Neil napisał we wtorek 18 września 2007 o 20:39
Niewiele do zrelacjonowania. Poleciałem Virgin do Tokio -- miałem dobre wspomnienia z Pierwszej Klasy Virgin sprzed około dziesięciu lat, kiedy leciałem do LA i było tam przyjemnie, przestronnie i naprawdę miło. Teraz nie jest nawet w przybliżeniu tak dobrze, ale siedzenia zmieniają się w zupełnie poziome łóżka, i samo to jest cudowne.
Byłem pod znacznie mniejszym wrażeniem gdy odkryłem, że po wyjściu z samolotu jedna z butelek Taliskera kupiona w bezcłowym sklepie jako prezent dla moich japońskich gospodarzy (biorąc pod uwagę związek Skye z "Gwiezdnym pyłem" wydawało się to odpowiednie) nie znajduje się już w torbie. Mam nadzieję, że ktokolwiek z nią wylądował - cieszy się z niej.
W samolocie pracowałem przepisując rękopis "Odd and the Frost Giants" ["Odd i Lodowe Olbrzymy"]. "Odd" to cieniutka książeczka, którą właśnie piszę - nowelka, jak sądzę - a która zostanie opublikowana z okazji Światowego Dnia Książki 2008
(Zgubiłem notatnik [zostawiłem go w samolocie z Chin do Amsterdamu, w drodze do Budapesztu] w którym znajdował się kolejny rozdział. Nie mając innego wyjścia, wzruszę ramionami i napiszę go od nowa. I tak było to głównie gadanie lisa i niedźwiedź, który mu przerywał.)
Dotarłem do Tokio i przeżyłem najbardziej bezproblemowe przejście przez lotnisko: paszport, bagaż, wszystko było już gotowe gdy się tam znalazłem i wyszedłem jeszcze przed planowanym czasem lądowania samolotu.
Zostałem przedstawiony moim ludziom w UIP Japan, wsadzony do samochodu z moim kierowcą i moim ochroniarzem (mam tu ochroniarza) podczas gdy ludzie z UIP podążali za nami minibusem. A potem dotarłem do hotelu...
Jeśli kiedykolwiek widzieliście film "ANNIE", ten fragment gdzie przyjeżdża do Warbucks Estate i przechodząc przez budynek jest przedstawiana wszystkim po kolei to tak właśnie wyglądał mój przyjazd do hotelu. Wypadłem z samochodu i do środka porwała mnie fala ludzi, tych z hotelu i z UIP, pod przywództwem głównego managera. Uścisnąłem rękę... yyy... wszystkich, a przynajmniej tak się zdawało... i wkrótce znalazłem się w najpiękniejszym pokoju hotelowym jaki widziałem (a byłem w wielu uroczych pokojach hotelowych na całym świecie) z zachwycającym widokiem na Tokio. Hotel otwarto dopiero dwa tygodnie temu i nadal unosił się tam ten charakterystyczny zapach nowych wykładzin. W samym pokoju chyba jeszcze nikt dotąd się nie zatrzymał. Pokazano mi jak wszystko działa i było to bardzo potrzebne - to HAL 2000 wśród pokoi hotelowych, ze wszystkimi dziwacznymi i ukrytymi nowinkami technicznymi. Sedes, który podnosi się na twoje powitanie gdy nerwowo otwierasz nieoznaczone drzwi by sprawdzić co się za nimi znajduje to najmniej dziwna z nich.
(Trzymanie na kolanach pandy było lepsze, niż ten pokój. Ale jeśli chodzi o pokoje hotelowe, ten jest najlepszy. Jest tu też stary teleskop, do podziwiania gwiazd, widoków, czy czegoś).
Sprawdziłem plan - 43 wywiady zaplanowane na te dwa dni skurczyły się do 37, liczby odrobinę bardziej możliwej do wykonania. Kadokawa w piątkowy wieczór powinno być wspaniałą zabawą jeśli tylko do tego czasu będę jeszcze a) wiedział jak się nazywam i b) umiał się podpisać.
Dziś mam czas na dojście do siebie, ale zamiast tego zamierzam wybrać się do Studia Ghibli i złożyć wyrazu szacunku, co chciałem uczynić od kiedy zaprosili mnie po raz pierwszy, lata temu, podczas pracy nad "Księżniczką Mononoke".
...
Gdybym został w domu mógłbym przy tym pomóc... http://www.birdchick.com/2007/09/rolling-bees-in-powdered-sugar.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz