Nigdy tak naprawdę nie znałem Steve'a Gerbera-- nie sądzę, byśmy kiedykolwiek spotkali się na żywo. Na samym początku lat dziewięćdziesiątych jako fan wysłałem do niego list gdy oboje byliśmy na Compuservie, mówiąc mu, że bardzo podobał mi się żart w numerze Kaczora Howarda o tancerce z klubu nocnego i jej Strusiu, którzy walczyli przeciwko Złowieszczej Lampie Lavie i że zawsze miałem nadzieję, że stanie się prawdziwym komiksem, a on odpisał, że właściwie można by z tego zrobić komiks oraz że poszedł i podrzucił to Vertigo. (Nazywał się Nevada i był dobrym komiksem, który nigdy nie zyskał wystarczająco wielkiej publiki.) Garstka przyjacielskich e-maili na przestrzeni lat, do tego stopnia skrzyżowały się nasze drogi...
Ale Steve Gerber, Archie Goodwin i Len Wein byli tą trójką ludzi, którzy sprawili, że zapragnąłem pisać komiksy. A z nich trzech, komiksy Steve'a były najdziwaczniejsze, najbardziej osobiste, najfajniejsze. Kiedy dorosnę, myślałem, jeśli mi się poszczęści, będę pisał takie komiksy.
Niemal dziesięć lat temu byłem na pogrzebie Archie'go Goodwina. Teraz Steve również odszedł.
(I, będąc przesądnym, właśnie zajrzałem i sprawdziłem blog Lena. Wygląda w porządku...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz