user/henrygee/2007/11/19/bigging-up-beowulf oraz Roz Kaveney na Strange Horizons http://www.strangehorizons.com/reviews/2007/11/beowulf-comments.shtml byliby bliżsi opisaniu tego, co Roger i ja próbowliśmy zrobić ze scenariuszem, chociaż nie sądzę, żeby któryś z nas mógł mówić o tym, co miał na myśli Bob Zemeckis.

...
Hej Neil, widziałem w niedzielę "Beowulfa" i zauważyłem parę rzeczy. 1) Napisałeś słowa do "Pijańskiej pieśni Olafa", która mi się seryjnie podobała. 2) Nawet Lorraine wspomniana jest w napisach końcowych i 3) Matka Grendela w formie potwora widoczna jest w odbiciu wody i jeden raz (cała) na suficie podwodnej jaskini chowająca się wśród złotych skarbów upchanych tam razem z nią. Mam rację? Czy tylko widzę rzeczy, któych tak naprawdę nie ma? Dzięki, Ken.

Masz zupełną rację.

Brak komentarzy: