Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Blueberry Girl. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Blueberry Girl. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 26 kwietnia 2011

Blog o SAAPM i zdjęcie dziecka

Neil napisał w niedzielę 17 kwietnia 2011 o 16:43



Dzisiaj jestem z Amandą w Lexington MA, przygotowujemy się na jutrzejszą historyczną rekonstrukcję momentu wystrzelenia pierwszego strzału w amerykańskiej wojnie o niepodległość (Amanda udzieliła mi lekcji historii w czasie spaceru po okolicy).
(Amanda jest dzisiaj w New York Timesie. A tutaj możecie kupić EP, o którym piszą - Performs the Hits of Radiohead on her Magical Ukulele.)

W czwartek wystąpiłem w Symphony Space na Uniwersytecie Columbia. Rozmawiał ze mną Paul Levitz. Zadawał pytania, których dotąd jeszcze nie usłyszałem - na temat branży komiksowej oraz tego, co przez lata robiłem inaczej, niż pozostali twórcy komiksów. Ta rozmowa sprawiła nam obu ogromną przyjemność.
W piątek nagrałem swoją część audiobooka Amerykańskich bogów. Jestem narratorem części "Przybycie do Ameryki", czytam też uwagi autorskie. (Wy też możecie wziąć udział w nagraniu. I powinniście posłuchać zgłoszeń i zagłosować na kogoś. Swoje nagrania przysłało już ponad 800 osób.)
Wczoraj spotkałem się ze starą znajomą, Claudią Gonson z Magnetic Fields oraz poznałem jej córeczkę Eve. Claudia zrobiła nam zdjęcie, które mi się szalenie podoba, więc je tu umieściłem.
...
Co za niedopatrzenie - minęła już połowa kwietnia, a ja jeszcze o tym nie wspomniałem...
Kwiecień to Miesiąc Świadomości i Zapobiegania Napaściom Seksualnym.

Co dwie minuty ktoś w USA pada ofiarą napaści seksualnej. (Nie wiem jak wyglądają statystyki dla reszty świata. Pewnie bardzo podobnie.)
RAINN, czyli krajowa sieć zgłaszania gwałtów, molestowania i kazirodztwa - http://www.rainn.org, to jedna z organizacji, które starają się coś w tej sprawie zrobić. Prowadzą darmowy telefon zaufania - National Sexual Assault Hotline, numer to 1.800.656.HOPE

Przez cały miesiąc, do 30 kwietnia, każda (zwolniona od podatku) wpłata na rzecz RAINN sprawi, że na konto fundacji trafi drugie tyle (do 30 000 $)
Datek można wpłacić za pośrednictwem strony donate.rainn.org.

(Tak, ja również ich wspomogę. A zyski ze sprzedaży Blueberry Girl nadal zasilają konto RAINN. A jeśli wpłacicie na ich konto ponad 250 $, dostaniecie od Neverwear.net plakat z autografem, do wyczerpania zapasów.)




(Oczywiście jeśli jest jakaś inna organizacja, którą wolelibyście wesprzeć, to jej powinniście przekazać swój datek... to ostatnie niepotrzebne zdanie dopisałem po tym, jak rok temu ludzie na Twitterze zganili mnie za popieranie RAINN zamiast ich preferowanej organizacji dobroczynnej.)
...

Pojawiło się mnóstwo artykułów i próśb o skomentowanie doniesień, że Playtone zamierza współpracować nad serialem Amerykańscy bogowie z HBO. Nie mam pojęcia skąd wzięła się ta informacja, ani kto ją podał i nie wydaje mi się, żebym mógł w tym momencie cokolwiek skomentować. Powiem tylko, że wszystko na razie wygląda bardzo obiecująco.

Dłuższy post już wkrótce. Obiecuję.

sobota, 30 stycznia 2010

Zoe, część druga

Neil napisał w piątek 22 stycznia 2010 o 14:24

Póki co, dzień był niezwykle dziwaczny. Spałem na strychu, w pokoju Zoe, ku niezadowoleniu psa. Zdjęcia powyżej przedstawiają widok, jak ukazał się moim oczom zaraz po przebudzeniu (utrwalony aparatem Nexus 1, tak samo jak klip video ponieżej). Co dziwne, nie mam żadnych objawów uczulenia. Zazwyczaj po pogłaskaniu Zoe muszę natychmiast umyć ręce, bo inaczej oczy zaczynają mnie piec, puchną i robią się czerwone. Dzisiaj nie mam żadnych problemów. I leżałem sobie w łózku, ona ugniatała mnie, jak to robią zadowolone koty, a ja sprawdzałem pocztę i dowiedziałem się, że serial nad którym pracowałem od 12 lat wreszcie powstanie, potem zadzwonił telefon i zaproponowano mi napisanie scenariusza oraz wyreżyserowanie filmu i wszystko to wydawało się zupełnie nierzeczywiste, nieprawdopodobne i bardzo odległe.

Dziś też będę z nią spał. Olga (jej druga ukochana osoba - tutaj pisze o Zoe) przylatuje jutro i strych będzie należał do niej.

Zoe nie może jeść, ani pić, bo guz blokuje przełyk. Kotka zwraca wszystko, nawet wodę, więc musimy jej podawać kroplówkę. W poniedziałek Lorraine i ja zabieramy Zoe do weterynarza (poprawka: wcale nie. weterynarz przyjedzie do nas, to będzie dla niej znacznie mniej stresujące), żeby ją uśpił, co oczywiście jest eufemizmem, i będziemy przy niej do samego końca.

Dziękuję wszystkim za miłe i mądre słowa. Naprawdę znaczą bardzo wiele.

video

...

Taki drobiazg, który mnie rozbawił:

Czy wiesz, że na stronie Amazonu poświęconej Blueberry Girl ludzie zaczeli pisać recenzje w takim samym rytmie, co wiersz?

Nie wiedziałem, ale sprawdziłem i rzeczywiście, podoba mi się szczególnie recenzja Mariany Chaffee.

Dobrze jest tworzyć sztukę w przypadkowych miejscach.

piątek, 14 sierpnia 2009

Instrukcja dla Ciebie, jeżeli postanowisz z niej skorzystać...

Neil napisał w piątek 14 sierpnia 2009 o 18:34

Gdy „Blueberry Girl” ukazała się i, ku naszej ogromnej uldze, spodobała się czytelnikom, wiele osób wpadło w tej samej chwili na ten sam pomysł.... czy mój wiersz „Instrukcja” nie wyglądałby cudownie zilustrowany przez Charlesa?

Zapytałem Charlesa, co o tym sądzi i pomysł mu się spodobał, naszej redaktorce Elise Howard, również. „Blueberry girl” była książką z obrazkami przeznaczoną właściwie wcale nie dla dzieci (choć dzieciom wyraźnie też się bardzo podobała), ale dla mam i przyszłych mam i córek. I choć Borders początkowo nie chciał jej sprzedawać, i tak trafiła na listę bestsellerów NYT i, co ważniejsze, uszczęśliwiła wiele osób. Czy moglibyśmy zrobić coś podobnego, ale tym razem dla wszystkich? I czy mogłoby to nam zająć mniej, niż trzy lata, które Charlesowi zajęło zilustrowanie „Blueberry girl”?

Nie byłem pewien. Wiedziałem jednak, że to nie ode mnie zależy. To był kłopot Charlesa. A Charles Vess jest niezwykłym człowiekiem i zadziwiającym artystą...

Na stronie http://greenmanpress.com/news/archives/447 Charles opowiada o tworzeniu głównej postaci (chłopiec? dziewczynka?) i pokazuje ewolucję niektórych stron – od szkicu do skończonej ilustracji.

Więcej ilustracji jest na blogu Irene Gallo, http://igallo.blogspot.com/2009/08/charles-vess-at-work-on-neil-gaimans.html.

A jedną zamieszczam ja...

Studnia przy ścieżce zawiedzie cię do królestwa Zimy;
Na jej dnie rozciąga się inny kraj.
Jeżeli tu zawrócisz,
Możesz wrócić bezpiecznie;

Nie stracisz twarzy, wcale nie uznam cię za tchórza.
(tł. Paulina Braiter)

Wyjdzie dopiero w 2010 – Charles wciąż szkicuje i maluje jak szalony.

piątek, 20 marca 2009

Religia delfinów...

NEIL NAPISAŁ W CZWARTEK, 19 MARCA O 11:59

Zeszłej nocy przespałem prawie 13 godzin i dziś - w porównaniu z dowolną chwilą w ciągu ostatnich dziesięciu dni - czuję się całkiem jak człowiek. Bycie naprawdę wypoczętym jest dobre. Razem z Maddy odwołaliśmy część Przygody Maddy W Ferie Wiosenne, ale wciąż planujemy wyruszyć jutro na parę słonecznych dni części drugiej.

Rano, przy śniadaniu, rzuciłem okiem na numer New Scientist (który, obok Fortean Times, jest moim ulubionym czasopismem) i zacząłem zastanawiać się nad artykułem, który zaczynał się od słów

Fakt, że religijność wymaga złożonego umysłu może wyjaśniać, dlaczego wiara jest czymś wyłącznym dla ludzi.

Zaskoczyły mnie one i poczułem coś jak zachwyt na myśl, że dziennikarz z New Scientist odniósł sukces w komunikacji międzygatunkowej i mógł upewnić się, że delfiny i wieloryby nie wierzą w istoty większe od nich, że mrówki nie wyobrażają sobie wielkiej kolonii w centrum wszystkiego, że moje koty wierzą tylko w rzeczy, które widzą, czują, na które mogą zapolować lub się o nie otrzeć (oczywiście z wyjątkiem Poda, który, kiedy był dużo młodszy, reagował przerażeniem i zjeżeniem całego futra na rzeczy niewidzialne), ze nie ma buddyjskich świń, małp czy czymkolwiek tam była Sandy.


Jeśli już odpowiedziałeś na to pytanie i mnie to ominęło, proszę, wybacz, że jestem nudny i wtórny. Czytam jednak Twojego bloga co dzień i nie pamiętam poruszanie tego tematu.

Czemuż ach czemuż nie da się nigdzie znaleźć "Blueberry Girl"?

Nasza miejscowa, niezależna księgarnia dostała JEDEN egzemplarz, w dodatku uszkodzony. Ich dystrybutor mówi, że może za trzy tygodnie będą mogli dosłać więcej. Nasz Barnes & Noble przyjął zamówienie, po czym wysłał mail, że nie mogą go spełnić. Amazon twierdzi, że termin wysłania tej książki to 2-3 tygodnie.

Wreszcie znalazłem ją w Powell’s, gdzie twierdzą, że wyślą ją w przeciągu 1-3 dni, ale myślę, że inni też mogą mieć z tym problem. W normalnych warunkach poprosiłbym niezależną księgarnię, żeby ją zamówili i czekałbym, ale zaraz będę świętować 4 tygodnie od narodzin pewnej małej dziewczynki…

Dzięki za każdą informację!

-KNK

Rozmawiałem z Elise Howard, moim wydawcą w HarperChildrens, i uzyskałem przeprosiny dla wszystkich, którzy mieli problemy z dostaniem „Blueberry Girl”. Sprzedaż tej książki trochę zaskoczyła nas wszystkich (w tydzień po wydaniu wskoczyła na 3 miejsce na liście New York Times), a wydawnictwa kolorowe dodrukowuje się zawsze dłużej niż zwyczajne, czarno-białe. Z tego powodu, chociaż wydawnictwo już dawno wiedziało, że wydrukowali za mało kopii, musieli czekać na dodruk.

(Drukuje się więcej kolorowych okładek, bo dodruk zajmuje dużo czasu. Dlatego „Księga Cmentarna" ma naklejki z Medalem Newberry, a nie nadruki).

Harper przyspieszył jednak proces dodrukowywania, dzięki czemu już dziś mieli nową partię, którą wysłali do Amazon i w inne miejsca, a trzydziestego skończą trzecie wydanie. Amazon w tej chwili mają je już gotowe do wysłania (wraz z mocno zmieszanymi recenzjami).

Books of Wonder mają egzemplarze Blueberry Girl podpisane przez Charlesa Vessa (podpisalibyśmy je obydwaj, ale z oczywistych przyczyn to się nie stało).

Neil,
Przede wszystkim, moje kondolencja z powodu odejścia Twojego ojca.
Sam straciłem matkę cztery lata temu, rozumiem Twoją stratę. Przykro mi, że w lipcu nie pojawię się w San Diego. Twój występ w Colbert Report był super. Główny powód, dla którego to pisze, nie ma nic wspólnego z Twoją pracą. Czytam właśnie „Ostatniego Jednorożca” Petera S. Beagle’a. Kiedy tak go czytam, nie słyszę głosu Alana Arkina jako Maga Schemdricka, tak, jak w filmie; wczoraj zdałem sobie sprawę, że w roli Schemdricka słyszę Ciebie. Tak tylko chciałem Ci o tym powiedzieć.
Eduard

Za to w mojej głowie Schmendrick ma głos jak Peter S. Beagle. Co mi przypomniało: Wyszedł nowy zbiór opowiadań Petera Beagle'a. Już o tym twitterowałem, ale zapomniałem wspomnieć na blogu. Peter to jeden z tych pisarzy, który z czasem robią się coraz lepsi, a jego opowiadania są wspaniałe. Tutaj można zamówić tę książkę, spersonalizowac ją itd.

...

Obiecałem HarperChildrens, że jeśli „Księga Cmentarna” będzie przez pięć tygodni na pierwszym miejscu listy New York Timesa, kupię im wszystkim ciastka. Tymczasem „Księga” wytrzymała tam 6 tygodni, więc w zeszłym tygodniu ich zaciastkowałem. W tym tygodniu spadła na drugie miejsce, więc chwilowo nie muszę wymyślać nic Lepszego Od Ciastek.

sobota, 7 marca 2009

Dzień.

Długi, dziwny dzień. Jadąc taksówką w centrum dowiedziałem się o nagłej śmierci w rodzinie, więc udałem się na słoneczny Union Square, by zadzwonić do ludzi, załatwić sprawy organizacyjne i odetchnąć. Parę osób zaproponowało, bym odwołał podpisywanie i nawet mi samemu przeszło to przez myśl. Jednak po chwili zdałem sobie sprawę, że nie mogę tego zrobić: setki ludzi ustawiło się już w kolejce przed księgarnią Books of Wonder. To pozwoliło mi się na czymś skupić. Tak więc pojechałem poczytać i odpowiedzieć na pytania fanów, Charles zaprezentował swój pokaz slajdów i pomijając moment, kiedy w trakcie czytania samej "Blueberry Girl" poczułem, że zaczyna mnie ogarniać wzruszenie, wszystko poszło wspaniale. W trakcie następnych sześciu lub siedmiu godzin odkryłem, że rytm podpisywania oraz fakt, że ludzie byli tacy mili, sprawiły, że wszystko było właściwe, znośne i dobre.

Tak więc to jest wielkie dziękuję dla wszystkich obecnych na nowojorskim podpisywaniu, dla wszystkich ludzi w kolejce, całej obsługi, nawet dla tych, którzy poddali się i poszli do domu. Dla was wszystkich, ode mnie. Bardzo pomogliście. Prawdopodobnie o tym nie wiedząc. Ale jednak.

piątek, 27 lutego 2009

Oto modlitwa za Jagodową Dziewczynkę

Neil napisał w piątek, 27 lutego 2009r.

Klip złożony przez Brady'ego Halla, wykorzystujący jeden z fragmentów mojego czytania z trasy "Księgi cmentarnej" (zapytam go, z którego konkretnie wystąpienia) oraz ilustracje Charlesa Vessa z książki (która wyjdzie za niecałe dzesięć dni)



Na Mousecircus.com, na stronie "Blueberry Girl", możecie przeczytać coś, w czym wyjaśniam czym jest ta książka.

Jednak ponieważ nie wszyscy zamierzają tam zajrzeć, oto, co napisałem:

Witajcie.

Zapewne zastanawiacie się, co to za książka.

To taka książka, która pojawia się, gdy dzwoni przyjaciółka i mówi "Za miesiąc urodzę dziewczynkę. Napisałbyś dla niej wiersz? Może taki rodzaj modlitwy? Mówimy na nią Jagódka..." A ty myślisz, tak, właściwie to zrobię.

Napisałem wiersz. Kiedy dziewczynka się urodziła, przestali ją nazywać Jagódką, a zaczęli do niej mówić Natasha, jednak zawiesili kartkę z odręcznie napisanym wierszem tuż przy jej łóżku.

Zachowałem w domu kopię, przepisałem i włożyłem do szafki z papierami. A kiedy przyjaciele czytali ten wiersz, mówili takie rzeczy jak "Proszę, czy mogę wziąć kopię dla przyjaciółki, która niedługo urodzi córeczkę?", a ja kończyłem kopiując go dla coraz to nowych ludzi. Nie zamierzałem pozwolić na wydanie go, nigdy w życiu. Był prywatny i napisany dla jednej osoby, nawet jeśli spędzałem coraz więcej czasu przepisując go lub drukując ładne kopie dla przyszłych mam i dzieci.

Wtedy przeczytał go artysta Charles Vess (z którym współpracowałem przy pracy nad "Gwiezdnym pyłem"). I w jakiś sposób wszystko stało się proste. Dokonałem paru telefonów. Zdecydowaliśmy, że oddamy pieniądze na cele charytatywne. I Charles zaczął rysować, później malować, za pierwowzór przyjmując wiersz, a później robiąc z niego coś uniwersalnego i pięknego.

Na swoim blogu napisał: "Praca nad niezwykłymi poetyckimi rozważaniami Neila na temat nieodłącznych radości relacji matka-córka oraz tworzenie przyciągającego wątku narracyjnego bez ograbienia wiersza z wysoce symbolicznego charakteru było interesującą podróżą dla wyobraźni". Co w języku Charlesa oznacza zapewne "Nie było łatwo przekształcić ten wiersz w książkę obrazkową". Spisał się znakomicie, ale ja wciąż się martwiłem. Przestałem tego dnia, gdy edytorka pomocnicza HarperChildrens, która sama była w ciąży, zadzwoniła, że dostała projekt, przeczytała go i zaczęła płakać w biurze.

To książka dla mam przyszłych i obecnych. To książka dla każdego, kto ma lub jest córką. To modlitwa i wiersz, a teraz także piękna książka.

Mam nadzieję, że się wam spodoba. Jestem z niej naprawdę dumny. I mam nadzieję, że już nie będę musiał jej przepisywać...

Neil

czwartek, 26 lutego 2009

Śmierć, Macki i Pip

Neil napisał w środę 25 lutego 2009 o 6:01

Pewnie myśleliście, że już po mnie. Przynajmniej ci z was, którzy nie spojrzeli na okienko Twittera z boku strony. A nawet jeśli spojrzli, to mogłem przecież być Martwy lecz Wciąż Twitterujący. Takie coś mogłoby się zdarzyć i pewnie się zdarza.

Ale nie jestem martwy. Nie jestem nawet chory. Jestem w domu, wróciłem wczoraj po południu. Sześć tygodni szalonej eskapady dobiegło końca i ponieważ wczoraj położyłem się przed dziewiątą, to dziś o szóstej rano jestem na nogach, złapałem za komputer i piszę bloga w łóżku, w ciemności.

(Pies Cabal bardzo się ucieszył na mój widok. Po operacji stan zdrowia poprawił mu się o 90%: co prawda jeszcze przez 10 dni nie wolno mu wchodzić i schodzić po schodach [więc nadal śpię w prowizorycznym łóżku na dole], ale wolno mu biegać i ma - po raz pierwszy w historii - apetyt, jak każdy normalny pies i nawet przybyło mu parę kilo. Przypomina teraz bardziej białego owczarka niemieckiego,  a mniej dużego, białego charta.)

Ja też ucieszyłem się na jego widok. Oto uśmiechnięte zdjęcie z powitania...

Po raz ostatni dawałem znaki życia z hoteliku w krainie szkockich gór i wysp, podczas tajemniczej wyprawy. (Najlepszą jej część stanowiło karmienie frytkami mew na małej szkockiej przystani.)

Potem pojechałem do Inverness i stamtąd poleciałem do Londynu, gdzie zobaczyłem się z Holly, posiedziałem w hotelowej bibliotece, żeby trochę popisać, spotkałem się ze znajomymi, wziąłem udział w kilku spotkaniach związanych z filmami, telewizją i książkami, zjadłem jeszcze więcej ryby z frytkami, piłem herbatę i ostatecznie mając do wyboru spotkanie z Dave'em McKeanem, którego nie widziałem od Halloween, oraz pójściem na brytyjska premierę "Strażników" zjadłem w towarzystwie Dave'a przemiły obiad, a do znajomych, którzy poszli na premierę dołączyłem później. Ale po wysłuchaniu ich wrażeń mam nieco większą ochotę iść do kina.

(A mój przyjaciel Duncan Jones pokazał mi swój najnowszy film - "Moon" i wkrótce o nim tu napiszę. Ten film to kawał prawdziwego science-fiction, juz takich nie robią.)

Zobaczmy. Zdobyta przez "Księgę cmentarną" nagroda Newberry nadal czyni cuda. Do księgarń trafiają egzemplarze ze złotą taklejką-medalem na okładce, a książka sprzedaje się jak (miałem zamiar powiedzieć "ciepłe bułeczki", ale szczerze mówiąc w życiu nie słyszałem, żeby ktoś pytał "czy te bułeczki sa ciepłe? W takim razie biorę wszystkie!") [nasze "ciepłe" lub "świeże" bułeczki po angielsku są "ciastkami", zdaniem Neila ciastek najwyraźniej nie kupuje się na ciepło ;) przyp.noita] a jej recenzje pojawiają się tak, gdzie nie nie była opisywana przed otrzymaniem nagrody.

W napisanej przez Gaimana opowieści o duchach dreszczyku strachu i emocji nie brakuje, ale to nie wszystko. Historia jest wielowymiarowa, złożona, o ogromnej warości literackiej. Gaiman stara się dodać czytelnikom otuchy i zapewnić ich, że człowiek może dostastać w nawet najbardziej złowrogich okolicznościach i że zawsze istnieje możliwość zmiany na lepsze. I jak we wszystkich wartościowych opowieściach o dorastaniu, zakończenie stanowi jednocześnie początek nowego.
The Chicago Tribune,
...łaczy realistyczne dialogi z fantastycznymi możliwościami w opowieści, która nie opiera się na podanej w atrakcyjnej formie przemocy, ale na myśli, że szczęście może pojawić się w życiu każdego. Czytajcie więc powoli, bo jest to książka naprawdę znakomita. Zdaniem wielu dorosłych czytalników, niezależnie od tego, czy mają dzieci, jest frapująca.
Poleca ją redakcja "New York Times", ale nie "The Boston Globe", który opublikował pierwszą znaną mi recenzję książki zgodną z mottem zająca Tuptusia [z filmu "Bambi" - przyp.noita] "jeżeli nie możesz powiedzieć o kimś czegoś dobrego, lepiej nie mów nic". W całości brzmi ona:

Uważam, że książka jest dosłownie i w przenośni straszna, a ponieważ podziwiam i szanuję literacki geniusz Gaimana, to na tym zakończę.

... co skłoniło mnie do rozważań jak coś może być straszne w przenośni. ("To było straszne. Tak w przenośni!) i doszedłęm do wniosku, że Liz Rosenberg użyła tego słowa chociaż tak naprawdę chodziło jej o to, że książka była straszna w kilku znaczeniach tego słowa (tzn. pełno w niej martwych rzeczy oraz nie spodobała jej isę ani trochę). No cóż. Mam nadzieję, że spodoba jej się moja kolejna książka, cokolwiek to będzie.

A właśnie. Jak mi powiedziano, twa właśnie drukowanie książki "Kto Zabił Amandę Palmer" i już wkrótce powinna ona ujrzeć światło dzienne. (Tutaj informacje na temat zamawiania.)

A oto krótkie opowiadanie z owej książki. Wszystkie opowiadania są króciutkie i bardzo się różnią między sobą, ale w każdym z nich Amanda ginie. To jest bajką. Zaczyna się około 2:19.


(Tutaj można zobaczyć zdjęcie, które pokazuje Amanda. A jeżeli chcielibyście dowiedzieć się jak to spotaknie wyglądało od frontu, tu znajdziecie zdjęcia oraz jeszcze więcej zdjęć. A także relację z jej koncertu w Sugar Club. Mam zmierzwione włosy. Kto by pomyślał?)
...

Dobrze, a teraz przejdźmy do "Koraliny"



Przewidywano, że wtym tygodniu trafi na 3. miejsce. Ale pod koniec weekendu znalazła się na 2. Gdyby nie fakt, że na nasze miejsce na ekrany 3D trafią w piątek Jonas Brothers, polałby się szampan.

Dobrze. Czas pozamykać rozdziały związane z "Koraliną".

Tutaj znajduje się świetny artykuł na temat projektantów komputerowych modeli do "Koraliny", które były następnie wykonywane za pomocą trójwymiarowej drukarki, co pozwoliło zaoszczędzić około czterech lat pracy rzeźbiarskiej. (Czy jeśli naciskasz klawisz i coś powstaje, to wciąż nazywamy to efektami specjalnymi?). Wywiad ze mną i Henrym Selickiem.

Więcej na temat śnieżnych kul z zoo w Detroit. Artykuł na temat Phila Knighta i promocji "Koraliny". Recenzja, która mi się spodobała. Recenzje z "Christianity Today", "Catholic News Service" i "Episcopal Life" są rozsądne i pochlebne. Wciąż czekamy na recenzję na Capalert. (ale oni uznali przecież film "Lew, Czarownica i stara szafa" za niebezpieczny dla dzieci.)

Recenzję "Koraliny" zamieścił "New Yorker". Mike Baker wydobył bardzo starą okładkę tej książki. Tutaj znajduje się plik pdf z instrukcją, jak zrobić na drutach sweter Koraliny.

Irene Gallo zaczęła zbierać na blogu (http://igallo.blogspot.com/) linki do stron związanych z projektowaniem i animacją w "Koralinie". A prace Chrisa Turnhama na http://christurnham.blogspot.com/ są wspaniałe. Stef Choi właśnie zamieścił trochę rysunków na http://stefchoi.blogspot.com/(Powtórzę, że bardzo chciałbym zobaczyć książkę poświęconą artystom związanym z "Koraliną" i ich pracom. W swoim przewodniku do filmowej "Koraliny" Steve Jones musiał ograniczyć się do informacji i materiałów, które dostaczyło mu studio Laika. Teraz, kiedy nikt już nie pracuje w morderczym tempie nad ukończeniem filmu na czas, wspaniale byłoby udokumentować cały przebieg procesu tworzenia wizualnej strony filmu.)
...

Na kuchennym stole czekało na mnie wiele cudownych rzeczy. Spróbuję zrobić zdjęcie. Czekał na mnie egzemplarz magazynu "The Lifted Brow", a także DVD "American Scary". (Pierwsze dziesięć minut można obejrzeć na http://www.youtube.com/watch?v=ukvJYs4Kq_k)

Pisałem tutaj już kilkakrotnie o Juliem Schwartzu. Przeczytajcie to. Jest cudowne, w każdym znaczeniu tego słowa.

Tydzień od 1-7 marca jest Tygodniem Willa Eisnera. Jak dowiadujemy się ze strony http://www.cbldf.org/pr/archives/000386.shtml

Tydzień Willa Eisnera ma być okazją do nieustającego promowania czytelnictwa powieści graficznych, walki o wolność słowa oraz przedstawienia dorobku samego Eisnera szerokiej publiczności. Pierwsza edycja planowanej jako coroczna akcji nosi tytuł "The Spirit of A Legend" ["Duch Legendy"] i będzie dotyczyć kluczowego komiksu Eisnera - "Spirit", a także tkwiącego w jego pracach ducha, który inspirował pokolenia czytelników i artystów komiksowych. Będzie to temat przewodni obchodów w College of Art and Design w Minneapolis, College of Art and Design w Savannah, a także w Nowym Jorku. Oprócz organizowanych imprez, na stronie WillEisnerWeek.com znajdą Państwo różnorodne materiały i związane z tematem opracowania naukowe.

I na koniec...

W sobotę 7 marca w księgarni Books of Wonder na Manhattanie będziemy z Chrlesem Vessem podpisywać ksiązki. Spotkanie rozpocznie się o 13.00. Przeczytam "Blueberry girl" (nie jest długa.Może przeczytam ją dwa razy, albo będę czytał barrrrdzo powooooli, a Charles przygotuje wystawę obrazów i będą też reprodukcje do kupienia. Potem będziemy odpowiadać na pytania i powinno być fajnie.  Bałem się, że miejsca będzie za mało, ale Peter z Books of Wonder zapewnił mnie, że od kiedy byłem tam po raz ostatni przenieśli się do nowej siedziby i organizowali spotkanie z J.K. Rowling, więc bez problemu poradzą sobie z ilością ludzi, jaka może się pojawić. A zatem hurra, przybywajcie! Część zysków zostanie przekazana na konto fundacji RAINN (z którą TOri Amos współpracuje - przyp.noita), bo napisałem "Blueberry girl" dla Tori i jej wtedy-jeszcze-nienarodzonej-córki i chyba właśnie tak należy postąpić.

czwartek, 13 grudnia 2007

wciąż żywy (nie piosenka)

Neil napisał w środę 12 grudnia 2007 o 8:10

Jestem na odległym krańcu świata prawie bez dostępu do sieci. Pada, a moje włosy wyjątkowo osobliwie się poskręcały. Boli mnie gardło, jak zawsze kiedy podróżuję zbyt długo i przesypiam większą część ostatnich 48 godzin, co robię zawsze kiedy zaczyna boleć mnie gardło i kiedy należy to odespać. Właśnie podjechałem do cywilizacji w celu nabycia cytryn, miodu i imbiru. Oraz, z jakiegoś powodu, który wydawał się oczywisty w momencie kupowania, lecz teraz coraz bardziej mi się wymyka, selera. I teraz kafejkuję internetowo.

Pracuję nad "Księgą cmentarną"

Kiedy pracuję w tle gra nowy album Jasona Webley'a "The Cost of Living", a jedną z piosenek "Almost Time to Go" ["już prawie czas iść"] czasem nastawiam na powatarzanie. (Tu jest pierwsza minuta, z jego strony.) Wraz z cudowną dziwacznością "Elephant Elephant" Amandy Palmer i Jasona, czyli Evelyn Evelyn. (http://www.jasonwebley.com/music_elephant.html ale niestety wszystko sprzedane). Jego wyprzedaż -- http://www.jasonwebley.com/index.html -- trwa do końca grudnia

Słucham też nowej płyty Thei Gilmore, ale skoro jeszcze nie można jej kupić, link nie ma sensu. Ale założyła konto na Youtube (http://www.youtube.com/user/TheaGilmore), na którym póki co jeden klip, w którym Thea gra piosenkę siedząc na sofie. (Oraz na jej stronie Myspace ładne zdjęcie, które zrobił nam jej mąż-i-producent-oraz-doprawdy-znakomity-autor-piosenek Nigel Stonier przed premierą Beowulfa.)


Charles Vess skończył obwolutę okładki "Blueberry girl" ["Jagodowej dziewczynki"]


i w końcu...


Kiedyś napisałem do Ciebie, że ktoś bawi się aż za dobrze pisząc recenzje długopisów Bic na stronie Amazon (http://www.amazon.co.uk/gp/product/B000JTOYLS/ref=cm_rdp_product).Zdale sie, że nawet lepiej bawił się autor recenzji toskańskiego mleka(http://www.amazon.com/gp/product/B00032G1S0/ref=cm_cr_pr_product_top).Jednak najbardziej intryguje mnie fakt, że przez tę stronę wiem, iż jeśli kiedykolwiek będę potrzebował rudy uranu, Czołgu/Pojazdu Opancerzonego JL421 Badonkadonk czy zwyczajnie Całego Świeżego Królika - Amazon będzie pierwszym miejscem gdzie się skieruję.

Nic do dodania.

poniedziałek, 9 lipca 2007

Jagodowe dziewczęta

Neil napisał w sobotę 7 lipca 2007 o 23:24


Dzisiaj zabrałem Maddy i jej koleżanki do Centrum Handlowego America - miały do zakupienia bliżej nieokreślone artukuły dla nastolatek, a ja musiałem odwiedzić sklep Apple żeby dostać Final Cut Studio. Po drodze zatrzymaliśmy się w hotelu, żeby zaciągnąć z nami mojego przyjaciela Lesa Klingera. Nie wystarczyło mu przygotowanie wydania krytycznego wszystkich opowiadań o Sherlocku Holmesie i ostatnie kilka lat spędził na opatrywaniu przypisami "Draculi" i opowiedział mi o tym gdy jedliśmy lunch. Dwie trzynastolatki i jedna prawie trzynastolatka radośnie wyruszyły na zakupy i wróciły z kilkoma torbami, w tym jedną z logo Victoria's Secret. ("Tato, nie rób takiej miny. Kupiłyśmy tam tylko spodenki na wf")

Potem odwiozłem Lesa do hotelu i spędziłem zbyt mało czasu z kilkoma starymi znajomymi, w tym Michaelem Whelanem-od-Sherlocka, rodziną Roden i Michaelem "Langdale Pike" Dirdą, najbardziej czytanym człowiekiem w Ameryce. Potem pojechaliśmy do domu. Zainstalowałem Final Cut Studio...

Charles Vess pisze o BLUEBERRY GIRL ["Jagodowa dziewczyna"] naszej książce dla matek i córek - ołówkowe szkice i gotowe ilustracje - na stronie http://greenmanpress.com/news/archives/185. To wiersz który napisałem dla Tashy, córeczki Tori, zanim się urodziła, a Charles zamienia go w magię. Plan jest taki, żeby procent od tantiem przekazać na rzecz RAINN . Ogłosiliśmy to dawno temu (w tym poście) ale trochę trwało -- Charles miał mnóstwo spraw na głowie, a obrazki zajęły mu dużo więcej czasu, niż oczekiwał. Ale są zdumiewająco piękne.

A jak już mówimy o zbieraniu pieniędzy dla dobrej sprawy, dostałem ten niesamowicie dodający otuchy email od Beth z Black Phoenix Alchemy lab...

Chciałam Ci tylko dać znać jak idzie akcja charytatywna =) Przez pierwsze pięć dni sprzedaży zapachów z "Gwiezdnego pyłu" i "Dobrego Omenu" zebraliśmy $1500.00 na Orangutan Foundation UK oraz $5370.00 na CBLDF. To daje łącznie, do dziś $15,300.00 na rzecz CBLDF!


Co jest bardzo dobrą rzeczą biorąc pod uwagę koszty zbliżającego się procesu Gordon Lee (na http://www.silverbulletcomicbooks.com/features/118336212712690.htm) jest znakomity wywiad z Charlesem
Brownsteinem na ten temat. Dystrybutorzy Diamond poprosili zgode o zamieszczenie kilku zapachów w swoim katalogu, co Evan Dorkin przezabawnie interpretuje jako znak nadchodzącej apokalipsy. Osobiście uważam, że lepszym znakiem zapowiadającym bliski koniec świata to cały artykuł o kanadyjskim komiksie w którym nie pada nazwisko Dave Sim ani "Cerebus". Osobliwe. (a propos: dla tych, którzy przegapili- wydaje mi się, że oferta Dave'a pod koniec http://www.neilgaiman.com/journal/2004/08/lewis-and-clarke-not-to-mention-snuff.asp jest nadal aktualna. Ponad dwa tysiące osób dostało od niego komiks za darmo tylko za to, że napisali i poprosili. Mam nadzieję, że wiele z nich postanowiło kupić całą serię "Cerebus"...)