poniedziałek, 5 listopada 2007

Jak nie udało mi się wyspać do oporu

Neil napisał w niedzielę 4 listopada 2007


Nie ma to jak dzień w którym można spać do oporu, szczególnie kiedy jesteś w hotelu z dala od domu i nie musisz zawozić nikogo do szkoły ani zabierać na spacer. To nie zdarza się prawie nigdy – w normalnych okolicznościach muszę nastawiać budzik. A całe to spanie jest jeszcze fajniejsze jeśli poprzedni dzień był długi i męczący, a jeszcze lepsze przez fakt, że cofnęliśmy zegarki, więc mogłem spać jak długo chcę plus jeszcze godzinę…

Ale zadzwoniono do mnie o siódmej rano z recepcji, żeby mi oznajmić, że przyjechał po mnie kierowca którego nie zamawiałem i nie potrzebowałem, ponieważ nie chciałem się nigdzie przemieszczać. Tyle więc wyszło z przesypiania poranka. Dlatego zamiast tego napiszę trochę zaspany poranny post.

Dziwne. Nazywają takie rzeczy junket (ang. feta, piknik, spotkanie towarzyskie). To słowo oznacza zarówno "słodki deser", "przyjęcie" albo "wycieczka dla przyjemności na koszt kogoś innego". Część o wycieczce dla przyjemności z pewnością odnosi się dla obecnych tutaj dziennikarzy, którzy zostali wysłani w miłe miejsce przez studio filmowe, umieszczeni w hotelach, wysłani, żeby obejrzeć film a potem spędzić dzień, albo kilka godzin rozmawiając z osobami, które go zrobiły. Kiedy byłem dziennikarzem bycie wysłanym na taką wycieczkę było czymś pozytywny - mała ilość pracy za dużą ilość pracy i przygody.

Teraz, kiedy już przeżyłem kilka z takich wyjazdów po drugiej stronie stołu konferencyjnego myślę, że warto wspomnieć, że te fety nie oznaczają tego samego dla ludzi, którzy je organizują albo ludzi, z którymi przeprowadza się wywiady. Oni są w pracy.

Zebraliśmy się wczoraj wcześnie rano na hotelowym zapleczu. Pewna pani czesała nas i charakteryzowała na potrzeby kamer (co w praktyce oznacza trochę pudru i jej spojrzenie na moje włosy i pytanie "Czy to tak miało być?" i moja odpowiedź, y, tak, przepraszam). Potem do pokoju z którego mieliśmy być poprowadzeni na scenę na konferencję prasową. Ray Winstone i Crispin Glover właśnie obejrzeli film, który ich oczarował (Crispin: "A zwykle nie lubię filmów, w których gram"), John Malkovitch, Anthony Hopkins i Angelina Jolie jeszcze go nie widzieli. Bob Zemeckis był tam, ale kilka lat temu zdecydował, że nie będzie robił takich rzeczy jak wywiady i bankiety promocyjne i konferencje prasowe (bardzo mądrze, wolałbym raczej przyrzec to samo).

Lubię Angelinę. Jest miła, bardzo profesjonalna i ma trochę zwariowane poczucie humoru. Ostatnio spotkałem ją w listopadzie 2005 roku, kiedy nagrywała swoją część gry aktorskiej w Beowulfie. Nawet wtedy już oznajmiono w gazetach, że zakończyła produkcję Beowulfa opuszczając plan po kłótni z Rayem Winstonem -- dwa tygodnie przed jej pierwszym dniem na planie. Zdałem sobie sprawę, że kiedy tylko chodziło o nią prasa z radością zwyczajnie zmyślała różne wydarzenia, które brzmiały prawdopodobnie. Te rzeczy nie musiały posiadać żadnych rzeczywistych podstaw.

Było oczywiste, że lwia część dziennikarzy na konferencji chciała po prostu porozmawiać z nią o jej życiu prywatnym, czymś czego odmówiła i z czym radziła sobie z gracją i pewnością siebie. Ogólnie konferencja poszła dobrze (moim zdaniem najlepszy był sposób w jaki Ray odpowiadając na pytania zawsze mówił o mnie i Rogerze Avarym jako o "Chłopcach", jakbyśmy byli dwójką piszących troglodytów, którzy przyjdą do twojego domu i spiorą cię maszynami do pisania.)

Potem przeszliśmy do wywiadów. Okrągłe stoliki: tuzin dziennikarzy w każdym pokoju, wchodzimy razem z Rogerem, mówimy przez pół godziny a potem przenosimy się do następnego pokoju, gdzie tuzin innych dziennikarzy czeka, aby zadać te same pytania, podczas gdy Anthony Hopkins, zawsze pokój za nami, jest przenoszony do pokoju, w którym byliśmy my.

Następnie przejście do pokoi hotelowych na indywidualne wywiady i wywiady telefoniczne z dziennikarzami w Kansas i podobnych miejscach. A potem, z martwicą mózgu, skończyliśmy.

Wydawało się, że reporterzy i dziennikarze, którzy widzieli film poprzedniej nocy przyjęli go zadziwiająco pozytywnie, co było jak kamień z serca.

To miłe, że ludzie zaczęli oglądać film i teraz mówią o tym, co widzieli. (Trochę zmęczyłem się czytaniem tak zwanych "recenzji" w internecie, które co do jednego były pomieszaniem tego co ci ludzie myśleli, że widzieli w trailerach i co myśleli, że zrobiliśmy z historią plus narzekaniem na efekty wizualne, których właściwie jeszcze tak naprawdę nie widzieli, zakończone głośnym i dumnym ogłoszeniem, że ponieważ wiedzą, że film im się nie spodoba, nie zamierzają go oglądać, i że z pewnością nie będzie to Beowulf. Kilkanaście z nich zostało napisane przez ludzi, o których myślałem, że powinni wiedzieć lepiej. Nigdy nie przeszkadzały mi złe recenzje, ale w przeszłości zawsze dostawałem je of ludzi, którzy przynajmniej czytali lub widzieli coś, na temat czego narzekają.)

W każdym razie teraz kiedy zaczęliśmy jego wyświetlanie, prawdziwe reakcje nadchodzą.

Oto list, który Jeff Wells zamieścił na swoim blogu zanim pojawi się jego recenzja, który zamieścił jak sądzę, ponieważ zawstydził się swoich niemiłych słów o Beowulfie tydzień zanim go jeszcze obejrzał http://hollywood-elsewhere.com/archives/2007/11/beowulf_2.php
Tutaj ktoś, kto widział pokaz przedpremierowy na Uniwersytecie Kalifornijskim - http://strstruckdreamr9.blogspot.com/2007/11/beowulf.html
I jeszcze jeden post po pokazie http://blog.myspace.com/index.cfm?fuseaction=blog.view&friendID=43263288&blogID=325323587
Moriarty zamieściło recenzję na aintitcool http://www.aintitcool.com/node/34678 jestem pewien, że wyłoni się wielu innych recenzentów, teraz kiedy już ludzie oglądają film. (To nie tak, że zachowywaliśmy dokończony film dla siebie. On po porostu nie był skończony -- jego ostateczna wersja opuściła komputery w tym tygodniu. A trójwymiarowa wersja do IMAX 3D, którą można było oglądać w piątek wieczorem została dokończona w piątek rano.)

...

Drogi Neilu,

Około dwóch lub trzech miesięcy temu znaleziono mi książkę autorstwa twojego i Michaela Reavesa w dziale Nowości. Będąc Twoją wielbicielką kupiłam książkę zakładając, że będzie dobra. Taka też była.

Jednakże nie wydawała się być w twoim stylu, więc sprawdziłam datę wydania: 2007.

Byłam zaskoczona, że nie słyszałam nic o tej książce na Twoim blogu, chociaż czytałam go przez około rok, może więcej.

Pomyśłam sobie, że to możliwe, choć mało prawdopodobne, że jest gdzieś tam w świecie ktoś jeszcze kto nazywa się Neil Gaiman.

Nie. Pod napisem INNE KSIĄŻKI NEILA GAIMANA DLA MŁODYCH CZYTELNIKÓW figurowała Koralina.

Książka nazywa się Interworld.

Pytam po prostu dlaczego nie wspomniałeś o niej na swoim blogu.

-Camille

Publikuję to, żeby przypomnieć że na stronie jest funkcja SZUKAJ (u nas na polskiej stronie niestety nie ma, przyp. tłum.) na www.neilgaiman.com. Ona przekieruje was na http://www.neilgaiman.com/search_form/. Jeśli wpisać Interworld wyskoczy około 15 wyszukanych na stronie, pierwsza z nichhttp://www.neilgaiman.com/journal/labels/Interworld.html która kieruje do wszystkich postów przy których w tagach do posta wpisałem Interworld odkąd wprowadziłem tagi na blogu (głównie w tym roku) i która odpowie na wszystkie twoje pytania...

Witam, Neil!

Wybacz, jeśli to stare wieści, ale Twój blog został nominowany do Najlepszego Bloga Literackiego 2007 nagrody Weblog.

http://2007.weblogawards.org/polls/best-literature-blog-1.php

Głosowanie kończy się w 8 listopada, a jak na razie prowadzisz!

Życzę szczęścia,

Leanne

Dziękuję! Jak fajnie. (Co nagle przypomniało mi się, że nie wiem, co się stało z nagrodą"Bloggers Choice" -- wygląda na to, że zostaną rozdane w następny weekend w Las Vegas.)

...

Wiele osób pyta, co ma się wydarzyć na Filipinach za kilka tygodni. Wygłaszam mowę na kongresie reklamowym -- nie sądzę, żeby to wydarzenie było otwarte dla szerszej publiczności -- i coś jeszcze z Fully Booked (Szukałem przez google, ale znalazłem tylkohttp://www.fullybookedonline.com/adsdetail.php?id=53).

W każdym razie. Maddy jest tutaj -- powiedziałem jej, że musi napisać posta o premierze -- a teraz odchodzę aby być tatą. (Żeby oddać sprawiedliwość powinienem dodać, że w ramach przeprosin ludzie którzy wysłali mi samochód o siódmej rano przysłali mi kosz owoców, który przypomina mi o występie Elvisa Costello z Larry Sanders Show. I o tym, że Maddy wyjada z niego misie-żelki.)

Brak komentarzy: